To obłęd! – pomyślała. Uświadomiła sobie, że z pewnością odebrało jej rozum, kiedy zgadzała się na tę szaloną przejażdżkę przy świetle księżyca. A mimo to było jej lekko na sercu. Czuła się wolna, gdy przemykali obok żelaznych bram Stone Illahee – ośrodka wypoczynkowego jej ojca. Przez jakiś czas miała wyrzuty sumienia, że zadaje się z innym chłopakiem niż Harley, ale minęły, gdy oparła się o plecy Kane’a. Ten ubogi, zawzięty i cyniczny buntownik tak bardzo różnił się od Harleya Taggerta jak żaden inny chłopak.

Pędzili przez plażę, łamiąc przepisy. Potem znów wjechali na drogę i pomknęli w górę, ku ciemnemu lasowi. Gałęzie drzew pochylały się nad nimi, osłaniając przed bladym światłem księżyca, który zbliżał się ku pełni. Jedynym oświetleniem była niegasnąca wiązka z reflektora. Motocykl podskakiwał na coraz węższej drodze. Skręcił w dół. Asfalt pod kołami zmienił się w sypki żwir.

– Dokąd jedziemy? – spytała Claire, krzycząc pod wiatr. Nagle okazało się, że to nie był dobry pomysł.

– Zobaczysz.

Slalomem ominęli rdzewiejące słupki bramy i wjechali na opustoszałą drogę. Kane skierował się ku wyższym partiom gór. Motocykl mknął po jednym z dwóch równoległych skalistych, dzikich szlaków przecinających połacie białych gnijących pniaków, które stały niczym upiorni stróże na niegdyś zalesionych grzbietach. Stary las został wycięły w pień, teraz straszyły tu ogołocone zbocza górskie. Serce Claire waliło jak młotem. Ciarki ją przeszły. Żałowała, że się zgodziła z nim pojechać i że wsiadła na motocykl.

Motor z hukiem pędził w górę, ku szczytowi, gdzie stała samotna kępa jodeł, jakimś cudem ocalała przed ostrzem piły. Kane zwolnił i zgasił silnik.

– Wiesz, gdzie jesteśmy? – spytał.

Wziął ją za rękę i poprowadził do skalistej krawędzi, skąd rozpościerał się widok na wszystkie strony. Poniżej migotały z oddali światła Chinook. Na wschodzie na plaży kilka ognisk jaśniało na tle czarnej, wzburzonej tafli oceanu.

– W lesie. W opustoszałym, wyciętym przez drwali lesie…

– Własności twego ojca.

– Och! – Dlaczego jego głos brzmiał jak dzwon po umarłym?

– Popatrz. – Jedną ręką objął ją w pasie, oparł podbródek o jej bark i wskazał palcem małą dolinkę na ogołoconym stoku. – To tam mój stary miał wypadek.

Claire żołądek podszedł do gardła. Choć noc była ciepła i gwiaździsta, przebiegł ją lodowaty dreszcz.

– Przywiozłeś mnie tutaj, żeby mi pokazać miejsce, gdzie twój ojciec się okaleczył?

Nie odpowiedział. Po prostu odstąpił o kilka kroków od niej i siadł na pniu. Poszperał w kieszeni kurtki i wyjął nową paczkę papierosów. Zamknął oczy, pochylił głowę, jakby usiłował się skupić.

– Czasem tu przychodzę, żeby trochę podumać. – Wcisnął camela do ust, potarł zapałkę o kamień. Zaskwierczał fosfor i błysnął płomyk, rzucając na sekundę złocistą łunę na jego wyraziste rysy. Głęboko zaciągnął się dymem.

– I o czym tak rozmyślasz? – spytała nieśmiało.

Zgasił zapałkę, uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów, między którymi tkwił rozżarzony papieros.

– Czasami o tobie. Oniemiała.

– O mnie?

– Od czasu do czasu – przyznał. Mimo ciemności wzrokiem odnalazł jej oczy. – A czy ty o mnie nigdy nie myślisz?

