– I nie mówię tego bez powodu. – Spojrzał jej w oczy z ostrzeżeniem. – Prowadzi jakąś grę, ale nie gra według żadnych zwyczajnych reguł. Zawsze trzyma w rękawie ukryte karty i wyciąga je, kiedy są mu potrzebne… A gdy to robi… – pokręcił głową. – Jeśli udałoby ci się go pokonać, okazałabyś się silniejszą ode mnie.

Te słowa wymknęły mu się – zaślepiała go obawa o nią, ale już w momencie, kiedy je wypowiadał, wiedział, że popełnia straszliwy błąd. W oczach Bernadette widział coraz bardziej stanowcze postanowienie i przeklinał siebie za to, że wskazywał jej niebezpieczeństwo.

– Mogę grać w każdą grę, ojcze. Tak samo jak ty – powiedziała z nieugiętą dumą. – Nawet jeśli będę musiała w jej trakcie stwarzać własne reguły.

Pokażę im! Obydwu, Dantonowi i ojcu! Po raz pierwszy w życiu wejdzie w progi domu ojca… i jeśli któryś z nich będzie próbował w jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek celu nią manipulować, pokaże im nie pozostawiając cienia wątpliwości, że jest naprawdę kobietą samodzielną! I niezależną od nikogo!

ROZDZIAŁ CZWARTY

Bernadette przeszukiwała wypożyczalnie kostiumów balowych i teatralnych, w których były różne wymyślne stroje, ale nie natrafiła na nic, co wydało by jej się odpowiednie. Nie chciała nic wyświechtanego ani zbyt oczywistego. Jej strój na ten bal maskowy musi być wyzwaniem dla Dantona Fayette i wyrażać jej pozytywny stosunek do życia, nie zdradzając jednocześnie jej tożsamości.

W końcu wpadła na pomysł, który nadawał się do jej celów i miał w sobie pewną pikanterię, ale nie było łatwo go wykonać. Projektanci i krawcowe pracujący dla pań z towarzystwa przyjęliby takie zlecenie, ale mieli zwyczaj plotkować o tym, co robią dla swoich klientów. Gdyby komuś wymknęło się słówko – a uważała, że Danton jest zdolny do tego, by się dowiadywać, w co będzie ubrana – sprawiedliwy pojedynek będzie fikcją.

Ale uśmiechnęło się do niej szczęście.

Sprzedała swojego sportowego Mercedesa i ofiarowała pieniądze schronisku dla kobiet, nalegając, aby za część tych pieniędzy nadać temu miejscu bardziej miły i przytulny charakter. Jedna z kobiet, która znalazła w nim przytułek, chętnie zgodziła się uszyć zasłony i pokrowce na poduszki.

Gdy Bernadette podziwiała jej zręczne palce, kobieta wyznała, że kiedyś pracowała w fabryce produkującej luksusową odzież i zna wszystkie sekrety szycia eleganckich ubrań. Była tak zachwycona propozycją i hojnością Bernadette i tak bardzo podniecona możliwością zrobienia dla niej kostiumu oraz maski, że z entuzjazmem przystąpiła do realizacji jej pomysłu.

Rozwiązawszy ten problem Bernadette zdecydowała się podjąć tymczasową pracę, przejmując praktykę nieobecnego lekarza. Ponieważ wielu lekarzy wyjeżdżało na wakacje o tej porze roku, miała bardzo wiele propozycji. Stwierdziła, że praca lekarza ogólnego interesuje ją bardziej i jest lżejsza niż jej poprzednia praca w szpitalu.

Była zajęta, ale nie na tyle, żeby nie móc pogawędzić ze swoimi pacjentami. I to jej odpowiadało. Nawet bardzo. Chciała nieść ludziom pomoc w znacznie szerszym niż tylko medycznym sensie tego słowa. Chciała dawać im poczucie bezpieczeństwa i sprawiać, że czuli się lepiej. Wiedziała aż nazbyt dobrze, jak to jest, kiedy się nie ma nikogo, kto by wysłuchał… i okazał troskę.

