– Zostań do końca. To tylko dwadzieścia dni. Pozwól mi tylko, a postaram się zmienić twoje zdanie – mówił cicho. Pokochasz mnie. Obiecuję ci to.


Nie musiał obiecywać. Nawet jeśli to nie było prawdą teraz, stać się nią mogło w każdej chwili. Bernadette chciała wierzyć, że burza w jego oczach oznacza, że mu naprawdę na niej zależy, ale te dwadzieścia dni było dla niej zbyt poważną przeszkodą. Już teraz była prawie stracona. W ciągu dwudziestu dni posiądzie ją całkowicie.

Takie zadanie sobie wyznaczył i nie stracił wcale rachuby czasu. Jego kalkulujący na zimno umysł odliczał precyzyjnie dni. Kiedy uzyska od niej wszystko, czego chciał, kiedy ona zdecyduje o losie wyspy na jego korzyść, odeśle ją. A ona zrani swego ojca tak samo, jak skrzywdziła siebie.

Patrzyła na niego oskarżycielsko:

– Chcę, żebyś pozwolił mi odjechać, Dantonie. Jestem dla ciebie jedynie chwilową przyjemnością.

– To nieprawda, Bernadette – powiedział łagodnie. – Jesteś radością wszystkich moich chwil.

Te słowa podważyły jej kruchą obronę i na twarzy Dantona, który chyba czuł swoją przewagę, pojawił się wyraz czułości. Podniósł ręce, by odgarnąć jej włosy z twarzy. W jego oczach lśniła ciemna hipnotyczna łagodność, sięgająca w głąb jej miękkiego serca.

– Zapomnij o tym, co powiedziałaś. To był tylko chwilowy nastrój. Posłuchaj, powiem ci, w jaki sposób cię kocham…

– Nie! – wydała z siebie okrzyk czystej rozpaczy. Nie mogła znieść jego gładkich słów o miłości! Używał ich prawdopodobnie w stosunku do setek kobiet! A może tysięcy!

– To koniec! Nie mogę tego ciągnąć dłużej! – krzyczała gwałtownie. – Nie będziemy się więcej kochać! Nie będzie już między nami nić! To musi się skończyć! Natychmiast!

Nie odważyła się czekać na odpowiedź ani na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Popłynęła w kierunku plaży, a potem pobiegła do domu, serce biło jej ze strachu, że będzie ją ścigał. Nie może dać się złapać. To się nie może znowu powtórzyć. Zamknęła za sobą drzwi domu, a potem drzwi łazienki i oparła się o nie drżąc ze zdenerwowania.

Nie słychać było głośnych kroków, żadnego pościgu. Powlokła się ciężko pod prysznic i z ulgą pozwoliła, by silny strumień wody smagał ją i spłukiwał piasek z jej ciała. Nie zdobyła się nawet na wysiłek, by umyć sobie włosy. To jest skończone, powtarzała sobie. Koniec! Musi być skończone!

Ale Danton czekał na nią w salonie, kiedy wyszła z łazienki. Wstał z bambusowego fotela z ponurą twarzą, a napięcie jego było tak silne, że i jej się udzieliło. Ale przynajmniej związał pareu wokół bioder, tak, że jego obecność nie była aż tak trudna do zniesienia.

Bernadette była głęboko wdzięczna losowi, że sama zostawiła lokalny strój w łazience poprzedniej nocy. Nie było to zbyt zgrabne okrycie, dawało jej jednak trochę ochrony przed Dantonem, gdyby czegokolwiek próbował.

Ale on się nie ruszał.

– Dlaczego? – nalegał, głosem nabrzmiałym gniewem, podczas gdy jego czarne oczy zagłębiały się bezlitośnie w jej duszy i sercu.

Było więcej niż oczywiste, że Danton nie miał zamiaru pokornie poddać się jej zadaniom, i Bernadette nie miała pojęcia, w jaki sposób wprowadzi w czyn swoje ultimatum. Ale jakoś musi. To był jedyny sposób, żeby przeżyć.

