– Ciemność – światło, noc – dzień, grzech – czystość, dobro – zło, rozpacz – nadzieja. Krzyczałaś do mnie. Wygłaszałaś kazanie. I zaofiarowałaś mi, co chcę teraz wziąć.

– Nie – wyszeptała, wstrząśnięta, że tak łatwo ją rozszyfrował.

– Tak – powiedział niskim gardłowym głosem. Hipnotyzując ją wzrokiem zdjął jej maskę i odłożył na balustradę. – To jest łup zwycięzcy.

Otoczył jej talię ramieniem i przyciągnął ją bliżej, zamykając ją w swym twardym uścisku.

Bernadette wzniosła ręce w bezsilnym proteście.

– Nie! – krzyknęła w uniesieniu. – Tylko maskę! Na to się umówiliśmy.

Jego oczy lśniły, zatopione w jej oczach, gdy palcami przeczesywał jej włosy i bezlitośnie gładził kark.

– Bernadette, to jest zdjęcie maski – powiedział ochrypłym głosem, nachylając się w jej stronę.

I nie mogła się przed nim uchylić. Był zbyt silny. I w jakiś sposób ten wymuszony kontakt z jego ciałem pozbawił ją sił. Jej biodra dygotały pod naciskiem jego silnych bioder. Jej brzuch drżał w przeczuciu jego męskich kształtów, przed którymi nie bronił jej cienki szyfon spódnicy i trykoty jej kostiumu.

Poddała się jego silnej, palącej namiętności i woli, opanowana przez doznania, jakie wzbudziła w niej ta bezwzględna inwazja. Jej palce przylgnęły do jego ramion, a potem przesunęły się ku górze i zanurzyły w gęstych wijących się włosach na tyle głowy, i tu zacisnęły się i przywarły. Jej ciało zbliżyło się jeszcze, chcąc wykorzystać całą intymność kontaktu.

Nie wiedziała, kiedy skończył się pocałunek. Wargi Dantona musnęły jej wargi – oddychał ciężko.

– Nawet ty ulegasz namiętności, Bernadette. Twój pocałunek jest równie słodki jak nektar bogów… ale znacznie bardziej oszałamiający.

Zanim udało jej się opanować, jego pełne wargi ponownie napotkały jej wargi, kształtując je, pieszcząc i wzbudzając w niej coraz więcej i więcej oszałamiających doznań, przenosząc ją w inną rzeczywistość w której nie należała już do siebie, w której musiała być z nim stopiona w jedno i nic innego się nie liczyło.

A potem jego ramiona przygarniały jej ciało, jego wargi muskały jej włosy i szeptały w pośpiechu:

– Na próżno z tym walczysz, Bernadette. Przyznaj sama: jestem dla ciebie tak samo podniecający jak ty dla mnie. Dlatego przyszłaś na bal, dlatego ja przyszedłem., i oboje chcemy stąd wyjść. Wyjdź teraz ze mną. Bądź ze mną. Poznamy nasze głębie, poznamy wszystko, co można poznać… tak jak nikt nigdy jeszcze tego nie zrobił.

Tak, tak, tak… myślała w radosnym uniesieniu, dopóki nie odzyskała zdrowych zmysłów. Wspomnienie jego „wielbicielek" nagle wzbudziło w niej uczucia skrajnie przeciwne do pokusy, by przyjąć jego propozycję, i wraz z tym nadeszło otrzeźwiające poczucie wstydu, że tak łatwo i tak całkowicie poddała się jego władzy.

I ból – ból podeptanej dumy i naruszonej autonomii, ból kryjący się w stwierdzeniu, że jest powolna temu człowiekowi jak każda inna kobieta, ból świadomości, że on wie teraz, na co może sobie z nią pozwolić, ból rozrywający jej oszalałe serce na kawałki, ściskający jej klatkę piersiową stalową obręczą.

Och, nie… nie – protestowała rozpaczliwie, walcząc o oddech. Nie może przecież dostać teraz ataku astmy. Nie teraz! Nie przy nim!