Stojąc przy motocyklu, nerwowo poruszała palcami.

– Staram się… nie myśleć o tobie.

– Ale myślisz.

– Czasami – potwierdziła. Poczuła się jak zdrajczyni.

– Zaciągnąłem się do wojska.

– Co? – Na moment serce jej zamarło. Jego słowa zabrzmiały echem pośród okalających gór. – Co zrobiłeś?

– Podpisałem. Wczoraj.

– Dlaczego?

Odniosła wrażenie, że cząstka jej duszy uschła, obumarła – cząstka, z której istnienia wcześniej nie zdawała sobie sprawy. On wyjedzie. Wmawiała sobie, że nie ma to dla niej większego znaczenia, ale wiedziała, że miasteczko opustoszeje, bez niego będzie jakby pozbawione życia.

– Przyszła pora. Przygryzła wargę.

– Kiedy… Kiedy wyjeżdżasz?

Wzruszył ramionami i głęboko zaciągnął się dymem z papierosa.

– Za kilka tygodni. – Objął ramionami kolana i popatrzył na zachód. – Usiądź – powiedział poważnie. – Nie gryzę… Przynajmniej nie na pierwszej randce.

– To nie jest… randka.

Nie odezwał się ani słowem, skupił się na papierosie, ale wiedziała, że w duchu zarzuca jej fałsz.

– Myślisz, że się ciebie boję? – spytała odważnie.

– Myślę, że powinnaś się bać.

– Dlaczego? – Niespokojna jak wystraszony źrebak i prawie gotowa do wierzgnięcia podeszła do skalistej krawędzi i usiadła przy nim.

– Podobno mam złą reputację. – Jego zamyślony wzrok skupił się na jej twarzy. Dech jej zaparło. – A ty nie, Claire. Jeszcze nie. – Przydeptał niedopałek.

– Nie sądzę, że to jednorazowe sam na sam z tobą może coś zmienić w tym względzie.

Siedząc bardzo blisko niego, usiłowała wziąć się w garść, opanować nerwy. Wmawiała sobie, że ręce jej się pocą dlatego, że noc jest gorąca i wilgotna. Nierównomierne bicie serca tłumaczyła arytmią, na którą od czasu do czasu cierpiała.

– Wierzysz we mnie bardziej, niż powinnaś.

– Chyba nie.

Nie odpowiedział. Jego przenikliwe spojrzenie rozgrzewało krew. Ciepły wiaterek muskał jej twarz i mierzwił włosy. Mimowolnie zastanawiała się, jak by to było, gdyby ten szaleniec pocałował ją w usta i wziął w ramiona, a ona zamknęłaby oczy i poddałaby mu się. Ale nigdy sobie na to nie pozwoli. Kochała innego.

– Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – Przestraszyła się własnego głosu, który brzmiał dziwnie ochryple i nisko.

Skrzywił się i przez dłuższy czas przenikał wzrokiem jej twarz. Nie dotknął jej.

– To był błąd.

– Dlaczego?

Westchnął. Przechylił się do tyłu, oparł na łokciach i uniósł głowę, żeby na nią popatrzeć. Po raz pierwszy od chwili, kiedy go poznała, zdjął na chwilę maskę twardziela i ukazał twarz wykrzywioną nienazwanym cierpieniem.

– Nie rozumiesz, co?

– Co tu jest do rozumienia? Mocno zacisnął szczęki.

Nie miała zamiaru tak łatwo dać za wygraną.

– To ty zacząłeś, Kane – przypomniała. – Namówiłeś mnie, żebym tu z tobą przyjechała…

– Nie musiałem cię zbyt długo namawiać, prawda? I chyba nie wykręciłem ci ręki, żeby cię ze sobą zabrać?

Zbliżył się do niej. Nagle zaschło jej w gardle.

– Przyznaj, Claire, że chciałaś się dowiedzieć, co we mnie siedzi. Jesteś znudzona swoim bezbarwnym życiem, w którym wszystko można przewidzieć, zmęczona robieniem tylko tego, czego się od ciebie oczekuje. Dlatego zajęłaś się Taggertem. Żeby rozdrażnić starego. Ale ten Taggert nie doprowadza twojej krwi do wrzenia. Prawda?