– Ponieważ mam cel w życiu. A to posunęło się za daleko – oznajmiła zimnym, zduszonym głosem.

– Jesteś doskonałym kochankiem, Dantonie. Jestem ci wdzięczna za czas, jaki mi poświęciłeś. Ale co za dużo, to niezdrowo. Teraz chcę wyjechać.

– Nie możesz pozwolić sobie na to, by kogoś pokochać, Bernadette?

– Na pewno nie ciebie – odrzuciła z całą swoją dawną ognistą dumą.

– Czy w ogóle istnieje jakiś odpowiedni dla ciebie mężczyzna? – naciskał.

Ta uwaga jeszcze bardziej rozjątrzyła świeżą ranę w jej sercu. Potrzeba ranienia jego także umocniła ją w postanowieniu. Dopóki nie wskaże mężczyzny, który mógłby zdobyć jej miłość, Danton nie puści jej wolno.

– Tak, jest mężczyzna, którego mogłabym pokochać. Ktoś, kto byłby dla mnie odpowiedni – powiedziała z pewnością.

W oczach Dantona lśniły trudne do określenia, niebezpieczne emocje.

– Kto?

Bernadette uniosła głowę w pełnym pogardy buncie.

– Autor opowiadań, które czytałam tego ranka. On ma zalety, które podziwiam – prawdziwą troskę o innych, głębokie zrozumienie człowieczeństwa. Ma wrażliwość, poczucie humoru, jest konsekwentny

– wszystko to, co dla ciebie nie ma znaczenia. Jest wszystkim, czym ty nie jesteś!

– Jakie to pouczające. Jacques Henri mógłby zdobyć twoje serce. – Wargi Dantona skrzywiły się w ironicznym grymasie. – Mogłabyś kochać takiego człowieka?

– Tak. – Bernadette patrzyła na niego zjadliwie. – Porozumienie dusz jest ważniejsze i trwalsze niż porozumienie ciał. I dlatego ciebie już nie chcę, Dantonie.

– Więc – wysyczał przez zęby – nareszcie dotarliśmy do sedna sprawy!

Zacisnął szczęki. Przygryzł wargi w dzikim gniewie. Wyraźnie było widać, że stara się zachować spokój. Kiedy wreszcie zaczął mówić, jego głos pozbawiony był jakiejkolwiek barwy… zimny, monotonny monolog.

– Pozwól sobie powiedzieć, Bernadette – a nie sprawia mi to żadnej satysfakcji – że popełniłaś właśnie największy błąd w swoim życiu. I niech mi Bóg będzie świadkiem, że nigdy nie pozwolę ci zapomnieć tych słów, aż do dnia twojej śmierci. Zadajesz sobie cios własną ręką. Nieodwołalnie.

Serce jej zamarło, gdy ponura, gniewna namiętność pojawiła się na jego twarzy. Widziała jego zaciskające się i otwierające pięści. Czy posunęła się za daleko? Czy Danton może stracić opanowanie? Cofnęła się o krok w stronę łazienki, instynktownie szukając ochrony przed jego groźnym, chmurnym gniewem.

Jego głos jak bat przecinał pokój, zatrzymując ją w półkroku i chłoszcząc pogardą.

– Uciekasz przede mną… czy przed sobą?

Duma kazała Bernadette zatrzymać się i stawić mu czoła.

– Nie uciekam! Nie uciekałabym przed żadnym podobnym do ciebie brutalem i tyranem!

Zesztywniał pod wpływem tej zniewagi. Ale o dziwo, jego rozszalała furia przekształciła się w coś innego. Emanowała z niego siła… coś podobnego wyczuwała w ojcu, kiedy szykował się do grand coup… bezlitosne skradanie się tygrysa, który ma właśnie zamiar skoczyć na swoją ofiarę i rzucić się jej do gardła. Danton Fayette sprawiał właśnie teraz dokładnie takie wrażenie!

– Nie ma takiego miejsca, do którego możesz uciec – wycedził. – Nie możesz uciec przed samą sobą.

