– Nie jestem pewna.
Zdawał sobie sprawę z tego, że zachował się niezręcznie, wyjaśnił więc krótko:
– Moja żona zapewniła mnie, że Louisa jest bezpieczna w twoim towarzystwie. Nie spodziewałem się, że ujrzę ją samą, bez opieki.
Nagły rumieniec, który pokrył jej policzki, przypomniał mu swą barwą kwiat dzikiej róży.
– Przepraszam – powiedziała lekko schrypniętym głosem. – Zatrzymałam się, żeby obejrzeć pewną roślinę, a kiedy się odwróciłam, Louisa zniknęła.
– Dzieci w tym wieku mają taki zwyczaj. Dlatego potrzebują opieki. – Miał ochotę wymierzyć sobie policzek za te ostre słowa.
– Powiedziałam już, że jest mi przykro – zaprotestowała. – To prywatny lasek, jest dokładnie ogrodzony. Nie zdołałaby odejść zbyt daleko. – Wzięła Louisę na ręce. – Chodź, zobaczymy, czy nie zostało gdzieś trochę lodów.
Odeszła bez słowa, a Carlo przeklinał w duchu własną niezręczność. Dawn z niezwykłą przyjemnością obserwowała całą scenkę.
Jej dziadkowie, Liz i Frank, wyszli z domu i powitali go z wylewną serdecznością. Natychmiast polubił staruszków i zrozumiał, że jego rychły wyjazd z Louisa, jak to wcześniej zaplanował, będzie niewykonalny.
– Musisz zostać na ślubie Sereny – stwierdziła entuzjastycznie Liz i Carlo przyjął zaproszenie, zanim zdążył zastanowić się nad tym, co robi.
Podczas kolacji jego wzrok powędrował ku Serenie, która zdawała się nie zwracać na niego najmniejszej uwagi. Przebrała się do posiłku w zwiewną hinduską muślinową suknię ozdobioną zielonym wzorem, w której jeszcze bardziej przypominała leśną nimfę. Z twarzy była nieco podobna do Dawn, lecz o ile jej kuzynka zawdzięczała swą urodę rękom kosmetyczek i najlepszych masażystów, Serena była całkowicie naturalna. Jej loki, spłowiałe od słońca, przetykane naturalnymi jaśniejszymi pasmami, były tak jedwabiste, że żadna spinka nie utrzymałaby ich zbyt długo w porządku. Carlo przyglądał się, zafascynowany, jak zbuntowany kosmyk wciąż uparcie opadał na jej delikatny policzek. Po chwili uświadomił sobie, co robi i poczerwieniał z zakłopotania.
Po kolacji natknął się na nią na ganku. Uznał, że to doskonały moment, by zakopać topór wojenny i rozpoczął rozmowę, wspominając ojej bliskim małżeństwie.
– Andrew przyjedzie tu za parę dni – powiedziała.
– Z przyjemnością go poznam – odparł uprzejmie.
– Czy mieszka daleko stąd?
– Nie, pochodzi z naszego miasteczka, ale właśnie pojechał po towar. Jest właścicielem sklepu z narzędziami.
Carlo przypomniał sobie zapyziały sklepik, który minął po drodze i stwierdził bez zastanowienia:
– Nie zamierzacie chyba utrzymywać się wyłącznie z tego sklepu?
– Andrew uważa, że istnieją ważniejsze sprawy niż handel – wyjaśniła stanowczo. – A ja podzielam tę opinię.
Teraz już wiedział, co Dawn o nim naopowiadała.
– Mam nadzieję, że będziecie bardzo szczęśliwi – oświadczył oficjalnym tonem i wrócił do domu.
Co za nieuprzejme stworzenie! pomyślał. Później jednak, kiedy wszedł na górę, aby choć spojrzeć na Louisę, usłyszał ciche głosy dochodzące z pokoju dziecka. Przystanął w drzwiach i zajrzał do środka. Serena siedziała na łóżku Louisy, tuliła ją do siebie i szeptała coś do jej ucha, jakby dzieląc się jakimś sekretem. Louisa była wyraźnie szczęśliwa w jej ramionach. Tak bardzo pasowały do siebie! Nigdy nie widział, aby Dawn przytuliła córkę w ten sposób.
