Odsunął się od niej o kolejny krok. Starał się za wszelką cenę nad sobą panować, poskromić szalejące serce i stłumić palące pożądanie

– Książę Henryk przybywa, wraz z twoja siostrą i jej przeklętym narzeczonym. Wynik tej rozmowy jest przesądzony, ale jeszcze nie wiadomo, co czeka ciebie.

Co on mówił? Co zamierał zrobić z nią, powodem swego szaleństwa… Czyżby pozwolił jej decydować o własnym losie? Odgarnął z czoła mokre włosy; postanowił nie podawać się słabości.

– Chcesz może coś powiedzieć, nim zdecyduję o twoim losie? Pokręciła głową przecząco, ale jej oczy, ciemne jak wzburzone morze, błyszczące od rozpaczliwie powstrzymywanych łez, mówiły więcej, niż mogły powiedzieć słowa. Zmuszał się do okazania okrucieństwa, takiego, z jakim ona go potraktowała.

– Nie wyobrażaj sobie, że tym żałosnym wejrzeniem coś wskórasz u Henryka. I nie łudź się nadzieją, że zaoferuje ci swoją opiekę albo znajdzie odpowiedniego męża spośród tych wielu, którzy zabiegają o jego względy. Jesteś nic nie warta – ciągnął z rosnącą złością. – Nie masz posagu, a teraz nawet nie masz dziewictwa. Możesz być tylko jednym dla Henryka… albo dla jakiegoś innego mężczyzny!

Urwał, bo nagły pomysł zaświtał mu w głowie. Był szalony… ale stanowił jedyne rozwiązanie w szaleństwie spowodowanym jej knowaniami.

Podszedł do niej i chwycił ją za ramię. Łzy, długo powstrzymywane, spłynęły jej po policzkach zostawiając mokre ślady. Bez wątpienia musiał być szalony, skoro nawet teraz nie mógł znieść jej płaczu.

– Zatrzymam cię – mruknął, patrząc w wielkie zielone oczy. – Będę cię trzymał w zamknięciu, gdzie nikt inny poza mną nie będzie mógł cię mieć.

Przycisnął ją do siebie, tak że mógł poczuć słodkie ciepło jej brzucha i miękkość pełnych piersi. Mógł wdychać jej zapach. Była jego mógł ją brać i smakować. I przysiągł sobie, że będzie ją miał kiedy zechce.

Zdecydowany, objął ją i wziął na ręce. Wygodne łóżko było pod ręką choćby nawet się opierała, nie miała szans.

– Bądź cicho – ostrzegł i przycisnął ją do posłania swoim ciężarem.

– Nie… nie będę… Nie będę twoją dziwką – wyszeptała jakby samo wymówienie tego słowa na glos było czymś strasznym.

Jej opór tylko utwierdził go w powziętym postanowieniu.

– Przyjęłaś te rolę przybierając imię siostry. Byłaś dziwka dla swojej rodziny… i bardzo to lubiłaś – dodał. Naparł na nią obolałymi z napięcia lędźwiami, rozsuwając jej nogi kolanem. – Nie ma już dla ciebie uczciwego życia. Nie zachowałaś cnoty, żeby liczyć na małżeństwo, ani posagu, żeby sobie wykupić miejsce w klasztorze.

– Nie! Mylisz się…

– Nie ma dla ciebie innego miejsca niż pod moją opieką – upierał się. Czuł jak jej opór maleje. Odpychające go ręce słabły. Zaciśnięte gniewnie usta zaczęły drżeć.

Wiedział, że rani ją tam, gdzie jest najbardziej bezbronna ale stłumił w sobie wszelkie poczucie winy. Zamierzał wygrać ten pojedynek woli. Zamierzał ją zatrzymać dla siebie, niezależnie od tego, czyjej nienawidził, czy… Nie!

Aż potrząsnął głową broniąc się przed tą szaloną myślą. Nieważne, co do mej czuł. Nie było innego wyjścia, jak ją zatrzymać. – Jedna siostra do ołtarza, druga do łoża. Nie masz wyboru, poza oddawaniem się za pieniądze każdemu mężczyźnie, który zechce zapłacić. Powinnaś mi być wdzięczna, że chcę ci oszczędzić takiego losu.

