Byli sami na łódce. Zatrzymali się w małej zatoczce na północnym brzegu jeziora. Harley wziął ze sobą butelkę wina, którą podkradł ojcu z piwnicy. Pili ją razem w letnim słońcu, wznosili toasty za siebie, pływali, ochlapywali się wodą, śmiali się i całowali odurzeni miłością.

Claire nigdy wcześniej nie czuła się aż tak lekko, i to wcale nie dlatego, że po raz pierwszy wypiła trochę więcej niż łyk alkoholu. Po prostu w tym popołudniu była jakaś magia. Postanowiła oddać się we władanie łagodnemu wiatrowi, który muskał jej twarz i targał czarne włosy Harleya.

Harley zachowywał się odważniej niż dotychczas, a Claire była nieco oszołomiona. Jego pocałunki były coraz głębsze, bardziej zachłanne. Chętnie rozchyliła dla niego usta, pozwoliła, by jego dłonie poznawały krok po kroku jej mokre ciało. Jego palce bezwstydnie wślizgnęły się pod biustonosz bikini. Szybkim, zdecydowanym ruchem, jak gdyby był w tym biegły, zdjął z niej ten pasek materiału. Mocno ją do siebie przycisnął i zaczął całować jej piersi nad i pod wodą. Czuła mrowienie, a całe jej ciało przenikał ciepły dreszcz.

– Obejmij mnie nogami w pasie – rozkazał delikatnie. Z jego rzęs spływały kropelki wody. Posłuchała i zacisnęła uda na jego umięśnionym torsie. Położyła się na plecach, wystawiając nagie piersi na ciepłe letnie słońce. – Cudowna dziewczyna – wyszeptał i pocałował ją w brzuch.

Płynęła, unosząc się na obłoku zmysłów. Zaniósł ją na brzeg i zaczął muskać ustami jej piersi, pieszcząc je, ssąc i rozpalając w jej wnętrzu wrzący gejzer. Przysunął jej rękę do swego krocza, jęknął i przysiągł jej dozgonną miłość. Szybkim ruchem zdjął kąpielówki i po raz pierwszy zobaczyła go nagiego. Wyprostowane, twarde i gotowe do czynu męskie ciało lekko ją wystraszyło, ale już zdejmował z niej dolną część stroju kąpielowego.

Oboje byli nadzy. W zapamiętaniu całowali się, ocierali o siebie, coraz bardziej oddając się pożądaniu. Nie pytał o zgodę, tylko położył ją na plecy. Nie protestowała. Rozchylił jej kolana i szybkim pchnięciem pozbawił dziewictwa, którego tak gorliwie strzegła przez siedemnaście lat.

Owszem, odczuła ból i kilka łez spłynęło jej po twarzy, ale po trzech szybkich ruchach scałował je. Potem przywarł do niej całym ciałem i płynąc w ekstazie, przyrzekł jej, że będzie ją kochał po kres swoich dni.

Teraz pomyślała, że to wszystko stało się tak nagle. Nie planowali tego. Przesunęła ręką po odrapanej balustradzie. W oddali przemknął chudy czarny kot. Owszem, rozmawiali o tym, że może kiedyś… Eksperymentowali, prowokując się wzajemnie i pieszcząc. Jednak z ostatecznym spełnieniem aktu miłosnego zgodzili się zaczekać do ślubu.

Ale tamtego popołudnia gorące słońce ich ponaglało, a wino zagłuszało głos rozsądku.

Zacisnęła palce na barierce. Zamknęła oczy i przypomniała sobie chwilę, kiedy w nią wszedł, ociekając potem, cały napięty, z wyrazem triumfu na twarzy. Zamroczyło ją pożądanie, które – była tego pewna – tylko on mógł zaspokoić. Kochała go do szaleństwa.

