– Nie możesz dalej mówić w ten sposób. To może cię zabić. Nie wolno ci się denerwować – powiedziała z gwałtownym naciskiem.
– Muszę powiedzieć ci, dlaczego… żebyś zrozumiała… żebyś mi mogła wybaczyć.
– To nie ma znaczenia. Nie męcz się – błagała.
– Taki błąd…
Jego głowa poruszała się niespokojnie na poduszce i Bernadette położyła mu uspokajająco dłoń na czole. Otworzył oczy i patrzył na nią posępnie.
– Ty ją zabiłaś, Bernadette. Kiedy się urodziłaś… zabiłaś… swoją matkę. A ja nie mogłem ci przebaczyć. Winiłem ciebie… za stratę, którą poniosłem. Czy możesz mi kiedyś wybaczyć?
– Mogę ci wszystko wybaczyć, jeśli kochałeś moją matkę. Myślałam, że jej nie kochałeś i dlatego ja dla ciebie nic nie znaczyłam – powiedziała wolno, mając nadzieję, że jej słowa są dla niego zrozumiałe.
Westchnął i wykrzywił usta w smutnym ironicznym grymasie.
– Nawet kiedy przyszedłem do ciebie… Musiałem się nauczyć cię kochać. Na początku, kiedy wysyłano mi twoje szkolne świadectwa… wykazywałaś taką siłę. Byłaś obiecującą, a ja potrzebowałem spadkobiercy, który poszedłby w moje ślady. Zrobiłem to na zimno… na początku. Ale chciałem cię kochać… moją córkę. Będę wiecznie żałował… że było już za późno.
– Ja… – Łzy zalały jej oczy, ale udało jej się wyrzucić z siebie prawdę. – Ja też cię kocham, tatusiu. Tak żałuję, że się przed tobą z tym ukrywałam. Nie chcę, żebyś umarł. Potrzebuję cię…
Jego wzrok natychmiast się zaostrzył.
– Danton?
Bernadette pokiwała głową.
– Zamknęłam się przed nim, tak samo jak przed tobą. I popełniłam błąd… straszny błąd. Nie mogę stracić was obu – błagała. – Jeśli mnie opuścisz, znowu nie będę miała nikogo. Nie mogę tego znieść, tatusiu.
Podniósł wolno rękę i starł ślad łez z jej policzka.
– Jesteś taka uparta i namiętna – powiedział łagodnie. – Zupełnie inna niż ja. A tak sama jak matka. Powinienem był to dostrzec. Ale wolałem widzieć twoje podobieństwo do mnie. Danton widział wszystko. Zdałem sobie potem z tego sprawę. To nie była żadna gra z jego strony, prawda?
– Nie wiem – westchnęła i cała ponura rozpacz ogarnęła ją znowu. – Nie sądzę. Teraz myślę… że naprawdę chciał sprawić, żebym go pokochała.
– Tak sądziłem – zgodził się ojciec, oddychając z trudem. Przez dłuższy czas nie padło między nimi żadne słowo.
Wydawało się, że zapadł w głęboki sen. Bernadette siedziała blisko niego, przytulając policzek do jego dłoni, żałując czasu, który stracili i tego wszystkiego, co mogli dzielić, czując, że łączące ich więzy rodzinne były mocniejsze i głębsze niż się spodziewała.
Tammy przyniosła jej tacę z kanapkami. Bernadette jadła automatycznie nadal czuwając przy ojcu i pragnąc, by żył. Mijały godziny. Kiedy obudził się znowu, wydawał się jej silniejszy.
– Bernadette, żeby zrozumieć Dantona… musisz pojąć… że tylko najgłębsza namiętność może stworzyć cierpliwość, by czekać na ciebie przez te wszystkie lata. Żeby planować wszystko tak, jak on planował. By ryzykować pozostawanie poza obrębem twojego życia przez tyle czasu. To było bardzo odważne… Podziwiam tego człowieka.
