– Ros, patrz! – krzyknął zachwycony malec. – Koparka! Na ciężarówce.
Oboje cofnęli ręce jak oparzeni. Rosalind zarumieniła się, pochyliła głowę nad Jamiem i udała, że podziwia koparkę. Michael był jej wdzięczny, że nie patrzy na niego, dzięki czemu mógł się opanować.
Dopił resztę kawy i wbił wzrok w kubek. Był przerażony, że tak niewiele brakowało, a znowu byłby się skompromitował. Nie rozumiał, co go skłoniło, aby tak zapatrzyć się w oczy Rosalind. Wystraszył się, że ona pomyśli, iż nadal jest zadurzonym w niej głupcem. Wzdrygnął się na samą myśl o tym. Przed laty dała mu nauczkę, więc już się nie zapomni, choćby nie wiem co.
Rosalind kątem oka zauważyła, że Michael wpatruje się w pusty kubek i ma twarz jak maskę, bez wyrazu. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam człowiek, którego szare oczy przed chwilą ją zahipnotyzowały i którego dotyk ją rozpalił. Serce waliło jej jak młotem, odetchnęła z trudem, powoli, żeby uspokoić nerwy. Gdy Michael wsunął obrączkę na jej palec, niemal zabrakło jej tchu.
Wolałaby nie nosić obrączki i uniknąć gorzkiej parodii tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby przed laty zachowała się inaczej. Zaczerwieniła się ze wstydu, gdy przypomniała sobie, jak kilka minut temu ściskała Michaela za rękę i jak niemądrze patrzyła mu w oczy. Gotów pomyśleć, że żałuje, iż dała mu kosza. Gotów domyślić się, że zastanawiała się, jak by to było, gdyby byli małżeństwem.
Wystraszona, że Michael potrafi czytać w myślach, przez resztę drogi kryła się za parawanem wyniosłości. Miała nadzieję, że Michael złoży to na karb znudzenia podróżą. Milcząc, tym bardziej czuła jego obecność i niepokoiła się wyrazem jego twarzy. Bała się, że ogarnął go niesmak, ponieważ czepiała się jego ręki jak tonący rozbitek. A może zastanawiał się, jak powiedzieć, że raz dał jej szansę szczęścia, lecz więcej tego nie powtórzy.
Ogarnięta złością na siebie zaczęła niespokojnie wiercić się na siedzeniu. Od lat udawała przed wszystkimi, że głębsze uczucia są jej obce i dawno temu postanowiła, iż lepiej za bardzo się nie angażować, a życie pokazało, że miała rację. Teraz pocieszała się myślą, że oboje są związani z kimś innym, więc nic im nie grozi. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego jej serce chce wyskoczyć z piersi, za każdym razem gdy Michael przesuwa dłonie na kierownicy lub przechyla głowę, aby spojrzeć w lusterko.
Czuła się coraz bardziej podenerwowana. Napięcie rosło, atmosfera się zagęszczała i coraz częściej zapadało milczenie. Zanim dojechali do Askerby, kilkakrotnie powstrzymywała się, by nie wybuchnąć z byle powodu.
Askerby, niewielka wioska w Yorkshire, rozłożyła się wokół dużego błonia. W największym domu, stojącym na skraju wsi, był hotel, a dalej znajdował się kościół, dwa puby i sklep, w którym Michael zapytał o drogę.
Dowiedział się, że pani Brooke mieszka po przeciwnej stronie błonia. Jej dom był otoczony dzikim ogrodem i z daleka wyglądał bardzo malowniczo, ale z bliska sprawiał przygnębiające wrażenie, ponieważ ze ścian odpadał tynk, a dróżka od furtki do drzwi zarosła zielskiem, – Wygląda to mało zachęcająco ~ mruknęła Rosalind. – Może zatrzymamy się w hotelu? To chyba nawet lepsze wyjście, bo zaoszczędzimy pracy pani domu.
– Ciotka nie będzie nic robić – obruszył się Michael. – My wszystkim się zajmiemy. Głównie ty.
– Ja?