– Nie mieszaj w to Harleya. – Jej wzburzone serce biło mocno.

– Dlaczego? Boisz się, że się dowie, że jesteś nim znudzona?

– Nie jestem… – Ugryzła się w język. Obrona Harleya nic jej nie pomoże. Poza tym Kane przekręcał jej słowa, jak chciał, i manipulował rozmową. – Kane, sprowadziłeś mnie tutaj. Chcę wiedzieć dlaczego. I proszę, oszczędź mi analizy moich motywów pójścia za tobą.

Sceptycznie uniósł brwi.

Bez zastanowienia wyciągnęła ręce, włożyła palce w rękawy jego skórzanej kurtki. Poczuła, że napinają mu się mięśnie. Powoli przeniósł wzrok na jej dłonie, a potem spojrzał jej prosto w oczy. Z trudem łapała oddech. Pot spływał jej po plecach.

– Uważaj, igrasz z ogniem, księżniczko – ostrzegł i tak bardzo zbliżył do niej twarz, że wyraźnie widziała jego oczy, w których czaiła się obietnica.

Nerwowo polizała usta. Westchnął.

– Za kilka minut będę tego żałował – oświadczył. Z bliska poczuła tytoń w jego oddechu. Jego spojrzenie zasnute było wątpliwością. – Ale skoro i tak wyjeżdżam z miasteczka, chyba pora wyjawić prawdę.

Claire zadrżała. Desperacko pragnęła usłyszeć, co ma do powiedzenia, choć bardzo się tego bała.

Silnymi rękami chwycił ją za ramiona i mocno je ścisnął.

– Nigdy nie powiem tego po raz drugi i przed nikim innym do tego się nie przyznam. Rozumiesz?

Skinęła głową.

– Sam nie wiem dlaczego tak jest, ale kocham cię, Claire Holland – oświadczył jednym tchem. – Bóg mi świadkiem, że nie chcę tego. Szczerze mówiąc, pogardzam sobą za to, ale taka jest prawda.

Zaniemówiła. Bała się poruszyć. Czuła się jak wystraszona łania schwytana w sidła. Serce waliło jej jak młotem. Ukradkiem zerknęła na jego usta, zastanawiając się, czy ma zamiar ją pocałować, czy też sama ma przytulić spragnione usta do jego warg.

– Jest jeszcze coś, co powinnaś wiedzieć. Gdybyś była moja, nie kazałbym ci czekać. Harley Taggert to idiota, a ty jesteś jeszcze większą idiotką, bo pozwalasz, żeby cię traktował w ten sposób. A wiesz, dlaczego nazywam cię księżniczką? Bo zasługujesz na to. Kurczę, ciebie trzeba traktować jak córkę króla.

– Boże – szepnęła. Jej uporządkowany świat legł w gruzach. Kocha ją? Kane Moran ją kocha!

– Szlag by trafił te moje sentymenty! Piekielny śmietnik, nie? – Puścił ją. Ramiona Claire bezwładnie opadły. – Chodźmy, Claire. Odwiozę cię do twego samochodu. – Twarz miał skostniałą jak granit. – Nie każemy Harleyowi czekać, prawda?

Wstał szybko i ruszył w stronę motocykla.

– Kane…

Natychmiast zatrzymał się i obejrzał przez ramię.

– Nie wiem… Nie wiem, co powiedzieć… – wykrztusiła ze ściśniętym gardłem.

– Nic. Żadnych kłamstw, wymówek. Lepiej nie mów nic. – Lewą nogę przerzucił przez motor, włączył zapłon i całym ciężarem ciała nacisnął na rozrusznik. Silnik wielkiej maszyny zaskoczył się i hurkotał, aż echo się niosło po skalistych górach. – Będzie lepiej dla nas obojga, jeśli nie powiesz nic.

Ale Claire miała co do tego wątpliwości.

