– Nie masz prawa!

– Nie. Tylko pożądanie. Tak samo jak i ty.

– Żadnego pozą…

– Nie kłam.

Był za blisko, a stajnie były za ciasne.

– Zejdź mi z drogi!

– Jeśli kiedyś chcesz być dobrym adwokatem, musisz się nauczyć postępować z ludźmi, wysłuchiwać ich argumentów, obraźliwych słów… a czasem komplementów. – Jego wzrok spoczął na jej piersiach, które rytmicznie unosiły się i opadały.

– O, teraz rozumiem – zakpiła. – To był egzamin. Więc teraz jesteś moim nauczycielem.

– Po prostu z tobą rozmawiam.

Przez długą sekundę patrzył na jej usta. Jakaś jej cząstka, ta rozpalona i spragniona, odpowiedziała na jego spojrzenie. Nienawidziła go, a mimo to pociągał ją tak mocno, że wstyd jej było przyznać się do tego przed sobą.

– To rozmawiaj z kimś, kto jest tym zainteresowany.

– Ty jesteś. – Jego uśmiech mówił, że jej nie wierzy. Odszedł na bok. Gdy próbowała odejść, chwycił ją za nadgarstek. Błyskawicznie obrócił ją do siebie i otoczył wszystkimi twardymi jak skała mięśniami. Nie była w stanie się poruszyć, z trudem oddychała, a serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi.

– Nie…

Ustami zamknął jej usta tak silnym i gwałtownym pocałunkiem, że tchu jej brakło. Usiłowała mu się wyrwać, ale był to daremny trud. Jej chłodny umysł klął i cicho krzyczał, że chce się wyswobodzić. Ale zmysłowa kobieta, która właśnie doszła w niej do głosu, rozpaczliwie pragnęła oddać pocałunek, pogłębić go, czuć rozkosz czystego, nieskrępowanego seksu.

Miał duże i silne ręce, gorące, wilgotne ciało. Pachniał mężczyzną i świeżą tarcicą. Z głębi jej krtani dobył się cichy jęk. Wbił język pomiędzy jej wargi i bez trudu je rozchylił.

– Jesteś zainteresowana – wyszeptał jej do ust, gdy przestał całować. – Kiedy dojrzejesz na tyle, żeby się do tego przyznać, zadzwoń do mnie.

Chwiejnym krokiem wycofywała się w kierunku drzwi. Pokręciła głową.

– Wcześniej zgnijesz w piekle.

– Nie przypuszczam.

I – niech to diabli! – nie mylił się. Przez dwa tygodnie ignorowała go. Kiedy był w pobliżu, czym prędzej znikała. Ale za każdym razem na wspomnienie tego jedynego, gwałtownego pocałunku w stajni serce jej biło szybciej i zaczynała się pocić.

Myślała o nim w nocy, leżąc w łóżku i nie mogąc zasnąć z powodu upału, i w dzień, kiedy musiała przygotowywać się do wieczornych zajęć w miejscowym college’u, gdzie zderzała się z nim na wąskim korytarzu.

Po dwóch tygodniach zmieniła zdanie i schowała dumę do kieszeni. Zadzwoniła do niego. Tego dnia spędzili na plaży kilka godzin, spacerowali, patrzyli, jak spieniony przypływ liże piach. Nawet jej nie dotknął.

Następne spotkania wyglądały podobnie. Wydawało się, że ów pocałunek to było wszystko, czego Hunter od niej chciał.

– Boisz się mnie?

Roześmiał się serdecznie, a jego niski głos odbił się echem w jej duszy.

– Boję się? Nie bądź śmieszna.

– Ale…

Poczuła się jak idiotka. Cóż mogła powiedzieć. Stał oparty o zderzak jej samochodu. Słońce parzyło i oślepiało. Zaparkowała na odludnej plaży, o wiele mil od ośrodka jej ojca.

– Ale co?

– My nigdy się nie… wiesz, co mam na myśli.