Ale bez względu na wysiłki, symptomy nie ustępowały. To było nieuniknione. Nie mogła ich powstrzymać.

Opuściła ręce na jego ramiona i próbowała go odepchnąć. Ale jej mięśnie były jak z wody. Jej ciało wiło się w uścisku. Otworzyła usta, starając się rozpaczliwie chwycić trochę powietrza, ale gardło ściskał jej spazm.

– Bernadette? – spojrzał na nią z przerażeniem.

Nie mogła mówić. Słyszała swój straszny chrapliwy oddech i poczuła upokorzenie i rozpacz. Uderzyła go, żeby ją puścił. Jego uścisk osłabł. Bernadette rozpaczliwie chwyciła małą torebkę wieczorową zawieszoną w przegubie dłoni, rozerwała sznurek, który ją zamykał i szukała lekarstwa.

Jej drżące palce zacisnęły się na opakowaniu. Wyrwała się z objęć Dantona, odwróciła się do niego plecami, wyginając się w spazmach. Okropny świszczący oddech wreszcie ucichł. Łzy wytrysnęły jej z oczu. Nie mogła znieść myśli, że musi w tak upokarzającym stanie stanąć teraz naprzeciw Dantona.

– Proszę – wykrztusiła. – Zostaw mnie. Nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał! Nigdy więcej! Jesteś najpodlejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam!

Delikatnie otoczył dłońmi jej ramiona, tak, że poczuła ciepło emanujące z jego ciała.

– Nie mów tak! – Mówił spokojnie, ale z naciskiem, zmuszając ją do uwagi. – Mogę ci pomóc, Bernadette. Uwierz mi. Mnóstwo ludzi cierpi na astmę. Przykro mi, jeśli to ja spowodowałem atak, ale skąd mogłem wiedzieć, zresztą jest już po wszystkim. Musimy iść naprzód, a nie wracać w przeszłość. Nasza znajomość…

– Jest skończona! Tak samo jak pojedynek! – Bernadette natarła z całą gwałtownością, na jaką mogła się zdobyć.

Jeśli sądzi, że namówi ją, by popełniła taki sam błąd jak jej matka, bardzo się mylił. Nigdy, nigdy, nigdy nie zostanie kochanką bogatego człowieka, bez względu na to, jak silne było pożądanie. Nienawidziła go za to, że wzbudził w niej rozwiązłą słabość.

– Wygrałeś! – powiedziała gorzko. – To już skończone! Proszę, odejdź!

– Jeśli tak wygląda zwycięstwo, to przegrałem – wyszeptał znacząco, z uczuciem.

Obrócił ją tak, że stała teraz twarzą do niego, a ona nie czuła się jeszcze na tyle dobrze, by móc mu się przeciwstawić. Ale jej oczy błyszczały z wściekłością zranionej dumy.

– Zabierz ręce, Dantonie Fayette. Raz na zawsze!


Bo będę krzyczała z całych sił. I będziesz żałował tego dnia aż do śmierci!

Jego twarz natychmiast zesztywniała, a potem urągliwy szyderczy wyraz pojawił się znowu w jego wyrazistych czarnych oczach.

– W porządku – powiedział i również w jego głosie pojawiło się szyderstwo. Głowę odchylił do tyłu, jego oczy zwęziły się i zaczęły wysyłać błyskawice, które godziły prosto w jej duszę. – Jeśli tego właśnie chcesz.

Oboje dobrze wiedzieli, czego pragnęła kilka minut temu, i to przejęło ją dreszczem, a wstyd doprowadzał ją do szaleństwa.

– Dokładnie tego! – odkrzyknęła, z całą siłą broniąc się przed tym strasznym, bezrozumnym pożądaniem.

Zdjął dłonie z jej ramion i uśmiechnął się spokojnym, leniwym uśmiechem z odrobiną rozbawienia.

– Nie możemy więc grać otwarcie – wycedził.

