– O tak! – wydyszał chłopiec. – Pojeździmy samochodem. Mama pojeździ samochodem.

– Jeśli będzie miała na to ochotę, bardzo proszę – roześmiał się Gard. – Zdaje mi się, że mama upiecze tort, a ty dostaniesz pewnie jakiś prezent…

– Duży?

– Może. Ale myślę, że mały prezent też może nie być wcale taki głupi, prawda?

– Prawda. Najlepiej to dostać mnóstwo prezentów!

– No, tak… Muszę podjąć pieniądze, wstąpimy na chwilkę do banku. A potem pojedziemy sobie do tego twojego lasu i rozejrzymy się trochę po nim, no, a później będzie pora wracać do domu. Uprzedziłem twoją mamę, że odbiorę cię dzisiaj z przedszkola.

Malec potakiwał z przekonaniem głową na znak, że wszystko rozumie. Prawdopodobnie zapowiedź wizyty w lesie nie zabrzmiała dla niego zachęcająco, lecz nie dał nic po sobie poznać.

Gard cieszył się, że znowu jest razem z Sindrem.

Tymczasem w banku chłopiec stał się niespokojny. Wszystko wskazywało na to, że znowu ogarnął go ten niewyjaśniony lęk. Powrócił do równowagi dopiero wtedy, gdy jakiś mężczyzna zniknął pospiesznie za drzwiami prowadzącymi w regiony banku niedostępne dla klientów.

Gard pochylił się nad małym.

– Powiedz mi, czego ty się boisz?

Sindre chwycił się jego ręki, rzucając wokoło niespokojne spojrzenia.

– Trolla! – szepnął.

– Trolla? Tutaj? – uśmiechnął się mężczyzna. – Nie wierzę.

– On przyjdzie i mnie zabierze!

– Dopóki ja jestem przy tobie, nic ci nie grozi.

Ta odpowiedź całkowicie uspokoiła chłopca. Z głową trzymaną wysoko pozwolił wynieść się na rękach z niebezpiecznego banku.

Gard zatrzymał samochód.

– Wstąpimy jeszcze na krótko do lasu, zgoda?

– Nie! – błagał Sindre. – Ja nie chcę.

– Przecież jestem z tobą! Nic ci się nie stanie.

– On przyjdzie i mnie zabierze.

– Nikt nie może cię zabrać, jeśli ja jestem przy tobie. Chciałbym, żebyś mi opowiedział o tym trollu, którego widziałeś.

Sindre odwrócił głowę. Wyglądał na bardzo wystraszonego.

– Czy troll powiedział ci, że nikomu masz nic nie mówić?

– Tak. Nic nie mówić. Niebezpieczne!

– W porządku – uspokajał go Gard. – Wobec tego tylko wejdziemy do lasu. Nie będę cię o nic pytał. Przecież wiesz, że troll mnie nie może zabrać.

– O, nie! – Sindre roześmiał się przez łzy. – Nie może zabrać mojego taty!

Mężczyzna przytulił chłopca do siebie.

Jak ja mam go przekonać, żeby nie nazywał mnie tatą? pomyślał zirytowany.

Oczywiście, przestając odwiedzać tego malca. Tylko jak to zrobić? Bo przecież w tym moim zimnym, wykalkulowanym życiu, w którym wszystko obraca się wokół pracy, pieniędzy i bezmyślnego uganiania się za dziewczętami oraz przyjemnościami, ta mała istotka jest mym jedynym przyjacielem, zwyczajnym i pełnym ufności…

A także pełnym bezkrytycznego podziwu, pomyślał Gard nie bez ironii. Jakie to miłe!

Szedł powoli ścieżką, a obok niego Sindre, który wpił się palcami w jego ramię i w ogóle nie patrzył przed siebie.

– A więc to tu uciekła wam Tessi? – nie dawał za wygraną.

Chłopiec rzucił spłoszone spojrzenie na ścieżkę i kiwnął głową.

Gard szedł zatem dalej.