Przysięgli sobie wtedy, że na zawsze pozostaną razem, że się pobiorą, będą mieli dzieci i uleczą blizny, które dzielą obie rodziny. Ale ostatnio z Harleyem coś się stało. Rzadziej się uśmiechał i przez cały czas chciał uprawiać seks. Kiedy tylko byli razem, a w ciągu ostatnich kilku tygodni to się nie zdarzało zbyt często, oczekiwał od niej, że będzie się z nim kochać. Wydawało się, że od tamtego pierwszego razu pragnął wyłącznie jej ciała.

To absurd. Przecież ją kochał. A może nie?

Usłyszała warkot samochodu i serce jej podskoczyło do gardła, bo jakaś jej cząstka podejrzewała, że znów nie przyjedzie. Buty zastukały o pomost. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że biegnie w jej stronę.

– Przepraszam, że się spóźniłem – powiedział, chwytając ją w ramiona i wtulając głowę w jej szyję. – Boże, tak bardzo za tobą tęskniłem! – Targał jej włosy, a jego westchnienia brzmiały głośniej niż wiatr świszczący w zatoczce. Serce jej drżało ze szczęścia. Wybaczyła mu. To był jej najdroższy, słodki Harley, chłopak, którego kochała ciałem i duszą. Zamknęła oczy i mocno się w niego wtuliła, zapominając o wcześniejszych wątpliwościach i obawach.

– Też za tobą tęskniłam – odrzekła ochrypłym głosem. Piekące łzy cisnęły się pod powieki.

– Przebacz mi. Dech jej zaparło.

– Nie mam czego ci wybaczać.

– O Claire, gdybyś ty wiedziała… – Rozpacz w jego głosie odbiła się echem w jej duszy.

– Wiedziała co?

Tak mocno przywarł do niej całym ciałem, że z trudem chwytała oddech.

– Gdybym wiedziała co, Harley? Wahał się odrobinę za długo.

– Że cię kocham. Bez względu na to, co się stanie, proszę, uwierz mi, że cię kocham.

– Harley… nic się nie stanie – wyszeptała, ale nawet wypowiadając te słowa, czuła głęboko w sercu dziwny chłód, przenikliwy jak wicher w mroźną, styczniową noc.

– Mam nadzieję, że się nie mylisz – powiedział, unosząc głowę, żeby spojrzeć jej w oczy.

Miranda zerknęła na zegarek. Dotknęła nadgarstka i stwierdziła, że jej puls przyśpieszył. Dochodziła pora, kiedy mieli spotkać się z Hunterem w chatce. Na tę myśl zaschło jej w ustach.

Po raz pierwszy w życiu była zakochana. Wiedziała, że to szaleństwo i że nie mieli z Hunterem Rileyem szans na wspólne życie, ale nie była w stanie oprzeć się temu uczuciu. W głębi duszy była przekonana, że to właśnie jest mężczyzna dla niej.

Zbyt boleśnie przeżywała sercowe udręki Claire, żeby nie uświadamiać sobie, że sama również wkroczyła na niebezpieczną ścieżkę – stąpała po cienkim lodzie, który i tak wcześniej czy później miał się załamać i sprawić jej ból.

Przez osiemnaście lat uważała na każdy swój krok, nigdy nie zbaczała z drogi, choć ścieżka czasem była wąska. Robiła wszystko, żeby udowodnić sobie i światu, że nie jest gorsza niż najdzielniejszy syn, jakiego mógłby spłodzić jej ojciec.

Ale gdyby nawet stanęła na głowie, Dutch Holland i tak nie byłby usatysfakcjonowany. Ba, nie zauważyłby tego. Wkrótce miała wrócić do college’u. Podniosła sweter z podłogi, wcisnęła torebkę pod pachę i schodami z tyłu domu schodziła na dół.

Hunter był starszy i chociaż nie zdołał pomyślnie ukończyć szkoły średniej, zdał maturę eksternistycznie i uczęszczał do miejscowego college’a, jednocześnie pracując na części etatu przy wyrębie drzew u Taggerta i pomagając starzejącemu się ojcu przy cięższych pracach w posiadłości Hollandów.

Miranda pierwsza go zauważyła – tak naprawdę – późną wiosną, kiedy jego tata sprzątał teren pikniku na brzegu jeziora. Siedziała na werandzie i czytała. Chmury zasnuły niebo i zaczynał kropić deszcz.

