Ciemna chmura zasnuła jego piwne oczy, ale po chwili znikła.

– To prawda.

– Dlaczego?

Wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu.

– Bo już czas najwyższy.

– Bo tata zamierza kandydować na stanowisko gubernatora? Nieznacznie uniósł brwi.

– To jeden z powodów.

– A inne? – Ręce zaczęły jej się pocić.

Przymrużył oczy i zerknął na jej usta, by znów spojrzeć w oczy. Serce Claire waliło bezlitośnie.

– Sądzę, że jestem… jesteśmy to winni Harleyowi.

– Nie przypominam sobie, żebyś się przyjaźnił z Harleyem. Znów ten lodowaty uśmiech.

– Nie uważasz, że powody tego stanu rzeczy są zbyt złożone, by je teraz roztrząsać?

Gardło jej wyschło aż do bólu. Z trudem przełknęła ślinę.

– To, co zaszło między nami… – urwała, opanowała się. Tym razem nie pozwól mu na to. – Czy masz mi jeszcze coś do powiedzenia?

– Więcej, niż chciałabyś usłyszeć. Podejrzewam, że stary naopowiadał ci niestworzonych rzeczy o moich zamiarach i przedstawił je jako polowanie na czarownice.

Skinęła głową.

– Mniej więcej. Parsknął.

– No tak. Jest trochę prawdy w tym, że mam wielką ochotę pokazać poczciwemu, staremu Benedictowi, że nie stoi ponad prawem, że nie zawsze może za łapówkę wybrnąć z brudów i że dla mnie nie jest wielmożnym panem.

– I jaki to ma sens?

Wskazał palcem masywny słup, który podpierał dach.

– Myślałem, że wiesz, jak wiele się tu pozmieniało. I to bardzo. Na przykład, że Neal Taggert kilka lat temu miał wylew i teraz porusza się na wózku inwalidzkim. Weston przejął firmę.

Ciarki przeszły po plecach Claire. Weston Taggert był przeciwieństwem młodszego brata. Wysoki, dobrze zbudowany, pewny siebie i wybuchowy. Zaprzeczenie wszystkich zalet Harleya.

– Nie jest tajemnicą, że Weston jeszcze bardziej niż Neal nienawidzi waszej rodziny. A jego żona…

– Kendall – wtrąciła Claire. Czuła się tak, jak gdyby ciężar całego świata właśnie opadł na jej ramiona. Drogi obu kobiet znów się zbiegły.

Kiedyś łączył ich Harley. A teraz Kendall Forsythe wyszła za starszego brata Harleya, za człowieka, który publicznie oświadczył, że jego największym pragnieniem jest upokorzyć Dutcha Hollanda, a potem wypędzić go z miasteczka. – Wszystko wskazuje na to, że ty i Weston jesteście ulepieni z jednej gliny.

Oczy Kane’a gniewnie błysnęły, zmarszczył nieznacznie czoło. Gdy pochylił się nad jej twarzą, dech jej zaparło.

– Nie mam nic przeciwko tobie ani przeciwko twoim siostrom. Dobrze o tym wiesz.

– Nic o tobie nie wiem, Kane. Nie wiem, dlaczego podjąłeś się misji zniszczenia mojej rodziny.

– Nie rodziny. To twego ojca chcę…

– Przecież wiesz, że on nie ma nic wspólnego ze śmiercią Harleya. Tata myśli, że Taggertowie cię opłacili. Zresztą nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że ma rację. – Odrobinę uniosła podbródek i wyzywająco spojrzała w oczy koloru drogiej whisky. – Przypuszczam, że dostałeś fortunę za odmalowanie mojego ojca jako wilkołaka.

– Tu nie chodzi o pieniądze.

– A o cóż innego? Wielka książka, ciosy od przeciwnika politycznego mojego ojca i mała łapówka od Taggertów.