Przyszły Święta Bożego Narodzenia. Gerard Hamilton podarował Bernadette olśniewający naszyjnik z pereł i kolczyki do kompletu. Bernadette podarowała mu małą, filigranową figurkę syreny wykonaną przez Lladro.

– Jeżeli ci się uda kupić tę wyspę Te Enata, myśl, że nie ma na tej „ziemi mężczyzn" nic kobiecego, będzie dla mnie nie do zniesienia – skomentowała to sucho, zakłopotana tym, że wyraźnie zrobiła mu tym prezentem dużą przyjemność. Po raz pierwszy dała ojcu prezent, który nie był ostentacyjnie „obowiązkowy".

Prawda była taka, że czuła się trochę winna w stosunku do niego, ponieważ na bal zamierzała przyjść ze względu na Dantona. Wiedziała, że powody, które kryły się za jej decyzją, były stosunkowo mało istotne. Było jasne, że odrzucanie zaproszeń ojca przez te wszystkie lata, w świetle tego, że teraz zdecydowała się pójść, ponieważ Danton wyzwał ją na pojedynek, to zwykła dwulicowość. Czuła się… podła… i wcale jej się to nie podobało. Gerard Hamilton zmarszczył brwi.

– Danton zdradza zainteresowanie naszą ofertą, ale otwarcie się nie zdeklarował… jak dotąd! Na coś czeka. Ale ja nie wiem, na co.

Spojrzał na Bernadette i znowu to poczucie skradającego się niebezpieczeństwa przejęło go dreszczem. Na co Danton czekał… i dlaczego Gerard miał wrażenie, że osoba Bernadette była jakoś z tym związana? Całą siła woli spróbował się uspokoić.

– Skoro nie masz już Mercedesa, przyślę po ciebie w Sylwestra mój samochód – powiedział z zachęcającym uśmiechem. – Alicja i Alex czekają na to, żeby cię poznać.

– To będzie interesujące – powiedziała gładko, powątpiewając w szczerość przyrodniej siostry i brata. Nie mogła sobie wyobrazić, żeby naprawdę byli zadowoleni z obecności podrzutka w gnieździe. W końcu, gdyby naprawdę ich choć trochę obchodziła, postaraliby się w ciągu tych dwunastu lat ją poznać.

– Bardzo dziękuję, że chcesz przysłać po mnie samochód. Chętnie skorzystam. – Skoro już szła do domu ojca, powinna przybyć w tym samym stylu, w jakim mogli to zrobić Alicja i Alex.

– A może przyszłabyś na świąteczny obiad, Bernadette. Byłbym…

– Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe. Mam dyżur chirurgiczny tam, gdzie teraz pracuję. Cały dzień.

I na tym się skończyło! Ale Gerard miał trochę satysfakcji. Jej prezent, figurka syreny – myśl… impuls, które się za nim kryły – to było pierwsze pęknięcie na dzielącej ich od dwunastu lat tafli lodu.

Następne sześć dni minęły Bernadette szybko, do czego przyczyniło się pełne radosnego podniecenia oczekiwanie. Jej kostium i maska były gotowe i Bernadette była zachwycona efektem, jaki wywoływały. Jej umysł bez ustanku pracował nad tym, jaki kostium wybierze Danton, zabawiała się także wymyślaniem tego, co mu powie, kiedy go zdemaskuje!

Faust… Mefistofeles… Casanovą… Rasputin… to były postaci, które pasowały do jego charakteru. Będzie starał się wywieść ją w pole, ale ona była pewna, że pozna go, jak tylko go zobaczy. Danton Fayette miał zbyt charakterystyczną osobowość, aby ujść jej uwagi.

