– Nie. Nie – powtórzyła z przejęciem. – Byłam na ciebie zła. Powiedziałeś mi różne okrutne rzeczy i… i chciałam cię zranić, tak jak ty mnie zraniłeś.
Patrzyli na siebie w milczeniu przez dłuższą chwile. Nie potrafiła niczego wyczytać z jego skamieniałej twarzy. Czy to możliwe, że zaledwie przed chwilą dostrzegała w nim chłopięcy wdzięk? Teraz nie było w nim nic z chłopca. Miała przed sobą twardego mężczyznę. zaprawionego w walce żołnierza, nieugiętego i nieufnego.
– Może… – zaczęła, pomna wskazówek babki. – Może powinniśmy zacząć od nowa, bez wzajemnych pretensji i podejrzeń.
Wykrzywił usta w niewesołym uśmiechu.
– Z pewnością by ci to odpowiadało, co? – Westchnął, rozpalając w niej promyczek nadziei. – Wezmę kąpiel, żono, a potem zobaczymy, co nam przyniesie dzisiejszy dzień. Oby się zakończył lepiej niż wczorajszy.
Linnea odetchnęła z ulgą, dziękując w duchu świętemu Judzie.
– Pójdę sprawdzić wodę.
– Nie. Zaczekaj. – Złapał ją za rękę, nim zdążyła się wymknąć. – Odeślij służbę do innych obowiązków. Sama masz się mną zająć. No i należy mi się odpowiednie poranne przywitanie od mojej żony – dodał, obejmując ją w pasie i przyciskając mocno do siebie.
Linnea aż zaniemówiła. Myślała, że skutki pijaństwa odbiorą mu na to ochotę, przynajmniej na jakiś czas. Ale okazało się, że nie, czego wymownie dowodził twardy kształt napierający na jej brzuch.
– Proszę, milordzie – szepnęła, usiłując powstrzymać jego ruchliwe dłonie. – Służba…
– Tak? – Przesunął palcem po śladzie łańcuszka na jej pośladku, co jak zawsze przyprawiło ją o gorący dreszcz. – Powiedz mi, moja słodka Beatrix. Czy mój prezent przypomina ci czasem o mnie?
Beatrix. Bliska zapomnienia się, Linnea miała ochotę wyjść z cienia siostry i stanąć przed nim jako ta, którą naprawdę była. Jako Linnea, Chciała wyrzucić z pamięci przykazania babki i imię siostry. To nieznośne pragnienie dręczyło jej ciało i duszę.
Ale co mogła przez to zyskać? I, co ważniejsze, co mogła stracić? Odpowiedź była prosta. Wszystko.
Chłodna świadomość tego faktu kazała jej odrzucić wszelką myśl o wyznaniu prawdy. Wyswobodziła się z objęć Axtona.
– To nie jest prezent, a raczej groźba – odpowiedziała mu głosem drżącym od gniewu. Nie miało znaczenia, że była zła bardziej na siebie niż na niego.
Zrozumiał ją jednoznacznie; zmrużył oczy i wygiął usta w złośliwym uśmiechu.
– Traktuj go, jak chcesz, ale nie udzieliłaś mi odpowiedzi na pytanie. Przypomina ci o mnie?
Linnea miała ochotę powiedzieć mu coś przykrego, ale w ostatniej chwili Ogryzła się w język. Oczekiwano od niej, że ułagodzi męża. Oczekiwano, że posłuży się własnym ciałem, jeśli taka będzie potrzeba.
– Tak, milordzie – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Bezustannie mi o tobie przypomina.
Uśmiechnął się pod nosem, co mogło oznaczać, iż jest zadowolony i odpowiedzi.
– Będę musiał sprawdzić, czy dobrze na tobie leży. – Chwytając za poły luźnej koszuli, ściągnął ją przez głowę i rzucił niedbale na ziemię. Stał przed żoną jedynie w sukiennych spodniach i czarnych skórzanych butach. – Chodź się ze mną kąpać, żono. Wyszorujemy się nawzajem porządnie.
