Zacisnęła usta w wąską linię. Nie, nie było dla niej odwrotu. I nie mogło być zgody pomiędzy jej rodzina i rodziną Axtona.
– Nie odpowiedziałaś mi. – Głos Petera wdarł się w jej ponure rozmyślania. – Czy śmierć twojego brata zniszczy kruchy pokój pomiędzy tobą i Axtonem?
Linnea spojrzała na niego; po raz pierwszy dokładniej mu się przyjrzała. Nie był jeszcze mężczyzną, ale szybko zbliżał się do dnia, w którym miał dorównać starszemu bram posturą i władczym charakterem. Pomyślała. że będzie równie groźny dla wrogów i tak samo oddany własnej rodzinie.
Usiłowała stłumić w sobie żal i zmusić się do pamiętania o roli, jaką sama zgodziła się odegrać.
– Nie będzie łatwo… go pochować, gdyby do tego doszło. Nie będzie łatwo zapomnieć, kto zadał mu śmiertelny cios.
– Nie pytam, czy zapomnisz, tylko czy będziesz w stanie odłożyć to w przeszłość:
– To znaczy przebaczyć, prawda? Czy będę mogła przebaczyć Axtonowi to, że zamordował mojego brata? – Choć bardzo się starała nad sobą panować, emocje zaczynały brać górę. Nie powinno było dojść do tej strasznej sytuacji.
– To nic było morderstwo, tylko niefortunny skutek wojny. Możesz mu wybaczyć? – powtórzył z uporem..
Linnea odwróciła się do niego plecami. Pozwalanie, żeby ją wypytywał, dotykał najboleśniejszych spraw, które chciała ukryć jak najgłębiej, mogła prowadzić tylko do nieszczęścia. – Jakoś sobie poradzę. Kobiety w końcu są w tym naprawdę dobre. Muszą sobie radzić z życiem, które inni dla nich wybrali. – Przystanęła u wylotu przejścia w grubym kamiennym murze i obejrzała się na Petera. Był dorodny, krzepki i w porównaniu z umierającym Maynardem tak niewiarygodnie żywy. – Gdyby to kobiety sprawowały rządy, nic byłoby wojen. Nie byłoby tej wiecznej walki o władzę, o wpływy, o ziemię, o wojsko…
Urwała, gdy głos zaczai jej odmawiać posłuszeństwa. Nie zdążyła jednak uciec, bo chłopiec złapał ją za ramię. Wprawdzie nie przewyższał jej wzrostem, ale jego uścisk był nadspodziewanie mocny i zdecydowany.
– Szukałem cię z ważnego powodu.
– Więc go wyjaw i pozwól mi odejść – opłakiwać los mego brata.
– Moja matka przyjeżdża.
Linnea znieruchomiała. Jeszcze przed chwilą zmagała się z nadmiarem osaczających ją uczuć, a teraz nagle poczuła w sobie całkowitą pustkę.
Ich matka, Axtona i Petera. Dotychczasowa niepewność wydała się Linnei traszką; teraz czuła się dziesięciokrotnie mniej pewna siebie. Czy ta kobieta, będzie nią pogardzać od pierwszego wejrzenia, tak jak jej rodzina gardziła Axtonem? Będzie spiskować przeciwko synowej, tak samo jak rodzina de Valcourtów spiskowała przeciw nie chcianemu zięciowi?
– Jest dobrą, wyrozumiałą kobietą,
Linnea wpatrywała się w Petera z napięciem.
– Na tyle dobrą i wyrozumiała, żeby wybaczyć niefortunny skutek wojny? Peter skrzywił się, słysząc, jak powtarza Jego własne słowa.
– Ten powrót nie będzie dla niej łatwy. Ale jeśli zdobędziesz się na cierpliwość i dasz jej trochę czasu na ochłonięcie…
– Czas na opłakanie tego wszystkiego, co straciła, odkąd opuściła ten dom? To masz na myśli? – Strząsnęła z ramienia jego dłoń: spojrzała niewidzącym wzrokiem w stronę głęboko osadzonego okna, przez które widać było wąski skrawek nieba. Było szare; stonce kryło się za chmurami. To lepiej, niż gdyby było błękitne i rozświetlone słońcem. To nie był radosny dzień. W tym jednym Linnea i matka Axtona na pewno mogły się zgodzić.