Na nią żadna kropla by nie spadła, bo była pod dachem, ale Hunter i jego ojciec nadal pracowali – nawet kiedy nastąpiło oberwanie chmury. Na ziemi, która i tak była już wilgotna, pojawiły się kałuże wody. Mimo ulewy Hunter nieprzerwanie sprzątał połamane gałęzie dębu i leszczyny, nie zważając na to, że woda spływa mu z brody, a podkoszulkę przylepia do pleców. Miranda patrzyła zafascynowana, jak pod cienką bawełną rytmicznie, płynnie drgają mięśnie. W dole brzucha poczuła jakby trzepotanie motylich skrzydeł.

Jego piaskowe włosy pociemniały w deszczu. Kiedy obejrzał się przez ramię i wzrokiem odnalazł jej oczy, musiała odwrócić głowę. Żar uderzył jej do głowy i doświadczyła nieznanego wcześniej uczucia – po raz pierwszy z taką siłą przeszył ją dreszcz pożądania.

Tego dnia nie odezwała się do niego ani słowem. Nazajutrz również go unikała. Słońce suszyło mokrą ziemię, nad którą unosiła się mgła. Było parno. Znów siadła z książką na werandzie i udawała, że czyta. Nie odrywała jednak oczu od mężczyzny, którego znała całe życie, ale nigdy tak naprawdę nie dostrzegała.

– Obserwowałaś mnie – zarzucił jej tydzień później w stajni, kiedy nie wiedząc, że pomaga ojcu porządkować pusty strych na siano, weszła do środka w poszukiwaniu Claire. Starszego z Rileyów nie było widać, a Hunter stał na szczycie metalowej drabiny wiodącej na strych i odrywał spróchniałą deskę z podłogi.

Pot spływał mu po szyi i na karku zlepił włosy w strąki.

– Ja? – Wpatrywała się w niego. Miał długie nogi, opalone przy ciężkiej pracy w słońcu i ozłocone włoskami. Ubrany był tylko w zszargane spodenki z uciętych dżinsów, które ledwie wisiały na prowizorycznym pasku. Skórę miał gładką i ładnie opaloną, mocne mięśnie i rudozłoty zarost na klatce piersiowej. Postanowiła za wszelką cenę udowodnić mu, że nie miał racji. Omiotła go wzrokiem od stóp do głów. Strącił spróchniałą deskę pod drabinę. Trzasnęło, a w powietrzu uniósł się obłok kurzu. Końska mucha zabzyczała głośno. Miranda kaszlnęła, a Hunter wsunął kolejny kawałek świeżego drewna w odpowiednie miejsce.

– I po co zaprzeczać? – ciągnął. – Tydzień temu, kiedy sprzątałem gałęzie. Patrzyłaś na mnie.

– Nie, ja…

– Daj spokój, Mirando. Myślałem, że jesteś mądrzejsza. I że nie kłamiesz. – Jego głos, ochrypły, uwodzicielski, raczej nie współgrał z treścią słów. – Nie mów mi, że te wszystkie plotki są wyssane z palca.

– Przepraszam? – nastroszyła się. Jakim prawem zwracał się do niej tak, jakby była krnąbrnym dzieciakiem, usiłującym go nabierać.

Wyciągnął kilka gwoździ z kieszonki przy pasku i wsunął je do kącika ust. Poprzez te stalowe wykałaczki mówił:

– Całe miasto gada, że jesteś najinteligentniejszą ze wszystkich trzech sióstr Holland. Że jesteś ambitna i masz własne zdanie. Najstarsza, najbardziej odpowiedzialna dziewczyna i takie tam bzdury. – Spojrzał na nią z góry i błysnął zębami, w których trzymał przeklęte żelastwo. – Daj spokój, Randa. Chcesz, żebym uwierzył, że nie wiesz, jaką masz reputację?

– Nie słucham plotek.

– Aha. – Zdjął młotek z wieszaka.