– I tu się mylisz, skarbie. – Musiała odwrócić głowę, tak przenikliwe było jego spojrzenie. Była pewna, że za chwilę porwie ją w ramiona i z całych sił przyciśnie do piersi. Ale się nie poruszył. Za to źrenice mu się rozszerzyły, gdy patrzył na nią spod oka. – Wiesz, czego chciałem wiele lat temu, a czego nie mogłem mieć.

Nie mogła wydobyć z siebie głosu.

– To prawda, Claire. Wówczas pragnąłem ciebie. Skoczyłbym w ogień dla jednego twojego spojrzenia, prawdziwego spojrzenia, takiego jakim się patrzy na kogoś, kogo się kocha, a nie z zaciekawienia, dla jednej nocy z tobą, malutkiego kroczku w szaloną przepaść, kiedy prócz mnie nie byłoby przy tobie…

– Przestań! Nie wiem, dlaczego tu przyszedłeś i po co to wszystko znów wywlekasz. Ale to błąd. Wierz mi. Daj sobie z tym spokój. Znajdź jakiś inny brudny skandal do pokazania światu, tylko… tylko nie rób tego.

– Za późno, kochanie. Karty już zostały rozdane.

– Jak już powiedziałam: pieniądze.

– Mamo? – Sean, który słyszał ostatnią część rozmowy, wyłonił się zza węgła. Jego spojrzenie najpierw skupiło się na intruzie, a dopiero potem na matce. – Wszystko w porządku?

Tylko tego brakowało! Ile z tej rozmowy usłyszał? Claire nagle odstąpiła na krok od Kane’a, jakby poraził ją prąd. Musiała zachować stosowną odległość pomiędzy nim a sobą. Siłą opanowała drżenie. W tej chwili nie mogła sobie pozwolić na utratę zimnej krwi. Nie na oczach syna. Nie w obecności Kane’a Morana.

– Twój syn? – spytał Kane.

– Tak… A, poznaj Seana. Sean, to jest pan Moran. – Jej głos zabrzmiał pewnie, choć dygotała wewnętrznie.

– Miło mi cię poznać – powiedział Kane, podchodząc do Seana i podając mu dłoń. – Znałem twoją mamę, kiedy była w twoim wieku.

– To prawda. Kane był… sąsiadem.

– Mój tata pracował u twego dziadka.

– I co z tego? – Na Seanie nie zrobiło to żadnego wrażenia i nie ukrywał tego. Ton jego głosu wyrażał ostentacyjne lekceważenie.

– Mieszkałem po drugiej stronie jeziora. O, w tej starej chacie. Sean bezwiednie obrócił głowę i spojrzał na malutką chatynkę stojącą w kępce jodeł.

– Nie ma się czym chwalić.

– Sean!

– Nic szczególnego.

Kane najwyraźniej sienie obraził. Sztywnym skinieniem głowy przyznał Seanowi rację.

– Zgadzam się. Ta chata zawsze wyglądała na ruderę. I wtedy, i teraz. Jako dziecko czułem się upokorzony i zażenowany z tego powodu. Dlatego tak często, jak to było możliwe, starałem się spędzać czas poza domem.

Sean zrobił podejrzliwą minę. Nie wierzył, że Kane może odbierać rzeczywistość podobnie jak on.

– Mój stary był kaleką i zgryźliwym gburem. Wynajdywałem sposoby, żeby jak najrzadziej z nim przebywać, i zwykle za to obrywałem. Ale mnie to nie ruszało. Uważałem, że życie dało mi mocnego kopa i dość długo byłem skłócony z całym światem. Zawsze pakowałem się w kłopoty.

– Powiedziałem tylko, że ten dom to nic szczególnego – wymamrotał Sean.

– A ja zgodziłem się z tobą. – Kane poklepał Seana po plecach. Chłopak wyraźnie się cofnął. – Powinieneś się cieszyć, że mieszkasz w takim domu.

Sean znacząco odchrząknął.

– Ależ oczywiście – mruknął i zerknął na matkę. Chyba się uspokoił, stwierdziwszy, że nic złego się nie dzieje, bo przeskoczył przez barierkę i zniknął za rogiem domu.