Ku swemu zdumieniu stwierdził, że wizyta w domu dziadków Dawn sprawia mu przyjemność. Dom Fletcherów stanowił prawdziwe rodzinne gniazdo, a starsi państwo powitali Carla z otwartymi ramionami. Wzruszyła go czułość, okazywana sobie nawzajem przez Liz i Franka. Zupełnie nie kryli się ze swymi uczuciami. Mieli już po siedemdziesiątce, ale przepełniająca ich miłość nie wygasła, toteż obdzielali nią każdego, kto pojawił się w ich niewątpliwie szczęśliwym domu.
W dzień po przyjeździe Carla wszyscy udali się na potańcówkę w ratuszu. Carlo, biorący udział w tańcach, całą uwagę skupił na opanowaniu nie znanych mu kroków, nie chcąc okazać się niezgrabiaszem.
– Nie krzyw się. To nie moja wina – usłyszał czyjś figlarny głos. Uniósł wzrok i ujrzał Serene, tańczącą naprzeciw niego. W jej oczach lśniły wesołe iskierki.
– O co ci chodzi? – spytał ostro.
– Strasznie się krzywisz.
– To koncentracja. Nigdy przedtem nie tańczyłem czegoś takiego.
– Nikt nie zwróci uwagi, jeśli popełnisz kilka omyłek.
– Nie mam zamiaru się mylić.
W tej samej chwili zderzył się z żoną pastora, rosłą, roześmianą kobietą. Oboje kurczowo wczepili się w siebie, podczas gdy Serena aż zgięła się ze śmiechu. Carlo poczuł się urażony w swej godności. Nagle jednak spostrzegł, że również się śmieje. Wesołość innych udzieliła się również jemu. Gdy muzyka ucichła, wyplątał się z ramion swej partnerki, przeprosił i pozwolił, by Serena zaprowadziła go do zaimprowizowanego baru. Oboje zamówili zimne drinki i wyszli na świeże powietrze.
Dziewczyna nadal chichotała.
– Opowiem o tym Louisie – uprzedziła. – Następnym razem, gdy się pokłócicie, będzie mogła wyobrazić sobie swego ojca w objęciach biednej pani Brady.
– Nigdy się z nią nie kłócę – odparł zgodnie z prawdą.
– O tak, oczywiście – zaśmiała się. – Założę się, że nieszczęsne maleństwo musi robić wszystko dokładnie tak, jak jej każesz.
Już miał zaprotestować, ale kilkuosobowa orkiestra znów zaczęła grać walca. Zatańczyli go razem i Serena była niczym promień wiosennego słońca w jego ramionach. Poczuł ból, ściskający mu serce. Nie pojmował dlaczego, lecz gdy muzyka ucichła, przeprosił gwałtownie i odszedł. Nie tańczył już więcej z Sereną tego wieczoru i przed pójściem spać przezwyciężył pokusę, by stanąć pod drzwiami Louisy i sprawdzić, czy dziewczyna wymienia szeptem sekrety z jego córką.
Fletcherowie umieścili jego rzeczy w pokoju Dawn, a on nie mógł im wyznać, że w domu sypiają osobno. Tej nocy wyłoniła się z łazienki, ubrana w przejrzystą nocną koszulę z głębokim dekoltem. Jej strój oraz ciężkie, duszące perfumy wyjaśniały wszystko. Najwyraźniej postanowiła okazać mu, że może go mieć, kiedy tylko zechce. Zamiary Dawn były jednak zbyt oczywiste i duma Carla nie pozwoliła mu na poddanie się.
Odwrócił się, aby wyjrzeć przez okno i ujrzał smukłą, młodzieńczą postać, wędrującą przez ogród. Włosy dziewczyny spływały swobodnie na ramiona. Nagle odrzuciła głowę i szeroko rozłożyła ręce, witając księżyc. Miała zamknięte oczy. Znajdowała się w tej chwili w swym własnym intymnym świecie, gdzie nie istniał nikt, poza nią samą. Przez sekundę Carlo poczuł się dziwnie samotny.