Wybuchnął śmiechem patrząc na jej minę, która nie wyrażała ani zgody, ani sprzeciwu, a jedynie niebotyczne zdumienie nieprzyzwoitą propozycją. Wystarczał już sam widok jego wspaniale rzeźbionego ciała, żeby stracić mowę. A usłyszeć ponadto, że ma dołączyć do niego w kąpieli… Czyżby oczekiwał, że obnaży się tak bezwstydnie jak on? I wejdzie z nim do wody naga, jak ją Pan Bóg stworzył? Mimo iż dochodziło między nimi wcześniej do intymnych zbliżeń, to, co zaproponował, wydało jej się jeszcze bardziej intymne.
– Balia… balia jest za mała – wyjąkała. Podniosła z ziemi jego koszulę i zaczęła ją nerwowo zwijać.
Na szczęście w tym momencie skrzypnęły drzwi, po czym Norma zajrzała do komnaty i oznajmiła niepewnie:
– Milady, kąpiel gotowa.
Norma. Dzięki Bogu, przynajmniej Norma była po jej stronie.
– Chodź, milordzie. – Linnea pierwsza ruszyła ku drzwiom, próbując wykorzystać fakt, że im przerwano. – Chodź, póki woda jest gorąca.
Przeszedł do przedsionka nie odzywając się do niej. W Linnei zaświtała nadzieja, że uda jej się uniknąć kłopotliwej sytuacji. Cały czas pamiętała, że powinna być uległa, ale też wzdragała się przed nieprzyzwoitością. jaką była wspólna kąpiel z mężczyzną.
W przedsionku dwaj młodzi paziowie wlewali ostatnie wiadra wody do ogromnej drewnianej balii. Weszła służąca z tacą obficie wyładowaną chlebem i mięsiwem, a za nią druga ze srebrnym dzbankiem i dwoma kielichami. Podczas gdy Norma wskazywała służącym, gdzie mają ustawić przyniesione rzeczy. Axton bez słowa zanurzył rękę w parującej wodzie. Polem usiadł na krawędzi balii i spojrzał na Linneę.
– Odeślij służbę. Nie będzie nam już potrzebna.
– Ale… ale… – zaczęła, lecz urwała natychmiast, widząc jego uniesioną brew.
Skoro miała dowieść, że jest miłą i posłuszną żoną, powinna była zacząć zaraz. Pełna sprzecznych odczuć, wśród których był zarówno lęk jak i zaciekawienie, powoli skinęła głową.
– Sama usłużę milordowi Axtonowi. Normo, wracaj na dół i zajmij się wszystkim, czym trzeba. Ale nie oddalaj się zbytnio – dodała pospiesznie. – Będę chciała z tobą porozmawiać, kiedy skończę. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, milordzie – zwróciła się do Axtona.
Zarumieniła się pod jego przeciągłym spojrzeniem. Wreszcie kiwnął głową, że się zgadza, więc odetchnęła z ulgą. Zaświtała w niej nadzieja, że w końcu pozwoli jej uczestniczyć w normalnym zamkowym życiu.
Poczekała, aż służący się oddalą; czuła, że zerkają na nią z zaciekawieniem. Axton nadal utrzymywał całe górne piętro twierdzy do ich wyłącznego użytku. Nie miała wątpliwości, że wszyscy w zamku dokładnie wiedzą, o jaki użytek chodzi.
Zastanawiała się, czy kiedy wreszcie zacznie prowadzić normalne życie, mieszkańcy zamku nadal będą się na nią gapić i plotkować za jej plecami tak jak teraz.
Postanowiła na razie nie zaprzątać sobie tym głowy.
Chociaż zdołała przynajmniej na jakiś czas odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli, nie mogła uniknąć kąpieli z mężem. Zostali w przedsionku tylko we dwoje. Wprawdzie nie było drzwi, które by oddzielały przedsionek od schodów, więc dochodziły ich stłumione odgłosy z wielkiej sali, ale byli sami. Nikt nie odważyłby się wejść po schodach bez wezwania, skoro pan zamku wyraźnie określił swoje intencje wobec żony.