– To w końcu czego ode mnie chcesz? – spytała.

– Tego samego, czego zawsze chciałem.

Jej puls odrobinę przyśpieszył i musiała upomnieć samą siebie, że jest dorosłą rozwiedzioną kobietą, matką dwojga dzieci i nie wolno jej ulegać młodzieńczym porywom.

– Myślę, że powinieneś już sobie pójść. Jego usta zacisnęły się w cienką kreskę.

– Masz rację. Powinienem. Ale pomyślałem sobie, że dam ci szansę przedstawienia twojej wersji zdarzenia.

– Mojej wersji?

– …wydarzeń tej nocy, kiedy zginął Harley Taggert.

– Więc znów do tego wracamy?

– Nigdy od tego nie odchodziliśmy. Pomimo to, co zaszło pomiędzy nami, nigdy nie powiedziałaś mi prawdy.

– Dobry Boże, Kane, daj spokój.

Przeszył ją na wylot surowym spojrzeniem, ale po chwili jego twarzy nieco złagodniała i pojawiło się na niej coś w rodzaju żalu.

– Słuchaj, Claire, wiem, że to będzie przykre. Dobrze, możesz mnie nazwać niegodziwcem. Ale robię to, ponieważ nadszedł czas i dano mi szansę, jasne? Cokolwiek się stanie, chcę, żebyś wiedziała, że nie próbuję zranić ani ciebie, ani twoich sióstr.

– Och, dzięki Bogu! Ulżyło mi – powiedziała, nie skrywając sarkazmu, który wkradł się w jej słowa. – Nareszcie będę mogła spać spokojnie.

– Pomyślałem sobie, że powinnaś to wiedzieć.

– A ja sobie pomyślałam, że powinieneś iść do diabła.

– Jestem w pobliżu. – Podrapał się po brodzie i przez dłuższą chwilę jej się przyglądał. – Do zobaczenia, Claire. Jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz mi coś powiedzieć o tamtej nocy, po prostu krzyknij. Będę po drugiej stronie, dokładnie naprzeciwko ciebie. – Obrócił się na pięcie, włożył ręce do kieszeni i leniwym krokiem odszedł w stronę pomostu, gdzie zacumował małą motorówkę. Wszedł na pokład, odbił od brzegu, zapalił silnik, zatoczył szeroki łuk i oddalił się, pozostawiając za sobą spieniony kilwater. Łódka pomknęła na drugi brzeg jeziora.

Claire czuła się tak, jakby jej wnętrze było z galarety. Dlaczego Kane tak uparcie rozgrzebuje przeszłość? Dlaczego wrócił do chaty, której – jak sam przysięgał – tak nienawidził w dzieciństwie? I – na litość boską! – dlaczego na jego widok jej nieposłuszne serce biło szybciej?

Jak zawsze.

Bo jesteś idiotką w kontaktach z mężczyznami. Zawsze byłaś, zawsze będziesz.

Przygryzła dolną wargę, patrząc, jak kilwater wtapia się w gładką toń wody. Czuła się winna.

Kane Moran zawsze był jej zmorą. Biedny, zaniedbany dzieciak, który kiedyś miał nieszczęście się w niej zakochać. Jako nastolatka przeważnie unikała go, jak mogła. Ale nie zawsze było to możliwe. Czasem zastanawiała się, czy więź, jaka łączyła ją z Harleyem, przypadkiem nie wynikała z lęku. Może przylgnęła do dobrego i porządnego Harleya, ponieważ Moran, zadziorny i nieuleczalnie lekkomyślny, budził w niej niższe, bardziej prymitywne instynkty.

Kane’a Morana nie ograniczały żadne zasady.

Nienawidził władzy i pluł jej w twarz.

Był buntownikiem z krwi i kości.

Był zły przez duże Z.