Linnea słyszała i rozumiała każde jego słowo. Wiedziała, że mówi prawdę. A mimo to nie mogła się poddać temu, co się z nią działo. Temu, co chciał z nią zrobić. Kochała go. Nie chciała go skrzywdzić.

Ale go skrzywdziła, a teraz on ją krzywdził.

Opierając się na łokciu rozpiął spodnie. Potem podciągnął jej spódnicę i ich nagie ciała się zetknęły. Był twardy i gotowy, a ona… ona także była gotowa. Kochała go mimo tego całego szaleństwa, jakie wkradło się pomiędzy nich.

Nie odepchnęła go.

Zamknęła oczy, kiedy się w niej zagłębił. – Nie dość szybko jednak, by zauważyć, jak napięte rysy jego twarzy łagodnieją. Wiedział, że jest gotowa go przyjąć, więc wiedział też, że nadal go pożądała. A skoro wiedział o pożądaniu Mógł wiedzieć, że czuje do niego coś więcej. Czy to jego matka wyjawiła mu swe przypuszczenia, czy też ona sama jakoś mu to okazała?

Zaczął się poruszać w rytmie, od którego całkiem straciła głowę. Stopniowo obejmował panowanie nad jej ciałem i duszą, w tym odwiecznym rytmie, który sprawiał, że wszystko inne przestaje się liczyć. Wreszcie jęknął i gwałtowny dreszcz wstrząsnął jego wspaniałym męskim ciałem.

Linnea straciła resztki kontroli nad sobą. Przez jeden krótki i oślepiający niczym błyskawica moment byli zespoleni w najdoskonalszy sposób, jaki Bóg wymyślił na połączenie mężczyzny i kobiety.

A zaraz potem było po wszystkim i byli tylko dwojgiem ciężko dyszących z wysiłku ludzi na jednym łóżku. Łzy znów napłynęły jej do oczu, bo rzeczywistość była zbyt trudna do zniesienia.

Axton pochylił się nad nią marszcząc czoło.

– Boli cię coś?

Pokręciła głową. Miał na myśli fizyczny ból, oczywiście, a fizycznie nic ją przecież nie bolało.

Zsunął się z niej i leżał na plecach, wpatrzony w malowidła na baldachimie matczynego łóżka, dopóki nie odzyskał tchu.

– Łzy nie zmienią twojego losu. Lepiej zachowaj je dla kogoś innego. Chociaż Henryka także nie zmiękczą – dodał bezlitośnie.

Linnea odwróciła się od niego zdruzgotana.

Szarpnęła za spódnicę, próbując zakryć obnażone uda. Axton poruszył się na łóżku. Zaklął krótko chwytając ją za rękę. Zadarł jej spódnice aż do pasa.

– Gdzie się podział łańcuszek z rubinami?

20

Wlókł ją za sobą po schodach, przez salę i dziedziniec zamkowy. Lubił, kiedy wszyscy widzieli, ze są razem, ale teraz zdecydowanie przesadził. Dla Linnei było to koszmarne przeżycie.

Na nic się zdały jej protesty, próby wyswobodzenia, bezładna szamotanina. Niczym krnąbrne dziecko była wleczona do spichlerza ku uciesze ciekawskich. Po drodze Axton chwycił pochodnię i odpalił od ognia, na którym stał kocioł z bielizną. W końcu wepchnął Linneę do spichlerza i zamknął drzwi

– Znajdź go!

Wylądowała na stercie płóciennych worków. W powietrze wzbił się potężny obłok białego pyłu.

– Masz go znaleźć! – zagrzmiał jeszcze raz. Zbliżył się do niej, trzymając pochodnię tak wysoko, ze wąskie pomieszczenie wydawało się drżeć w migocącym świetle. – I go znajdziesz! Nie wyjdziesz stąd. dopóki znowu me będziesz go mieć na sobie. Przysięgam, wcześniej stąd nie wyjdziesz! Doprowadził ją niemal do szaleństwa.

