– Naprawdę mogę? – wykrzyknęła.

Carlo podniósł słuchawkę i powiedział kilka, brzmiących jak rozkaz, słów po włosku.

– Tato dzwoni do Eriki – wyjaśniła Louisa. – Ona jest mechanikiem.

– Czasami też odbywa dla mnie jazdy próbne – dodał Carlo, odkładając słuchawkę. – Wkłada wtedy kombinezon wyścigowy i zaraz ci go przyniesie.

Erica pojawiła się kilka minut później. Ciemnowłosa młoda kobieta miała szczupłą, zgrabną figurę, niemal identyczną jak Serena.

– Kiedy signora Fletcher będzie gotowa, przyprowadź ją do mnie – polecił Carlo i wyszedł, zabierając z sobą Louisę.

– Ubranie możesz zostawić tutaj – powiedziała Erica, otwierając drzwi prowadzące do sąsiadującej z biurem skromnej sypialni. Stało tam jedynie łóżko, komoda i szafa. – Signor Valetti sypia tu czasem, kiedy ma bardzo dużo pracy.

Wzięła sukienkę i halkę, które podała jej Serena, i powiesiła je do szafy.

– Na twoim miejscu zdjęłabym też rajstopy. Ten kombinezon składa się z trzech warstw i jest w nim niewiarygodnie gorąco. – Serena posłuchała rady, po czym nałożyła jedwabisty kombinezon, który zapinał się z przodu na zamek błyskawiczny i przylegał niczym druga skóra. Jej serce biło gwałtownie.

Erica wyprowadziła ją z biura i dalej, przez labirynt budynków i pawilonów, póki w końcu nie dotarły do konstrukcji, przypominającej hangar lotniczy. Szerokie wrota były otwarte i kiedy podeszły bliżej, Serena ujrzała samochód, wyprowadzany właśnie z garażu przez grupę.

Był to piękny wóz – niski, o opływowych kształtach. Drzwi uniosły się na bok i ku górze odsłaniając niewielką kabinę, do której musiała się wśliznąć. Sprawdziwszy szybkościomierz aż westchnęła widząc, że rzeczywiście skala dochodzi do trzystu kilometrów na godzinę. Obok znajdował się drugi wskaźnik, podający prędkość w milach.

– Sto osiemdziesiąt sześć mil na godzinę – mruknęła zdumiona.

Carlo spojrzał na nią z uśmiechem.

– Obleciał cię strach? Możesz się wycofać, jeśli chcesz.

– Nie ma mowy – odparła twardo.

– Jechałaś już kiedyś z taką prędkością?

– Nigdy. Nie mogę się już doczekać.

W jego głosie zabrzmiała powaga.

– Nie myśl o tym tylko jako o prędkości. To nowy wymiar, inny świat. Jak podróż w czasie. Nie da się tego opisać.

– Na co więc czekamy?

Raz jeszcze sprawdził samochód, po czym zasiadł za kierownicą, nakazując Serenie, by również zajęła swe miejsce. Fotel otulił ją niczym jedwabna poduszka. Budzący się do życia silnik zamruczał łagodnie i na ten dźwięk Serena westchnęła z satysfakcją. Carlo roześmiał się z podnieceniem i radością, jakiej jeszcze nigdy u niego nie słyszała.

– Tak, to piękny dźwięk. Można by usypiać nim dzieci, jak kołysanką.

Wolno wjechał na tor i gdy tylko znaleźli się na prostej, Serena poczuła, jak niewidzialna ręka wciska ją w fotel. Samochód skoczył naprzód, szybkościomierz jednak wskazywał na razie jedynie sto kilometrów na godzinę. Patrzyła, jak strzałka przesuwa się: sto dwadzieścia, sto trzydzieści, sto sześćdziesiąt, sto osiemdziesiąt.

Ukradkiem zerknęła na Carla. Jego głos zdradził poprzednio, jak wielką dumę budził w nim ten elegancki pojazd, teraz jednak jego twarz była obojętna. Siedział w swym fotelu niewzruszony, a jego dłonie, lekko wsparte na kierownicy, bez cienia wysiłku prowadziły tę wspaniałą maszynę.