Narzeczony Sereny, Andrew, od momentu swego pojawienia się w domu Fletcherów okropnie denerwował Carla. Mimo że był to młody, spokojny człowiek, który nikomu się nie narzucał, miał w sobie coś niesłychanie irytującego.
Andrew z naiwną dumą szczycił się swym marnym sklepikiem i położonym nad nim mieszkaniem, gdzie już wkrótce miał zamieszkać wraz ze swoją ukochaną. Najwidoczniej nie widział w tym nic złego, lecz dla Carla sama myśl o Serenie żyjącej w tym małym miasteczku była równie przykra, jak widok dzikiego ptaka zamkniętego w klatce. Kilka razy podejmował temat interesów i zawsze zdumiewał go zachwyt, z jakim Andrew wsłuchuje się w jego słowa. Kąśliwe uwagi Carla zupełnie do niego nie docierały. Nie umknęły jednak uwagi Sereny. Kiedyś usłyszał, jak rozmawiali na boku.
– Nie mogę pojąć, dlaczego go nie lubisz, kochanie – protestował Andrew. – To bardzo uprzejme z jego strony, że udziela mi rad.
– On ci wcale nie pomaga – odparła zapalczywie – tylko traktuje cię jak głup… naśmiewa się z ciebie.
– Nonsens. Czemu miałby to robić?
„Czemu miałby to robić?" To pytanie coraz bardziej niepokoiło Carla, nie chciał jednak szukać na nie odpowiedzi. Za bardzo się bał.
Pewnego dnia niespodziewanie wszedł do salonu i zastał tam Serenę odzianą we wspaniałą suknię ślubną. Otaczał ją wianuszek pełnych podziwu przyjaciółek.
– Widzisz, mówiłam, że będzie dobra – powiedziała Dawn. – Wyglądasz w niej cudownie.
Carlo domyślił się, kto wybrał tę wyrafinowaną kreację i w duchu zapłonął oburzeniem i niechęcią. Lśniący biały atłas i koronki, błyszczący diadem na głowie – to wszystko nie pasowało do Sereny, która powinna pójść do ślubu w skromnej sukni, z dzikimi różami we włosach i jednym, samotnym kwiatem w dłoni.
– To nasz ślubny prezent – poinformowała go Dawn. – Kosztowała majątek, ale jest prześliczna, prawda, kochanie?
Jak zwykle postawiła go w sytuacji bez wyjścia.
– Stroje to twoja działka – odparł szybko. – Ja się nie wtrącam – usłyszał, że jego głos brzmi wyjątkowo nieprzyjemnie i rumieńce na twarzy Sereny tylko to potwierdziły. Była wyraźnie zakłopotana.
– Nie mogę tego przyjąć – powiedziała pospiesznie.
– Poza tym nasz ślub będzie bardzo cichy i skromny.
– Bzdura, musisz ubrać się stosownie do okazji – nalegała Dawn. – Obie z Louisa też będziemy wystrojone.
– Obie? – powtórzył wbrew własnej woli Carlo.
– Ja mam być świadkiem, a Louisa druhną.
– Jest za mała – oznajmił stanowczo. Ale Louisa pociągnęła go za rękę.
– Mam taką śliczną sukienkę, tatusiu – zwierzyła się radośnie.
Wzruszył ramionami. Nieprzyjaciel stanowczo przewyższał go liczebnie.
– Oczywiście, jeśli tak bardzo tego chcesz – odwrócił się, marząc o tym, by uciec jak najdalej od Anglii i tego nieokreślonego „czegoś", coraz bardziej zagrażającego jego dalszej spokojnej egzystencji.
Poczuł, jak czyjaś dłoń dotyka jego ramienia. Odwrócił się i ujrzał młodą, krępą kobietę o miłej, przeciętnej twarzy i płomiennorudych włosach.
– Jestem Patricia – oznajmiła. – Chciałam tylko powiedzieć, że będę miała oko na Louisę i zabiorę ją stamtąd, gdyby poczuła zmęczenie albo zaczęła się nudzić.