Chociaż w tej chwili wydawał się wcielonym diabłem, upiorem przepełnionym żądzą zemsty, niezdolnym do okazania choćby cienia litości Linnea na to me zważała, światło migotało, dając czerwonawy poblask, w pomieszczeniu tworzyły sie cienie o niepokojących kształtach lecz ona dostrzegała jedynie swego prześladowcę. Z okrzykiem bólu, złości i bezbrzeżnego rozczarowania natarła na niego.

Cios który mu wymierzyła, był jak uderzenie w kamienna ścianę. Axton nawet się me poruszył. Ale że niespodziewany atak go zaskoczył, upuścił pochodnię. Posypały się iskry, lecz Linnea nie zwracała na to uwagi. Jej celem był Axton. Axton i jego znienawidzone maniery, przyprawiające ją o ból i łzy.

Uderzyła go pięściami w brzuch, chociaż kosztowało ją to wiele wysiłku i chyba ona przede wszystkim to odczuła. Ale nic nie było w stanie jej powstrzymać. Nie przestawała okładać go pięściami, dopóki nie uwięził jej w niedźwiedzim uścisku.

– Przestań. Do diabła, Linneo, mówię ci, przestań!

Nie zaniechała jednak walki, aż zupełnie opadła z sił i nie była już w stanie mu się przeciwstawiać.

Mocno przyciskał ją do siebie. Jakimś cudem udało mu się zdławić nogą ogień, zanim zajął się któryś z worków. Stali teraz w ciemności, ciasno spleceni w czymś, co z pewnością nie było prawdziwym uściskiem.

Po policzkach płynęły jej łzy bezsilnej wściekłości. A przecież obiecywała sobie, że już nigdy nie będzie płakać z jego powodu. No, ale płacz w chwili wściekłości to coś zupełnie innego.

Próbowała się wyrwać, ponieważ tkwienie w jego ramionach wydawało się najgorszą rzeczą, jaką mogła teraz zrobić. Lecz trzymał ją mocno.

– Jeśli chcesz mieć ten przeklęty łańcuszek, puść mnie – powiedziała z nosem wciśniętym w gładkie sukno jego tuniki.

Zmienił pozycję; ogarnęło ją przerażenie. Był pobudzony! Co gorsza, w tej samej chwili i ona poczuła przypływ podniecenia.

Nie! Nie – krzyczała w myślach. Podjęte jeszcze jedną próbę uwolnienia. Ku jej zaskoczeniu i uldze, tym razem ją puścił.

Cofnęła się kilka kroków, dopóki nie oparła się o ścianę worków z mąką. Walcząc o złapanie tchu niepewnie spojrzała na Axtona. On też się w nią wpatrywał, a chociaż ich postacie tonęły w mroku, wyczuła jakąś zmianę w jego nastroju.

– W takim razie idź i go znajdź – ponaglił ją głosem nie wyrażającym żadnych emocji.

Nic nie mówiąc, odepchnęła się od ściany worków z mąką i wycofała w głąb spichlerza. Cisnęła łańcuszek na ziemie, idąc właśnie w tym kierunku, i chociaż zorientowanie się w terenie zajęło jej teraz trochę czasu, odnalazła prezent bez większego trudu. Odwróciła się do Axtona.

– Masz. – Rzuciła mu łańcuszek.

Uderzył go w klatkę piersiową, po czym spadł na zakurzoną podłogę do jego stóp. – Skoro nie jesteśmy już małżeństwem… przynajmniej nie w obliczu Kościoła… weź sobie z powrotem ten swój okropny prezent – Ośmielona jego milczeniem, dodała: – Nie cierpiałam go.

Bez słowa pochylił się i podniósł łańcuszek. Nawet w ciemności Linnea zauważyła błysk złota i krwistoczerwonych kamieni; ich migotanie było jak wymyślna tortura. To nieprawda, że tak zupełnie ich nie znosiła.