Ponownie spojrzała na szybkościomierz i nerwowo przełknęła ślinę. Niepostrzeżenie przekroczyli dwieście kilometrów i strzałka wędrowała dalej: dwieście dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści pięć.

I wreszcie Carlo odezwał się.

– Gotowa? – zapytał.

– Na wszystko – odparła z udawaną pewnością siebie.

Wydało jej się, że słyszy jego śmiech, trudno było jednak stwierdzić to z całą pewnością, bowiem w następnej chwili Carlo zwiększył prędkość, a strzałka szybkościomierza podjęła swą wędrówkę ku kresce, oznaczającej trzysta kilometrów na godzinę. Gdy osiągnęli najwyższą prędkość, Serena ujrzała, jak świat zewnętrzny śmiga za oknami – zbyt szybko, by cokolwiek rozróżnić. Wszystko zlewało się w serię barwnych smug i tylko oni, samotni we dwoje, trwali w zawieszeniu. Carlo nie okazywał strachu ani podniecenia, jakby jazda z tą oszałamiającą prędkością była dla niego czymś najnaturalniejszym w świecie. Serena nagle uświadomiła sobie, że rzeczywiście tak było. To był jego żywioł. Dłonie spoczywały na kierownicy, prowadząc ją lekko, lecz z absolutną pewnością.

Odwróciła głowę i – jakby nagły rozbłysk światła pozwolił jej przejrzeć na oczy – po raz pierwszy dostrzegła dziwną sprzeczność w twarzy Carla: ostra, bezkompromisowa szczęka kontrastowała z wyrazem ust, znamionującym wrażliwość i czułość. Widywała jego oblicze zacięte w gniewie i chłodnym szyderstwie, lecz kilka razy dostrzegła też malującą się na nim czułość i pożądanie. W tej zamkniętej bańce, w której przebywali tylko we dwoje, czas płynął z inną szybkością i zdawało się, że tajemny świat, rozpościerający się wokół nich, pozwalał, by dwie chwile stały się jedną. Bowiem znów czuła na swych ustach dotyk warg Carla, delikatną, drażniącą pieszczotę, a jego oczy, choć ani na moment nie odrywał ich od przedniej szyby, w jakiś sposób spoglądały prosto w jej twarz.

Przepływające przez nią fale gorąca były ogniem ich namiętności; cichy szmer silnika zlewał się z szumem krwi w żyłach, gdy poruszała się w rytm jego ruchów. Pragnęła go, tęskniła za jego dotykiem na swych nagich udach i wyżej, głębiej, wewnątrz spragnionego ciała. I wśród tego pędu dwa momenty zlały się w jedno tak, że Serena czując go w sobie, jednocześnie spoglądała na siedzącego obok Carla, całkowicie skupionego na prowadzeniu samochodu, a przecież świadomego jej obecności.

Tracili prędkość. Świat zewnętrzny znów pojawił się wokół nich, gdy zwalniali, aby wreszcie się zatrzymać. Silnik zgasł i zapadła głucha cisza. Carlo powoli uniósł wzrok i spojrzał prosto na nią. Usłyszała jego przyśpieszony oddech. Mechanik próbował otworzyć drzwi samochodu, lecz Carlo zacisnął dłoń na klamce, nie pozwalając, aby ktoś obcy znalazł się w ich świecie. Nadal wpatrując się w Serenę, ponownie przekręcił kluczyk i wolno ruszył w kierunku hangaru, zatrzymując się wreszcie przed drzwiami swego biura. Wysiadł i obszedł wóz naokoło, by otworzyć jej drzwi. Dopiero gdy postawiła stopę na ziemi, Serena uświadomiła sobie, że cała dygocze, jakby jej ciało zmieniło się w trzęsącą galaretę. Potknęła się i Carlo chwycił ją w ramiona, podniósł, po czym kopnięciem otworzył drzwi pawilonu. Znalazłszy się wewnątrz, ruszył prosto do sypialni i dopiero tam postawił ją na podłodze, nadal jednak nie wypuszczając z objęć.

