– Chcesz, żebym je zostawiła na sobie? – spytałam, gotowa zaspokoić jego zachcianki.

– Oczywiście, zostaw je, tak wyglądasz jak dziwka. Znów się zarumieniłam, a potem poczułam, że mój ogień stopniowo się rozpala i coraz bardziej tracę poczucie rzeczywistości. Zawładnęła mną namiętność.

Zeszłam z łóżka i poczułam pod stopami niesamowicie zimną i gładką podłogę. Czekałam, by wziął mnie i zrobił ze mną to, co chce.

– Ssij mi go, dziwko – szepnął.

Nie zważałam na mój wstyd, pozbyłam się go natychmiast i zrobiłam to, o co mnie prosił. Czułam, jak jego członek staje się twardy i wielki; wziął mnie pod pachy i podniósł na łóżko.

Posadził mnie na sobie jak bezbronną lalkę i wycelował swą długą dzidę w mą pochwę, jeszcze niezbyt otwartą i niezbyt mokrą.

– Chcę, byś poczuła ból. No wrzeszcz, pokaż, że robię ci krzywdę.

Faktycznie robił mi krzywdę, czułam palenie ścianek, które rozchylały się wbrew woli.

Wrzeszczałam, a ciemny pokój wirował dokoła mnie. Zakłopotanie minęło, a na jego miejscu pozostało tylko pragnienie, by był mój.

Jeśli będę wrzeszczeć, pomyślałam, będzie zadowolony, sam o to prosił. Zrobię wszystko, co mi każe.

Wrzeszczałam i czułam ból; żaden dreszcz rozkoszy nie przeszył mego ciała.

On tymczasem wybuchnął – zmienił mu się głos, a jego słowa stały się obsceniczne i wulgarne. Ciskał nimi we mnie i przeszywał mnie nimi z gwałtownością, która swą siłą przewyższyła sam stosunek.

Potem wszystko się uspokoiło. Wziął okulary z komody, wyrzucił prezerwatywę, chwytając ją przez chusteczkę, powoli ubrał się, pogłaskał mnie po głowie, a w samochodzie rozmawialiśmy o Bin Ladenie i Bushu, tak jakby wcześniej nic się nie wydarzyło…


25 października 2001

Roberto często do mnie dzwoni, mówi, że rozmowa ze mną wprawia go w dobry humor i że ma ochotę się kochać. Tę ostatnią rzecz mówi po cichu, nie chce, by go ktoś usłyszał, a potem trochę się wstydzi przyznać do tego. Mówię mu, że ze mną jest tak samo i często myślę o nim, dotykając się. To nieprawda, pamiętniku. Mówię to tylko po to, by poczuł się dumny, a on z wielką pewnością siebie powtarza zawsze: „Wiem, że jestem dobrym kochankiem. Bardzo się podobam kobietom".

Jest wyniosłym aniołem, któremu trudno się oprzeć. Jego wizerunek towarzyszy mi przez cały dzień, ale myślę o nim raczej jak o miłym chłopaku, niż o namiętnym kochanku. Gdy zaś przemienia się, wzbudza mój uśmiech i wydaje mi się, że doskonale potrafi zachować równowagę, wcielając się w różne osoby w różnych momentach. Ze mną jest zupełnie inaczej, ja zawsze jestem tą samą osobą, zawsze taką samą. Moja namiętność jest wszędzie, podobnie jak moja przebiegłość.


1 grudnia 2001

Powiedziałam mu, że pojutrze będą moje urodziny, a on krzyknął:

– Świetnie! A więc musimy to odpowiednio uczcić. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:

– Roby, dopiero co świętowaliśmy wczoraj, i to całkiem nieźle. Nie jesteś zadowolony?

– Hm, nie… Dzień twoich urodzin musi być specjalny. Znasz Pina, prawda?

– Tak, oczywiście.

– Podoba ci się?

Zwlekałam chwilę w obawie, by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby go ode mnie oddalić, a potem postanowiłam być szczera:

– Tak, bardzo.