Linnea odetchnęła głęboko. Wyglądało na to, że Axton ceni prostolinijność, więc postanowiła być właśnie taka. Wyrazi swoje uczucia i opinie i będzie wobec niego szczera na tyle, na ile to będzie możliwe.
Nie we wszystkim jednak. Nie w sprawie prawdziwego imienia.
– Czego sobie życzysz, milordzie? Najpierw kąpiel, czy może wolisz zacząć od śniadania? – spytała. Dobierała słowa, jak przysłało na czułą żonę, ale wypowiadała je rzeczowym tonem sprawnej gospodyni Spojrzała na Axtona wyczekująco, lecz trzymała się od niego w bezpiecznej odległości.
– Żadnego jedzenia – mruknął przecierając czoło; skrzywił się, jakby ból się wzmógł pod dotknięciem. – Najpierw się wykąpię.
– Mogę przygotować napar z lawendy, mięty i słodkiej marzanny na uśmierzenie bólu – zaproponowała.
Przyjrzał jej się podejrzliwie.
– Czy to uleczy moją głowę i żołądek?
Linnea wzruszyła ramionami.
– Pomaga na jedno i drugie. Przygotowywałam ten napar wiele razy dla… – Urwała. Każda wzmianka o członkach jej rodziny wprawiała go w złość, a przecież nie miała zamiaru go denerwować.
Widocznie odgadł jej myśli, bo spojrzał na nią uważnie.
– Dla ojca?
– I brata – dodała nie spuszczając oczu.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Inaczej niż dotychczas. Po raz pierwszy on nie był drapieżnikiem, a ona nie była ofiarą. Jakby jego przejściowa słabość uczyniło ich równymi sobie. Nie mogła zmarnować takiej okazji.
– Kiedy mężczyźni z Maidenstone pozwalali sobie na zbyt wiele trunku, moje specyfiki pomagały im szybciej dojść do siebie. Mam przygotować coś takiego dla ciebie? – Pokiwał głową, ale wyczuła w nim pewną nieufność: postanowiła odpowiedzieć mu, nim zadał pytanie. – Chciałabym, żeby między nami zapanował pokój.
– Pokój – powtórzył. – Powiedz mi prawdę. Beatrix. Masz nadzieję, że ten pokój sprawi, iż zatrzymam twoją babkę tu w Maidenstone?
Zawahała się. Zeszłej nocy bez namysłu odpowiedziałaby twierdząco. Ale lady Harriet sama wolała wyjechać z zamku, żeby lepiej dopilnować przygotowań do nieuniknionego upadku Axtona. Linnea szukała w myślach odpowiednich słów.
– W świetle nowego dnia wydaje mi się, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby wyjechała do opactwa Ramsay. Pozostając tu nie byłaby zadowolona. A jakie masz plany względem… reszty mojej rodziny?
– Mężczyźni z twojej rodziny muszą czekać na przybycie Henryka Plantageneta. Nic proś mnie. żebym ich uwolnił – ostrzegł. – Ta decyzji nic należy do mnie.
Linnea opuściła wzrok.
– Rozumiem. Ale chciałabym cię błagać, Axtonie, żebyś uznał zemstę za dokonaną. Osiągnąłeś cel. Nie dokładaj cierpień tym, którzy nie mogą się bronić.
– Gdybyś przypadkiem nie pamiętała, żono, przypominam ci. ze to ty najbardziej ucierpiałaś z powodu mojego porywczego charakteru.
Linnea spojrzała na niego zaskoczona tym, co usłyszała. Zbliżył się do niej, a z jego twarzy wyzierał już nie ból, lecz nieskrywane pożądanie. Wycofała się za balię.
– Nie zawsze byłeś zły, kiedy… mieliśmy ze sobą do czynienia.
Uśmiechnął się lekko.
– Ty także, bo inaczej miałbym więcej takich blizn – stwierdził pocierając ślad draśnięcia na ramieniu. – Nagle spoważniał. – Nie mogę ci obiecać, że będę potulnym mężem, skoro ty nie możesz mi obiecać, że będziesz uległą żona. Ale jakoś sobie poradzimy, tak czy inaczej.