– Będę musiał postępować po swojemu. Twój upór nie pozostawia mi wyboru. Musisz dostać nauczkę

Jaką nauczkę? myślała Bernadette rozwścieczona jego arogancją. To on powinien dostać nauczkę, że nie może mieć każdej kobiety, która mu się podoba. Przynajmniej ona jedna nie stała się ofiarą jego chwilowej zachcianki.

Podszedł do balustrady, odwrócił się, oparł się o nią i skrzyżował ramiona.

– Twój ojciec chce kupić ode mnie wyspę – oświadczył leniwie, bez specjalnego zainteresowania. – Czy powiedział ci to?

– Tak – wyrzuciła Bernadette, zła na siebie za to, że ciągle pozostawała w jego towarzystwie, gdy jedyną rozsądną rzeczą byłoby odejść.

– Jest to jeden z kilku prawdziwych rajów, jakie zostały na tej ziemi – mówił łagodnie. – Ciągle nie skażony współczesną cywilizacją. Życie jest tam proste i szczęśliwe. Bez zegarów. Bez stresu. Bez napięcia.

– Tubylcy są prawie wyłącznie Polinezyjczykami czystej krwi. Szczególni ludzie, naprawdę. Otwarci i przyjaźni. Myślę, że byś ich polubiła.

Zatrzymał się. Bernadette oszołomiła zmiana tematu i poczuła się dotknięta, że mógł tak łatwo, w ciągu minuty czy dwu, przejść od namiętnego pożądania do chłodnego przeciwstawiania zalet swojej wyspy.

– Oczywiście ta sytuacja nie będzie mogła pozostać bez zmian, jeśli twój ojciec zbuduje tam wielki nowoczesny ośrodek turystyczny – Danton ciągnął dalej, jakby rozwiązał ten problem.

– Z drugiej strony muszę wziąć pod uwagę, że zaproponował mi ogromną sumę.

– Czy potrzebujesz pieniędzy, Dantonie? – rzuciła Bernadette z sarkazmem.

– Nie. Mówiąc szczerze, mój majątek wystarczy na kilka pokoleń – uśmiechnął się do niej jak rekin po udanym posiłku.

I tym właśnie był! Gładkim, żarłocznym rekinem. Bernadette odwróciła się, by odejść, wściekła na siebie za to, że mógł jej się choć trochę podobać.

– Zaczekaj! – powiedział rozkazująco.

Nie wiedziała, dlaczego go nie zignorowała, ale jej stopy przestały się poruszać, a zdradzieckie serce zamarło w oczekiwaniu.

– Proszę, odwróć się – powiedział niskim, przekonującym głosem, który jeszcze skuteczniej pozbawił ją resztek własnej woli.

– Dlaczego? – domagała się odpowiedzi, pragnąc to skończyć, a jednocześnie niezdolna się poruszyć.

– Ponieważ chcę widzieć twoją twarz.

– Nie. – Było ją stać przynajmniej na tyle niezależności.


– Mam dla ciebie propozycję. Wyprostowała się.

– Nie jestem zainteresowana.

– Propozycja związana z interesem.

Jej ciekawość została podrażniona do tego stopnia, że chciała usłyszeć, co miał do powiedzenia. Skoncentrowała się na tym, by jej twarz nie wyrażała nic oprócz chłodnego zainteresowania. Następnie obróciła się, bardzo powoli, wyprostowała z godnością.

Danton nawet nie drgnął. Na jego twarzy malował się wyraz bezlitosnej obojętności, oczy były dziwnie nieprzeniknione. Żadnego szatańskiego rozbawienia, żadnego szyderstwa, żadnego niebezpiecznego błysku, tylko intensywne skupienie i uwaga, które nie zdradzały tego, co myśli.

– Propozycja związana z interesem? – powiedziała z kpiną i niewiarą.

Jego wargi wygięły się nieznacznie.

– Jak wiesz, twój ojciec chce kupić moją wyspę. Mam zamiar tobie pozostawić decyzję, czy mam mu ją sprzedać, czy nie.