Westchnęła głęboko.
– Czy ona już tu jest?
– Przyjeżdża za godzinę. – Po krótkiej chwili dodał: – Nie będzie cię źle traktować, Beatrix.
Jak zawsze, kiedy nazwano ją imieniem siostry, przypominała sobie o swojej roli. Wyprostowała się dumnie.
– Musze dopilnować, by przygotowano dla niej komnatę i poczęstunek… – Nagle się zawahała. – Jak sądzisz, ją Axton chyba pozwoli ulokować w twierdzy?
Peter uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Axton wygląda przy niej jak wieża, ale nie ośmieliłby się odmówić niczego lady Mildred. Jeśli chcesz, mogę mu przekazać wiadomość, że zapewnisz swojej teściowej godne powitanie.
Linnea pokiwała głową. Wiedziała, że ta kobieta kiedyś tu przybędzie. Powinna być na to lepiej przygotowana. A teraz miała wątpliwości, czy w ogóle było możliwe jakiekolwiek przygotowanie się do spotkania z tą kobietą.
Właściwie powinna być wdzięczna Peterowi, że zechciał ją powiadomić o przyjeździe matki.
– Dziękuję – powiedziała, marszcząc lekko czoło, jako że nie do końca rozumiała intencje tego chłopaka. Znienawidziła go od samego początku i była pewna, że on odwzajemnia to uczucie. Jednakże zdarzały się chwile, gdy wydawał się być jej jedynym sprzymierzeńcem. – Dziękuję, że mnie uprzedziłeś.
Cofnął się o krok i stanął do niej bokiem, tak że widziała tylko jego profil.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla niej – odburknął. I przekrzywiając głowę wbił w Linneę spojrzenie, które niepokojąco upodobniało go do brata. – Nie chciałem, by jej powrót okazał się jeszcze trudniejszy. Nie chciałem, żebyś ją przyjęła jak przeciwniczkę.
Ale my jesteśmy przeciwniczkami. Przeciwniczkami w walce, o której wy nie macie jeszcze pojęcia. Nie mogła mu tego powiedzieć. I choć prawda dławiła ja boleśnie, zdobyła się na potakujące skinienie.
– Postaram się być dla niej miła.
Odchodząc myślała z obawą, że wymuszona grzeczność bywa gorszym afrontem niż jawne okazanie niechęci. Zresztą, cokolwiek by zrobiła, będzie źle. Popełniła błąd wcielając w życie ten straszliwy plan, a teraz każdym swoim posunięciem tylko pogarszała sprawę.
Łańcuszek musnął jej udo, lecz tym razem mocniej czuła niewielkie twarde znamię na łydce. Ślad jej grzechu, jak zawsze nazywała je babka.
Dziś czuła je wyraźnie; paląco przypominało jej, kim naprawdę jest To przecież ona sama wpadła na pomysł oszustwa. Nie miało znaczenia, że droga, jaką wybrała, wydawała jej się odrażająca. Musiała dotrzymać obietnicy, choć przez to jeszcze nigdy nie czuła się aż tak grzeszną.
Gdzie on się podziewał? Linnea rozglądała się pod murami, szukając wzrokiem Axtona. Zwykło łatwo było już z daleka dostrzec jego wyniosłą postać, ale dziś nigdzie nie było go widać. Musiał widocznie przebywać gdzieś poza zamkiem, może we wsi. To oznaczało, że obowiązek powitania jego matki spoczywa wyłącznie na niej.
Komnata była już naszykowana. Świeża pościel, ogień w kominku i wonna kąpiel czekały na przybycie lady Mildred. Dałby Bóg, żeby wolała odpocząć w swojej komnacie niż zapoznawać się na powrót z zamkiem czy towarzyszyć młodszemu synowi w wielkiej sali, ponieważ dobre maniery wymagały, by Linnea dotrzymała jej w tym towarzystwa. Choć nie miała doświadczenia w pełnieniu obowiązków pani zamku. zdarzało jej się obserwować babkę i siostrę. Pod nieobecność lorda cała odpowiedzialność za zamkowe życie spadała na jego żonę. I nawet jeśli wiążące się z tym powinności były przyjemne, Linnea musiała je wypełnić.
Jeszcze raz rozejrzała się po dziedzińcu. Gdzie jest Peter?
Nim udało jej się go znaleźć, od strony mostu dobiegł odgłos końskich kopyt, a zaraz potem na dziedzińcu pojawiła się gromadka jeźdźców i dwa potężne wozy. Błotnisty plac wypełnił się po brzegi. Jeden z wozów wysunął się naprzód i podjechał aż pod schody prowadzące do twierdzy.
Linnea wstrzymała oddech. Czyjaś ręka rozchyliła płócienną burtę i w szparze ukazała się kobieca twarz. Była smutna i zmęczona. Linnea zauważyła to od razu. Spodziewała się, że ta kobieta będzie triumfować i okazywać swoją wyższość. Widząc zamiast tego na jej twarzy niepewność i troskę, Linnea postanowić wykrzesać z siebie jak najwięcej przyjaznych uczuć. Cóż z tego, że ją, Linneę, czekała niewiadoma przyszłość. Lady Mildred wiele w życiu wycierpiała. To, że musiała winić za swe cierpienia Linneę i jej rodzinę, nie było w tej chwili najważniejsze. Powrót do domu musiał być dla niej niezwykłe trudny. Bolesny. Linnea postanowiła nic powiększać tego bólu. Zeszła po schodach przybierając miły wyraz twarzy, choć kolana trzęsły jej się ze strachu. Spojrzenia obu kobiet na moment się spotkały; Linnea dostrzegła w oczach lady Mildred bezmiar gorzkich doświadczeń. Nagle ich uwagę odwrócił głośny okrzyk i zaraz potem, obiegając wóz dookoła, zjawił się Peter.
– Matko! Witaj! Trudną miałaś podróż? Jeśli jesteś zmęczona albo głodna, albo czegoś ci potrzeba…
Podniecony głos przycichł, bo lady Mildred mocno objęła syna,
– Peter – szepnęła tak cicho, że Linnea ledwie zdołała usłyszeć. Ale to jedno słowo zrobiło na niej wielkie wrażenie. Lady Mildred bez wątpienia kochała swoich synów. Dwóch z nich już straciła. Przez ostatnich kilka miesięcy kampanii Henryka przeciwko królowi Stefanowi musiała wręcz umierać z niepokoju o dwóch pozostałych.
Linnea wzniosła w duchu modlitwę, by Bóg obdarzył ją samymi córkami. Żadnych synów, których musiałaby posyłać na wojnę, tylko córki, które mogłaby wydać za kochających je mężczyzn.
– Jestem cały i zdrowy, matko. Nie mam nawet siniaka… poza tymi, jakie oberwałem od Axtona. – Peter wyswobodził się z objęć matki, Nie lubił być traktowany jak dziecko, ale radość z obecności matki najwyraźniej wynagradzała mu z nawiązką tę drobną przykrość.
Dopiero kiedy dostrzegł Linneę, jego radosny uśmiech nieco przybladł.
– Matko, ponieważ Axton jest nieobecny i nie może pełnić honorów gospodarza, na mnie spada obowiązek przedstawienia ci… lady Beatrix z Maidenstone. – Zrobił krótką pauzę, gdy matka zdziwiona uniosła głowę, by spojrzeć na Linneę, po czym dokończył: – Jest żoną Axtona.
Gdy lady Mildred szeroko otwartymi oczyma jeszcze raz przyjrzała się dziewczynie, stało się jasne, że nie wiedziała o ożenku syna. – Jego żoną? – powtórzyła słabym głosem, wyraźnie przybita nowiną. – Jego żoną? Jedna z de Valcourtów? – Wpatrywała się w synową z niedowierzaniem.
– Teraz nazywa się Beatrix de la Manse. Axton jest z niej zadowolony – dodał łagodnie Peter. – Chodź, matko. Beatrix przygotowała dla ciebie wygodna komnatę.
Ostrym spojrzeniem, któremu towarzyszyło nieznaczne kiwnięcie głową, Peter wyrwał Linneę z odrętwienia. Kiedy lady Mildred, prowadzona, troskliwie przez syna, weszła na schody, dziewczyna odezwała się z nieśmiałym uśmiechem:
– Jesteś pani jak najmilej widziana w zamku Maidenstone…
– Dziękuję ci – mruknęła lady Mildred. Oderwała pełne bólu spojrzenie od niespodziewanego widoku synowej i wsparła się ciężko na ramieniu Petera. – Jestem zmęczona, chciałabym się na chwilę położyć.
Linnea przepuściła ich przodem i ruszyła za nimi na drugie piętro twierdzy. Odniosła wrażenie, że kiedy mijali lordowską komnatę na pierwszym piętrze, lady Mildred jeszcze bardziej się przygarbiła uczepiona ramienia syna. Linnea postanowiła umieścić ją na wyższym piętrze, chcąc jej oszczędzić bolesnych wspomnień z czasów, gdy jako pani zamku dzieliła tę komnatę ze swoim mężem. Teraz jednak obawiała się, że starszej kobiecie nie starczy sił na tak wyczerpującą wspinaczkę po schodach.
Dotarli już do przedsionka na samej górze, gdy dobiegło ich wołanie Axtona.
– Matko! Przyjechałaś!
Ciężkie buty załomotały na schodach i po chwili Linnea była po raz drugi świadkiem wzruszającego powitania matki z synem. Axton miał na sobie strój do konnej jazdy, buty oblepione błotem, a czoło lśniące od potu. Alę w oczach Linnei wyglądał tym bardziej męsko i pięknie. Matka także patrzyła na niego z zachwytem, ożywiona widokiem ukochanego syna.
– Modliłam się całymi godzinami… – Reszty nie było słychać, bo Axton dosłownie ukrył matkę w objęciach.
– Jesteś w domu. Twoje modlitwy zostały wysłuchane.
Odstąpili od siebie; lady Mildred przyglądała się swemu wojowniczemu synowi.
– Nie o Maidenstone się modliłam, lecz za ciebie i Petera. Nigdy o tym nie zapominaj. – Potem spojrzała na Linneę; w nagle zapadłej, niezręcznej ciszy. Axton i Peter podążyli wzrokiem za jej spojrzeniem.
Linnea patrzyła na kobietę, dla której fakt, że jej syn poślubił córkę de Valcourta, musiał być nie do zniesienia. Wstyd chwycił dziewczynę za gardło na myśl o tym, co będzie, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw
– Rozumiem, że już poznałaś lady Beatrix – powiedział Axton. Lady Mildred skinęła głową. Spojrzała na syna w milczeniu, ale Linnea usłyszała wszystkie nie zadane pytania, Axton widać także, bo gestem nakazał żonie, by się zbliżyła.
– Wiem, że mój pospieszny ożenek cię zaskoczył. Ale dzięki temu nie będzie wątpliwości, kto jest panem zamku. Niezależnie od porozumienia Stefana z Henrykiem, Maidenstone pozostanie naszą własnością. Moje małżeństwo z Beatrix to gwarantuje. – Chwyciwszy żonę za rękę, przyciągnął ją bliżej. – Jestem z niej zadowolony. Myślę, że kiedy ją lepiej poznasz, też ci się spodoba.
Trzeba przyznać, że lady Mildred zdobyła się na słaby uśmiech przeznaczony dla synowej, ale nie zrobiła żadnego gestu, żeby się z nią serdeczniej przywitać. Linnea zauważyła, że Peter odziedziczył po matce niebieskie oczy, a Axton prosty, dumny nos. Nie była piękną kobieta, ale w młodości bez wątpienia nie brakowało jej uroku. Obecnie jej zmęczona twarz była pocięta zmarszczkami i boleśnie ściągnięta, tyleż niepokojącą nowiną o ożenku syna, co nieszczęściami, jakie nękały ją przez ostatnie osiemnaście lat.
"Siostry" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siostry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siostry" друзьям в соцсетях.