– Zupełnie nie. Kochałam Dawn. Chciałabym o niej porozmawiać.

– Jesteś do niej podobna, a jednocześnie zupełnie inna. Ona nigdy nie przejmowała się moimi przegranymi. Rozumiała, na czym polega ta wspaniała chwila, gdy ułamek sekundy dzieli cię od zwycięstwa lub klęski.

To wspaniałe uczucie. Ona to doskonale rozumiała. Jej filozofię życiową można było streścić w jednym zdaniu:

„rób, co ci się żywnie podoba". Była cudowną kobietą.

– Ciągłe uleganie własnym kaprysom nie wydaje mi się najwspanialszym pomysłem na życie – stwierdziła z namysłem Serena. – A co z innymi ludźmi?

– Do diabła z innymi ludźmi! To jeszcze jedna z jej zasad.

– Nie wierzę, aby mówiła coś podobnego – zaprotestowała rozpaczliwie Serena.

Primo wzruszył ramionami.

– Niech ci będzie.

Poczuła lekki ból w sercu. Przesadzał, na pewno przesadzał. Dawn była lekkomyślna i lubiła się bawić, to prawda. Ale z pewnością nie była samolubną hedonistką.

Uświadomiła sobie, że Primo przytula ją do siebie. Próbowała się odsunąć, ale on jej nie puszczał.

– Przesadzasz – mruknęła.

– Jak można przesadzać z iamore? - spytał. – Czy nie czujesz, że nasze serca biją wspólnym rytmem?

– Czuję jedynie, że bolą mnie nogi – odparła rzeczowym tonem. – Chciałabym już usiąść. Jest coś, o co muszę cię zapytać, Primo. To coś bardzo ważnego.

– Oho, to brzmi intrygująco. Doskonale, siadajmy I wtedy – spojrzał na nią znacząco – powiesz mi, co ci leży na sercu.

Serena westchnęła, pojmując, że dalsza rozmowa będzie niezwykle trudna. Musiała jednak dowiedzieć się, czy Primo mógł być ojcem Lxmisy, bo może już nigdy nie będzie miała takiej okazji. Obdarzyła go zatem sztucznym uśmiechem, on zaś, ku jej konsternacji, przytulił ją jeszcze mocniej i zaczął całować jej szyję.

I wtedy, ponad ramieniem Prima, ujrzała Carla. Obserwował ich, a jego twarz wyrażała wyłącznie pogardę.

\

Rozdział 7

Carlo przystanął pod drzwiami sypialni Louisy, odczekał chwilę i ostrożnie zajrzał do środka. W pokoju panowała ciemność, w ciszy słyszał wyraźnie miarowy oddech dziecka. Cicho podszedł do łóżka i spojrzał na twarz śpiącej córki, widoczną w słabej smudze światła padającego przez szparę w niedokładnie zasuniętych zasłonach. Czuł się jak skąpiec, który odzyskał skradziony skarb. Chyba rzeczywiście był skąpcem. Miał więcej światowych dóbr, niż kiedykolwiek mógł potrzebować, lecz ona była dla niego wszystkim. Tylko inna miłość mogła zagrozić jej pozycji, ale miłość ta była zupełnie beznadziejna i Carlo zdawał sobie z tego sprawę.

Louisa poruszyła się i otworzyła oczy, uśmiechając się na jego widok.

– Tato?

– Tak, maleńka?

– Czy Serena już wróciła? – wymamrotała sennie.

Poczuł się rozczarowany. Pierwsza myśl córki dotyczyła nie jego, lecz innej osoby.

– Jeszcze nie.

– Która godzina?

– Pierwsza w nocy.

– Czemu jeszcze nie przyszła?

– Przypuszczam… sądzę, że gdzieś dobrze się bawi.

– Bez nas?

W jej głosie brzmiało jedynie zaciekawienie, lecz każde jej słowo było ciosem dla Carla.

– Serena ma innych przyjaciół – wyjaśnił. – Musimy pozwolić jej, by ich czasem widywała.