– Świetnie. A więc pojutrze wpadnę po ciebie. -W porządku…

Odłożyłam słuchawkę, zaciekawiona jego dziwnym podekscytowaniem. Zdaję się na niego.


3 grudnia 2001 4.30

Moje szesnaste urodziny. Teraz chcę się zatrzymać i stanąć w miejscu. W wieku szesnastu lat sama decyduję o sobie, ale jestem też ofiarą przypadku i nieprzewidywalności.

Po wyjściu z bramy domu zauważyłam, że Roberto nie był sam w swym żółtym samochodzie. W ciemności dostrzegłam ciemne cygaro i od razu wszystko zrozumiałam.

– Mogłabyś zostać przynajmniej w dniu swoich urodzin – powiedziała mi matka przed wyjściem, ale nie posłucha-, łam jej, zamknęłam delikatnie drzwi wejściowe, wychodząc bez słowa.

Wyniosły anioł patrzył na mnie z uśmiechem, a ja wsiadłam do samochodu, udając, że nie zauważyłam Pina siedzącego z tyłu.

– I co? – spytał Roberto. – Nic nie powiesz? – Wskazał głową na tylne siedzenie.

Odwróciłam się i ujrzałam Pina rozłożonego z tyłu, z czerwonymi oczyma i rozszerzonymi źrenicami. Uśmiechnęłam się do niego i spytałam:

– Paliłeś?

Przytaknął skinieniem głowy, a Roberto powiedział:

– Tak, i na dodatek wypił całą butelkę alkoholu.

– No ładnie, nieźle się załatwił.

Światła miasta odbijały się w oknach samochodu, sklepy były jeszcze otwarte, właściciele czekali z niecierpliwością na Boże Narodzenie. Po chodnikach spacerowały parki i rodzinki, nieświadome, że w samochodzie siedzę ja z dwoma mężczyznami, którzy mogą mnie zawieźć nie wiadomo dokąd.

Przejechaliśmy ulicę Etnea i widziałam oświetloną jasnym światłem katedrę otoczoną olbrzymimi palmami daktylowymi. Pod tą ulicą przepływa rzeka pokryta skamieniałą lawą. Jest cicha, niesłyszalna. Podobnie jak moje myśli – ciche i spokojne, umiejętnie skryte pod mym pancerzem. Przebiegają. Dręczą mnie.

Rano jest w pobliżu targ rybny, a od rąk rybaków, z paznokciami czarnymi od rybich wnętrzności, bije zapach morza, gdy biorą wodę z kubełka i spryskują nią zimne, połyskujące ciała żywych jeszcze, wijących się stworzeń. Kierowaliśmy się dokładnie w to miejsce, ale nocą panują tu inne klimaty. Gdy wysiadłam z samochodu, zdałam sobie sprawę, że zapach morza przemienia się w zapach dymu i haszyszu, że młodzież z kolczykami zajmuje miejsce starych, spalonych słońcem rybaków, a życie dalej się toczy, zawsze i wbrew wszystkiemu.

Wysiadłam z samochodu. Obok mnie przeszła starsza kobieta o nieprzyjemnym zapachu, ubrana w rude ciuchy, z rudym jak one kotem na rękach, chudym i ślepym na jedno oko.

Nuciła monotonnie:


Idąc spacerkiem po via Etnea,

podziwiam orgię świateł,

postrzegam gwarny tłum

i młodych łudzi w dżinsach,

pod kawiarniami szum.

Jak cudna jest Katania o zmroku,

w blasku księżyca promieniach,

gdy góra zionąca ogniem

dusze kochanków rozpłomienia.


Poruszała się jak zjawa, powoli, z błędnym wzrokiem, a ja obserwowałam ją z zaciekawieniem, czekając, aż pozostali wysiądą z samochodu. Kobieta musnęła rękaw mojego palta i przeszył mnie dziwny dreszcz; przez krótką chwilę skrzyżowałyśmy spojrzenia, a było to tak intensywne i wymowne, że ogarnął mnie strach, prawdziwy, bezgraniczny strach. Jej złe, przenikliwe – i wcale niegłupie oczy – mówiły: Znajdziesz tam śmierć. Nie odzyskasz już nigdy serca, dziewczyno, umrzesz, a ktoś sypnie ziemię na twój grób. Żadnego kwiatka, żadnego.