Serena płonęła z pożądania. Carlo był jedynym mężczyzną, którego pragnęła i ta żądza sprawiła, że porzuciła wszelką ostrożność. Ledwie świadoma tego, co robi, rozsunęła zamek jego kombinezonu. Materiał rozchylił się, ukazując gęste włosy, porastające klatkę piersiową Carla. Z westchnieniem przytuliła do nich policzek i poczuła, że jego ciało goreje tym samym ogniem, a serce bije szaleńczo – podobnie jak jej własne.

Carlo chwycił ją za ramiona i lekko odchylił do tyłu, tak że mógł spojrzeć na jej spłonioną twarz. Jego oczy płonęły namiętnością. Ale nie ruszał się i przez chwilę obawiała się, że mógłby ją odtrącić. Jego palce wpijały się w jej ramiona, tak że czuła dreszcze wstrząsające jego ciałem. Nagle jęknął i przycisnął ją do siebie, całując z namiętnością mężczyzny szalejącego z żądzy. Czuła pieszczotę jego ust, drżenie jego ciała mówiło jej, że przestał walczyć z pożądaniem, przegrał i wiedział o tym.

Całował gorącymi ustami jej szyję, muskał skórę językiem, co wywoływało w niej eksplozje namiętności. Lecz Serenie nie chodziło o pieszczoty. Carlo był jej mężczyzną, należał do niej i tylko do niej. Pragnęła czegoś więcej. Chwyciła jego dłoń i położyła ją sobie na piersi, odrzucając w tył głowę, aby pojął, czego pragnie.

Przez otaczającą ją mgłę pożądania ledwie dostrzegła, jak Carlo siada na łóżku i przyciąga ją do siebie. Jego usta pieściły jej sutki. Jęknęła, oszołomiona tym rozkosznym doznaniem.

Ich pierwsze zjednoczenie było pełne czułości i piękna. To było zupełnie inne. Stanowiło zaspokojenie gwałtownego, potężnego fizycznego pożądania. Znali już swoje ciała, tak jak znają je ludzie niegdyś złączeni w ekstazie, a podobnej wiedzy nie da się zapomnieć. Wspomnienie przetrwało długi okres wrogości i nękało ich, póki oboje nie mogli już tego znieść. Teraz nie liczyło się nic poza pragnieniem, by znów stać się jednością.

Wąskie łóżko z trudem pomieściło dwoje ludzi, lecz Carlo niemal natychmiast nakrył ją swoim ciałem, a kiedy Serena przytuliła się do niego, wszedł w nią gwałtownie. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy i natychmiast zamknęła go w objęciach. Czuła, jak trawi ją gorączka. Jej podniecenie przypominało gorejące palenisko, w którym tlący się żar stopniowo rozpala się coraz potężniejszym złocistym płomieniem. Nieokiełznana siła Carla oszołomiła ją. Przyciskał ją do siebie w miażdżącym uścisku, a jego stalowe lędźwie poruszały się niestrudzenie miarowym rytmem. Serena krzyknęła, nie mogąc opanować ognia, który trawił jej łono.

Wyciągnęła ramiona, plecy wygięła w łuk i kołysząc się płynęła nad otchłanią swojego pożądania szepcząc niezrozumiałe słowa. Nagły spazm sprawił, że znów krzyknęła, czując, jak jej ciało eksploduje, rozdzierane nitkami niewypowiedzianej rozkoszy, która ogarnęła jednocześnie złączone z nią ciało Carla. Krzyknęła znów, tym razem z rozpaczy, bo nagle poczuła, że to cudowne uczucie mija, ulatuje w nicość. Policzki miała mokre od łez.

Skończyło się i znów byli sobą. Na dobre i złe, radość i smutek – wszystko, czym zdecydują się obdarzyć siebie nawzajem.

