Spróbowała uchylić głowę, ale ręka jego zacisnęła się wokół niej, uniemożliwiając ucieczkę. Wbiła paznokcie w jego ramiona, ale on nie zwracał na to uwagi. Jego usta zamknęły się wokół jej warg z gwałtownością nie liczącą się z żadnym oporem. Zmuszona była poddać się pulsującej żądzy jego warg i bezwiedne, szalone podniecenie wzburzyło jej krew, pozbawiając jej tej odrobiny samokontroli, jaka jeszcze jej pozostała.

Całował ją, dopóki zapomniała, że powinna z nim walczyć. Rozchyliła wargi pod jego agresywną, twardą żądzą gwałcącą jej intymność i zatracając się w swych rozkołysanych zmysłach. Jej dłonie prześlizgnęły się bezwiednie po jego ramionach, wokół szyi i zanurzyły się w jego gęstych, kręconych, niesfornych włosach. Przycisnęła swoje piersi do podniecającego ciepła jego nagiej klatki piersiowej. I kiedy w końcu z zachwytem poddała się doznaniom, jakie w niej wzbudził, Danton odsunął się.

Bernadette otworzyła oczy w najwyższym zdumieniu. Głowę odchylił do tyłu i oddychał ciężko. Spojrzał na nią twardo lśniącymi oczyma.

– Teraz mi powiedz, że mnie wcale nie pragniesz!

Zaprzecz swoim zmysłom… i uświadom sobie, że kłamiesz, Bernadette!

Spojrzała na niego, zbyt wstrząśnięta, by coś powiedzieć, nienawidząc go, że doprowadził ją do takiego stanu, a następnie na zimno i z premedytacją wykorzystał jej nieświadome reakcje jako broń przeciwko niej.

– To się na tym nie skończy, Bernadette. Przygotuj się na to, co się wydarzy w ciągu następnych trzydziestu dni. Nie przyjmę odmowy jako odpowiedzi. Będę cię całował, dokąd się nie poddasz, więc wcześniej czy później będziesz musiała spojrzeć prawdzie w oczy.

Puścił ją i Bernadette straciwszy oparcie zachwiała się.

– Zostawię cię teraz… byś mogła posmakować tej samej męczarni, jaką ja odczuwam – powiedział w drodze do drzwi. Zatrzymał się, by rzucić na nią surowe spojrzenie. – Kiedy będziesz gotowa na lunch, wiesz, gdzie mnie znaleźć.

– Zostanę tutaj! – rzuciła, rozwścieczona tą zabawą w kotka i myszkę.

– W porządku – powiedział obojętnie. – Przyślę ci jedzenie. Ale nie wyobrażaj sobie, że możesz się chować cały miesiąc, Bernadette. Przede mną, czy… przed samą sobą.

Rzuciwszy to na pożegnanie zostawił ją samą, żeby mogła zastanowić się nad sytuacją bez żadnych złudzeń, że ma nad czymkolwiek kontrolę.

„Najniebezpieczniejszy człowiek, jakiego znam" powiedział jej ojciec i Bernadette żałowała, że nie wzięła tych słów bardziej na serio. Upadła na łóżko czując się całkowicie pokonana. Nie było sensu się okłamywać. Bez względu na to, jak go nienawidziła, i bez względu na to, jak zdecydowanie odmawiała mu nad sobą władzy, Danton Fayette był siłą, z którą musiała się liczyć.

Pozostawało pytanie, jakie postępowanie ma teraz przyjąć, ponieważ co do jednego miał rację: wcześniej czy później będzie musiała stawić mu czoła.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Poszukując ukojenia w swoim bezsilnym gniewie, Bernadette zrzuciła ubranie i przeszła korytarzem do łazienki. Prysznic był wystarczająco duży, by pomieścić swobodnie dwie osoby. To wygodne, pomyślała kwaśno, zastanawiając się, czy podda się Dantonowi, by oszczędzić sobie walki z własnymi, zdradzieckimi instynktami.