Dostałam gęsiej skórki; ta czarownica rzuciła na mnie urok. Ale nie posłuchałam jej, uśmiechnęłam się do obu chłopaków, którzy szli w moim kierunku, piękni i niebezpieczni.

Pino z trudem trzymał się na nogach i przez cały czas milczał; nawet ja i Roberto nie rozmawialiśmy tak wiele jak zazwyczaj.

Roberto wyjął z kieszeni spodni wielki pęk kluczy i jeden z nich wsunął do zamka. Brama zaskrzypiała, popchnął ją trochę, by się otworzyła, po czym zatrzasnęła się z hukiem za naszymi plecami.

Nic nie mówiłam, o nic nie pytałam, wiedziałam doskonale, co zamierzaliśmy zrobić. Weszliśmy po schodach, naruszonych zębem czasu; ściany budynku wydawały się tak słabe, że ogarnął mnie strach – bałam się, że w pewnej chwili jedna z nich runie i nas zabije. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, zza których dobiegała muzyka.

– Czy tam ktoś jest? – spytałam.

– Nie, zapomnieliśmy wyłączyć radio przed wyjściem – odpowiedział Roberto.

Pino natychmiast poszedł do łazienki, zostawiając otwarte drzwi; widziałam, jak sika, trzymając w ręku sflaczały, pomarszczony członek. Roberto poszedł do drugiego pokoju przyciszyć muzykę, a ja zostałam na korytarzu, obserwując ukradkiem i z ciekawością wszystkie pokoje, które mogłam dojrzeć.

Wyniosły anioł wrócił z uśmiechem, pocałował mnie w usta i wskazując mi jeden z pokoi, powiedział:

– Poczekaj na nas w celi pragnień, zaraz przyjdziemy.

– Cha, cha, cha! – zaśmiałam się. – Cela pragnień… co za dziwna nazwa pokoju, który służy do pieprzenia!

Pokój był dość mały. Na ścianie wisiały setki zdjęć gołych modelek, wycinki z gazet pornograficznych, plakaty hentai i pozycje z Kamasutry. Na suficie nie zabrakło czerwonej flagi z wizerunkiem Che.

Gdzie ja się znalazłam, pomyślałam. W jakimś muzeum seksu… do kogo może należeć ten dom?

Roberto nadszedł z kawałkiem czarnego materiału w ręku. Odwrócił mnie i przewiązał twarz chustką, ponownie odkręcił mnie do siebie i ze śmiechem krzyknął:

– Wyglądasz jak bogini Fortuna! Pstryknęło gaszone światło. Nic nie widziałam. Usłyszałam kroki i szepty, potem dwie ręce spuściły mi spodnie, zdjęły golf i biustonosz. Zostałam w stringach, pończochach samonośnych i kozakach na szpilkach. W myślach widziałam swój obraz – przewiązana opaską i naga, a na twarzy tylko czerwone usta, które za chwilę miały skosztować czegoś, co należy do nich.

Nagle przybyło rąk i zrobiło się ich cztery. Łatwo je było odróżnić, ponieważ dwie znajdowały się wyżej i dotykały piersi, a dwie niżej muskały przez stringi moje krocze i pieściły pośladki. Nie czułam zapachu alkoholu od Pina, może umył zęby w łazience. Gdy wyobrażałam sobie, jak ich ręce coraz bardziej przejmują we władanie moje ciało i zaczynałam się podniecać, poczułam od tyłu dotyk jakiegoś lodowatego przedmiotu – szklanki. Ręce w dalszym ciągu mnie dotykały, a szklanka napierała na skórę z coraz większą siłą. Przestraszona spytałam wtedy:

– Co to, do cholery?

Jakieś śmiechy w tle, a potem nieznany głos:

– Twój barman, skarbie. Nie bój się, ja tylko przyniosłem ci drinka.

