– To nie jest praca, lecz niewolnicza harówka! – przeraziła się Phyllida.
– Wiedziałem, że ci się nie spodoba. Nie przywykłaś do pracy.
– Wręcz przeciwnie! Pracowałam dużo i bardzo ciężko. – Przypomniała sobie o wieczorach spędzonych nad papierami w biurze.
– Wysiadywanie za biurkiem to nie wszystko. Potrzebuję kogoś, kto nie boi się zakasać rękawów i pobrudzić sobie rąk.
– Może do tej pory nie brudziłam sobie rąk, ale musiałam walczyć o przetrwanie. Zamiast narzekać, zastanów się, jak wykorzystać moje wysokie kwalifikacje.
– Niezbyt przydadzą ci się przy szorowaniu łodzi. – Jake pochwycił ją za ręce i odwrócił dłonie do góry, przeciągając po nich kciukami. – Popatrz, są za delikatne, by wytrzymały parę tygodni szorowania, skrobania i polerowania.
Phyllida poczuła suchość w ustach. Pod wpływem dotyku ciało stawało się boleśnie wrażliwe. Czuła każdy milimetr skóry, o który otarły się jego palce.
– Przywykną – wykrztusiła z trudem.
– A ty? – Jake puścił jej dłonie i usiadł. Patrzył na dziewczynę, jakby była kłopotliwym przedmiotem, z którym nie wiadomo, co zrobić.
– Jestem twardsza, niż ci się wydaje. – Świadoma komicznego wrażenia, jakie musiała sprawiać poprzedniego wieczoru, ubrała się dziś schludnie i praktycznie w spodnie w biało-niebieskie paski i białą bluzkę. Wciąż jednak podejrzewała, że Jake zapamiętał ją szlochającą na walizce.
– Chyba jednak nie aż tak bardzo twarda, za jaką chcesz uchodzić – westchnął Jake, a Phyllida oblała się rumieńcem.
– Przekonaj się!
Cień zdenerwowania przemknął po jego twarzy.
– Ubiegłej nocy chwaliłaś się, jakie ważne zajmujesz stanowisko i jak bardzo zależy ci na zrobieniu kariery. Czy naprawdę chcesz, bym uwierzył, że będziesz szczęśliwa, krojąc cebulę i szorując pokłady?
– Owszem, jeśli to pomoże uspokoić się Chris – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. – Nie zamierzam spędzać czasu w Australii, pracując u ciebie dłużej niż to konieczne, ale obiecałam to Chris. Nie rozumiem twoich zastrzeżeń. Powiedziałeś, że chcesz jej pomóc, a to najlepsza metoda. Może nie jestem najlepszą kandydatką, ale oszczędzisz sobie trudu szukania kogoś innego, mógłbyś więc przynajmniej dać mi szansę.
Nastąpiła pełna napięcia cisza. Jake przyglądał się jej przymrużonymi oczyma.
– Mógłbym – rzekł wreszcie, a jej mocniej zabiło serce. Atmosfera robiła się wprost nie do zniesienia. – Czemu tak się upierasz? Przecież nie musisz tego robić. Znajdę kogoś innego, a ty powiesz Chris, że u mnie pracujesz.
– Nie mogłabym jej okłamać – zaprotestowała.
– No a co z twoimi wakacjami? Przepraszam, z twoim urlopem naukowym. Przecież zamierzałaś przez te parę tygodni zastanowić się nad kierunkiem rozwoju swojej błyskotliwej kariery.
Phyllida spuściła oczy. Zapomniała o swoim kłamstwie. Gdyby Jake nie był taki sceptyczny w stosunku do kobiet, może nawet powiedziałaby mu prawdę. Jednak za nic nie da mu tej satysfakcji.
– Przyjechałam tu, gdyż potrzebuję czasu do zastanowienia, a myśleć mogę nawet szorując pokłady, chyba że jest to zabronione.
– Myślenie jest dozwolone – uśmiechnął się Jake. – Kłótnie nie. Swoje zadęcia zostaw w domu. Nie chcę wysłuchiwać, jaka jesteś ważna. Większość prac jest nudna i męcząca, więc nie narzekaj, że cię nie ostrzegałem.