W gardle jej zaschło, jakby miała tam piach. Kiedy szła, wydawało jej się, że jej stopy nie dotykają ziemi. Wsiadła na motocykl. Mocno ścisnęła Kane’a w pasie i wydało jej się to takie naturalne, takie oczywiste…

– Umówmy się, że ta noc nigdy nie istniała. – Wydało jej się, że mruknął te słowa, ale wtopiły się w warkot silnika i nie była pewna, czy nie są złudzeniem. W głębi serca wiedziała, że tych kilka ostatnich godzin przechowa w pamięci jak cenny skarb.

Motocykl dudnił, zjeżdżając po zboczu, a Claire mocno przywarła do Kane’a. Prawdopodobnie była to jej jedyna i ostatnia szansa, żeby trzymać go w ramionach.

4.

Opuszczając grot i przytwierdzając bom, Weston czuł na twarzy orzeźwiającą mgiełkę wody oceanu. Żeglowanie sprawiało mu przyjemność. Od czasu do czasu lubił być sam na rozległej przestrzeni wodnej, walczyć z żywiołem wśród kołysania i przechyłów. Ale nie tej nocy.

Światła przystani ozłacały ciemną, nieustannie wzburzoną wodę. Silnik warczał. Weston skierował zwrotną żaglówkę w stronę przystani. Machinalnie zacumował, przez chwilę myślał o Crystal, ale się rozmyślił i postanowił, że jednak tym razem jej nie odwiedzi. Była rozgrzana i ochocza – zrobiłaby wszystko, by go zadowolić. I niemiłosiernie go nudziła. Potrzebował nowego podboju, wyzwania.

Najgorsze w tym wszystkim było to wieczne nienasycenie. Nic nie dawało mu pełnej satysfakcji – ani nowy, niewinny podbój, ani łatwe zaliczanie. Nie wystarczyłoby mu nawet, gdyby Kendall przyjęła jego propozycję. Chryste, co z niego za szuja – zaproponować łóżko i zapłodnienie jako przyjacielską pomoc w potrzebie! A prawda była taka, że chciał skosztować kęsa Forstythe. Poza tym pomysł spłodzenia dziecka i podrzucenia go Harleyowi do wychowania łechtał jego perwersyjną naturę. Upiekłby dwie pieczenie na jednym ogniu: kupiłby dozgonną wdzięczność Kendall, a dodatkowo zyskałby przewagę nad bratem nieudacznikiem.

Zamknął kajutę i uświadomił sobie, że bardziej nawet niż Kendall chce jednej z sióstr Holland.

Dlaczego? Dlatego, że przez prawie dwadzieścia lat musiał na nie patrzeć oczami ojca – jak na wstrętny, choć może ładny miot wroga, którego nie wolno dotknąć.

I to czyniło je jeszcze bardziej intrygującymi. A teraz, kiedy Harley miał czelność otwarcie spotykać się z Claire, Weston nie widział powodów, żeby hamować swoje męskie instynkty. Och, to prawda, że opowiadał Harleyowi te wszystkie brednie o wydziedziczeniu, ale stary nigdy nie postąpiłby aż tak pochopnie, a Weston nigdy nie zrobiłby niczego, co by mogło podważyć jego status głównego spadkobiercy. Zbyt wiele lat pracował na niego – podlizując się ojcu, rozdając karty w grach Neala, błyszcząc w każdej dziedzinie – aby go teraz stracić. Neal Taggert nie ukrywał, że Weston jest jego faworytem i w związku z tym odziedziczy lwią część majątku Taggertów. Weston nigdy by nie zaprzepaścił takiej szansy.

Ale co będzie, jeśli tamten syn upomni się o swoje, ten bękart, do którego nikt się nie przyznaje?

Kiedy Weston wspomniał, że znów odżyły obrzydliwe plotki, Neal zaklął i oskarżył Dutcha Hollanda o rozpowszechnianie tych bzdur. Z jakiegoś bliżej nieznanego powodu Dutch nienawidził Neala i nic by go nie powstrzymało przed zrujnowaniem wroga.