– Nigdy bym nie zgadnął – powiedział przeciągle, ale z kącików jego ust wyłaniał się uśmiech.

– Nie udawaj, Hunter.

– W takim razie wykrztuś to z siebie. Co ci chodzi po głowie? Przełknęła ślinę i bezradnie opuściła rękę.

– No, pani adwokat – ponaglał ją. – Każdy, kto zamierza zostać wielkim prawnikiem, powinien umieć wyrażać myśli.

– Nigdy mnie nie dotykasz – wykrztusiła, a jej twarz zabarwiła się wieloma odcieniami czerwieni.

– I to cię gnębi? – Czekając na odpowiedź, bawił się swoim sygnetem, złotą obrączką z onyksem.

Miała ochotę skłamać, ale powiedziała:

– A żebyś wiedział.

– Może uważam cię za nietykalną.

– Nie. Chodzi o coś innego. O co, Hunter?

Omiótł ją wzrokiem od stóp do głów, mruknął coś pod nosem i wziął ją w ramiona. Spragnione usta zamknęły się na jej wargach, a duże dłonie ogarnęły jej plecy. Stopniała pod tym uściskiem, przylgnęła do niego całym ciałem i pocałowała równie płomiennie i żarliwie jak on ją. Ochoczo otworzyła usta, zapraszając jego język. Ocierała się o niego, pragnęła jego dotyku.

Fale biły o brzeg, piasek muskał jej stopy, a słońce ogrzewało plecy. Czuła się tak, jak gdyby na świecie nie było nikogo prócz nich.

– Czy… Czy właśnie tego chcesz? – spytał, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy.

– Tak – powiedziała, a w myślach krzyknęła żarliwie: Chcę, żebyś mnie kochał!

– A tego? – Znów ją pocałował i wsunął jedną rękę pod bluzkę, dotykając jej piersi.

– O tak…

Twarde palce wślizgnęły się pod bawełniany biustonosz i musnęły jej sutkę.

Dech jej zaparło. Przeszył ją piekący dreszcz.

– Jeszcze? – wychrypiał.

– Tak… Nie! Oooo…

Oparł się o samochód i przyciągnął ją pomiędzy swoje uda. Jej szorty przylegały do najbardziej intymnej części jego ciała. Czuła sztywną wypukłość pod rozporkiem. Wciąż całując, rozpiął jej biustonosz i uwolnił piersi. Jego szorstkie, gorące dłonie krążyły po jej nagiej skórze, dotykały, pieściły, pobudzały.

– To może być niebezpieczne – powiedział, bawiąc się zamkiem u jej spodenek.

– Dla ciebie?

– Dla ciebie.

– Och! – Pocałowała go z niecierpliwością.

– Istnieje taki punkt, kiedy już nie mogę przestać.

– To nie przestawaj. Nigdy…

– Och, Rando! – Znowu ją pocałował pożądliwymi wargami. Palcami pieścił jej brzuch. Nagle, równie gwałtownie jak ona przywarła do niego, odepchnął ją. – Nie – jęknął sam do siebie. – Nie, nie, nie. To nie jest w porządku.

– Słu… słucham? Oczywiście, że jest w porządku.

– Nic nie rozumiesz, prawda? – Pokręcił głową i sztywnymi, napiętymi palcami przeczesał włosy. – Ty i ja… należymy do różnych światów, Mirando. I nie możemy absolutnie nic na to poradzić.

– Nie rozumiem.

– Zrozumiesz – odrzekł i przymrużonymi oczami popatrzył na horyzont.

Odważnie, bezwstydnie do niego zadzwoniła. Postąpiła tak, jak jedna z tych biegających za chłopakami dziewcząt, którymi pogardzała. Ale zadziałało. Zgodził się z nią umówić pod warunkiem, że nikomu nie powie o ich znajomości.

– Nie chcę ściągnąć na swoją głowę tego całego piekła, które wybuchnie, kiedy twój stary o wszystkim się dowie – oświadczył jej. – Niech sobie dostaje zawału na myśl o twojej siostrze i Taggercie, ale moje nazwisko trzymaj z dala od tego.