Rozdział 9

Kiedy Carlo odzyskał przytomność umysłu, stwierdził, że leży na wąskim łóżku, obejmując skuloną Serenę. Gdyby tylko doskonała jedność, jaką osiągnęły ich ciała, miała odbicie w ich sercach, byliby idealną parą. Teraz jednak zapragnął nagle krzyczeć z rozpaczy. Kiedy on jej pożądał, Serena odrzucała go. Wystarczyło jednak, by skinęła palcem, a znalazł się w jej ramionach. Udowodniła, że może z nim zrobić, co tylko zechce, i świadomość tego napełniła go przerażeniem.

Nie śmiał na nią spojrzeć, obawiając się rozbawienia i szyderstwa, które ujrzy w jej oczach. Nie mogła jednak gardzić nim bardziej, niż on sam pogardzał swoją słabością. Ostrożnie uwolnił się z jej objęć i usiadł na łóżku.

– No cóż – powiedział najbardziej cynicznym tonem, na jaki mógł się zdobyć. – Czy zdecydowałaś już, które z nas zostało przed chwilą wykorzystane?

– Z ogromną ulgą stwierdził, że wypowiedział te słowa normalnie brzmiącym głosem. Wewnątrz cały dygotał.

Po chwili ciszy Serena odparła:

– Och, sądzę, że tym razem to był remis. Żadne z nas nie spodziewało się przecież niczego innego?

Carlo zdążył już włożyć kombinezon. Odwrócił się ku niej i ujrzał, że przygląda mu się z chłodnym uśmiechem, wspaniale opanowana, podczas gdy jeszcze przed chwilą…

– Oczywiście – odrzekł. – Nasza wojna trwa nadal.

Powoli zasuwał zamek. Serena siedziała bez ruchu.

Najwyższym wysiłkiem woli zdobywała się na uśmiech. Dzięki Bogu, odezwał się, zanim zdążyła wypowiedzieć słowa miłości, które cisnęły się na usta. Lecz ból, wywołany przez odrzuconą miłość – choć przecież Carlo nie wiedział, ile dla niej znaczy – był tak ogromny, że przez chwilę nienawidziła go gorąco.

Wstała i ubrała się pospiesznie. Teraz chciała jedynie znaleźć się jak najdalej od niego. Nagle Carlo obrócił się ku niej i spytał szorstko:

– Czemu, u diabła, nie wyniesiesz się stąd?

– To znaczy?

– Wracaj do Anglii.

– Mam zostawić Louisę tobie?

– Czemu nie? W końcu jestem jej ojcem.

Poczuła, jak czerwona mgła przesłania jej oczy, mgła nienawiści i rozpaczy. I zanim zdążyła się powstrzymać, wypowiedziała te straszliwe słowa:

– Nie jesteś jej ojcem. Louisa nie jest twoim dzieckiem.

Wstrzymała oddech, czekając na wybuch, albo może na gwałtowne zaprzeczenia. Zamiast tego uświadomiła sobie, że Carlo przygląda się jej z lekko przekrzywioną głową i ironicznym uśmiechem na ustach.

– A więc – stwierdził w końcu – wiesz. Zastanawiałem się nieraz…

– To ty wiedziałeś? – wyjąkała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.

– Oczywiście. Wiedziałem od dwóch lat.

Usiadła na łóżku.

– Ale… skąd?

Roześmiał się z goryczą.

– A jak myślisz? Dawn powiedziała mi o tym w ataku furii. Często jej się to zdarzało. Tak zazwyczaj dowiadywałem się o jej kolejnych wyskokach. Pokłóciliśmy się i wykrzyczała to wyłącznie po to, by sprawić mi ból, tak jak ty.

Patrzyła na niego uważnie.

– I co zrobiłeś?

– Wypadłem z domu, przysięgając, że nigdy więcej nie chcę widzieć ani jej, ani dziecka. Ale kiedy odzyskałem rozsądek, pojąłem, że muszę się z tym pogodzić.