Spojrzał jej prosto w oczy.

– Myślę, że wiesz, co się naprawdę stało.

Trafił w sedno. Serena opanowała się prawie natychmiast, lecz przez moment w jej oczach błysnęło coś, co pozwoliło mu sądzić, że ona wie, o co mu chodzi.

– Skąd miałabym wiedzieć? – spytała powoli.

– Bo jesteś kobietą, masz serce i intuicję. Nie dostrzegłaś tego wtedy, byłaś zbyt niedoświadczona.

Ale, Sereno, czy naprawdę w ciągu ostatnich kilku lat nie pojęłaś, dlaczego uciekłem?

– Nie wiem, o czym…

– Nie kłam – przerwał jej ostro, nagląco. – Nie kryj tego przede mną. Uciekłem od ciebie i ty o tym wiesz.

Musiałem zachować mój honor – i twój. Byłem mężem twojej kuzynki, krępowały mnie więzy małżeńskie.

Miałem zbyt wielkie poczucie obowiązku. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Wyjechałem z tego samego powodu, dla którego rzuciłaś swego narzeczonego.

Jej policzki pokryte rumieńcem przypomniały mu kwiat dzikiej róży – jak wtedy, gdy się poznali. W jej wzroku dojrzał zmieszanie.

– Odwołałam ślub, ponieważ w ostatniej chwili zorientowałam się, że nie jestem właściwą żoną dla Andrew – odrzekła ostrożnie. – Nic ponadto.

– Naprawdę?

Już miała mu odpowiedzieć i jego serce zabiło mocniej. W tym momencie jednak tuż obok rozległ się przeszywający pisk. Serena potrząsnęła głową, jakby obudziła się ze snu.

– Co się dzieje? – zapytała ostro.

Klnąc, Carlo wyłączył brzęczyk w swoim zegarku.

– Nastawiłem go, żeby pamiętać o pewnym telefonie.

Odsunęła się, jakby chciała uciec.

– Obawiam się, że tutejszy aparat nie działa.

– Nie szkodzi. Mam telefon ze sobą.

– Lepiej wiec zadzwoń. Jestem pewna, że to pilne.

Czar prysł. Carlo zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku samochodu i wyjął telefon komórkowy. Wystukał numer swego biura, nie mógł jednak uzyskać połączenia. Wrócił do domu i powtórnie usiłował się połączyć. Tym razem zdołał dodzwonić się do swojej rzymskiej fabryki, ale choć Capriati, jego asystent, został wcześniej uprzedzony o tym, że ma spodziewać się telefonu, nie było go na miejscu.

Carlo wzruszył ramionami i rozłączył się. Jego złość na nieobowiązkowego pracownika minęła szybko, gdy spojrzał na Serenę, otwierającą okna w salonie. Kiedy pchnęła oszklone drzwi, odłożył telefon na stół w holu i podszedł do niej, spoglądając na ogród.

– Nie wolno ci go sprzedać. Nie powinno się pozbywać czegoś równie pięknego. Dom może przecież stać się własnością ludzi, którzy nie kochaliby go wystarczająco.

Popatrzyła na niego z namysłem.

– Ty też to czujesz?

Pragnął powiedzieć, że może zajrzeć w najtajniejsze zakamarki jej serca, musiał się jednakże upewnić, czy może to powiedzieć. Razem wyszli na trawnik. Deszcz ustał, zaczynało wychodzić słońce i kropelki wody na gałęziach lśniły niczym drobne klejnoty.

– Jest zupełnie tak samo, jak wtedy – mruknął cicho. – Tu wisiał hamak, a stamtąd, z tego lasku wybiegła Louisa. Podbiegła wprost do mnie, a po chwili pokazałaś się ty…

Poczuł, że otaczająca go rzeczywistość staje się nierealna jak sen. Serena była tak piękna, szła wśród drzew niczym nieziemskie zjawisko… Zjawisko o bosych stopach i potarganych włosach, w podartych dżinsach, naturalne i czarujące.