– To znaczy, że mnie zatrudnisz?
– Tylko przez wzgląd na Chris. Musisz jednak pracować równie ciężko jak ona.
– Będę – przyrzekła gorąco.
– Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo – rzekł z rezygnacją Jake. – Kiedy wrócą Chris i Mike, na pewno oboje powitamy ich z otwartymi ramionami, ale na razie wygląda na to, że jesteśmy skazani na siebie.
Rozdział 4
Po podjęciu decyzji Jake przeszedł do razu do rzeczy.
– Masz prawo jazdy?
– Nie zabrałam – odparła z zażenowaniem Phyllida. – Pakowałam się w takim pośpiechu, że zupełnie nie miałam do tego głowy.
– Sądząc z rozmiarów walizki, pamiętałaś o wszystkim innym – zauważył złośliwie. – Myślałem, że jesteś bardziej zorganizowana.
– Niczego nie zapomniałam. Skąd mogłam wiedzieć, że przyda mi się prawo jazdy?
– Więc chyba liczyłaś na to, że Mike i Chris będą ci służyli za darmowych kierowców.
– Nie wiedziałam, czego się spodziewać – zgrzytnęła zębami Phyllida. – A już najmniej przesłuchania z powodu zapomnianego kawałka papieru. Czy to ma jakieś znaczenie?
– Zamierzałem dać ci furgonetkę, żebyś mogła pojechać po zakupy. Tymczasem wygląda na to, że będę musiał cię wszędzie wozić. To zaczyna się stawać regułą!
– Zapewniam, że nie z mojej woli.
– Słusznie, zapomniałem, że jesteś kobietą samodzielną – zakpił Jake. – To zabawne, ale zawsze znajdziesz kogoś, kto wykona za ciebie robotę.
– Mówimy tylko o sporadycznych wyjazdach po zakupy – parsknęła. – Skoro stanowi to dla ciebie taki wielki problem, znajdę inny sposób, żeby się tu dostać.
– Taki, jak zeszłej nocy?
– To było coś innego. Ubiegłej nocy nie byłam sobą i dobrze o tym wiesz! Taka podróż wykończyłaby każdego i niezbyt mi pomogłeś, będąc taki…
– Jaki? – spytał z rozbawieniem w oczach.
– Niemiły! – wypaliła niezbyt dyplomatycznie.
Jake nie zamierzał puścić tego płazem.
– Niemiły? – zdumiał się nieszczerze. – Taszczyłem twoją walizkę, zabrałem cię samolotem do Port Lincoln, podwiozłem pod drzwi Chris… Cóż w tym było niemiłego?
Phyllida, czując się zapędzona w kozi róg, gorączkowo szukała w pamięci przykładu jego niemiłego zachowania. Rzecz tkwiła nie w tym, co robił, ale w jego drwiących spojrzeniach, uśmieszkach, kpiącym tonie. Tego jednak nie mogła powiedzieć.
– Pocałowałeś mnie. – Był to jedyny zarzut, jaki mogła wysunąć.
– Wtedy nie było to wcale dla ciebie niemiłe – oświadczył zuchwale.
– Wykorzystałeś sytuację – nie ustępowała, lecz Jake spojrzał na nią obojętnie.
– W takim razie jesteśmy kwita.
To Phyllida spuściła oczy. Po co wracała do sprawy pocałunku? Jego wspomnienie zagęściło nagle panującą w pokoju atmosferę, znów po plecach przebiegły jej ciarki. Wciąż czuła dotyk mocnych dłoni Jake’a i ekscytujące spotkanie się ich warg.
– Musi być jakiś sposób na poruszanie się po okolicy – powiedziała, usiłując sprowadzić rozmowę na bezpieczniejsze tory. – Chyba są tu jakieś autobusy?
– To nie Londyn – odparł Jake. – Może nawet uda ci się dotrzeć do sklepów, ale nie zabierzesz się z zakupami.
– Mogę wziąć taksówkę – rzekła niechętnie.