– W jego oczach widoczny był jakiś zamiar. – Widzisz, Bernadette, bez względu na to, jak bardzo mnie będziesz za to nienawidziła, musisz ponieść odpowiedzialność za swoje słowa. Prawda bowiem jest taka…

– Panie Fayette! Panie Fayette!

Nagły krzyk przerwał napięcie między nimi. Jeden z wyspiarzy – Momo – wskoczył na werandę i biegł do drzwi, dysząc i przewracając czarnymi oczami.

– Panie Fayette… przyszła pilna wiadomość… przez radio!

– Nie teraz! – powiedział rozkazująco Danton i wrócił spojrzeniem na Bernadette.

– Panie Fayette… to bardzo pilne! – zaklinał Momo.

– Nic nie jest aż tak pilne – niecierpliwił się Danton. – Odejdź.

– Wiadomość od jakiejś pani… Tammy Gardner. To w sprawie ojca taote. Miał poważny atak serca. Myślą, że umiera. Ona musi szybko wracać.

Szok i przerażenie spowodowały, że krew odpłynęła Bernadette z twarzy. Nie rozmawiała ze swoim ojcem. Za długo czekała… za długo! I nie było sposobu, żeby szybko opuścić wyspę!

Odwróciła się do Dantona krzycząc w rozpaczy:

– Widzisz, co zrobiłeś! Ty i te twoje bezwzględne, egoistyczne gry! Mój ojciec miał co do ciebie rację! Miał poważny powód do zmartwienia. I na pewno przez to zmartwienie teraz… umiera, niech cię diabli wezmą! Musisz mi natychmiast sprowadzić samolot! Muszę do niego jechać. Muszę… – dławiła się i łzy napływały jej do oczu.

– Bernadette…

Danton zrobił ku niej krok, wyraźnie pełen współczucia, ale Bernadette nie pozwoliła mu się zbliżyć.

– Nie zbliżaj się do mnie! Nic nawet do mnie nie mów! Chciałeś mnie tu uwięzić i postawić na swoim! I dostałeś to, czego chciałeś, ale ja cię za to nienawidzę! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! Nienawidzę…

Ostre uderzenie w policzek uciszyło ją. Danton chwycił ją za ramiona i mocno trzymał, mówiąc szybko i zwięźle:

– Wsadzę cię na pierwszy samolot z Papeete do Sydney, Bernadette. Mam helikopter na plantacji i wezmę cię nim na lotnisko Faaa, będziesz tam na czas, żeby złapać połączenie. Teraz weź się w garść i przyszykuj do podróży, a ja zajmę się koniecznymi przygotowaniami. To potrwa prawdopodobnie godzinę albo dwie, ale polecisz do ojca najszybciej, jak to możliwe.

– Możesz mnie zabrać, z wyspy? Natychmiast? – pytała oszołomiona.

– Tak. Jeśli nie będzie normalnego lotu, wezwę mój odrzutowiec z Paryża. Ale duży pasażerski samolot będzie szybszy…

– Helikopter… odrzutowiec – jego dwulicowość utwierdziła ją w tym, co o nim sądziła. Kłamał mówiąc, że nie można opuścić wyspy. To wszystko były kłamstwa… żeby osiągnąć swój cel!

– Jesteś zepsuty do szpiku kości, Dantonie!

Jego oczy zapłonęły gniewem, ale jego postawa była pełna opanowania.

– Teraz nie czas się o to spierać! Mogę przez radio porozumieć się z dowolnym miejscem na świecie, więc przed wyjazdem dowiem się o stan zdrowia

Gerarda. A teraz, jeśli możesz, zacznij się zbierać.

– Dobrze! – odburknęła.

Pocałował ją z drwiną w czoło.

– Jestem bardzo zepsuty – powiedział – ale przyślę ci Tanoe do pomocy.

Bernadette zmusiła się, by się odwrócić od Dantona Fayette i pomaszerować do sypialni. Pakowała się w oszołomieniu.

Za niecałe dwie godziny byli w powietrzu oddalając się od rajskiej wyspy Te Enata… gdzie miał miejsce początek i koniec jej związku z Dantonem Fayette!