– Oczywiście. Chyba widzisz, że grządki trzeba wypielić, a krzewy przyciąć. Sądząc po stanie ogrodu, ciotka naprawdę potrzebuje pomocy, więc przestań myśleć tylko o sobie. Na pewno nie ma służby na każde zawołanie i jeśli chcesz, żeby wszyscy uwierzyli, że jesteś moją żoną, będziesz musiała zakasać rękawy.
Rosalind wysiadła i z hukiem zatrzasnęła drzwi.
– Co ty wygadujesz?! – zawołała. – Ja nie mam pojęcia o gotowaniu i sprzątaniu!
– Czas najwyższy, żebyś nauczyła się kilku pożytecznych rzeczy – rzucił Michael pogardliwie. – Praca nikomu nie szkodzi. Narobiłaś tyle szumu, żeby tu przyjechać, więc sądziłem, że w dowód wdzięczności za gościnność starszej pani zajmiesz się jej domem. Ale jeśli nie potrafisz zrobić tego chętnie i ze szczerego serca, powiedz od razu, zanim się skompromituję, przedstawiając cię jako moją żonę.
– No wiesz!
– Decyzja należy wyłącznie do ciebie. Jeśli o mnie chodzi, możesz sobie siedzieć w hotelu, ale jeżeli chcesz mieszkać tutaj, musisz zarobić na kawałek chleba. Mnie jest wszystko jedno, więc decyduj się, i to szybko. – Spojrzał w jej gniewnie zmrużone oczy. – No, co postanawiasz? Odwieźć cię do hotelu?
Zawahała się. Nie przewidziała, że będzie musiała cokolwiek robić, a tym bardziej sprzątać stary dom i karczować dziki ogród. Nie miała wątpliwości, że w hotelu są lepsze warunki, a poza tym nie była pewna, jak długo wytrwa w towarzystwie wrogo usposobionego Michaela.
Kłopot polegał na tym, że nie wiedziała, czy poradzi sobie bez niego. Niepokoiło ją to, że nie upłynęła nawet jedna doba od ponownego spotkania, a już liczyła tylko na niego. Może nie miał najłatwiejszego usposobienia, ale przy nim czuła się bezpieczna. I Jamie był bezpieczny. Nie chciała być znowu zdana na siebie. Skoro udało się doprowadzić sprawę tak daleko, postanowiła jeszcze raz schować dumę do kieszeni, aby nie zaprzepaścić tego, co z takim trudem osiągnęła.
– Nie chcę mieszkać w hotelu. Zostanę tutaj – zdecydowała z ponurą miną.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Postanowił skorzystać z okazji i dać jej nauczkę.
– Skoro zostajesz, nastaw się psychicznie na to, że będziesz robić wszystko, co trzeba. Jeśli zajdzie potrzeba, będziesz przez miesiąc szorować podłogi. Jasne?
– Jak fusy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Otworzyła tylne drzwi i wyjęła Jamiego. – Stawiasz jeszcze jakieś warunki? Wolę od razu dowiedzieć się, co mnie czeka.
Ze złości dostała wypieków, miała mocno zaciśnięte usta i pociemniałe od gniewu oczy, lecz jego to nie wzruszyło.
– Owszem, właśnie jeszcze coś mi się przypomniało.
– Co takiego? Nie wystarczy, że przy sprzątaniu urobię sobie ręce po łokcie? Każesz mi rąbać drwa? Przekopać cały ogród?
– O tym potem, a teraz przydałaby się próba generalna. Nie chcę nikomu dać powodu do podejrzeń, że nie jesteś moją ślubną żoną, a to oznacza, że powinniśmy zachowywać się jak dobrana para. Tymczasem masz minę, jakbyś nie mogła na mnie patrzeć. Co ciotka sobie pomyśli, gdy cię zobaczy w takim okropnym nastroju?
– Pomyśli, że jestem czułą i kochającą żoną, która pokłóciła się ze swym irytującym mężem – odparowała. – Jesteś nieznośny.
Zamierzała przejść obok niego, lecz złapał ją i odwrócił ku sobie.