Gdy musiał odsunąć na bok gałąź drzewa zwisającą na wysokości twarzy chłopca, uczynił to tak czułym gestem, że gdyby to widzieli jego koledzy z pracy, na pewno oniemieliby z wrażenia.

– Czy to tutaj złapałeś szczeniaka?

Sindre zerknął znowu.

– Nie, o wiele dalej.

– No, to chodźmy tam. Pokażesz mi.

Las okazał się większy, niż Gard się spodziewał Był mieszany. Rosły w nim w bezładnym chaosie brzozy, osiki i olchy, a także pojedyncze sosny.

Nagle ścieżka się skończyła. Nieoczekiwanie znaleźli się przy poprzecznej, nieco większej dróżce. Po jej drugiej stronie biegł kamienny mur, który oddzielał drogę prowadzącą od morza. Sindre był bardzo zdenerwowany i próbował zmusić Garda do powrotu.

– Troll! Przyjdzie i nas zabierze!

– Na pewno nie! – zapewniał go mężczyzna. – Jestem silniejszy od wszystkich trolli! To tutaj znalazłeś Tessi?

Nie ulegało wątpliwości, że to właśnie było to miejsce.

– I wtedy pojawił się troll?

– Tak. Tam – potwierdził Sindre drżącym głosem.

– Czy on przeszedł przez mur? Od strony morza?

– Tak. Chodźmy już.

– Nie bój się, teraz nie ma tu żadnego trolla. Powiedz mi, Sindre, czy on wyglądał tak samo jak ten płetwonurek, którego widziałeś wtedy, kiedy zostawiłem cię z Anitą?

– Tak. To troll.

– Nie, wtedy to byłem ja. A tutaj też nie spotkałeś żadnego trolla, tylko mężczyznę w kostiumie płetwonurka.

Sindre nie mógł tego zrozumieć.

Gard zastanowił się przez chwilę. Przecież w takim stroju nikt nie mógłby ujść daleko.

– Może przypominasz sobie, czy na drodze nie stał jakiś samochód?

Sindre myślał intensywnie.

– Tak. Samochód. Tam.

– Niebieski?

– Nnnie.

– Czerwony?

– Nie, nie czerwony.

– Biały? Zielony? Żółty? Czarny?

– Nie.

Chłopiec wyraźnie żałował, że nie pamięta tego szczegółu. Ale trudno było mu się dziwić. „Troll” wystraszył go niemal do szaleństwa. Poza tym Gard nie orientował się, czy trzylatek potrafi rozróżniać kolory i czy zna ich właściwe nazwy.

Nie wątpił jednak, że wszystko ma zapewne całkiem naturalne wyjaśnienie. Sindre widział przypuszczalnie jakiegoś płetwonurka przy pracy – na przykład przy czyszczeniu morskiego dna. Nieznajomy prawdopodobnie odezwał się do chłopca, może chciał sobie z niego pożartować…

– Powtórz jeszcze raz, co ten mężczyzna ci powiedział!

Drobna twarzyczka chłopca zastygła w bezruchu. Żywe w niej były tylko wielkie ze strachu oczy. Sindre szepnął:

– Nie opowiadać!

– Czy ten mężczyzna powiedział tak: „Jeśli piśniesz choćby jedno słowo o tym, co widziałeś, przyjdę znowu i zabiorę cię ze sobą!”

Mały rozejrzał się dookoła wylękniony.

– Tak – wyszeptał.

Jak nierozsądni potrafią być ludzie! I jak bezmyślni! Ów mężczyzna zdawał sobie pewnie sprawę z tego, jak niesamowicie wygląda w przebraniu płetwonurka, i dlatego chciał nastraszyć naiwne dziecko. Powiedział więc: przyjdę i cię zabiorę.

Gard nigdy nie przepadał za tego rodzaju żartami, którymi bawili się tylko ich autorzy.

– I co zrobił potem ten mężczyzna? – spytał.

– Troll?

– Tak.

– Nie wiem. Wziąłem Tessi i pobiegłem. Do domu.

– Rozumiem. Jesteś bardzo dzielny, Sindre. Możemy już wracać. No, widzisz, i nic nam się nie stało.