Ale nie był całkowicie poza zasięgiem jej życia, zorientowała się Bernadette w nagłym olśnieniu! Te kwiaty w jej urodziny… te tajemnicze miłosne listy… które rościły sobie prawo do jej umysłu i serca i które sprawiały, że dostrzegała braki innych mężczyzn. Oczywiście, że to musiał być Danton! I ta wytrwałość…
– Taka namiętność nie umiera, Bernadette – ciągnął ojciec i uśmiechnął się do niej smutno. – Ja to wiem. Pamiętam to tak żywo.
Bernadette patrzyła na ojca, chcąc uwierzyć, że tak samo będzie z Dantonem, ale zbyt dobrze pamiętała ostatni błysk nienawiści w jego oczach.
– Nie wiesz, co mu powiedziałam, tatusiu – powiedziała z przygnębieniem. – Nigdy znowu się do mnie nie zbliży.
Głęboka duma uwydatniła rysy jego twarzy.
– Jesteś moją córką tak samo, jak córką Odile.
Jeśli go kochasz, nie rezygnuj. I nie przyjmuj do wiadomości odpowiedzi odmownej.
Poczuła nadzieję. Oczywiście, ojciec miał rację. Nie po to walczyła przez te wszystkie lata o przetrwanie, żeby teraz poddać się przeciwności losu. Zacisnęła zęby w stanowczym postanowieniu. To ona teraz zorganizuje ich następne spotkanie. I nie pozwoli Dantonowi zwieść. Nie ona jedna była w tym wszystkim winna. On też ma niejedno na sumieniu. Kiedy staną naprzeciw siebie… Bóg jej świadkiem… będzie gotowa dla niego!
– Tak – powiedziała. – Tak zrobię.
W jej oczach pojawiła się siła i zdecydowanie, które Gerard znał tak dobrze, więc odprężył się z zadowoleniem. To nie było to, czego się spodziewał… nie to, co planował… życie robiło takie dziwne niespodzianki. Chciał przekazać swoje imperium Bernadette. Ale jej szczęście było dla niego ważniejsze niż wszystkie pieniądze świata. Odile by tak powiedziała. Odile…
Zamknął oczy, rozkoszując się wspomnieniami swojej nieogarnionej jedynej namiętności w życiu. Wszystko inne blakło w porównaniu z nią. Wszystkie pieniądze i władza… to tylko próżność… punkty w grze, która się naprawdę nie liczy. Tylko Odile…
– Tatusiu? – powiedziała zaniepokojona o niego Bernadette.
– Wszystko w porządku. Czuję się teraz lepiej. Wracaj do Dantona, Bernadette. Załatw to.
– Nie mogę cię zostawić, gdy jesteś taki chory.
– To najlepsze, co możesz dla mnie zrobić. Wyślij mi wiadomość. – Otworzył oczy, w których pojawił się błysk i udało mu się słabo uśmiechnąć. – Powiedz mi, że zwyciężyłaś. Powiedz mi, że będę miał wnuki.
Na jej odprężonej twarzy pojawił się w odpowiedzi uśmiech.
– Tylko pod warunkiem, że będziesz żył… bardzo długo.
– Jeszcze dłużej. Nie mam zamiaru stracić tego, co straciłem z tobą. Chcę być dziadkiem twoich dzieci, Bernadette.
Dzieci… Bernadette przypomniała sobie, co Danton powiedział tego wieczora, kiedy przyjmowała dziecko Marity. Powinna była wiedzieć, że ją kocha. Czyż jej nie powiedział, że jeśli będzie miał dzieci, to tylko z kobietą, której będzie pragnął bardziej niż wszystkich innych? I zasugerował, że będą mieli dziecko… kiedy ona będzie na to gotowa.
Traciła zdolność rozsądnego myślenia. Może sprawiło to głębokie uczucie. Zresztą, jeśli chodziło o Dantona i tak nie chciała myśleć rozsądnie.
Podniosła się i nachyliła, by pocałować policzek ojca.
– Będziesz miał swoje wnuki, tato.
– Danton nie ma żadnej szansy – pomyślał z radością i znowu zamknął oczy, odpoczywając z zadowoleniem… po posłaniu Bernadette w poszukiwaniu szczęścia, na które zasługiwała.