– Ale wtedy wszystko kwitło – dodał wolno. – Nie tak, jak teraz.

– To minie – odparła tym samym cichym głosem, jakby i ona znalazła się we śnie. – Widać już pąki.

Wkrótce pojawią się kwiaty i liście, i znów wróci lato.

– Ale nie takie, jak wtedy.

Ich oczy spotkały się.

– Nie – szepnęła. – Nie takie, jak wtedy.

Kosmyk jedwabistych włosów wymknął się spod spinki i spadł jej na twarz. Tak jak kiedyś, Carlo sięgnął, aby go odgarnąć. Kiedy jednak jego dłoń dotknęła policzka dziewczyny, zamarł bez ruchu. Jego serce waliło szaleńczo, głośno, coraz głośniej. Nie mogło jednak zagłuszyć urywanego oddechu Sereny, wydobywającego się z rozchylonych ust. Jej oczy spoglądały wprost na niego. Razem stanowili nieruchomą oś wszechświata, wokół nich obracały się gwiazdy, wirował księżyc i słońce. W tym jednym oślepiającym momencie ujrzeli prawdę, zrozumieli, że wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich lat, prowadziło ku tej chwili. W następnej sekundzie znalazła się w jego ramionach.

– Sereno – powiedział ochryple. – Ty wiesz, prawda?

– Tak – wyszeptała z trudem. – Tak… tak…

Zgniótł jej wargi w gorącym pocałunku i poczuł, że dziewczyna drży z pożądania. To było niczym pierwszy pocałunek w życiu i w pewnym sensie rzeczywiście tak było: pocałunek z idealną kobietą, którą stworzono dla niego i dla której on został stworzony. Kobietą, która, jak sądził, nigdy nie będzie do niego należała. Pragnął ją całować bez końca, przez całą wieczność dotykać jej ust. Chciał czegoś więcej, niż tylko fizycznej rozkoszy. Pragnął rozkoszy serca, którą tylko ona mogła go obdarzyć.

Spojrzał na nią, tuląc jej twarz w dłoniach.

– Co się ze mną dzieje? – szepnęła. – Nie wiedziałam, że tak będzie, a przecież…

– A przecież to musiało nastąpić – dokończył za nią. – Żadne z nas tego nie planowało. Kierują nami moce, z którymi nie potrafimy walczyć. Nic nie możemy zrobić.

– Próbowałam udawać… chciałam być silna.

Kilka kropel wody spadło na jej twarz z gałęzi nad głową. Przypomniały Carlowi łzy i scałował je pospiesznie. Świadomość, że nie tylko on marzył o tej chwili, wzbudziła w nim szaleńczą radość.

– Ja także starałem się być silny – wyszeptał.

– Gdybyś wiedziała, jak długo z tym walczyłem… ale nie mam już sił. Nie mogę się dłużej opierać… a ty?

W oszołomieniu potrząsnęła głową. Zachowywała się jak w transie. Carlo znów ucałował jej usta. Jak często kusiły go nie spełnioną obietnicą? Teraz zawładnął nimi i poczuł, że witają go radośnie. Serena westchnęła, jej ciepły oddech zmieszał się z oddechem Carla. Czuł, jak bije mu serce.

Jego ciałem kierowało nieodparte pożądanie. Siła jego ramion była bezużyteczna, jeśli nie mógł przytulić jej do siebie. Jego usta istniały tylko po to, by ją całować, a każde słowo, które wypowiadał, było niepotrzebne. Cała jego istota skoncentrowała się na pragnieniu połączenia się z nią w namiętnym uścisku. Lecz nawet głód ciała był niczym w porównaniu z głodem serca. W miejsce samotności Serena wniosła cud bycia razem i tylko ona mogła zmienić go w prawdziwe szczęście.

Wiatr poruszył gałęziami drzew, zasypując ich deszczem kropel. Roześmieli się oboje i uwolnili z objęć, lecz niemal natychmiast śmiech umilkł i spojrzeli na siebie jak przebudzeni ze snu. Carlo łagodnie pogładził jej twarz.