Skrzyżowała ręce na piersiach i postanowiła skończyć z udawaniem. Spojrzała mu prosto w oczy.

– Sądzisz, że mnie znasz?

– Znam tylko ten typ. – Przyłożył gwóźdź do deski i trzy razy uderzył młotkiem. Barn, barn, barn!

– Jestem nietypowa.

– Naprawdę? Lepiej przyznaj się, że podglądasz robotników ojca przy pracy, kręcąc się koło nich i susząc pomalowane paznokcie. – Rzucił jej spojrzenie przez umięśnione ramię.

– Wiesz co? Jesteś kolejnym zadufanym w sobie, aroganckim typem. W mieście jest takich na pęczki.

– Patrzyłaś na mnie.

– I to był błąd.

– Jasne.

Znów zajął się swoją robotą i przybił kolejny gwóźdź do deski. Zwinne mięśnie wtórowały wysiłkowi.

– A tak na marginesie: nie jestem aroganckim typem.

– A ja nie jestem bogatą, egocentryczną dziwką. Odchrząknął znacząco.

– Nie?

– Nie. – Miranda skierowała się ku drzwiom, a on zwinnie zeskoczył z drabiny i zabiegł jej drogę.

Zaskoczona odruchowo cofnęła się o krok. Pachniał świeżym potem i piżmem. Był tak blisko – półnagi, niezaprzeczalnie zmysłowy – że dech jej zaparło w piersiach. Miał mocną, męską szczękę ozłoconą jednodniowym zarostem, a jego oczy w półmroku stajni wydawały się ciemne jak metal pistoletu. Wpatrywał się w nią tak przenikliwie, że chciała jeszcze bardziej się cofnąć, ale plecami ocierała się o słup podtrzymujący strych. Poza tym nie chciała dać mu satysfakcji, że ją wypłoszył. Została, choć jego seksowny uśmiech ją przerażał. Oblizała wargi. Jego nagi tors niemal dotykał jej piersi.

– Słyszałem, że chcesz zostać prawnikiem.

– To… to prawda.

Płaskie brodawki były ledwie widoczne w gąszczu włosów na jego piersi. Twarde mięśnie brzucha falowały, gdy oddychał.

Jej kolana nagle wydały się zbyt miękkie, by ją podtrzymać.

– Wielkie ambicje?

– Nie… Zresztą, może i tak.

– Co usiłujesz udowodnić?

Pytanie to celnie trafiło w jej czuły punkt. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że już się z niej nie naigrawa. Po prostu był zaciekawiony i po jego rozszerzonych źrenicach poznała, że ona tak samo działa na niego, jak on na nią.

– Nic. Nie muszę niczego udowadniać.

– Ale chcesz. – Uniósł ramiona i chwycił słup, przed którym stała. Trzymał ją w potrzasku, w ogóle nie dotykając.

– Tak.

– Dlaczego? Żeby twój stary przestał zrzędzić, że los mu poskąpił synów?

– Nie wiem – odpowiedziała nieszczerym tonem. Oczywiście, chciała udowodnić Dutchowi Hollandowi, że nie jest gorsza niż jakikolwiek chłopak, którego mógłby spłodzić.

– A może dlatego, że chcesz konkurować z mężczyznami?

– Po prostu chcę być jak najlepsza.

– Do tego stopnia, że odmawiasz sobie najprostszych przyjemności.

– Nic o mnie nie wiesz.

– Wiem, że stosujesz dietę, regularnie uprawiasz aerobik w swoim pokoju, czytasz wszystko, co mogłoby rozwinąć twój umysł, i stajesz na rzęsach, żeby udowodnić Dutchowi, że masz wszystkie zalety idealnego dziecka.

– Skąd wiesz…

– Też cię obserwuję.

Zaniemówiła. Zastanawiała się, czy podgląda ją w nocy przez okno, czy widział, jak ogląda własne ciało, dotyka piersi i przesuwa ręką po brzuchu, zastanawiając się, jak by to było, gdyby dotykał jej mężczyzna.