W Sylwestra Bernadette miała wolny dzień. Poszła do fryzjera i dała sobie zrobić jaśniejsze pasemka w swoich ciemnoblond włosach. Długie loki wiły się miękko i spadały swobodnie. Efekt był dokładnie taki, jaki zamierzyła.

Kiedy wreszcie przyszedł czas, by zacząć się ubierać na bal, aż drżała z podniecenia. Spódnica jej kostiumu była prawdziwym dziełem sztuki: fale szyfonu stopniowo przechodziły ku górze od koloru czarnego poprzez bardzo ciemnofioletowy do jasnofioletowego i szarego z akcentami bladoróżowego i cytrynowego w pobliżu talii. Kolory te znajdowały swą kontynuację w drobniutkich perłach i cekinach z masy perłowej misternie wyszywanego paska, który zbierał w talii białą, przypominającą promienie słoneczne, plisowaną górę.

Perły, które ojciec podarował jej na Gwiazdkę, były idealnym dodatkiem do kostiumu, a poza tym założenie ich wydawało się gestem dobrej woli. Bernadette ciągle czuła się niezręcznie z powodu przyjęcia zaproszenia ojca, choć wiedziała, że nie miało to nic wspólnego z pojednawczym spotkaniem w jego domu.

Otrząsnęła się z tego uczucia i skoncentrowała całą uwagę na założeniu maski. Zakrywała ona jej twarz do potowy i była połączona z czymś w rodzaju korony ozdobionej niczym gwiazdami pięcioma punktami rozmieszczonymi na szczycie jej głowy i ponad uszami, tworzącymi wizerunek wznoszącego się słońca, lśniący tymi samymi cekinami i drobniutkimi perełkami, które zdobiły pasek. Otwory na oczy, ozdobione w ten sam sposób, stwarzały cudowny, egzotyczny efekt.

Bernadette uśmiechnęła się z zadowoleniem do swego odbicia w lustrze. Oto nadchodzi świt… dla Dantona Fayette. Nie omieszka go oświecić, jeśli będzie próbował z nią swoich ciemnych sztuczek. Pewna siebie i pełna energii zaśmiała się na myśl o czekającym ją pojedynku. Nigdy nie pozna jej w tej masce i ze zmienionymi włosami.

Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, wybiegła z sypialni prawie tańcząc i nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy zobaczyła szofera ojca, który osłupiał na jej widok.

– Panno Bernadette… – pokręcił głową, gdyż zabrakło mu słów.

– Może być, Jeffrey? – zapytała i zawirowała wokół niego.

Szofer był poczciwym człowiekiem pracującym u jej ojca przez trzydzieści lat. Wiózł ją do szkoły z internatem, kiedy jechała tam po raz pierwszy, i zawsze okazywał jej serdeczne zainteresowanie.

– Będzie pani najpiękniejsza na tym balu, panno Bernadette – oświadczył wylewnie. – Jestem pewien, że pan Hamilton będzie chciał się panią przed wszystkimi pochwalić.

– Tego właśnie bym chciała uniknąć, Jeffrey – powiedziała chłodno.

Szofer westchnął.

– Ale to naturalne – wymruczał. – Pani nawet nie wie, jak bardzo jest z pani dumny, panno Bernadette.

Dumny? Zastanawiała się w milczeniu. Nie był z niej wystarczająco dumny, aby się do niej przyznawać, kiedy była dzieckiem. Być może teraz jest inaczej, teraz jest z niej trochę dumny. W przeciwnym razie, czemu by tak nalegał, aby stać się częścią jej życia, i dlaczego ją starał się uczynić częścią swego?

Zamknęła mieszkanie i w towarzystwie szofera udała się na dół, do Rolls-Royce'a ojca. Od jej mieszkania przy Bondi Beach do słynnej rezydencji Huntingdon przy Point Piper nie było daleko. Bernadette często się zastanawiała, czy ojciec kupił ten dom dlatego, że jego nazwa przypominała swoim brzmieniem jego nazwisko, czy też tylko dlatego, że był stosowny do jego bogactwa.