– Chodź – szepnął. – Chodź… ukochana.

Rozdział 4

Sypialnia tonęła w półmroku. Zasłonięte okno, przytłumione światło popołudnia. Był to pokój Sereny. Łóżko było dość wąskie, ale odpowiednie dla dwóch osób, które chcą leżeć blisko siebie.

Gdy tylko Carlo zamknął drzwi, przywarli do siebie, nawet się nie całując, po prostu tuląc twarze, jak gdyby usiłowali ukryć strach, że wszystko może okazać się tylko złudzeniem. Po chwili odsunęli się od siebie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia, bowiem obydwoje zdali sobie sprawę, że nie ma powodu do obaw.

Carlo rozpiął jej bluzkę palcami drżącymi z emocji, jak u nastolatka na pierwszej randce. Ułatwiła mu zadanie odpinając guziki jego koszuli, tak że obydwoje byli gotowi do zdjęcia ubrań w tej samej chwili. Jej piersi były małe i jędrne, okrągłe i nieskończenie podniecające. Przyglądał im się z prawdziwą rozkoszą. Wszystko go w niej zachwycało, od delikatnej budowy ciała po sutki, różowiejące z pożądania. Pieścił je i odczuwał dreszcz wstrząsający jej ciałem.

Pogładziła jego opalony, owłosiony tors i Carla przeszył dreszcz podniecenia. Jęknął, starając się zapanować nad sobą. Pragnął jej tak, jak tylko mężczyzna może pragnąć ukochanej kobiety, ale jeszcze nie w tej chwili. Nie chciał ryzykować zniszczenia swoich marzeń przez zbytni pośpiech. Musieli pobudzać się stopniowo, ofiarowując sobie kolejne pieszczoty, czułość przed namiętnością. Starał się zapanować nad ogniem płonącym w jego lędźwiach i skoncentrować się na delikatnym uśmiechu błądzącym na jej ustach.

– Zastanawiałam się… – szepnęła, owijając sobie pasemko jego włosów wokół palca. – Zawsze się zastanawiałam, czy masz nagą, czy owłosioną pierś.

– A co wolisz? – spytał miękko.

Potrząsnęła głową.

– Nic. To była jedna z tych rzeczy dotyczących twojej osoby, które stanowiły dla mnie tajemnicę.

– Nie starałem się być zagadkowy. Po prostu obawiałem się o ciebie… i o mnie. Teraz już nie mam się czego lękać. Kiedyś tak bardzo za tym tęskniłem… – mówił dotykając jej włosów. – Sereno – szepnął gwałtownie i musnął jej usta wargami.

W końcu odsunęli się od siebie i stali bez ruchu. Ich piersi unosiły się w przyspieszonym oddechu. Nie było już odwrotu. Serena ruszyła w stronę łóżka, jej spojrzenie jakby prowadziło go w tym samym kierunku. Nie miał wyboru i poszedł za nią. Wziął ją w ramiona i delikatnie osunęli się na kołdrę.

Całował jej usta, policzki, szyję. Smakował jej skórę. Niepohamowany impuls pchnął go do całowania jej piersi, delikatnie pieścił wargami sutki. Słyszał głęboki oddech Sereny i czuł fale dreszczy, które wywoływało każde zetknięcie się jego warg z jedwabistą skórą dziewczyny.

Jej oddech przeszedł w słowa:

– Carlo… Carlo… Tak…

Ten głos pobudzał go do dalszego działania. Zdjął z siebie resztę ubrania, potem jej spodnie i bieliznę. Pragnął przytulić do siebie ją całą. W porównaniu z jego muskularną sylwetką była taka delikatna, ale w niewinnym sposobie, w jaki mu się ofiarowała, kryła się niespotykana siła. Przez zasłony wpadało rozproszone, popołudniowe światło, wystarczająco silne, aby mogli się widzieć. Ku jego radości nie okazywała zakłopotania.