– Dlaczego?

– To jest zbyt skomplikowane, żeby ci teraz tłumaczyć. Po prostu uwierz mi na słowo.

Uwierzyła. Nikt nie wiedział, że się widują. Ich spotkania były sekretnymi schadzkami. Dodawało to związkowi tajemniczości i romantyzmu. Jadąc do chaty na północnym krańcu posiadłości, gdzie się umówili, wiedziała, że prawdopodobnie będą się kochać. Już kilkakrotnie zbliżali się do tego punktu, ale Hunter zawsze się hamował. Dlatego zaczynała mu ufać całym sercem. Tej nocy, pod niebem usianym migoczącymi gwiazdami, liczyła na to, że może nie uda im się powstrzymać. A niech się dzieje, co chce!

Skręciła w zarośniętą drogę prowadzącą do chaty i słyszała, jak suche badyle drapią podwozie samochodu. Trawa, tak wysoka, że zasłaniała widok po obu stronach, falowała na wietrze, a dzikie róże rozsiewały słodki zapach. Wplątywały się w pędy dzikiej winorośli, która w tej części Oregonu plewiła się na nieuprawnych skrawkach ziemi.

Nikt już nie mieszkał w tej chacie, zbudowanej na przełomie stuleci tuż przy skale i zapomnianej. Owocująca winorośl pięła się po słupkach werandy, z komina odpadło kilka cegieł, ale w środku było ciepło i sucho, a tego wieczoru, choć temperatura przekraczała trzydzieści stopni, za oknem drgał płomień kominka.

Hunter już czekał.

Serce Mirandy mocno biło, kiedy pośpiesznie wchodziła po schodach i otwierała drzwi.

– Spóźniłaś się. – Zaskoczył ją jego głos, bo na ganku nie było nikogo słychać. Drgnęła ze strachu. Nagle poczuła, że obejmują ją silne, władcze ramiona.

– To ty przyjechałeś wcześnie.

– Nie mogłem się doczekać.

– Nie? – Roześmiała się, kiedy wziął ją na ręce i kopniakiem otworzył drzwi, a w środku pocałował ją jak pan młody, który właśnie przeniósł swoją wybrankę przez próg domu. Wirowało jej w głowie, gdy kładł ją na żelaznym łóżku zasłanym kocami i poduszkami, które sam przywiózł. W kominku trzeszczały omszałe drewniane polana, łapczywie pochłaniane przez ogień. Miranda podniosła wzrok na mężczyznę, którego przyszło jej pokochać.

W jednej chwili potrafił być okrutny, a za minutę słodki jak miód. Pokazał jej, jak strzelać z łuku, jak kamykiem puszczać kaczki na wodzie. Od niego się dowiedziała, że czternastolatki wolą raczej jeść niż robić cokolwiek innego, natomiast szesnastoletnie młokosy mają ochotę rżnąć wszystko, co się rusza. Nie cierpiał idiotów i nie życzył sobie, żeby otwarcie ze sobą chodzili.

– Po co dawać ludziom temat do plotek? – argumentował. – Uwierz mi, sama nie chciałabyś, żeby cię wzięli na języki.

– Mnie by to nie obchodziło – odparła, ale jakby tego nie słyszał. To był ich punkt sporny.

I oto leżała w jego ramionach, patrzyła na jego mocne szczęki i zamroczone namiętnością oczy. Zastanawiała się, czy kiedyś się pobiorą. Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że majątek i pozycja społeczna nie są w życiu aż tak ważne. Uprzywilejowana córka milionera i ubogi pasierb dozorcy. I jakież to ma znaczenie?

Pocałował ją, krew w niej zawrzała. Stary materac zaskrzypiał. Objęła go za szyję, a on zaczął ją głaskać, pieścić, pobudzać jej skórę do życia. Poczuła, że naprawdę żyje, że jest pożądana, a pragnienie wypełniło ją, przenikało najintymniejsze części jej ciała.