Na twarzy chłopca widać było wyraźną ulgę, kiedy weszli na drogę wiodącą do domu. A gdy znaleźli się już poza lasem, mały zaczął opowiadać bez zająknięcia o cudownej Tessi.

Gard poczuł nieprzepartą ochotę, by kupić mu milutkiego szczeniaczka. Ale oczywiście wiedział, że nie powinien tego robić. Do tych wszystkich zajęć, jakie ma Mali, brakowało jej jeszcze tylko psa.

Właściwie to powinna siedzieć w domu razem ze swoim synem, pomyślał mężczyzna. Większość maluchów bez trudu adaptuje się do warunków przedszkolnych, co więcej: niektóre czują się najlepiej właśnie tam. Sindre natomiast należał do tych dzieci, które nie potrafią się odnaleźć w większej grupie. On po prostu nie umie się bronić przed innymi.

Mali zaś bardzo dręczyła się z tego powodu, że musiała oddać go do przedszkola. Choć pragnęła dla niego wszystkiego co najlepsze, nie miała wyboru.

Na świecie żyły tysiące dzieci, które wyrastały bez ojców. Sindre jednak wyjątkowo silnie odczuwał brak taty lub kogoś, kogo mógłby za niego uważać.

Przez krótki czas rolę tę mógł odgrywać Gard. Ostatnio jednak zaproponowano mu niezwykle korzystną pracę na południu kraju. Wydawała się na tyle atrakcyjna, że chyba warto było się nad nią zastanowić, zwłaszcza że umożliwiłaby mu dokończenie studiów.

Musiałby więc opuścić Sindrego…

Odruchowo przytulił chłopca do siebie.

To wcale nie będzie łatwe!

ROZDZIAŁ XVII

Gard przywiózł do domu śpiącego malucha późnym popołudniem. Tak jak się spodziewał, obiad stał już gotowy na stole. Sindre obudził się na chwilę, co nieco zjadł i znowu zasnął.

Mężczyzna zaniósł go do łóżka. Gdy rozbierał go razem z Mali, chłopiec ocknął się nagle i usiadłszy raptownie na łóżku, popatrzył na nich przerażonymi oczyma, po czym na jego twarzyczce odmalowało się uczucie wielkiej ulgi.

– Tata i mama – wymamrotał z błogim uśmiechem.

Mörkmoen zacisnął zęby. Starając się nie patrzeć na Mali, powiedział ciepło:

– Jesteśmy przez cały czas. Jedno z nas zostanie tu z tobą. Nie ma się czego bać.

Zaspany malec znowu otworzył oczy.

– Ojej, wszystko wygadałem. Ten zły człowiek… Przyjdzie i mnie zabierze. Troll!

– Niczego nie wygadałeś, Sindre! Nie ma żadnego trolla, nikt nie przyjdzie i cię nie zabierze. To tylko jakiś głupi żart. Jesteś bezpieczny, możesz być całkiem spokojny.

Sindre wyciągnął ku niemu swą małą piąstkę.

– Trzymaj!

Zostali z nim oboje jeszcze przez kilka chwil, dopóki jego oddech nie stał się głęboki i miarowy. Potem wyszli cichutko z jego kątka i wrócili do kuchennej niszy. Siedzieli w niej długo, pogrążeni w rozmowie. Gard zdawał sobie sprawę, że powinien się już pożegnać, ale ogarnął go tak błogi, nie znany mu dotychczas spokój, że z minuty na minutę odwlekał wyjście. Mali przywoływała wspomnienia z pierwszego roku życia syna, przytaczała jego nieoczekiwane odpowiedzi i zabawne sytuacje z dnia codziennego, a gość przysłuchiwał się jej z zainteresowaniem.

– Czy było ci trudno? – spytał cicho. – Przecież chowałaś go sama.

– Czasami – przyznała. – Ale jak już ci mówiłam, Sindre to słońce mojego życia. Był trochę opóźniony w rozwoju i bardzo się tego bałam. Nie znałam nikogo, kogo mogłabym się poradzić. Lekarze powtarzali wprawdzie, że nie ma się czym martwić, ale to, że nie miałam z kim nawet o tym porozmawiać, było strasznie przykre.