Axton przez chwilę bawił się łańcuszkiem, po czym zbliżył się do dziewczyny. Tym razem się nie cofnęła. Kiedy dzieliło ich już tylko kilka cali, zatrzymał się i uniósł łańcuszek.

– Nie cierpiałaś go – powiedział, dobitnie akcentując słowa. – Załóżmy, że to prawda. Jednakże spełnił swe zadanie. Zobaczymy, czy tak samo podziała na twoją siostrę.

Chyba nawet uderzenie w twarz nie sprawiłoby jej większego bólu niż te słowa. Oniemiała, cofnęła się o krok, bezwiednie wzdychając i nie zdając sobie sprawy, że ma ból wypisany na twarzy.

Lecz Axton zobaczył, jak wielkie wrażenie wywarły na niej jego słowa. Dostrzegł wyraz jej twarzy i głęboko się zawstydził. Święty Judo, czy nigdy nie skończy się to szaleństwo między nimi?

Nie będąc w stanie wytrzymać napięcia, odwrócił się i ruszył do drzwi – Z każdym krokiem czuł się coraz większym tchórzem. W obliczu jej odwagi i bólu zachował się jak najpodlejszy z łotrów.

Na dziedzińcu napotkał zaciekawiony wzrok wszystkich obecnych. Wystarczyło jedno piorunujące spojrzenie, by natychmiast powrócili do swych zajęć. Cisza wyprzedzała go niczym fala, kiedy szedł do wielkiej Wiedział jednak, że za chwilę znów zacznie się zgiełk. Został ośmieszony przez kobietę, po której nigdy by się tego nie spodziewał, przez najmniej znaczącą osobę spośród członków rodziny wroga. Przez młodszą siostrę!

Zacisnął w pięść dłoń w której trzymał łańcuszek, tak mocno ze kamienie wbiły mu się w skórę. Niech będzie przeklęta! Niech ją pochłonie ogień piekielny!

Jak burza wpadł do wielkiej sali i popędził ku schodom. Wbiegł na nie przeskakując po trzy stopnie. Trzasnął drzwiami lordowskiej komnaty, a zauważywszy loże, rzucił sie ku niemu, zamierzając roztrzaskać je na kawałki.

Powstrzymał go łańcuszek, który trzymał w ręku. Jak sztorm, który nagle ucichł, Axton stanął tuż przed celem swego ataku i spojrzał na misterny wyrób. To prawda, dał jej go z myślą, że stanowić będzie rodzaj tortury. Czy może wiec być zły, że nie lubiła go nosić? Przecież chciał, żeby go nienawidziła.

Odwrócił się z jękiem. Z początku chciał, żeby nienawidziła łańcuszka, ale musiała mu się poddać… podobnie jak swojemu mężowi. Lecz zbyt szybko zrezygnował z zemsty. Chciał, żeby go pragnęła, tyle że tak się nie stało. To wszystko było jedynie spiskiem, podstępem.

Cóż więc powinien teraz począć?

Wiedział, że musi stawić czoło Eustachemu de Montford, a także pojąć za żonę prawdziwą Beatrix. Ta część planu była prosta i nie miał wątpliwości, że zakończy się powodzeniem, chociaż był poirytowany tym, że jeszcze raz musi zdobywać to, co już prawnie należało do Niego.

Ale co z Linneą? Co ma z nią zrobić? To było pytanie, na które me znał jeszcze odpowiedzi, i obawiał sie, że nigdy jej me znajdzie.

Linnea pragnęła uciec z tego przeklętego więzienia. Wyjścia nie zagradzały jej żadne drzwi. Na jej drodze nie stał żaden strażnik. Przypuszczalnie mogła nawet uciec z zamku. Wystarczyło tylko wyjść i zniknąć w lesie, by potem nigdy już nigdy nie wymówić ani nie usłyszeć nazwy zamku Maidenstone czy nazwiska jego władcy, Axtona de la Manse.

Gdybym tylko mogła to zrobić, pomyślała Linnea. Ale jak mogła zostawić swoją siostrę? A poza rym, dokąd miałaby się udać? Co potem robić?