Zanim zdążyła odpowiedzieć, wtrącił się Carlo.

– Serena ma mnóstwo pracy. Obawiam się, że nie będzie mogła pojechać z nami do Monaco.

– To prawda – potwierdziła niechętnie. – Jestem bardzo zajęta.

W czasie Grand Prix Monaco, w dwa tygodnie później, mogła lepiej ocenić umiejętności Prima. Zamiast na specjalnym torze, wyścig odbywał się na krętych uliczkach niewielkiego księstwa. Valeria, która przez dziesięć lat pracy u Valettich stała się nie lada znawczynią tego sportu, wyjaśniła, że na tych ciasnych zakrętach wyprzedzanie jest praktycznie niemożliwe.

– Ten, kto wystartuje pierwszy, będzie pierwszy na mecie – przewidywała. Nie wzięła jednak pod uwagę taktyki Prima, którego samochód został na starcie.

Kiedy wreszcie ruszył, zajmował piętnastą pozycję.

Przez następne dwie godziny patrzyły, jak nieustannie wyzywa innych kierowców, cały czas przyspieszając, i zawsze wygrywa tę wojnę nerwów. Zaiste odważny musiał być kierowca, który przetrzymałby ataki Prima. Auta Valettich zajęły pierwsze i drugie miejsce, a Primo zdołał zdobyć trzecią lokatę, co nadal dawało mu cenne pucharowe punkty.

Valeria prychnęła z pogardą.

– To wariat – stwierdziła. – Któregoś dnia się zabije. Problem w tym, że zapewne przez niego zginie także inny kierowca.

Serena przytaknęła. Wyścig dał jej sporo do myślenia. Choć podziwiała umiejętności Prima, zmroził ją jego absolutny egoizm, zachłanna żądza sławy, nakazująca narażać życie innych zawodników.

Wróciła do gabinetu, aby skorzystać z faksu Carla. Kiedy czekała, aby kolejna kartka przeszła przez maszynę, oglądała zdjęcia, stojące na półkach. Już przedtem zauważyła je, teraz jednak po raz pierwszy uświadomiła sobie, że jest w nich coś dziwnego. Poza kilkoma fotografiami Louisy, wszystkie upamiętniały tryumfy Emilia Valettiego.

Valeria weszła do pokoju, niosąc na tacy filiżankę i dzbanek z kawą.

– Ten pokój przypomina świątynię – zauważyła Serena.

–  Si, signorina. Starszy pan był bardzo próżnym człowiekiem. Zbierał wszystko, co o nim napisano.

Widzi pani te albumy? – Valeria odstawiła tacę i zdjęła z półki potężny tom. – Są pełne wycinków prasowych w najróżniejszych językach. Kilka agencji zbierało je dla niego na całym świecie.

– A co z Carlem? Czy on nigdy nie wygrał wyścigu?

– Nawet sporo, lecz on nie należy do tych, którzy zbierają pamiątki po sobie.

– Ale z pewnością jego ojciec…

Valeria potrząsnęła głową.

– Emilio Valetti zbierał wyłącznie dowody własnych osiągnięć – oznajmiła z naciskiem.

– To okropne! – wykrzyknęła wstrząśnięta Serena.

Valeria przytaknęła i wyszła. Serena zaczęła przewracać kartki albumu. Zastanawiała się, jakie musiało być życie u boku ojca tak zaabsorbowanego własną osobą, że nie miał czasu nawet na to, by być dumnym z osiągnięć swego syna.

Nagle spomiędzy sztywnych kartek wyleciała luźna fotografia i upadła na podłogę. Serena błyskawicznie schyliła się, by ją podnieść. I zamarła z gwałtownie bijącym sercem.

Było to zdjęcie pięknej kobiety, którą widziała w restauracji. Kobieta obejmowała chłopca, niezwykle podobnego do Carla.

Rozdział 8

Carlo i Louisa wrócili do domu następnego wieczora. Louisa rzuciła się w ramiona Sereny opowiadając o wyścigu.