Dom zbudowano przy końcu ubiegłego wieku i z całą pewnością był jedną z najbardziej prestiżowych i najdroższych rezydencji w Sydney; był położony na terenie dawnego portu i trzeba było zatrudniać więcej niż kilku służących, aby go utrzymać w pełnej świetności.

Jeffrey prowadził Rolls-Royce'a bez pośpiechu. Nagle odchrząknął i spojrzał przez ramię, aby zwrócić na siebie uwagę Bernadette.

– Czy pozwoli pani, panno Bernadette, że powiem, jak bardzo jestem zadowolony, że nareszcie odwiedzi pani dom. Nawet, jeżeli tylko dziś wieczór.

– Dziękuję, Jeffrey. Ale wiesz, że to nie ma większego znaczenia.

– Minęło już tyle czasu – powiedział z cieniem smutku. – Może nie powinienem tego mówić… Wiem, ma pani powody, żeby mieć żal do swego ojca, panno Bernadette, ale… on się robi coraz starszy. Nie powinna pani tego zapominać. Lepiej pogodzić się z nim, zanim… zanim coś się stanie.

– Czy ojcu coś dolega, Jeffrey?

– Tego nie powiedziałem – odrzekł pospiesznie. – Po prostu wiem, jak bardzo jest zadowolony z pani wizyty w Huntingdon. Mam nadzieję, że będzie się pani dobrze bawiła. I może zechce pani wkrótce przyjść znowu.

– Może – powiedziała niezobowiązująco.

Szofer umilkł, a Bernadette rozmyślała nad tym, co powiedział. Ojciec miał tylko pięćdziesiąt osiem lat i wydawał się w kwiecie wieku. Ma co najmniej następne dwadzieścia lat na to, aby „się z nim pogodzić", jeżeli w ogóle do tego dojdzie. Niech najpierw wytłumaczy, dlaczego jej zrobił taką krzywdę, pomyślała gorzko. Nigdy nawet nie spróbował!

Rolls-Royce skręcił przed bramę wjazdową do Huntigdon, zwolnił i zaczął posuwać się za innym samochodami. Goście napływali nieprzerwanym strumieniem. Trzypiętrowa rezydencja z piaskowca była oświetlona reflektorami z ogrodu i już sam jej rozmiar sprawiał imponujące wrażenie, a cóż dopiero elegancja architektury. Wejściowy portyk wspierał się na potężnych kolumnach, które majestatycznie wznosiły się do drugiego piętra. Budynek bardziej przypominał muzeum niż dom, pomyślała Bernadette, zadowolona że w nim nie mieszka.

Rolls-Royce podjechał przed frontowe schody Służący zajmujący się samochodami otworzył drzwi i pomógł Bernadette wysiąść. Przybyli przed nią goście przyglądali się jej pytająco, zanim weszli do głównego holu. Bernadette uśmiechnęła się do siebie, spokojna, że jej tożsamość pozostanie tajemnicą. Stanęła w rzędzie osób witanych przez szeika – było aż nadto oczywiste, że to sam Gerard Hamilton – koło którego z jednej strony stała dziewczyna z haremu, a Madame Pompadour z drugiej.

Nawet własny ojciec jej nie poznał. Spojrzał na zaproszenie, które mu wręczyła.

– Wiesz, dlaczego tu jestem – powiedziała szybko i cicho, przypominając sobie sugestie szofera, że

Gerard mógłby chcieć się nią chwalić. – Chciałabym pozostać incognito, tylko rodzina stanowi wyjątek.

– Zrobiłem w tym celu wszystko, co się dało. Danton nie będzie miał żadnej pomocy z mojej strony – powiedział ponuro, a potem się uśmiechnął. – Ładnie ci w tych perłach.

– Dziękuję.

Dotknął ramienia Madame Pompadour, odrywając jej uwagę od wcześniej przybyłych gości i kierując ją ku Bernadette.