Pokusa była silna – pod względem fizycznym nikt nie wzbudzał w niej aż takiego pożądania – ale umysł jej z całą zaciętością bronił się przed myślą, że miałaby zająć pozycję najnowszej kochanki w życiu Dantona Fayette. Nie chciała dać mu satysfakcji dopisania jej imienia na tej liście.

Jeszcze godzinę potem, kiedy młoda polinezyjska dziewczyna zjawiła się na werandzie z tacą jedzenia, Bernadette czuła się utwierdzona w swej dumie. Dziewczyna powiedziała, że ma na imię Tanoa i wyjaśniła, że ona oraz jej matka opiekują się Dantonem i jego gośćmi. Bernadette cynicznie zastanawiała się, co wchodziło w zakres tej „opieki".

Pareu Tanoy miało węzeł na biodrze, pozostawiając na widoku jej smukłe nogi, by nie wspomnieć o nagiej górnej części ciała, której mogłaby jej pozazdrościć każda kobieta. Wyglądała na około siedemnaście lat i była tak urocza, jak tylko może być młoda dziewczyna: wielkie, aksamitne oczy, nos, który tylko leciutko się rozszerzał, pełne, zmysłowe usta, wspaniała zasłona czarnych włosów sięgających do pasa, gładka, lśniąca jak jedwab, złocistobrązowa skóra. Miała na szyi wieniec z kwiatów hibiskusa, który pasował do wzoru na jej przepasce, i naszyjnik zrobiony ze sznurków małych białych muszelek, za którym prawie

– ale nie całkowicie – chowały się jej piękne nagie piersi.

Bernadette nie mogła wyobrazić sobie mężczyzny, który by nie pożądał tej dziewczyny. Czy Tanoa dzieliła łóżko z Dantonem? Prawdopodobnie tak, pomyślała. Pewnie każda kobieta, którą o to prosił, wyrażała zgodę, dodała w myśli, czując lekką panikę, gdy sobie uświadomiła, że i ona sama była beznadziejnie bezradna wobec tego pożądania. I, co gorsza, odczuwała w stosunku do Tanoy coś w rodzaju zazdrości.

Tłumiąc te nieprzyjemne myśli, Bernadette próbowała porozmawiać z dziewczyną, gdy ta nakrywała do stołu. Na lunch składały się sałatka z kurczęcia, plastry melona i ananas oraz dzbanek lodowatego soku owocowego. Tanoa wydawała się szalenie nieśmiała. Bernadette z trudem wyciągnęła od niej parę słów, ale dziewczyna przyglądała jej się w sposób, który wprawiał Bernadette w zakłopotanie.

Po kąpieli założyła prostą, zwyczajną spódnicę i bluzkę bez rękawów, a włosy, żeby jej było chłodniej, upięła na czubku głowy. Wiele ubrań, które przywiozła, było zupełnie nieodpowiednich do sytuacji, w jakiej się znalazła, więc ich nawet nie rozpakowywała, ale z całą pewnością ta spódnica i bluzka nie miały w sobie nic niewłaściwego.

– Dlaczego tak mi się przyglądasz, Tanoa? – zapytała w końcu rozzłoszczona. – Czy jest we mnie coś dziwnego?

– Jest pani tak piękna, że nie mogę się powstrzymać – odparła niewinnie dziewczyna.

– Myślisz że ja jestem piękna? – Bernadette wyszeptała z niedowierzaniem.

Dziewczyna pokiwała głową z głębokim przekonaniem.

– Pani oczy są niebieskie jak niebo. A pani włosy są jak promienie słońca rankiem. Ja mam szczęście, że moja skóra nie jest tak ciemna jak innych, ale mieć taką jasną skórę jak pani… – Westchnęła z zazdrością.

– Tutejsi ludzie bardzo to cenią. Ale nawet ci, co rozjaśniają swoją skórę, nie mogą mieć tak jasnej jak pani.

Bernadette pokiwała głową całkiem oniemiała ze zdumienia. A potem roześmiała się, gdy uderzyła ją dziwaczność tej sytuacji.