Gard próbował sobie wyobrazić, jak Mali mogła się wówczas czuć. Nagle ogarnęło go ogromne ciepło i czułość dla tych dwóch samotnych istot.

– Chyba rzadko gdzieś wychodzisz?

– Właściwie nigdy – uśmiechnęła się. – W ciągu ostatnich trzech, czterech lat ani razu nie wybrałam się nigdzie sama.

– Nie masz nikogo, kto mógłby zająć się Sindrem?

– Po prostu nie czułam potrzeby, by szukać rozrywek gdzieś poza domem. Przecież mogłabym poprosić o pomoc Sonię.

Gdy Gard skrzywił się, słysząc to imię, Mali pospiesznie dodała:

– Soni jest teraz bardzo wstyd. Przyznaje, że się wygłupiła, kiedy tak na ciebie napadła.

– I pewnie chciałaby mi to jakoś wynagrodzić?

– Oczywiście. To bardzo serdeczna i życzliwa osoba.

– Wobec tego spytaj ją, czy nie mogłaby posiedzieć z Sindrem dziś wieczór?

Mali spojrzała na niego zdumiona.

– Może miałabyś ochotę… pójść, na przykład, do kina – dodał.

Jej policzki pokryły się lekkim rumieńcem.

– Wydawało mi się, że to mój syn jest twoim przyjacielem. Nie musisz czuć się w żaden sposób zobowiązany wobec mnie.

– Wybrałbym się chętnie do kina i cieszyłbym się, gdybyś zechciała mi towarzyszyć. Tylko tyle. Czy to takie dziwne?

– Nie – bąknęła, starając się ukryć uśmiech radości. – Raczej niespodziewane.

– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy poszli na piechotę. Bo muszę zdradzić ci naszą tajemnicę: Sindre cieszy się tak bardzo, że w swoje urodziny będzie mógł ci pokazać mój samochód.

– Z przyjemnością się przejdę.

– No, to dzwoń do Soni!

Mali zerwała się z krzesła, jakby bojąc się, że Gard mógłby się rozmyślić.

Wykorzystując ciemności panujące w kinie, Mali raz po raz zerkała z boku na swego towarzysza. Tak strasznie jej się podobał. I to nie tylko dlatego, że we wzruszający sposób zajmował się Sindrem. Pociągał ją także on sam jako mężczyzna.

Ale tego, oczywiście, nie powinien nigdy się dowiedzieć Ostatnie noce były dla niej trudne. Pogrążona w myślach o Gardzie, oddając się próżnym marzeniom, w ogóle nie mogła zasnąć. A przecież nic a nic o nim nie wiedziała, nie zdradził jej ani jednego szczegółu ze swego prywatnego życia. Mógł być żonaty… Chyba jednak nie. Powiedział wszakże, że nie jest przyzwyczajony do domowego jedzenia…

Tylko żadnych fałszywych nadziei! upominała samą siebie.

Wolnym krokiem wracali już do domu, rozmawiając jak zwykle o wspólnym obiekcie ich zainteresowania, czyli o Sindrem.

– Dzieci w przedszkolu bardzo mu dokuczają – powiedział Gard. – On nie powinien tam chodzić, jest zbyt wrażliwy na taki terror!

– Wiem – przyznała przygnębiona. – Ale do wakacji zostały już tylko dwa tygodnie. Jesienią te dwie wścibskie dziewczynki już nie wrócą i wtedy, mam nadzieję, wszystko ułoży się znacznie lepiej.

– Tak, słyszałem, że to ich ostatni rok. Na szczęście – westchnął Gard. – Mimo to będą jeszcze aż przez dwa tygodnie. Jak wiesz, byliśmy dzisiaj w lesie. Wydaje mi się, że Sindre trochę się wyleczył z tego swojego strachu. Wprawdzie po obiedzie obudził się przerażony, ale sprawił to pewnie tylko zły sen.