– Hunter – szepnęła chrypliwym głosem, wijąc się i prężąc. Krew w niej buzowała. Całował ją, mokrym językiem dotykając miejsc, które nigdy nie widziały słońca. Drapał ją zarostem, muskał gorącym oddechem, ocierał się o nią ciałem rozpalonym nie mniej niż jej własne.

Wplotła palce w jego gęste włosy i wydała z siebie jęk pożądania. Miedziany cień płomienia z kominka tańczył na jego skórze.

Rozpiął jej biustonosz, strącił go na podłogę. Z cichym uwielbieniem zapatrzył się w jej nagie piersi.

– Jesteś cholernie piękna – powiedział w końcu, ciepłym oddechem pieszcząc jej ciało. – To powinno być na liście grzechów głównych. – Dotknął jej stwardniałego sutka, opuścił głowę i zaczął go ssać.

– O! Ooo…

Jego dłonie błąkały się w jej szortach, dotykały pośladków i kędzierzawych włosków, które nagle stały się wilgotne, głaskały wnętrze ud, ocierając się o najintymniejszą część jej ciała.

Nie mogła się temu oprzeć. Zawsze była opanowana i pełna rezerwy. Niektórzy chłopcy powiadali, że w jej żyłach płynie lodowata krew. Teraz wygięła się w łuk i cicho błagała o więcej. Leżeli w malutkiej izbie, na łóżku, które przyjmowało kochanków od prawie stu lat. Całowała mężczyznę, którego niedawno poznała i który nie chciał się z nią publicznie pokazywać a który za chwilę miał stać się jej pierwszym kochankiem.

Po wszystkim, przy dogasającym kominku, mocno ją przytulił i gładził jej twarz. W jego pierścieniu odbijał się żar kominka. Dotknęła czarnego kamienia.

– Czy on ma dla ciebie jakieś szczególne znaczenie? – spytała.

– To jedyna ozdoba, jaką noszę. Chrząknęła i uśmiechnęła się.

– Wiem. Tylko chciałam wiedzieć, czy coś dla ciebie znaczy. – Nawinęła na palec kosmyk zarostu włosków na jego piersiach. – No, czy może jakaś dziewczyna ci go podarowała.

Parsknął śmiechem.

– Nic z tych rzeczy. – Zsunął pierścionek i popatrzył na nią przez złoty krążek. – To jedyna rzecz, którą mam od ojca, faceta, który zapłodnił moją matkę i dał dyla. Chyba powinienem był go wyrzucić, ale go trzymam, żeby pamiętać, że ten łajdak nie przyznał się do mnie, nie chciał mojej mamy i miałem dużo szczęścia, że trafił mi się taki ojczym jak Dan Riley.

– Jak się nazywa?

– Mój prawdziwy ojciec? – Westchnął. – Nie wiem. Nikt mi nie powiedział, a na świadectwie urodzenia brak nazwiska.

– Chciałbyś to wiedzieć?

– Nie. – Znów włożył pierścień na palec, przyciągnął ją do siebie i objął silnym ramieniem. – Nieważne. – Mocno przycisnął wargi do jej czoła. – Teraz ważna jesteś tylko ty.

– Na zawsze? – spytała.

– Zawsze to szmat czasu. Ale może… Taa… może.

Miranda zadarła głowę w oczekiwaniu na pocałunek, którego nadejścia była pewna. W końcu znalazła skrawek nieba tu, na ziemi.

– Byłaś dziś w nocy z Westonem Taggertem? – szepnęła Miranda, blednąc. Nalała wody do ekspresu, właśnie rozległo się pierwsze perkotanie, gdy maszynka zaczęła się nagrzewać. Zaskakująca wiadomość, którą usłyszała od siostry, krążyła po jej mózgu i jakby jeszcze nie dotarła do świadomości. Pochłonięta była czym innym: ona i Hunter po raz pierwszy się kochali. Żar między nogami wciąż jej o tym przypominał. Odchrząknęła i usiłowała się skoncentrować.