To będą nie tylko moje wnuki, ale i wnuki Odile, pomyślał. Nie będzie tym razem żadnego zaniedbania. Dostał najboleśniejszą nauczkę na świecie. Nie można obwiniać dzieci za los, nawet najgorszy!
Bernadette i Danton… Gerard czuł głęboką satysfakcję. Będzie miał godnego spadkobiercę swojego imperium. Nie ma co do tego wątpliwości. Jedyne, co jemu pozostaje do zrobienia, to żyć długo. Zgodzi się na tę operację. Dwadzieścia lat to wcale nie za dużo.
I Tammy… musi coś dla niej zrobić. Dać jej szczęście. I to nie powinno być zbyt trudne. Im jest się starszym, tym to się wydaje łatwiejsze. Nie była Odile i nigdy się nią nie stanie. Ostrzegał ją… próbował ją ostrzegać… ale potrzebował tej miłości, którą mu dawała, i brał ją. Teraz przyszedł czas, żeby dać coś w zamian…
Usłyszał jej ciche kroki przy łóżku. Zawsze lubił perfumy, których używała.
– Tammy…
– Tak, Gerardzie – jej głos brzmiał tak niespokojnie. Otworzył oczy, spojrzał z przyjemnością na jej ładną młodą twarz.
– Mam zamiar jeszcze trochę pożyć. Pamiętam, jak mówiłaś, że nie chcesz małżeństwa, ale ja bym chciał, żebyś została moją żoną. Żeby to było na stałe. Jeśli chcesz ze mną zostać.
Wzięła głęboki oddech.
– Kocham cię, Gerardzie. Nie musisz oferować mi małżeństwa. Jeśli Bernadette coś powiedziała…
– Nie. To mój pomysł. I myślę, że dobry. Jeśli musisz… pomyśl o tym, Tammy.
– Jeśli tego chcesz… to ja też tego chcę – powiedziała ze wzruszającą prostotą.
Nie jest jej wart, myślał z żalem. Ale będzie przy nim bezpieczna. Będzie się nią mógł należycie opiekować… dać jej tyle radości, ile tylko będzie mógł. Jak Danton Bernadette.
Najniebezpieczniejszy człowiek na świecie – myślał… Ale mieć go po tej samej stronie… tak, to nie było takie złe. To nie jego sprawka… naprawdę, nie ma z tym nic wspólnego… ale to była najbardziej udana ze wszystkich jego intryg!
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Wyspa ukazała się nareszcie, otoczone chmurami szczyty gór dodawały jej jeszcze mglistego uroku. Bernadette modliła się, żeby Danton powrócił na Te Enata po rozstaniu z nią w Papeete. Dowiadywać się, czy tam ciągle jeszcze jest, było zbyt ryzykowne, Danton mógłby o tym usłyszeć. To zmieniłoby całą sytuację na jego korzyść i z całą pewnością postąpiłby z nią bezlitośnie. Wiedziała aż za dobrze, że odrzucenie stwarza bariery, których potem nie sposób przełamać. Potrzebowała elementu zaskoczenia!
Hydroplan ślizgał się już po wodzie laguny. Parę czółen odbiło od brzegu, ale jej nie zapowiedziany przyjazd nie był tym razem uroczyście celebrowany. Bernadette spojrzała na brzeg, ale nie było na nim śladu Dantona. Nie było również jeepa zaparkowanego przed sklepem.
Bernadette otworzyła drzwiczki samolotu, gdy uderzyło o niego pierwsze czółno.
– Taote! – doleciało ją radosne pozdrowienie i Bernadette z ulgą rozpoznała Momo. Momo potrafił przynajmniej mówić po angielsku. I da jej potrzebne informacje.
– Ia orana oe, Momo – powiedziała, sprawiając mu radość tym polinezyjskim pozdrowieniem. – Czy pan Fayette jest na wyspie?