– Większość kobiet, które znam, oddałaby wszystko, żeby wyglądać tak jak ty, Tanoa – powiedziała, a następnie nie mogła powstrzymać się od pytania:

– Czy Danton nie powiedział ci nigdy, jaka ty jesteś śliczna?

Dziewczyna jakby nie zrozumiała.

– Pan Fayette nie mówi ze mną o takich sprawach.

Bernadette skrzywiła usta.

– To wielkie zaniedbanie z jego strony.

– Jest bardzo zajęty pisaniem – wytłumaczyła Tanoa. Chyba nie ma aż tyle korespondencji do załatwienia, pomyślała kwaśno Bernadette.

– Nawet wieczorami? – zapytała z powątpiewaniem.

– Nie wiem. Mama i ja idziemy do domu po podaniu wieczornego posiłku – brzmiała niewinna odpowiedź.

Bernadette to zawstydziło. Widocznie Danton nie był aż tak rozpustny, jak to sobie wyobrażała, a przynajmniej nie na Te Enata, bo w przeciwnym razie Tanoa na pewno zrobiłaby na ten temat jakąś uwagę.

– A czy jest jakiś mężczyzna, którego szczególnie lubisz? – zapytała, starając się wyciągnąć od niej coś więcej.

Twarz dziewczyny rozjaśniła się.

– O, tak! Mam Momo. On jest bardzo przystojny i jest najlepszym tancerzem na wyspie. Zobaczy go pani dziś wieczorem na Tamaaraa.

– Tamaaraa? – zapytała Bernadette. – Czy to jakieś miejsce tu na wyspie?

– O, nie! To wielkie święto ze śpiewem i tańcami. Urządzamy ją na pani cześć, na powitanie pani na wyspie. Ja będę tańczyła z Momo. On jest wspaniały. Wszystkie dziewczęta mi zazdroszczą, że jest moim kochankiem.

– Twoim kochankiem – powtórzyła Bernadette trochę zdziwiona otwartością dziewczyny. – Nie masz zamiaru wyjść za niego za mąż?

Tanoa wzruszyła ramionami.

– Nie myślałam o tym. Mam tylko szesnaście lat.

– A jeśli będziesz miała dziecko?

Tanoa uśmiechnęła się.

– To by było dobrze. Moja przyjaciółka, Marita, będzie miała wkrótce dziecko.

– Czy jest mężatką?

– O, nie! Jest w moim wieku. Mężów wybierzemy sobie potem – powiedziała z zadowoleniem.

Bernadette zdecydowała, że będzie zgłębiać te kwestie potem. Zdawała sobie sprawę z tego, że polinezyjskie społeczeństwo nie tłumiło popędu seksualnego młodszych pokoleń; że młodzież zachęcano do tego, by zdobywała doświadczenie seksualne jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Zastanawiała się, co by było, gdyby można było swobodnie cieszyć się seksem, bez żadnych zakazów i bez łączenia go z moralnością.

Dla kogoś takiego jak ona to niemożliwe, myślała z żalem, ale ile czasu spędził na tej wyspie Danton, kiedy dorastał pod opieką swego dziadka? Skoro jego stosunek do seksu i zmysłowości ukształtowany został tutaj, czy nie popełniała błędu oceniając go tak surowo?

Pokręciła głową zirytowana, że poświęca mu tyle uwagi, zamiast odpocząć od tych wszystkich problemów. Zapytała Tanoe, czy zaraz po lunchu nie przejechałaby się z nią jeepem po wyspie i dziewczyna zgodziła się radośnie.

Wyruszyły godzinę potem i Bernadette z ulgą opuściła chatę, oddalając się od człowieka, który tak ją denerwował.

Tanoa zaproponowała, żeby się zatrzymać przy dużych chatach w pobliżu mola.

– Tu jest sklep, targ i klinika – powiedziała z dumą.

– Opowiedz mi o klinice – poprosiła Bernadette, pamiętając, jak Danton wspominał, że na wyspie nie ma lekarza.