– Wszystko widziałam w telewizji – odpowiedziała jej Serena, uśmiechając się.

– Widzisz papo, wiedziałam, że Serena interesuje się wyścigami – oświadczyła triumfalnie Louisa. – Papa twierdzi, że wyścigi samochodowe nic cię nie obchodzą, aleja byłam pewna, że jest inaczej. Za dwa tygodnie będzie następny, w Meksyku – dodała i znacząco spojrzała na ojca.

– Nikt z nas nie jedzie do Meksyku, pkcina – powiedział pospiesznie.

– Och, papo…

– Samochody wyścigowe nie zarobią na lekcje tańca, których tak bardzo pragniesz – odparł, gładząc jej włosy. – Zrobią to zwykłe samochody i dlatego muszę poświecić im więcej uwagi.

– Podobno twój nowy model wkrótce ma się ukazać na rynku? – spytała uprzejmie Serena.

Carlo wyglądał, jakby dopiero w tym momencie zauważył jej obecność.

– Tak – odrzekł krótko.

– Och, Sereno, jest taki śliczny – cieszyła się Louisa.

– Papa obiecał mi, że będę mogła zobaczyć ostatnie próby. Chcesz ze mną pójść?

– Oczywiście – szybko odpowiedziała Serena, zanim Carlo zdążył zaprotestować. – Marzyłam, żeby zobaczyć nowy model marki Valetti.

Wiedziała, że firma nabyła spory kawał terenu położonego osiem kilometrów za Rzymem i wybudowała tam tor, na którym testowano nowe samochody. Próby miały się odbyć za dwa dni. Tego dnia, przy śniadaniu, Carlo krótko poinformował Serenę:

– Louisę zabiorę ze sobą. Antonio przywiezie cię później.

Tak jawny afront spowodował, że aż zadrżała z oburzenia i już miała na końcu języka, że te próby nic jej nie obchodzą. Ale to zrobiłoby przykrość Louisie, więc tylko skinęła głową.

W godzinę po ich odjeździe zadzwonił telefon. To był Primo.

– Spędź ze mną ten dzień.

– Nie mogę. Ale mam czas, żeby napić się z tobą kawy. – Zamierzała tym razem poznać prawdę.

– Za dwadzieścia minut podjadę po ciebie.

Zabrał ją do małej gospody przy drodze.

– Jak to miło znowu cię zobaczyć. Niepokoiłem się o ciebie, kiedy Carlo zabrał cię ze sobą tamtego wieczoru.

– Ale nie tak bardzo, skoro nie zadzwoniłeś i nie spytałeś, jak się czuję – przerwała mu ze słabym uśmiechem.

Wzruszył ramionami.

– W porządku, aż tak się nie denerwowałem. Kiedy mężczyzna jest tak bardzo zwariowany na punkcie kobiety, ta zrobi z nim to, co zechce.

– Mylisz się – odpowiedziała kwaśno. – Carlo jest daleki od wariowania na moim punkcie.

Uśmiechnął się cynicznie.

– Akurat. Jestem mężczyzną i czuję, kiedy inny facet szaleje za kobietą. Wtedy, w restauracji, był gotów mnie zabić.

Serena w milczeniu wpatrywała się w swoją filiżankę. W jej duszy kłębiły się sprzeczne uczucia. Wciąż nie dowierzała Carlowi, ale jej serce nie chciało podporządkować się rozumowi. Stwierdzenie Prima sprawiło, że ogarnęła ją radość i choć usta wypowiadały automatyczne protesty, uświadomiła sobie nagle, jak bardzo pragnie, by jego domysły okazały się prawdą. Wiedziała, że nie powinna tak myśleć, że to absurd, zupełny nonsens, lecz nadzieja pozostała.

– Nie powinnaś była wychodzić beze mnie – dodał od niechcenia Primo. – To była prawdziwa katastrofa.

Wróciłem do kasyna i straciłem kupę forsy.