– Możesz – zgodził się. – Pod warunkiem, że za nią zapłacisz, bo ja, mając stojącą bezczynnie furgonetkę, nie dam ani grosza. Czy również zamierzasz przyjeżdżać tu co rano taksówką?
– Jeszcze tego nie przemyślałam.
– To się lepiej zastanów. Przystań leży daleko od domu Chris i zapewniam cię, że nie ma bezpośredniego połączenia autobusowego.
Phyllida zacisnęła wargi.
– Potrafiłam przez parę lat utrzymać się sama w Londynie – odparła chłodno. – Z pewnością jakoś przeżyję w Port Lincoln.
– To zależy od punktu widzenia – zauważył Jake, pokazując jakiś punkt za oknem. – Mieszkam na szczycie tego wzgórza obok przystani. Wystarczająco blisko, by dojść tu na piechotę. Chyba najlepiej zrobisz, mieszkając u mnie – dodał z rezygnacją.
– Miałabym mieszkać u ciebie? – przeraziła się Phyllida.
– Wolałabym raczej spać na plaży!
Jake aż cmoknął z wrażenia.
– Nie wiem, jak udało ci się zrobić oszałamiającą karierę, ale na pewno nie z powodu nadmiaru taktu.
– A tobie nie dzięki urokowi osobistemu – odgryzła się.
– Wyjątkowo serdeczny sposób zapraszania gości! Nie ma mowy, żebym przeprowadziła się do ciebie!
– Nie ma w tym żadnej próby uwiedzenia ciebie, jeśli to cię trapi – westchnął Jake. – Nie musisz więc reagować jak przerażona stara panna. Szczerze mówiąc, mogę się postarać o bardziej odpowiednie towarzystwo i niezbyt bawi mnie perspektywa spędzenia paru tygodni z osóbką w gorącej wodzie kąpaną, ale nie widzę innego wyjścia.
– A ja owszem. Będę mieszkała u Chris i Mike’a.
– Jak się tu dostaniesz codziennie rano?
– Znajdę jakiś sposób!
– Dom jest wystarczająco duży, żebyśmy się pomieścili.
– Raczej zostanę tam, gdzie jestem – upierała się. Sama myśl o dniach spędzonych w towarzystwie Jake’a była już dość irytująca, ale żeby z nim mieszkać…
Jake przyjrzał się z uwagą małej, upartej osóbce.
– Czemu zawsze się upierasz przy najgorszych rozwiązaniach?
– A dlaczego ty nie chcesz uznać, że jestem samodzielna? Jeśli wspomnisz choć raz o zeszłej nocy, zacznę krzyczeć. Wiem, że zachowałam się pretensjonalnie, ale uwierz mi, to się już nie powtórzy. Jestem dobra w tym, co robię, więc poradzę sobie i tutaj. Zobaczysz.
– Zaraz będziesz miała okazję się przekonać – zgodził się niechętnie Jake. Wstał. – Oprowadzę cię, a potem zabieramy się do roboty. W tym tygodniu mamy jej aż nadto.
Pokazał jej składzik i wyjaśnił, jak działa radio.
– Prowadzimy całodobowy nasłuch naszych łodzi. Tak więc, jeśli usłyszysz, że ktoś się zgłasza, a mnie nie będzie w pobliżu, musisz odebrać wezwanie. Być może trzeba będzie udzielić jakichś rad. Masz jakieś doświadczenie żeglarskie?
– Czy liczy się jednodniowy rejs do Boulogne?
– Niezwykle pomocne! – westchnął Jake. – Przecież chyba musiałaś żeglować.
– Nie było takiej potrzeby. W kraju żeglarstwo zawsze pachniało zimnem, wilgocią i niewygodą. Chris i Mike uwielbiają to, ale dla mnie kontakt z przyrodą, to opalanie się na tarasie.
– Niezbyt przypominasz Chris, co? – Spojrzał na ożywioną twarz dziewczyny.