– Mówiłem poważnie! – rzekł, ledwo nad sobą panując. – Zdaję sobie sprawę, że nie stad cię na szczerze ciepłe uczucia, ale musisz mi obiecać, że przynajmniej postarasz się udawać, że mnie kochasz.
– Też mi wymagania! – Wyrwała rękę i potarła, jakby się oparzyła. – Mam przez cały miesiąc wieszać ci się na szyi?
– Nie. – Zaczął groźnie sapać. – Ale chcę, żeby ludzie myśleli, że pobraliśmy się z miłości i dlatego trzeba zachowywać się jak przykładne małżeństwo. Czy to przekracza twoje możliwości?
– To zależy od tego, jak dobrze ty będziesz odgrywał swoją rolę.
– Oboje musimy doskonałe grać i obiecuję, że dołożę starań, by nikt nie domyślił się, że udajemy.
Spojrzała na niego podejrzliwie, z pretensją. Nie widziała powodu, dla którego z takim naciskiem podkreślał, że będzie musiał wysilać się, aby udawać zakochanego w niej męża.
– No? – zniecierpliwił się. – Zgadzasz się ze mną?
– Niech ci będzie – mruknęła naburmuszona. – Jeśli ci zależy, będę idealną żonką nie widzącą świata poza swym ukochanym mężusiem.
– Świetnie. Ale masz taką minę, że wątpię, czy ci się to uda. Pewno umiesz się zachwycać tylko wtedy, gdy patrzysz na swoje odbicie w lustrze.
– Może. Ciekawe, jak ty będziesz udawał zakochanego, gdy nie będzie obok ciebie idealnego archeologa w spódnicy.
– Nie przyjdzie mi to łatwo, ale przynajmniej wiem, jak zachowują się ludzie, których łączy miłość. Ty nie masz o tym pojęcia.
– Skąd ta pewność? – zawołała dotknięta. – Skoro jesteś taki mądry, daj mi jakąś dobrą radę. Może mnie poduczysz?
– Racja, nauka nie zaszkodzi. – Nim zdołała zorientować się, co robi, objął ją i przyciągnął do siebie. – Najlepiej zacząć lekcje od zaraz.
– Co… jak…?
Zacisnęła dłonie w pięści i chciała go odepchnąć. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe, czuła się zdezorientowana i dziwnie podniecona, lecz sądziła, że tylko z powodu ogarniającego ją gniewu. '
– Przecież prosiłaś, żebym ci pokazał, jak to się robi. – Objął ją mocniej i odsunął kosmyk włosów z jej czoła. – Zakochani po kłótni całują się na zgodę i nie ciągną sprzeczki w nieskończoność. A ty byś się kłóciła i kłóciła.
– Ja… to… zapamiętam – szepnęła drżącym głosem.
Michael musnął palcem jej usta, a wtedy przekonała się, że nadal wystarczy lekki dotyk, by od razu ogarnęło ją rozkoszne podniecenie. Chciała się odsunąć, lecz trzymał ją coraz mocniej.
– Samo pamiętanie nie wystarczy.
Spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem i pocałował. Czuła, że traci grunt pod nogami, więc objęła go kurczowo. W głowie zaczęło jej się kręcić i miała wrażenie, że leci w przepaść. Michael całował ją tak samo jak dawniej, więc bezwiednie rozchyliła usta i nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęła odwzajemniać pieszczotę równie zapamiętale i namiętnie jak przed laty.
Przylgnęła do niego; zapomniała o wszystkim i pięć ponurych lat przestało się liczyć. Ogarnęło ją cudowne uczucie, że ożyła, że jak dawniej ma gorącą krew. Chciała włożyć ręce pod jego sweter, aby poczuć pod palcami skórę, opinającą twarde mięśnie, ale Michael uniósł głowę i odsunął się.
– Chyba zrozumiałaś.