– Ale ona należy do nas, prawda? – nalegała Louisa z nagłym niepokojem, który ranił mu serce.

– Nie, kochanie – odparł łagodnie. – Serena nie należy do nas. Ona… – urwał, po czym podjął nagłą decyzje. – Czy mam ci ją przywieźć?

– Tak, proszę cię.

Ucałował ją i wyszedł. Kilka minut później siedział już w samochodzie i był w drodze do Rzymu. Bez wahania skierował się na Via Venetto i zahamował koło kasyna. Z niesmakiem stwierdził, że jakiś uparty reporter nadal trwał na posterunku. Bez wątpienia człowiek ten pamiętał czasy, kiedy Carlo Valetti często przybywał tu w poszukiwaniu swojej żony. Fotograf ruszył naprzód, szykując aparat.

– Jedno zdjęcie, a wepchnę ci ten aparat do gardła – powiedział groźnie Carlo i intruz wycofał się natychmiast.

Wspomnienia nękały go przez całą drogę. Niegdyś Dawn odwiedzała to miejsce w niestosownym towarzystwie. Teraz dawny strach powrócił. Carlo nie potrafił nawet dokładnie określić przyczyny swych obaw. Wymienił kilka słów z głównym kelnerem, pewien banknot przeszedł z rąk do rąk i wskazano mu stolik. Nikt jednak przy nim nie siedział. Na sali gier również nie spotkał tych, których szukał. Zajrzał do sali dansingowej, pełen najgorszych przeczuć. Wiedział, że robi z siebie skończonego głupca, ścigając kobietę, która wybrała innego, czuł się jednak tak, jakby zawładnęły nim demony i one właśnie decydowały o jego czynach.

Wreszcie ujrzał ich i zatrzymał się na skraju parkietu. Tańczyli przytuleni do siebie, usta Prima muskały szyję Sereny. Carlo zamarł, starając się opanować ból, który. przeszył jego serce. W tym momencie Serena dostrzegła go i zmieszała się. Gdy spojrzał jej w oczy, wyczytał w nich wrogość i zuchwały opór, wściekłość, że ośmielił się przyjechać tu po nią, chłód – ale ani śladu zrozumienia, do którego tak tęsknił. Po chwili, już opanowany, przepchnął się przez tłum.

– Ach, mój przyjacielu – powitał go Primo. – Czy przyszedłeś się zabawić?

Carlo zignorował jego słowa.

– Chcę, żebyś wróciła ze mną do domu – powiedział do Sereny.

Zanim zdołała odpowiedzieć, Primo obrócił nią w tańcu i począł oddalać się w głąb parkietu. Serena jednak powstrzymała go i wróciła do stolika. Kiedy Carlo stanął obok niej, zdążyła już usiąść.

– Prosiłem, abyś wracała do domu – powtórzył.

– Słyszałam, ale nie mam jeszcze ochoty wychodzić – odparła lodowatym tonem. – Jakim właściwie prawem…

Pragnął błagać ją, wspominając Louisę, i być może udałoby im się osiągnąć porozumienie, lecz w tym momencie pojawił się Primo, który rozsiadł się wygodnie obok Sereny.

– Przyłącz się do nas – zaproponował. W jego oczach lśniły złośliwe iskierki.

– Czy to konieczne? – spytała szybko Serena.

– Biedak przyjechał z daleka. Powinniśmy przynajmniej zaproponować mu drinka.

Carlo usiadł przy stole i spojrzał na nich uważnie. Nie miał ochoty na rozmowę, postanowił jednak, że nie wyjdzie bez niej. Gestem odprawił kelnera z zamówioną przez Prima whisky.

– Poproszę wodę mineralną – powiedział.

– Woda mineralna – powtórzył z niesmakiem Primo.

– Nie piję alkoholu, kiedy prowadzę samochód.

– Naturalnie – zgodził się Primo. – Cały czas trzeba być ostrożnym – konspiracyjnie zerknął w stronę Sereny. – Widzisz? Tak, jak ci mówiłem.