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Bernadette z radością przysłuchiwała się hałasowi helikoptera. Nie przyjęła słuchawek, które dawał jej Danton. Nie chciała nigdy więcej rozmawiać z Dantonem Fayette, ani pozwolić mu, by mówił do niej. Chciałaby, gdyby to było możliwe, wyjechać bez niego. On należał do Te Enata… do świata, który zostawał za nią!

A przed nią był prawdziwy świat, jej ojciec, bardzo ciężko chory, ale ciągle żyjący…

Łzy napłynęły jej do oczu i spłynęły po policzkach.

Nie było nadziei na to, by kiedykolwiek zdobyła Dantona. On nie miał w sercu miłości. Ale ojciec… musi go odzyskać… łączyły ich więzy pokrewieństwa, których nie można zerwać, i jeśli kiedykolwiek ma w ogóle poznać miłość… musi się z nim zobaczyć, musi zdążyć, zanim on umrze!

Wylądowali na lokalnym lotnisku, przyjmującym jedynie samoloty łączące wyspy z Papeete. Jeden z pracowników Dantona czekał na nich i natychmiast, mówiąc bardzo szybko po francusku coś, czego Bernadette nie zrozumiała, przewiózł ich na międzynarodowe lotnisko. Danton odesłał go, by zajął się bagażem Bernadette, a sam poprowadził ją dalej.

– Samolot jest już gotowy do odlotu – wyjaśnił. – Pasażerów wzywano jakiś czas temu. Twój bagaż poleci potem. Nie ma dość czasu, by go teraz załadować.

Bernadette nic nie odpowiedziała. Była zadowolona, że pożegnanie Dantona Fayette nastąpi bez żadnych opóźnień. Wystarczająco krępowało ją to, że prowadził ją pod ramię. Im szybciej oddali się od niego, tym lepiej.

Kiedy dotarli do wyjścia, nie było już śladu po innych pasażerach. Stewardessa czekała tylko na bilet Bernadette, który podał jej Danton. To było już wszystko. Koniec. Ostateczne pożegnanie. Pewnie już nigdy go nie zobaczy. Ale tak będzie najlepiej, myślała rozpaczliwie.

Stewardessa powiedziała coś po francusku. Bernadette automatycznie wyciągnęła rękę po kartę pokładową, ale wziął ją już Danton, który popychał Bernadette do przodu… przez przejście… do samolotu!

– Dokąd idziesz? – wykrztusiła, a każdy nerw drżał w niej z przerażenia. Postawiła mocno stopę na podłodze i obróciła się, by spojrzeć na niego. Serce waliło jej jak młotem, starała się zdusić podejrzenie, które wkradło się jej do rozgorączkowanej głowy.

– Nie powinieneś tu być! – krzyczała. – To spowoduje kłopoty. Nie opóźniaj lotu, Dantonie. Proszę, daj mi moją kartę!

– Polecę z tobą – odpowiedział z uporem.

Jej oczy błysnęły niechęcią.

– Nie! Nie, nie polecisz, Dantonie! Nie chcę, żebyś był przy mnie. Co mam powiedzieć, żeby było to dla ciebie jasne?

Jego rysy stężały, ale w oczach nie było wahania.

– Możesz nie chcieć mnie widzieć akurat teraz, ale nie powinnaś w tych okolicznościach być sama.

– Byłam sama przez całe życie!

– Tym gorzej! – powiedział chrapliwie. – Potrzebujesz mnie, choć nie zdajesz sobie z tego teraz sprawy.

– Nie… nie potrzebuję cię… – broniła się z naciskiem, z rozpaczą starając się wyrwać mu raz na zawsze. – Wbij to sobie do głowy, Dantonie! Koniec z nami!


Dziękuję bardzo za to doświadczenie! Jako kochanek zasługujesz na najwyższe pochwały. Nauczyłeś mnie rzeczy, które w przyszłości wykorzystam. Z kimś, na kim mi będzie naprawdę zależało: