Linnea próbowała odpowiedzieć uśmiechem.

– Gdybym mogła służyć czymś jeszcze…

– Nie ma potrzeby – ucięła lady Mildred, powstrzymując jakiekolwiek dalsze propozycje ze strony synowej. – Ta komnata jest całkiem wystarczająca. – Odetchnęła głęboko, jakby chciała zebrać siły. O, jest moja służąca i mój kufer. Chciałabym odpocząć w samotności kilka godzin.

Linnea natychmiast pojęła ukrytą intencję i odeszła. Choć Axton i Peter nie zabawili u matki wiele dłużej niż ona, było jasne, że została wykluczona z rozmowy o najważniejszych sprawach rodziny de la Manse. Axton z pewnością musiał udzielić odpowiedzi na różne pytania matki. Mimo powściągliwości lady Mildred dało się zauważyć, że nie pochwala wyboru syna, co z jakiegoś niezrozumiałego powodu bardzo Lineę martwiło. Przecież nie powinno ją to obchodzić. A jednak obchodziło.

Cała jej sytuacja była nienormalna, a już najbardziej nienormalne było to, co się działo z jej uczuciami. Próbując je zrozumieć tylko pogarszała sprawę. W końcu ze zgrozą uświadomiła sobie, że zalety jej na przychylności wrogów, natomiast coraz mniej dba o zdanie własnej rodziny… Gdyby nie to, że poświęcała się dla siostry…

Myśl o prawdziwej Beatrix jak zawsze ją otrzeźwiła, Beatrix była jedyną osobą na świecie, która darzyła Linneę miłością. Axton i Peter mogli się godzić z jej obecnością w ich życiu. Ich matka mogła w przyszłości także ją zaakceptować. Ale tylko Beatrix szczerze ją kochała, a ona kochała Beatrix.

Zajrzała do wielkiej sali, tętniącej przygotowaniami do wieczerzy. Zsuwano stoły i ustawiano wzdłuż nich długie ławy, Dwaj chłopcy napełniali winem dzbany i ustawiali je na stołach, po dwa na każdym.

Jako dzieci ona i Beatrix lubiły tu przebywać, psocić i snuć marzenia na jawie. Bawiły się w chowanego kucając między stołami. Kiedy podrosły, przeniosły się z zabawami na dziedziniec, a potem stopniowo poznały każdy kąt i zakamarek zamku. Były z siostrą jak dwie połówki tego samego owocu. A zamek Maidenstone po Maynardzie powinien przejść w ręce Beatrix.

Byłoby najlepiej, gdyby prawdziwa Beatrix poślubiła Axtona. Linnea teraz to rozumiała. Ale było już za późno na takie rozważania; Musi chronić siostrę, umożliwić jej małżeństwo, dzięki któremu odzyska to, co jej się należy z racji urodzenia, choćby musiała wystąpić w tym celu przeciwko Axtonowi.

Nie mogła przejmować się Axtonem, kiedy chodziło o dobro Beatrix. Ona była najważniejsza; nie wolno było o tym zapominać.

Chodziło o Beatrix, jej ukochaną siostrę.

14

Linnea szukała ojca: Beatrix i lady Harriet wyjechały. Maynard resztkami sił trzymał się życia; Sir Edgar, choć załamany i niepodobni do siebie, był jedyna osobą z rodziny de Valcourtów, jaka oprócz niej pozostała w zamku.

Znalazła go w stajni, gdzie przyglądał się, jak kowal wymienia podkowy potężnym wierzchowcom, których rycerze dosiadali w czasie bitwy. Minął dopiero tydzień od dnia, gdy Axton na czele wojsk de la Manse'ów zdobył zamek, ale ojciec w tym czasie bardzo sio zmienił – Jakby się skurczył, podobnie jak Maynard. Linnea wiedziała jednak. że cierpienia sir Edgara dotyczą raczej duszy niż ciała. Maynard walczył o życie, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Ojciec stracił chęć do życia, a ciało poddawało się chorobie trawiącej duszę. Postanowiła być silna, nie tylko dla niego, ale i dla siebie.

– Ojcze, szukałam cię. Chciałabym chwilę z tobą porozmawiać. Z początku sprawiał wrażenie, jakby jej nie słyszał. Stał wpatrzony w kowala, który unieruchomiwszy potężną końską nogę miedzy swymi udami wygrzebywał z kopyta kamyki i wszelkie inne śmiecie, mogące powodować skaleczenia. Kowal przerwał na moment pracę i posłał Linnei ukradkiem współczujące spojrzenie. Nagle sir Edgar jakby się otrząsnął.

– Beatrix – Spojrzał na nią, mrużąc oczy pod krzaczastymi siwymi brwiami – Beatrix? – powtórzył takim tonem, jakby jej widok sprawiał mu wielką ulgę. – Coś tu jest nie w porządku Derek nie chce osiodłać dla mnie Vasterlinga. Chcę pojeździć, a on mówi, że nie mogę.

– Jestem pewna, że on tylko wykonuje rozkazy – mruknęła Linnea zerkając z troską na Dereka.

– Właśnie kazałem mu przygotować konia do przejażdżki – odparł ojciec z pretensją. – Rozkazuję mu osiodłać mojego konia.

– Widocznie Derek otrzymał rozkaz od lorda Axtona, żeby cię nie wypuszczać poza teren zamku. – Linnea wzięła go pod ramie i wyprowadziła ze stajni. Przyszła do ojca po pociechę, ale zdała sobie sprawę, ze jej nadzieje były zupełnie płonne. Nie był w stanie jej pocieszyć, bo sam potrzebował pociechy. Nie mogła go opuścić, by całkiem popadł w szaleństwo, ani też pozwolić, by robił z siebie widowisko.

– Przecież ja tu jestem lordem! – wykrzyknął ze złością, wyrywając ramię z jej uścisku. – W Maidenstone moje słowo jest prawem!

Znajdowali się na dziedzińcu; kilku służących słysząc jego podniesiony glos odwróciło głowy. Linnea chwyciła ojca mocniej i zmusiła, żeby spojrzał jej w oczy.

– Nie jesteś tu już lordem, ojcze. Staraj się o tym pamiętać – poprosiła. – Axton de la Manse odzyskał prawo do swego dawnego domu, a ja jestem teraz jego żona,…

– Beatrix? Ty jesteś Beatrix?

Linnea wstrzymała oddech z przerażenia. Ojciec patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. Przez otwarte drzwi stajni przyglądał im się kowal; karczmarka i jej pomocnik przystanęli zaciekawieni na Środku dziedzińca, a wkrótce zaczęło ich obserwować jeszcze dwóch rycerzy i kilku giermków. Linnea była tak zdenerwowana, że nie mogła zebrać myśli.

– Jesteś moją córką…

– Oczywiście, że jestem – przerwała ojcu. – Jestem Beatrix. To jest zamek Maidenstone. a… – Gorączkowo poszukiwała w umyśle sposobu na odwrócenie jego uwagi – a Maynard, twój syn, jest ciężko ranny. Nie pamiętasz ojcze?

Serce waliło Linnei jak oszalałe. Miała świadomość, że sprawia ból przypominając mu o tym wszystkim, zwłaszcza o nieszczęściu ukochanego syna i dziedzica. Nie mogła jednak ryzykować, że wyjdzie na jaw jej prawdziwa tożsamość. Mimo to serce jej się ścisnęło zobaczyła, że ojciec zaczyna kojarzyć tragiczne fakty. Twarz skamieniała mu w maskę cierpienia.

– Beatrix – wymamrotał marszcząc czoło. – Przez chwilę myślał że jesteś…

– Ona odeszła – przerwała mu Linnea, nim zdążył głośno wymówić jej prawdziwe imię. – Odeszła jeszcze… jeszcze zanim zamek dostał zdobyty. Ja jestem Beatrix – kłamała; zniżając głos do szeptu, żeby nic dotarł do niepowołanych uszu. – Jestem Beatrix. Ty, ja i Maynard musimy się trzymać razem, bo z naszej rodziny pozostaliśmy tu tylko my.

Cały opór uciekł z niego niczym wino z rozciętego bukłaka. Pierś mu się zapadła, głowę wcisnął głęboko w ramiona.

– Straciliśmy wszystko, prawda? – Patrzył na nią jak dziecko szukające pociechy i wsparcia. Tyle że ona nie mogła mu ich zapewnić.

Ta sama rozpacz, która zmieniła go z dumnego lorda o długiej historii zasług i zaszczytów w załamanego starca, ogarnęła i ją, odbierając jej resztki nadziei. Przyszła do niego spragniona otuchy, a zobaczyła, że on potrzebuje jej znacznie bardziej.

– Chodź ze mną, ojcze – powiedziała przez ściśnięte gardło. – Chodźmy posiedzieć przy Maynardzie. Obawiam się, że potrzebuje naszych modłów. Chodźmy.

Ruszył za nią bez najmniejszego sprzeciwu, jak zagubione dziecko. Linnea prowadziła go w stronę twierdzy, za którą – znajdowało się mieszkanie księdza, gdzie leżał Maynard. Jednak gdy tylko weszli na schody, drzwi się otwarły i stanęli oko w oko z Axtonem.

Przez dłuższą chwilę Linnea z mężem patrzyli sobie w oczy. Axton przeniósł wzrok na jej ojca i na jego twarzy odmalowała niechęć. Właściwie nie niechęć, a wręcz nienawiść.

– Dokąd zmierzacie? Stanął z rękami skrzyżowanymi na piersi i przyglądał im się spod uniesionych brwi.

Linnea poczuła, jak ramię ojca napina się pod jej dłonią. Przed chwilą miał trudności z przypomnieniem sobie różnych rzeczy, ale było teraz jasne ze wróciła mu pamięć.

– Idziemy odwiedzić mojego brata – odpowiedziała szybko z nadzieja ze uda im się minąć Axtona, nim ojciec się oderwie.

Maż przeszył ją surowym spojrzeniem.

– Odtąd nie wolno mu się swobodnie poruszać po zamku – oznajmił niedbałym ruchem głowy wskazując na jej ojca, patrzyła na męża z niedowierzaniem.

– Chcesz powiedzieć, że nie wolno mu odwiedzać własnego syna?

– Nie chce denerwować matki widokiem człowieka, który pozbawił ją domu, męża i synów.

Ostre słowa zamarły jej na ustach. Cóż mogła na to odpowiedzieć? Że jego matka nie powinna winić jej ojca za nieszczęścia, jakie ją w życiu spotkały? Że powinna się po prostu pogodzić z rzeczywistością? Że nie powinna go nienawidzić i cierpieć na jego widok?

Taka już była smutna cecha gatunku ludzkiego, że zawsze zazdrościł innym i nienawidził tych, którzy mu zazdrościli. Axton odebrał Maidenstone jej ojcu. Jej ojciec odebrał zamek ojcu Axtona. Bez wątpienia ojciec Axtona odebrał go komuś innemu…

– W jaki sposób twoja rodzina weszła w posiadanie tego zamku? Zaskoczony jej pytaniem, podejrzliwie zmrużył oczy.

– Mój dziadek otrzymał go od Wilhelma Rudego.

– Jako nagrodę za zasługi?

– Uratował mu życie podczas kampanii w Normandii przed pierwszą wyprawą krzyżową.

– A kto był tu lordem wcześniej? Przed twoim dziadkiem? Pokiwał głową, jakby odkrył kierunek jej myśli. Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, choć daleko mu było do wesołości. Ten zamek składał się wówczas jedynie z fosy i kawałka muru.

– Ale miał swojego lorda. Człowieka, który nazywał go swoim domem.

– Był zdradliwym głupcem. Ale to bez znaczenia. Maidenstone należy do mnie i ja stanowię tu prawo, Trzymaj go z dala od mojej matki, bo jeśli ją zdenerwuje, nie będę miał wyboru i zamknę go w lochu! Jej ojciec nie odzywał się dotąd ani słowem podczas całej rozmowy, ale na wypowiedzianą lodowatym tonem groźbę cofnął się o krok.

– Co ty tu robisz? Władam tym zamkiem w imieniu mego pana, Stefana de Blois, króla Anglii,.

– Już niedługo będzie królem! – Axton podszedł do sir Edgara, jakby miał zamiar powalić go śmiertelnym ciosem.

Linnea bez zastanowienia weszła pomiędzy nich i położyła mężowi ręce na piersi. Chwycił ją za ramiona, jakby ją chciał odepchnąć. Nie pozwoliła mu na to, zmuszając go, by jej wysłuchał.

– Proszę cię, Axtonie. Nie karz go. Błagam!

Ściskał ją aż do bólu, ale nie odepchnął jej i nie zbliżył się do sir Edgara.

– Henryk wkrótce będzie królem Anglii. Radzę, żebyś się pogodził z tym, co nieuniknione, starcze. Do Henryka należy Anglia, a do mnie Maidenstone. I twoja córka – dodał, przyciągając do siebie Linneę i obejmując ją mocno.

Uwięziona w uścisku Axtona, Linnea nie widziała miny ojca. Ale nawet ona nie mogła przewidzieć, że zareaguje aż tak gwałtownie.

– Zostaw ją! – wrzasnął. – Zabieraj swoje plugawe łapy od mojej córki!

– Nie! – Linnea przywarła do męża, pewna że będzie chciał uderzyć ojca za zniewagę. – Pomieszało mu się w głowie. On nie rozumie -

To ojciec odepchnął ją na bok. Potknęła się i spadła z kilku stopni na ziemię. Jednak nie zważając na ostry ból w kolanie i palące otarcie na dłoni, myślała tylko o tym, że musi ratować ojca przed mężem.

– Zniszczę cię! – wykrzykiwał sir Edgar. – Nadzieję cię na pal… Każe cię rozciągnąć i poćwiartować! Zatknę twoją głowę na kiju!

Linnea pozbierała się z ziemi przy pomocy Axtona.

– Nic ci nie jest? – spytał ją napiętym głosem.

– Nie waż się jej dotykać! – krzyczał sir Edgar.

Podszedł do nich jeden z ludzi Axtona, z dłonią na uchwycie miecza. Wszyscy na dziedzińcu zastygli w bezruchu i jak zaczarowani przyglądali się zajściu pomiędzy starym i nowym lordem.

Axton powierzył żonę opiece jednego ze swoich ludzi, a sam staw przed miotającym się starcem. Linnea widziała jego śmiertelny spokój i zdawała sobie sprawę, że ojciec jest w wielkim

Niebezpieczeństwie. Cóż by osiągnęła ratując Maidenstone dla Beatrix, gdyby nie zdoła uratować życia ojcu?

Wyrwała się człowiekowi który usiłował ją przytrzymać i dopadła do męża na schodach. Ojciec stał o jeden stopień wyżej, ale Axton był wyższy, więc ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie.

– Nie rób mu krzywdy!

– Nie wtrącaj się – polecił sucho Axton.

– On nie rozumie!

– Wyzwał mnie. A ja chętnie odpowiem na jego wyzwanie.

– Ja tu jestem lordem! – ryczał sir Edgar, dolewając tym oliwy do ognia. Jego twarz przybrała paskudny kolor, oczy niemal wychodziły mu z orbit, a żyły na szyi nabrzmiały jak postronki.

Linnea pomyślała, że oszalał. Tylko tak można było tłumaczyć jego zachowanie wobec Axtona. Tak czy inaczej, nie mogła porzucić ojca na pastwę gwałtownego charakteru męża.

– Axtonie. Posłuchaj mnie. Błagam!

Stanęli naprzeciw siebie. Dzieliło ich tylko jej ramię zarzucone błagalnym gestem na pierś Axtona. Słaba to była bariera. Linnea wyczuwała w mężu napięcie; gotowość do zniszczenia wroga.