– W swojej chacie. Wysłał mnie, żebym pozałatwiał różne sprawy – mówił Momo, dumny z powierzonych mu funkcji. Uśmiechnął się do niej szeroko. – Będzie bardzo szczęśliwy, że pani wróciła, taote. Potrzebuje pani, żeby uczyniła go pani szczęśliwym.
Bernadette nie sądziła, żeby było to takie proste, ale uśmiechnęła się do niego z pewnością siebie.
– Czy zabierzesz mnie czółnem do chaty? – zapytała, nie chcąc, żeby nowina o jej przyjeździe na wyspę dotarła do Dantona wcześniej niż ona sama.
Momo się zgodził. Ten pomysł sprawił mu, jak się zdawało, ogromną przyjemność. Bernadette podziękowała pilotowi, podała swój neseser i torbę Momo i zeszła do czółna. Nie przejmowała się tym razem prymitywnymi środkami transportu. Zresztą tym razem wiedziała dobrze, czego chce i nie zawracała sobie głowy modnymi strojami.
W torbie miała bikini i zmianę ubrania. I to wszystko. A na sobie niebieskie szorty i ładną wzorzystą podkoszulkę z głęboko wyciętym dekoltem. Włosy związała w koński ogon i nie kłopotała się makijażem. Nie potrzebowała już uzbrojenia przeciwko Dantonowi.
– Czy pani ojciec ma się lepiej? – zapytał Momo płynąc czółnem wzdłuż laguny.
– Tak, znacznie lepiej – odpowiedziała Bernadette.
Została w Sydney wystarczająco długo, żeby upewnić się, że ojcu nie grozi już żadne niebezpieczeństwo. Doktor Norton był zadowolony i z ostrożną pewnością zapowiadał całkowite wyzdrowienie. Oczywiście, nie było pewności, że coś podobnego nie zdarzy się w przyszłości, ale Bernadette nie wątpiła w długie życie swego ojca.
Momo wyciągnął czółno na brzeg dokładnie przed chatą Dantona. Bernadette podziękowała mu i z trudem powstrzymała się, by nie wbiec na werandę. Nim zdążyła rzucić na nią swoje bagaże, Tanoa wyszła frontowymi drzwiami, spodziewając się wracającego Momo. Jej twarz wyrażała zdziwienie. Bernadette przyłożyła palec do ust, ostrzegając dziewczynę, by nie zdradziła jej obecności.
– Gdzie jest Danton? – wyszeptała.
– W pracowni – odszepnęła Tanoa, z wielkimi, ciemnymi, rozświetlonymi radością oczyma.
– Zaprowadź mnie – ponagliła ją Bernadette. Przez te wszystkie dni, które spędziła na Te Enata, Danton nigdy nie pokazał swojego domu w środku.
Tanoa cichutko poprowadziła ją wzdłuż korytarza i wskazała drzwi, z trudem tłumiąc chichot, gdy Bernadette je otworzyła i pomachała jej ręką, dając znak, żeby zostawiła ją samą.
Danton siedział przed ekranem komputera odwrócony do niej plecami. Nie pisał. Półleżał w wygodnym biurowym fotelu, a swoje długie, mocne nogi oparł bezceremonialnie na pulpicie biurka. Leżące w nieładzie papiery wyglądały tak, jakby porozrzucał je w gniewie.
– Kto tu jest? – poirytowanym tonem domagał się wyjaśnień, nie trudząc się, by zmienić pozycję, czy choćby odwrócić do niej głowę.
Bernadette zamknęła za sobą drzwi i wzięła głęboki oddech. Na sam jego widok serce uderzało jej szybciej.
– Bernadette – powiedziała cicho. – To tylko Bernadette.
Zsunął nogi z biurka. Obrócił natychmiast krzesło i spojrzał jej w oczy. Wyraz zdziwienia i niewiary szybko zastąpiła sztywna rezerwa. Jego oczy prześlizgnęły się po niej i zalśniły szyderstwem.
– To nie w twoim stylu – wycedził. – Co cię sprowadza z powrotem?
"Siła i namiętność" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siła i namiętność". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siła i namiętność" друзьям в соцсетях.