– Tam trzymane są specjalne lekarstwa – wyjaśniała Tanoa. – Matka Cantineaux, stara kobieta, która mieszkała na plantacji, dawała ludziom lekarstwa i pomagała w różnych sprawach. Ona pokazała Ariitei, co robić, i teraz, jeśli ktoś jest chory albo się zrani, przychodzi do kliniki.

To babka Dantona – domyśliła się Bernadette i zastanawiała się, czy ta urodzona we Francji kobieta lubiła tutejsze życie.

Sklep był dokładnie tym, co obiecywała nazwa: było w nim wszystko – od podstawowych produktów spożywczych, poprzez garnki i patelnie do narzędzi i ubrań. Ten staroświecki zestaw towarów zaimponował i zafascynował Bernadette. Na myśl o tym, jak bardzo ten sklep różnił się od supermarketów, które znała, pokręciła głową.

Obok, zupełnie otwarta z jednej strony, stała wielka, przypominająca stodołę hala, z której rozpościerał się widok na lagunę. Była wypełniona miejscowymi towarami. Na prostych stołach leżały świeże owoce i warzywa, kapelusze i koszyki, naszyjniki i bransolety zrobione z muszelek, drewniane rzeźby.

– Ryby, z ostatniego połowu przyniosą później – mówiła Tanoe niesłychanie dumna ze swojej roli tłumaczki i opiekunki Bernadette. Miejscowe kobiety były niezmiernie ciekawe gościa i chciały o niej wszystko wiedzieć.

Podczas gdy kobiety gromadziły się wokół Bernadette i zadawały jej rozmaite pytania, grupa młodych chłopców przybiegła znad laguny, mówiąc że jeden z nich zranił sobie stopę o ostry kawałek koralowca. Ariitea kazała przynieść krwawiącego chłopca do kliniki. Bernadette spytała, czy może spojrzeć na ranę, wyjaśniając, że jest lekarzem i że spróbuje pomóc.

– Taote!

Okrzyk ten powtarzali ludzie stojący naokoło i każdy chciał zobaczyć prawdziwego lekarza przy pracy. Jak się okazało, stopa chłopca była przecięta na tyle głęboko, że należało założyć szwy i Bernadette posłała Tanoe, by przyniosła jej torbę lekarską z chaty.

Obmyła ranę do czysta z piasku i żwiru. Ariitea przyniosła butelkę środka dezynfekującego i gotowe do użycia bandaże. Tymczasem Tanoa wróciła i zgromadzona publiczność wykrzykiwała „ach" i „och", gdy kilka szwów ściągnęło równo brzegi skóry.

Ariitea zabandażowała nogę i wszyscy klaskali, gdy chłopiec odchodził kulejąc i pęczniejąc z dumy, że przecierpiał taką nadzwyczajną operację. Ariitea z entuzjazmem zaprosiła Bernadette do zwiedzenia kliniki i z dumą pokazywała zawartość dobrze zaopatrzonej apteczki. Uprzejmie zaprosiła taote do pomocy, kiedy tylko Bernadette będzie miała na to ochotę.

W końcu Tanoa odciągnęła Bernadette, pytając, czy nie zechciałaby zobaczyć Achimaa przygotowywany na wieczorną ucztę. Bernadette, będąc na początku tylko przedmiotem ciekawości, teraz stała się nagle ważną osobistością. Za nią i Tanoa ciągnął po plaży rosnący tłumek kobiet i dzieci, chcących przyjrzeć się z bliska taote.

Mężczyźni przygotowujący Achimaa byli zachwyceni, że znaleźli się w centrum uwagi i popisywali się jak dzieci, gdy Tanoa wyjaśniała Bernadette, jak działa piec ziemny.

Na dnie jamy ułożone były nagrzane kawałki skamieniałej lawy. Mężczyźni kładli na niej świeże liście banana, na co szły starannie zawinięte porcje jedzenia – kurczęta, ryby, taro, chlebowiec, słodkie kartofle i wiele innych jarzyn. Na to wszystko kładziono kolejną warstwę liści banana. Następnie mężczyźni rzucali znowu gorące kawałki lawy i przykrywali to wszystko ziemią i workami z juty.