– Primo, czy Dawn naprawdę bywała w kasynie?

– Oczywiście, że tak. Nigdy nie przejmowała się przegraną, nawet największą.

– Ale Carlo zapewne tak.

Primo wzruszył ramionami.

– Umiała przywołać go do porządku. Za pierwszym razem, kiedy zrobił jej awanturę, po prostu zniknęła. Wyjechała do Anglii, zabierając ze sobą małą. Od razu stał się grzeczniejszy – dodał z cynicznym śmiechem.

Serenę przebiegł dreszcz. W jej sercu zapłonął gniew. Nie mogła słuchać, jak ktoś tak płytki szydzi z Carla.

– On kocha Louisę – powiedziała z naciskiem.

– Do diabła! Traktuje ją po prostu jak swą własność. Musiał ją odzyskać.

– Nie lubisz dzieci, prawda? – spojrzała na niego badawczo.

– Są w porządku, póki nie wchodzą mi w drogę – uśmiechnął się szeroko. – Szukałem cię w Monaco.

Szkoda, że cię nie było. Oglądałaś wyścigi?

– Owszem. Masz szczęście, że jeszcze żyjesz. Podobnie jak kilka innych osób.

– Na tym polega prawdziwe ryzyko – znów wzruszył ramionami. – Żyjesz, umierasz. A jeśli umrzesz, to kogo to obchodzi? Przynajmniej dobrze pojechałeś.

– Lekceważąco machnął ręką.

– Dlaczego do mnie zadzwoniłeś, Primo?

– A, dobrze że mi przypomniałaś. Chciałem dowiedzieć się, o co miałaś mnie spytać wtedy, na dansingu, tuż przedtem, nim nam przeszkodzono. Pamiętasz?

Serena odetchnęła głęboko. To wszystko nie miało sensu. Z pewnością Primo nie był tą wielką miłością Dawn, człowiekiem, z którym zdradziła męża. Przystojny, czarujący i dowcipny – lecz pod powłoką światowca kryła się pustka. Nie zdobędzie się na to, by zapytać go, czy jest ojcem Louisy. Może mieć tylko nadzieję, że to nie on.

– Obawiam się, że już nie pamiętam. Prawdopodobnie chodziło o jakąś błahostkę. Słuchaj, muszę cię pożegnać. Obiecałam, że będę na torze próbnym.

– Podrzucę cię.

– Nie ma potrzeby – odrzekła pospiesznie. – Po prostu zawieź mnie do domu.

Mruknął coś, co uznała za zgodę, kiedy jednak znaleźli się na szosie, stwierdziła, że wiezie ją na teren jazd próbnych. Serena jęknęła namyśl o reakcji Carla, nie mogła jednak nic poradzić. Kiedy dotarli na miejsce i zatrzymali się pod wielką bramą, na ich spotkanie wyszedł strażnik.

– Powiedziano mi, że przyjedzie pani z Antoniem – oznajmił, marszcząc brwi. – Muszę zadzwonić do szefa. – Cofnął się za bramę i zniknął w swojej budce.

Po chwili do bramy podszedł Carlo. Miał na sobie biały wyścigowy kombinezon, obcisły strój, podkreślający szerokie ramiona i szczupłą, muskularną sylwetkę. Serena już z daleka dostrzegła, że jego twarz ma zacięty, wrogi wyraz. Primo wyszedł z samochodu i stanął obok niej.

–  Buon giorno - zawołał.

Carlo otworzył bramę.

– Pozwól, że powiem bez ogródek: nie życzę sobie, abyś tu przyjeżdżał – oznajmił zwięźle. – Sugerowałbym, abyś wyniósł się stąd natychmiast. A ty – odwrócił się do Sereny – może wolałabyś odjechać razem z nim?

– Wolę zostać – odparła stanowczo. – Louisa bardzo by się zmartwiła. Czy masz zamiar mnie wpuścić?