– Nie. Trudno uwierzyć, że jesteśmy spokrewnione. Może właśnie dlatego polubiłyśmy się tak bardzo. Wolałabym być bardziej podobna do Chris – przyznała, zastanawiając się, jak najlepiej opisać kuzynkę. – Jest taka… niestrudzona.
– Z pewnością to określenie nie pasuje do ciebie – zaczepnie powiedział Jake.
– Tak? A jakie?
– Gadatliwa – uśmiechnął się nieoczekiwanie.
Zbił tym Phyllidę z tropu. W chwili gdy miała już dojść do wniosku, że jest bardziej nieznośny, niż jej się zdawało, zrobił to ponownie! Jeśli w półmroku kabiny uśmiech Jake’a budził jej zaniepokojenie, to w blasku dnia zamarło jej serce.
Widziała, jak wokół oczu pojawiają mu się mimiczne zmarszczki, jak zmienia się zarys policzków. Białe zęby na tle opalenizny wyglądały wręcz zabójczo. W głowie dziewczyny zadźwięczał alarmowy dzwonek. Z wrażenia wstrzymała oddech i otrząsnęła się z tego dopiero po chwili, wracając do rzeczywistości.
Na zewnątrz niebieskie niebo rozświetlało ostre słońce. Phyllida, idąc za Jakiem, mrużyła oczy. Silny wiatr znad morza rozsypywał jej włosy wokół twarzy, spoglądając na molo, przytrzymywała je jedną ręką. Uśmiech Jake’a wciąż mącił jej spokój.
Lśniąca woda wyglądała niemal bezbarwnie, lecz dziewczyna słyszała plusk fal obmywających molo. Jachty tańczyły w górę i w dół. Przypatrywała się temu jak zahipnotyzowana, jakby nigdy przedtem nie widziała żaglówek, ujęta krzywizną kadłubów, kontrastującą ze strzelistymi masztami i wymyślną geometrią olinowania.
Doszła do wniosku, że coś niezwykłego emanuje z tej pełnej światła przestrzeni, w przeciwieństwie do delikatnego angielskiego słońca. Wszystko wydawało się nieprawdopodobnie różnorodne. Każda łódź była inna. Eleganckie żaglówki sąsiadowały z wielkimi jachtami motorowymi, szybkie ślizgacze z wysłużonymi łodziami rybackimi, a cała ta flotylla kołysała się w hipnotyzującym ruchu, jakby przytakując kuszącej obietnicy morskiej swobody i świeżości.
Zamknęła oczy i zwracając twarz ku słońcu, wdychała niesiony wiatrem ostry zapach morza. Uśmiechnęła się, słysząc nawoływanie mew, zgrzyt cum i łopot fałów o setki masztów.
Wszystko to różniło się od dźwięków, do których przywykła – dzwonków telefonów, pisku drukarek, gorących, głośnych sporów lub śmiechów, dudnienia ruchu ulicznego za oknem i odległego zawodzenia syren. Przystań rozbrzmiewała obco i dziwnie swojsko zarazem.
Phyllida poczuła nagle olbrzymią radość, że się tu znalazła. Otworzyła oczy i z uśmiechem odwróciła się w stronę Jake’a.
Przyglądał się jej z tym swoim dziwnym wyrazem oczu.
– Myślałem, że zasnęłaś – powiedział, siląc się na zwykłą kąśliwość.
Phyllida pokręciła głową i kolczyki ze sztucznymi diamentami błysnęły w słońcu.
– Po prostu… zamyśliłam się.
– To wszystko zmienia – rzekł sucho Jake.
Odwrócił się i ruszył wzdłuż mola. Pontony chwiały się im pod stopami, gdy pokazując na łodzie, z uczuciem wymieniał ich nazwy.
– Większość jest teraz w morzu. Oto „Persephone”, obok niej „Dora Dee”, piękna, prawda? Dalej „Calypso”. Wróciła wczoraj i wymaga czyszczenia, podobnie jak „Valli”. – Pokazał na cumujący obok „Calypso” jacht.
Nazwy dwóch ostatnich jachtów zabrzmiały dość swojsko.
"Serce nie sługa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Serce nie sługa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Serce nie sługa" друзьям в соцсетях.