Ściągnął buty i sięgnął do troków przytrzymujących spodnie w pasie. Linnea patrzyła zmieszana, bezwiednie podziwiając urodę jego męskiego ciała.
– Teraz się wykąpię – oznajmił. – A potem położę się do łóżka.
Troki puściły. Brunatny materiał ześliznął się po płaskim brzuchu. Linnea patrzyła jak urzeczona, niezdolna oderwać od niego oczu. Dopiero kiedy jednym zdecydowanym ruchem zsunął spodnie przez biodra i stanął zupełnie nagi, raptownie odwróciła wzrok.
– To niemożliwe. Łóżko jest zniszczone.
– Wezwij kogoś, żeby je naprawił. – Słyszała, jak boso podchodzi do balii, a potem z pluskiem wody zanurza się w parującej kąpieli, wydając z siebie głębokie westchnienie.
Najpierw łóżko. Łatwiej było zająć się zniszczonym meblem niż nagim męskim ciałem, które domagało się jej uwagi. Linnea skupiła się na poleceniu wydanym przez męża. Odchodząc nie mogła się jednak powstrzymać, by jeszcze raz nie ogarnąć pełnym zachwytu wzrokiem szerokiej muskularnej piersi porośniętej ciemnym, kręconym włosem. Musiała wezwać kogoś do zreperowania łóżka. Tak, koniecznie należało to zrobić. I czekało ją też przygotowanie dla męża leczniczego naparu.
– Wymocz się dobrze – powiedziała oddalając się ku schodom. – A ja dopilnuję… innych spraw – dokończyła niewyraźnie.
– Poczekaj, Beatrix!
Ale Linnea nie usłuchała. Raz jeszcze emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Jak zawsze, jego nieodparta męskość połączona ze zniewalającym urokiem podziałały na nią jak grom z jasnego nieba. Rzuciwszy na niego okiem po raz ostatni, omal nie spadla ze schodów. Stał w balii ociekający wodą. Uosobienie męskiego piękna – jej mąż. Choć wielokrotnie doszło między nimi do najintymniejszego zbliżenia, nie była oswojona z jego nagością. I nie sądziła, by kiedykolwiek miała się oswoić.
Będzie musiała ponownie znosić jego bliskość. I to wkrótce. Ale może uda jej się lepiej nad sobą panować. Spiesząc do obowiązków modliła się w duchu o odzyskanie kontroli nad własnymi uczuciami.
Obawiała się jednak, że gdzieś po drodze zgubiła klucz do swego serca. I bała się, że nawet święty Juda nie pomoże jej go odnaleźć.
12
Linnea wysłała przed sobą całą armię pracowników. Bała się, że Axton będzie zły z tego powodu, ale miała nadzieję, że przygotowany przez nią napar poprawi mu samopoczucie. A może nawet pozwoli mu ujrzeć w niej coś więcej niż tylko podatne kobiece ciało.
Zaraz jednak skarciła się za te niemądre rozważania. Jakież miało znaczenie, czy Axton doceni jej talent do zarządzania domowym gospodarstwem? Jeśli plan babki się powiedzie, wkrótce nie będzie go w Maidenstone, a jego miejsce zajmie mąż Beatrix, kimkolwiek się okaże. I to, co Axton sądzi o niej jako o pani zamku, zginie pod ciężarem nienawiści, jaką będzie do niej czuł za to, że go oszukała.
Niestety, odwoływanie się do rozsądku niewiele pomagało. Prawda była taka. że nie pozostawała obojętna wobec Axtona. Może i był wojownikiem obdarzonym piekielnym charakterem, ale i tak zachowywał się lepiej od Maynarda. Nie potrafiła go nienawidzić. Nie tylko z powodu wrażeń, jakich dostarczały jej ich intymne zbliżenia. W gruncie rzeczy traktowa! ją przyzwoicie, a jej zależało na tym, by ją docenił.
"Siostry" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siostry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siostry" друзьям в соцсетях.