Przysunął mi szklankę do ust i wysączyłam powoli whisky cream. Oblizałam wargi i jakieś inne usta pocałowały mnie namiętnie, gdy tymczasem dłonie pieściły mnie dalej, a barman podawał mi picie. Któryś mężczyzna zaczął mnie całować.

– Jaki masz piękny tyłek… – mówił nieznany głos. gładki, niewinny, jędrny. Mogę cię ugryźć?

Uśmiechnęłam się na tę śmieszną propozycję i odpowiedziałam:

– Zrób to, i tyle, nie pytaj. Ale jedno chcę wiedzieć: ilu was jest?

– Spokojnie, kochanie – odpowiedział jeszcze inny głos za mymi plecami. I poczułam język, który lizał mi kręgi na plecach. Teraz mój wizerunek, jaki widziałam w myślach, był jeszcze bardziej pociągający: z opaską na oczach, półnaga, otoczona przez pięciu mężczyzn, którzy mnie liżą, pieszczą i rozpalają moje ciało. Byłam w centrum uwagi, a oni robili ze mną to, co można robić w celi pragnień. Nie słyszałam żadnego głosu, tylko wzdychanie i pieszczoty. A kiedy jakiś palec wsunął się powoli w mój Sekret, poczułam nagły przypływ gorąca i zrozumiałam, że opuszcza mnie rozsądek. Uległam pod dotykiem ich rąk i rozsadzała mnie ciekawość, kim oni są i jacy są. A jeśli ta rozkosz była tylko wynikiem działań wstrętnego, obślinionego mężczyzny? W tym momencie mnie to nie obchodziło. Teraz jednak wstydzę się tego, pamiętniku, ale wiem, że żałowanie czegoś po fakcie na nic się już nie zda.

– Dobrze – powiedział w końcu Roberto. – Brakuje ostatniego składnika.

– Czego? – spytałam.

– Możesz zdjąć opaskę, teraz zabawimy się w coś innego. Zawahałam się przez chwilę przed zdjęciem opaski, ale potem ściągnęłam ją powoli z głowy i zobaczyłam, że w pokoju jestem tylko ja i Roberto.

– Dokąd oni poszli? – spytałam zaskoczona.

– Czekają na nas w drugim pokoju.

– Który nazywa się…? – spytałam z rozbawieniem.

– Hm… palarnia. Zapalimy sobie skręta.

Miałam ochotę uciekać co sił w nogach i zostawić ich tam. Ta przerwa ostudziła mnie i rzeczywistość ujawniła się z całą swą bezwzględnością. Ale nie mogłam – zaczęłam już tę grę i za wszelką cenę musiałam ją skończyć. Zrobiłam to dla nich.

W ciemnym pokoju, oświetlonym tylko trzema świecami ustawionymi na podłodze, ujrzałam zarysy postaci. Z tego co mogłam zauważyć, sylwetki chłopców obecnych w pokoju nie były brzydkie, i to mnie pocieszyło.

W pokoju stał okrągły stół z krzesłami dokoła. Wyniosły anioł usiadł.

– Zapalisz? – spytał mnie Pino.

– Nie, dziękuję, nigdy nie palę.

– No nie… od dzisiaj ty też będziesz paliła – powiedział barman, u którego zauważyłam piękne kształty, wyciosane i smukłe, ciemną skórę i długie kręcone włosy sięgające do ramion.

– Nie, przykro mi, ale muszę cię rozczarować. Kiedy mówię nie, to nie. Nigdy nie paliłam, nie będę paliła teraz i nie wiem, czy będę paliła w przyszłości. Uważam, że to nie ma sensu i pozostawiam to wam.

– Ale przynajmniej nie pozbawisz nas pięknego widoku – powiedział Roberto, uderzając ręką w blat drewnianego stołu. – Usiądź tu.

Usiadłam na stole z rozłożonymi nogami, ze szpilkami kozaków wbitymi w drewno i cipką wystawioną na widok wszystkich. Roberto przysunął krzesło i zbliżył zapaloną świecę, by ją oświetlić. Skręcał swój papierek, kierując wzrok najpierw na pachnącą trawę, potem na mój Sekret. Jego oczy błyszczały.