Carlo spojrzał na niego z nienawiścią. A zatem rozmawiali o nim. Primo sączył jad do jej ucha, a ona z radością wysłuchiwała wszelkich oszczerstw na jego temat.

– Jest czas rozwagi i czas, kiedy trzeba ją porzucić.

– A rozwaga potrzebna jest zwłaszcza wtedy, gdy wyścig zbliża się ku końcowi, bo w przeciwnym razie można zginąć…

– Albo kogoś zabić – dokończył z naciskiem Carlo.

Primo roześmiał się cicho.

– Jaka sprytna wymówka – szydził. – Cóż za okaz cnoty. Bogowie, jakiż z ciebie nudziarz!

– Primo, proszę cię – wtrąciła cicho Serena. – Nie czas teraz na…

– Mam niepowtarzalną szansę – warknął Primo.

– Nie sądzisz chyba, że nasz przyjaciel specjalnie szukał mego towarzystwa? O nie, on mnie unika, teraz i wtedy, na torze, bo obaj wiemy…

Nie dokończył, bowiem Carlo złapał go za gardło. Po krótkiej szarpaninie interweniował kelner. Carlo natychmiast uwolnił przeciwnika. Chwilowy atak szału ustąpił i choć jego twarz poszarzała, znów całkowicie panował nad sobą. Wsunął spory napiwek w dłoń kelnera i podziękował mu za pomoc.

Primo uśmiechnął się szyderczo.

– Oto, do czego przydają się pieniądze. Gdyby nie one, zostałbyś wyrzucony stąd natychmiast za rozpoczęcie bójki. Ale z nimi… O, pieniądze mają potężną moc. Mogą kupić najlepsze samochody i zniszczyć rywala, który był zbyt dobry. Jakże szczęśliwie się złożyło, że odziedziczyłeś majątek i mogłeś wycofać się z wyścigów, zanim zdołaliśmy się zmierzyć.

Carlo spojrzał prosto w oczy Prima. Jego własne były śmiertelnie poważne.

– Pewnego dnia – oznajmił cicho – pożałujesz tych słów. – Wstał, chwycił Serenę za rękę i pociągnął ją za sobą. – Wychodzimy – powiedział.

– Nic z tego! – krzyknął Primo. – Kiedy umawiam się z kobietą, to ja odwożę ją do domu.

– Daj spokój – wtrąciła pospiesznie Serena. – Nie zaczynajcie znów awantury.

Carlo mocniej ścisnął jej dłoń.

– Chodźmy.

– Czy masz zamiar pozwolić mu sobie rozkazywać? – spytał gwałtownie Primo. – Dawn nigdy nie ustępowała. Robiła dokładnie to, na co miała ochotę. Miała charakter.

– Cóż, ja nie jestem Dawn. Dobranoc, Primo.

Dziękuję za uroczy wieczór.

Uwolniła rękę i ruszyła naprzód, wyprzedzając Carla. Dogonił ją dopiero na ulicy.

– Samochód jest tam – wpuścił ją do środka i zajął miejsce za kierownicą. – Cieszę się, że przejrzałaś na oczy – stwierdził, uruchamiając silnik.

– Wyszłam z tobą, bo nie chciałam awantur, to wszystko. Co ty sobie, u diabła, myślisz?

– Louisa dopytywała się o ciebie.

– Ale przecież wiedziała, że wychodzę. Nie przejmowała się tym.

– Obudziła się i była bardzo zdenerwowana, że jeszcze nie wróciłaś. – Carlo świadomie przesadzał, jednak nie mógł dopuścić do tego, by Serena zaczęła podejrzewać, że kierowała nim potworna zazdrość, strach i ból, jaki przeszył go w momencie, gdy ujrzał ją tańczącą w objęciach Prima. Prima, który całował jej szyję.

Przypomniał sobie jej szyję, miękką, delikatną skórę, pocałunki, jakie na niej składał, bicie podnieconego serca…

– Uważaj! – krzyknęła Serena.