– Będę bardzo wdzięczny – odparł szczerze. – Ale czy nie jesteś jedną z druhen?
– O nie – zaśmiała się lekko. – Obok Sereny wyglądałabym jak baba wielkanocna. Nie sądzisz, że jest jej ślicznie w tej sukni?
– Nie – odrzekł ze wstrętem. – Wcale tak nie uważam.
– A ja tak – odpaliła z oburzeniem – i podobnie myśli Andrew. – Po sekundzie na twarz Patricii wypłynął ciemny rumieniec. Zaczerwieniona jak piwonia, uciekła.
Tej nocy Dawn stwierdziła:
– Nie wiem, co się z tobą dzieje. Zachowujesz się niemożliwie.
– Martwi mnie, że zostawiłem firmę na tak długo.
– Och, tylko ta firma i firma. Czemu nie wrócisz do tej swojej przeklętej firmy? Po prostu zostaw mi trochę pieniędzy. Albo, jeszcze lepiej, sporo pieniędzy. Chcę zabrać Louisę na wakacje.
– Dokąd? – zapytał szybko.
– Gdziekolwiek – wzruszyła ramionami. – Posłuchaj, za kilka tygodni przyjadę na Grand Prix Francji.
Może byśmy się tam spotkali?
Spojrzał na nią cynicznie.
– A jeśli się nie pojawisz? Nie, dziękuję, wolę mieć was obie przy sobie.
Wyjrzał przez okno. Serena zawsze przechadzała się tam przed snem. Rzeczywiście, po chwili pojawiła się, stąpając wdzięcznie w blasku księżyca. Bardziej niż kiedykolwiek przypominała leśną rusałkę i Carlo wstrzymał oddech. Wiedział, że powinien odwrócić wzrok, nie potrafił jednak tego zrobić.
I wtedy między drzewami pojawił się Andrew. Serena podbiegła do niego, a on objął ją niezgrabnie. Carlo pomyślał, że ten młody człowiek nie ma nawet pojęcia, jaki skarb przypadł mu w udziale. Takiej kobiety nie wolno całować w tak nieśmiały sposób. Powinien przycisnąć ją do siebie i zmiażdżyć w uścisku czując, jak jej szczupłe ciało drży z pożądania.
Carlo uświadomił sobie nagle, że z całych sił, do bólu ściska parapet. Na czoło wystąpił mu pot. Przeraził się tego, co go spotkało. Było już jednak za późno. Zawsze było za późno.
Następnego ranka zadzwonił do biura. Po pełnej napięcia rozmowie stanął przed całą rodziną i oświadczył, że kłopoty w pracy zmuszają go do natychmiastowego powrotu do Rzymu, i to razem z Louisa i Dawn.
– Ależ Louisa ma być druhną na ślubie! – zaprotestowała Liz.
To było najgorsze – musiał pozbawić swe ukochane dziecko wyczekiwanej przyjemności. Ale bał się coraz bardziej. Nie ważył się zostać ani chwili dłużej w towarzystwie Sereny, nie mógł też jednak zostawić tu Louisy. Najprawdopodobniej nigdy by już jej nie zobaczył. Obstawał przy swoim postanowieniu, nie zważając na oburzenie i rozczarowanie całej rodziny.
Najgorsze, palące niczym ogień wspomnienie pozostawiło po sobie ostatnie spotkanie z Sereną. Wpadła do pokoju w momencie, gdy był tam sam i zamknęła drzwi, aby nikt nie przeszkodził im w rozmowie.
– Pozwól przynajmniej, żeby Louisa została do ślubu. Co to dla ciebie za różnica?
– Decyzja należy do mnie – odparł spokojnie.
– Wyjeżdżam i zabieram ze sobą moją żonę i córkę.
– A jeśli Dawn nie zechce jechać?
– Pojedzie.
Serena odetchnęła głęboko.
– To najbardziej apodyktyczne, tyrańskie…
"Sprawa honoru" отзывы
Отзывы читателей о книге "Sprawa honoru". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Sprawa honoru" друзьям в соцсетях.