Miał przytłumiony głos i oddychał z trudem, lecz poza tym zdawał się niewzruszony, opanowany. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami, niczego nie rozumiejąc. Zdezorientowana potrząsnęła głową, ale to nie pomogło. Nogi uginały się pod nią, przez ciało przebiegały dreszcze. Otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zresztą, co miałaby powiedzieć? Poprosić, by nadal ją całował?
Przerażona, że wypowiedziała prośbę na głos, przełknęła ślinę i wyjąkała:
– Wcale… niepotrzebne…
– Czy ja wiem? – Przyglądał się jej z powagą. – Może posunęliśmy się trochę za daleko jak na lekcję, ale nauka dała pożądany skutek, bo już masz lepszą minę. Prawdę powiedziawszy taką, jak kochająca żona.
Rosalind uświadomiła sobie, jak Michael może odebrać jej reakcję i poczuła się upokorzona. Zamiast go wyśmiać lub obojętnie odsunąć, przytuliła się do niego i całowała bez opamiętania. Nie zachowała się jak kobieta, która nie żałuje tego, co zrobiła przed laty. Czyżby zdradziła się z tym, że wciąż nie potrafi zapomnieć o przeszłości?
Nie pojmowała, dlaczego on tak dziwnie na nią wpływa. Był ubrany zwyczajnie, wyglądał przeciętnie, więc nie powinien wywoływać tak silnych emocji.
Chętnie zemściłaby się przynajmniej słownie, ale wiedziała, że po tak namiętnych pocałunkach nic nie przekona Michaela, że jest jej obojętny. Rozsądniej będzie zlekceważyć cały incydent. Spuściła oczy i napotkała krytyczny wzrok Jamiego, Chłopiec patrzył na nią z pretensją.
– Co robiłaś? – spytał nadąsany.
Oblizała spieczone wargi i drżącym głosem powiedziała:
– Zapytaj Michaela.
– Co robiłeś?
– Całowałem Rosalind – odparł Michael bez skrępowania.
– Dlaczego?
– Bo ćwiczymy.
– Dlaczego?
– Idź zadzwonić – przerwała dociekania chłopca Rosalind. Po gorących pocałunkach wciąż drżała i czuła się niepewnie, więc nie miała nastroju do odpowiadania na nie kończące się „dlaczego?”.
Na szczęście malec posłuchał, pobiegł do drzwi domu, stanął na palcach i nacisnął stary mosiężny dzwonek. Po chwili na progu ukazała się wyprostowana siwa dama o ostrych rysach, która popatrzyła na nich bez słowa.
– Dzień dobry, ciociu. Jestem Michael. A to moja żona i… Jamie.
Rosalind uśmiechnęła się blado i powiedziała nieśmiało:
– Dzień dobry.
Starsza pani obrzuciła ich bystrym spojrzeniem. Miała oczy ciemne i równie przenikliwe, jak jej cioteczny wnuk i wcale nie sprawiała wrażenia kruchej czy zagubionej staruszki. Rosalind poczuła się, jakby kobieta przejrzała ją na wylot i zamierzała zarzucić, że jest oszustką i kiepską aktorką.
– Witam. – Pani Brooke szerzej otworzyła drzwi. – Proszę, wejdźcie. Cieszę się, że już jesteście.
Wprowadziła ich do ciemnej, staroświeckiej bawialni. W powietrzu czuło się chłód świadczący o tym, że pokój rzadko był używany. Rosalind była zadowolona, że może usiąść, ponieważ nadal lekko trzęsły się jej nogi.
Michael usiadł obok niej i tak swobodnie rozmawiał z panią domu o autostradach i lokalnych drogach, że zerknęła na niego z pretensją. Cieszyła się, że zwolnił ją z obowiązku prowadzenia rozmowy, lecz miała pretensję, że mówi spokojnie i naturalnie. Widocznie nie uginały się pod nim nogi, serce nie wyskakiwało mu z piersi, nie brakło mu tchu. Dzięki temu mógł bez zająknienia zachwycać się Askerby.
"Serce wie najlepiej" отзывы
Отзывы читателей о книге "Serce wie najlepiej". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Serce wie najlepiej" друзьям в соцсетях.