Przez moment wydało jej się, że Carlo odmówi, wreszcie jednak skinął głową i cofnął się. Primo pochwycił jej dłoń i nim zdążyła ją wyrwać, dożył na niej pocałunek, po czym wskoczył do samochodu.

– Moje biuro jest tam – Carlo pokazał jej drogę do jednego z pawilonów. Po chwili znaleźli się w surowym, funkcjonalnym pomieszczeniu, którego ściany zdobiły liczne wykresy. Carlo dokładnie zamknął drzwi.

– Jak śmiałaś ściągnąć tu tego człowieka! – powiedział cichym, wściekłym głosem.

– Przepraszam. To był błąd. Poprosiłam tylko, aby odwiózł mnie do domu.

– A po co w ogóle się z nim spotykasz? – spytał, mierząc ją gorejącym spojrzeniem.

– Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. Powiedziałam już, że to był błąd, więc zmieńmy temat.

Roześmiał się cicho.

– Dziwne, jak często towarzystwo tego neapolitańczyka doprowadza kobiety do popełniania podobnych „błędów". Jeszcze dziś rano, przy śniadaniu, nie miałaś pojęcia, że się z nim spotkasz. Potem jednak wystarczyło słowo, abyś rzuciła wszystko i pobiegła na spotkanie z nim. Dzwoniłem do domu, więc wiem, z jakim pośpiechem wychodziłaś.

– Sprawdzasz, co robię? – spytała ze złością.

Carlo zbladł i odwrócił się, by jego twarz nie zdradziła targających nim uczuć. Serena nie może nic podejrzewać.

– Czy potrzebuję twojego zezwolenia za każdym razem, gdy dzwonię do własnego domu?- odpalił ostro.

– Nie, tak samo jak ja nie muszę spowiadać ci się z każdego spotkania z przyjaciółmi.

– Byłoby lepiej dla ciebie, gdyby ten człowiek nie był twoim przyjacielem. Ostrzegam cię, a jeśli nie chcesz wysłuchać słów przestrogi, to przynajmniej miej dość przyzwoitości, by nie przyjeżdżać tu w jego towarzystwie.

– Posłuchaj… – zaczęła Serena, w tym momencie jednak drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wpadła podekscytowana Louisa. Oboje, Carlo i Serena, odstąpili od siebie, starając się ukryć gniewne, zaczerwienione twarze.

– Och, Sereno, tak się cieszę, że tu jesteś – Louisa uścisnęła ją. – Zdążyłaś na najważniejszą próbę, a to jest najciekawsze ze wszystkiego!

– Naprawdę, kochanie? – próbowała opanować głos. – A na czym polega ta próba?

– Tato pojedzie z prędkością trzystu kilometrów na godzinę – oznajmiła tryumfalnie dziewczynka.

– Ale to przecież nie jest samochód wyścigowy?

– Owszem – Carlo, choć nadal blady, zdołał odzyskać swój zwykły spokój. – Przeciętny klient też lubi szybkie samochody, nawet jeśli nie może na co dzień korzystać z ich pełnych możliwości.

– Przeciętnego klienta nie stać na nowe valetti – zauważyła kwaśno Serena. – Trzeba być milionerem, żeby wydać sto tysięcy funtów na samochód.

– Twoje informacje, choć precyzyjne, są nieco przestarzałe. Ostatni model istotnie kosztował sto tysięcy funtów. Ten ma kosztować sto dwadzieścia tysięcy.

Serena wzruszyła ramionami, jakby mówiąc, że i tak jej to nie imponuje, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że niechcący ukazała mu nie znaną do tej pory stronę swojej osobowości. Słowa Carla jeszcze ją w tym upewniły.

– Czy jechałaś kiedyś sportowym valetti?

– Raz tylko widziałam go z bliska, na londyńskiej wystawie samochodowej – odparła i żaden wysiłek nie mógł ukryć żalu, brzmiącego w jej głosie.

– Chciałabyś przejechać się ze mną? – spytał, nie spuszczając z niej oczu. Próbowała zachować obojętność, lecz na nic się to zdało.