– A więc decyduję na korzyść mego ojca! – odrzuciła, nie zatrzymując się, by się zastanowić, reagując raczej przeciw Dantonowi niż na korzyść ojca.

– Czy tak wygląda twój rzetelny osąd, Bernadette? – zapytał z zimnym, przenikliwym wyrazem twarzy, a jego wargi zacisnęły się w grymasie ponurej bezwzględności.

– Jest jeden warunek, zanim twoja decyzja stanie się ostateczna.

I nagle niebezpieczny błysk znowu zjawił się w jego oczach. Bernadette zesztywniała instynktownie oczekując i przygotowując się na atak.

– Na miesiąc… musisz przyjechać i żyć na wyspie.

Kiedy ten miesiąc się skończy… jakąkolwiek podejmiesz decyzję… czy Te Enata ma przejść w ręce twego ojca, czy nie… ta decyzja będzie wiążąca i nieodwołalna. Jeden miesiąc twojego życia, Bernadette, aby zdecydować o przyszłości wyspiarzy. Oto moja propozycja!

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Bernadette nigdy nie słyszała równie niedorzecznej propozycji. Było to zupełnie pozbawione sensu… Jedno było tylko jasne, że Danton próbuje manipulować nią albo całą sytuacją, aby uzyskać jakieś korzyści dla siebie czy ludzi mieszkających na Te Enata.

– To, co mówisz, jest absurdalne – rzuciła, mając nadzieję, że zmusi go jakoś do szczerych wyjaśnień.

– Być może – w dalszym ciągu zachowywał niewzruszony, apatyczny spokój i pewność siebie.

– Dlaczego przedstawiasz mi te śmieszne propozycje? – chciała wiedzieć i zmusić go, by odkrył karty.

– To służy mojemu celowi.

Było coś szczególnego w sposobie, w jaki na nią patrzył… czyżby przebłysk chęci posiadania? Czy posunąłby się tak daleko – ryzykując przyszłość wyspy

– po to tylko, by uzyskać od niej to, czego pragnął?

Chyba było to posunięte zbyt daleko, zbyt lekkomyślne, noszące znamiona obsesji.

– Z pewnością zamierzasz być na wyspie w czasie tego miesiąca, kiedy ja tam będę? – zapytała sucho, z szyderstwem.

– Oczywiście – odpowiedział, w ogóle nie zmieszany. Uśmiechał się spokojnie, leniwie, w sposób, który sprawiał, że dostawała gęsiej skórki. – Nie chciałbym, żebyś coś przeoczyła, Bernadett. Mam zamiar służyć ci wszelką pomocą w podejmowaniu decyzji.

– Wykorzystując ten czas na to, by mnie uwieść – prychnęła w jego stronę. – Tak to sobie wyobrażasz.

– Poddaje się tylko kobieta, która chce być uwiedziona, Bernadette – mówił jedwabnym głosem.

– Oczywiście, jeśli nie możesz sobie zaufać… jeśli sądzisz, że nie uda ci się trzymać swych… zasad… przez miesiąc – jeden krótki miesiąc – to rzeczywiście powinnaś odmówić.

Prowokował ją do nowego pojedynku.

– Czy spodziewasz się, że będę z tobą mieszkać? – zapytała Bernadette, by mieć już cały obraz sytuacji.

– A chciałabyś? – rzucił, unosząc jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Nie – odpowiedziała stanowczo.

– Więc będziesz miała osobne mieszkanie.

Ale na pewno ją dosięgnie. Bernadette nie łudziła się w tej kwestii. Będzie ją ścigał wszelkimi dostępnymi środkami. A ona jest podatna na jego urok. Chciałaby może udowodnić, że jej zasady mogą się przeciwstawić jego urokowi, ale on będzie walczył o zwycięstwo, a ona nie może mieć pewności, że w którymś momencie nie przegra. I co wtedy? Teraz stawka jest wyższa. Przegrana może kosztować ją więcej niż tylko utratę dumy. Ceną może być jej ciało i dusza!