Carlo zaklął i szarpnął kierownicę, wyprowadzając samochód z zakrętu. Przez resztę drogi skupił się wyłącznie na prowadzeniu.

Kiedy dotarli do domu, Louisa stała przy schodach i Serena natychmiast pobiegła na górę. Carlo patrzył z dołu, jak chwyta dziewczynkę w objęcia. Carlo odwrócił się gwałtownie, bowiem widok ten wzbudził w jego sercu prawdziwy ból, który jednak nie miał nic wspólnego z nie zaspokojonym pożądaniem.

Rzadko pił, teraz jednak skierował się prosto do barku w swym gabinecie i nalał sobie spory kieliszek koniaku. Był durniem. Nie powinien tak bardzo się przejmować, doskonale o tym wiedział. Odwiedzał już to miejsce w poszukiwaniu Dawn, ale nigdy dotąd nie przeżywał tego aż tak bardzo. W pokoju panowała cisza. Powoli usiadł na kanapie, zastanawiając się, jak mógł kiedykolwiek sądzić, że Serena okaże się inna niż jej kuzynka. W rzeczywistości jest równie wyrachowana i okrutna jak tamta. Nie może się dowiedzieć, że wpadł w jej sidła. A co do uczucia, które uważał za miłość – cóż, to była po prostu choroba, którą trzeba wyleczyć. Jeśli Serena będzie twarda, on jej pokaże, że jest silniejszy. Będzie jej unikać, patrzeć na nią i udawać, że jej nie widzi. I niedługo choroba minie, zostanie uleczony.

Z rozpaczą ukrył twarz w dłoniach.


Przez kilka dni Serena nie widywała Carla i cieszyła się z tego. Wydarzenia tamtej nocy wstrząsnęły nią. Wspomnienie, jak mało brakowało, a byłby ją upokorzył, narzucając jej swą wolę, budziło w niej dreszcze. Przypomniała sobie jednak również ostatnie chwile i ból w jego oczach, jakby coś w nim umarło. Ogarnęło ją zwątpienie. Nie chciała zranić go tak bardzo.

W końcu zaczęła z nadzieją myśleć o przypadkowym spotkaniu, które pomogłoby jej okazać mu trochę ciepła, lecz nadzieje nie spełniły się. Louisa wyjaśniła nieobecność ojca tym, że pochłonięty jest całkowicie przygotowaniami do Grand Prix San Remo.

– I obiecał, że mnie zabierze – dodała z radością.

Pewnego wieczoru Carlo jadł kolację w domu, po raz pierwszy od tygodnia. Długo milczał, po czym oznajmił od niechcenia:

– Z pewnością ucieszy cię wiadomość, że przez parę dni będziesz mogła odpocząć ode mnie i od Louisy.

Oczywiście do naszego powrotu mój domowy gabinet jest do twojej dyspozycji.

– Dziękuję – odparła oficjalnym tonem, niezdolna ukryć rozczarowania. Nie mógł wyraźniej dać jej do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana. Carlo wyszedł z jadalni, nie odzywając się więcej.

Kilka dni później cały zespół Valettich, wraz z Carlem i Louisa, wyruszył do północnych Włoch. Serena oglądała wyścig w telewizji. Miała nadzieję zobaczyć, co Primo miał na myśli, mówiąc o swojej taktyce podczas wyprzedzania, on jednak prowadził od początku do samej mety i machnięcia kraciastą chorągiewką. Jedynie fakt, że drugi samochód zespołu Bedser-Myeera ukończył wyścig jako dziesiąty, dał jej pojęcie o prawdziwych zdolnościach Prima. Samochody Valettich zajęły drugie i trzecie miejsce.

Louisa wróciła do domu podniecona i pełna wrażeń.

– Tato przyrzekł, że weźmie mnie też na następny wyścig, do Monaco. Och, Sereno, byłoby cudownie, gdybyś i ty mogła pojechać. Proszę cię, jedź z nami!