A jednak w głębi serca czuła, że nie potrafi mu się oprzeć. Po całych nocach modliła się na kolanach, żeby to chwilowe zauroczenie, które rozgrzało jej krew i ożywiło rytm serca, minęło, zanim ktokolwiek – a zwłaszcza Kane – je zauważy. Wmawiała sobie, że wszystkie marzenia, w których Kane tkliwie w zapamiętaniu ją pieści, to tylko fantazje i nie należy się nimi przejmować. Wiele razy przepływała długość basenu, usiłując wybić go sobie z głowy. Ale późną nocą, kiedy księżyc unosił się wysoko, a jego srebrzysta poświata oświetlała czarne wody jeziora, siadała na parapecie okiennym w swojej sypialni i szeroko otwierała okno, żeby słony wiatr od strony Pacyfiku rozwiewał jej włosy i przytulał nocną koszulę do nagiego ciała. Patrzyła w czarną dal, na jedyne światełko, które paliło się na poddaszu domu Kane’a. Zamykała oczy i wyobrażała sobie, jak jego dłonie i język pieszczą jej omdlałe ciało. W głębi serca niepokoiły ją te porywy. Wiedziała, że gdyby nie siła woli, która trzymała ją w ryzach, to zrobiłaby wszystko, żeby chociaż raz w życiu skosztować tej słodyczy. A potem niech się dzieje, co chce.

Teraz, wiele lat później, patrzyła poprzez zasnute woalem nocy wody tego samego jeziora i czuła głęboko skrywaną tęsknotę, pulsujące pożądanie, które niegdyś, we wczesnej młodości, nie pozwalało jej zasnąć. Przyłożyła dłoń do gardła i miała nadzieję, że tym razem historia nie popełni tego głupiego błędu i nie powtórzy się.

Jeden raz z Kane’em Moranem to był niewłaściwy krok. Drugi raz byłby dla nich obojga fatalny.

Część druga 1980

1.

Nie wiem, co ty widzisz w tym Harleyu Taggercie. – Tessa nawinęła kolejne pasemko blond włosów na elektryczną lokówkę. Siedziała na toaletce w łazience w majtkach i biustonoszu i ze skupioną miną przyglądała się odbiciu Claire w lustrze. – Mnie tam Weston bardziej się podoba.

– Przecież to cham. – Claire nie ufała starszemu z braci Taggertów. Weston był wypolerowany i naoliwiony jak dobrze wyregulowany silnik.

– Tak, ale musisz przyznać, że Harley to ciepłe kluchy. Auć! – Tessa syknęła, potrząsnęła dłońmi i upuściła lokówkę na podłogę. – Zawsze muszę się poparzyć!

Claire ostrożnie podniosła gorącą lokówkę i położyła ją na rozgrzaną podstawkę stojącą się na szafce Tessy. Tessa polizała palec i skrzywiła się.

– Problem z Harleyem…

– Nie ma żadnego problemu.

– Oczywiście, że jest. To chorągiewka na wietrze. Zrobi wszystko, co mu każe stary.

– Nieprawda.

Claire jednak nie była do końca przekonana, czy Tessa przypadkiem nie ma racji. Jeśli Harley ma jakąś wadę – a to „jeśli” jest bardzo wielkie – to jest nią odrobinę za słaba wola.

– To dlaczego nie zerwał z Kendall? – Tessa pytająco uniosła brwi, sięgając po lokówkę. – Pamiętasz ją, prawda? Kendall Forsythe z Portland. Zanim się tutaj przeprowadzili, jej ojciec był jednym z najbogatszych agentów nieruchomości czy czegoś tam, jak zwał, tak zwał, w San Francisco i…

– Wiem, kto to jest Kendall.

– Harley jest z nią zaręczony.

– Ich zaręczyny nigdy nie zostały oficjalnie ogłoszone. – Claire znów musiała go bronić, nie znosiła tego. Harley jest dobry, słodki, uprzejmy. I cóż z tego, że nie jest tak dobrze zbudowany i czarujący jak Weston? Nieważne, że czasem ma problemy z podjęciem decyzji. Jest po prostu rozważny.