Jej pieszczoty doprowadzały go do szaleństwa, ale jeszcze ważniejsze było przeświadczenie, że ona naprawdę go pragnie. Widział to w jej błyszczących oczach.

Jej oddech stał się gorączkowy, a może to jego własny? Nie potrafił tego określić. Byli jednością. Wiedział tylko, że w pewnej chwili wydali wspólnie jeden okrzyk rozkoszy; przywarli do siebie, jakby nagle znaleźli się w obliczu niebezpieczeństwa, któremu tylko razem mogliby stawić czoło.

W końcu uspokoili się. Bicie jego serca powoli cichło, leżał z głową opartą na jej piersiach. Zdawał sobie sprawę, że osiągnął w życiu punkt zwrotny. Nic już nie będzie takie samo. Ona była jego kobietą, należała do niego. Uważał siebie za cywilizowanego człowieka, ale uczucie, które go opanowało, było przerażająco prymitywne. Zdobył tę kobietę i teraz należała do niego, a on do niej.

Zasnęli złączeni w objęciach. Kiedy Carlo obudził się, zauważył, że zapadła noc. Musiał przespać kilka godzin. Po raz pierwszy od przybycia do Anglii spał tak dobrze, ale miłość z Sereną wyssała z niego wszystkie siły. Zauważył, że wstała z łóżka i stoi przy oknie, oświetlona blaskiem księżyca. Przyglądała się ogrodowi. Carlo leżał bez ruchu, podziwiając jej urodę.

Odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła do góry, tak że jej piękna, długa szyja była cała skąpana w blasku księżyca.

– Bałem się, że odeszłaś – szepnął.

– Nigdy. Nigdy od ciebie nie odejdę.

Gdy wymawiała te słowa, w jej oczach zapaliły się ogniki, a w głosie zabrzmiał dziwny, obcy ton. Szybko, zanim zdążyła cokolwiek dodać, powiedział:

– Obiecaj mi.

– Nie wiem co…

– Obiecaj mi.

Nie rozległ się żaden dźwięk, ale jej usta ułożyły się w bezgłośne „Tak".


Carlo otworzył oczy i zauważył, że światło poranka przenika przez zasłony. Serena spała obok niego, jej oddech ogrzewał mu skórę. Poruszył ramieniem starając się jej nie obudzić. Odwróciła się w jego stronę w sposób, który głęboko go wzruszył.

Trwał w półśnie o tej dziwnej porze, kiedy perłowo-szare cienie powodują, że rzeczywistość rozpływa się w nicości, a zjawy zdają się stawać rzeczywistością. Miał wrażenie, że wszystkie wydarzenia jego życia nagle stają mu przed oczami.

W tych cieniach widział swego ojca, Emilia, którego raczej czcił, niż kochał. Starał się spełniać wszystkie jego oczekiwania, chociaż zdawał sobie sprawę, że to niemożliwe. Emilio był chłodnym, dumnym człowiekiem, który zawsze sprawiał, że jego syn czuł się kimś gorszym.

Matka także kryła się w cieniach; piękna, o kochającym sercu i wielkiej, acz niewystarczającej odwadze. Kochała swojego syna, ale nawet dla jego dobra nie była w stanie ścierpieć egoizmu męża i kiedy Carlo miał dwanaście lat, odeszła. Zostawiła list, w którym błagała syna o wybaczenie, i który szlochający chłopiec podarł na kawałki.

Jej odejście pozostawiło w nim pustkę uczuciową. Kiedy dorastał, starał się ją wypełnić, usiłując dorównać ojcu, biorąc udział w wyścigach samochodowych. Został doskonałym i odważnym kierowcą rajdowym, ale nigdy nie znalazł uznania w oczach swego ojca. Nie pamiętał nawet jednego słowa ojcowskiej pochwały. Jego samotność uczyniła go doskonałą zdobyczą dla Dawn. Poślubił ją, myśląc że w końcu znalazł kogoś, kto wypełni pustkę w jego sercu. Wkrótce udowodniła mu, jak bardzo się mylił.