Gdy samochód już mknął po wyniosłości wzgórza, Dutcha znów chwycił skurcz w piersi. Tego samego uczucia paniki doświadczał zawsze, wspominając noc, kiedy zginął Taggert. W głębi serca podejrzewał, że to któraś z jego córek posłała chłopca na tamten świat.
Tylko która? Która z jego dziewczyn to zrobiła? Najstarsza Miranda, adwokatka pracująca w biurze prokuratora okręgowego, jest ambitna ponad miarę i nieugięcie dumna. Nie do wiary, jak bardzo przypomina matkę. Randa odziedziczyła po Dominique gęste czarne włosy i elektryzujące błękitne oczy. Mówią, że jest wyniosła i że w jej żyłach płynie lodowata woda, ale z pewnością nie była na tyle chłodna ani na tyle głupia, żeby zamordować dzieciaka Taggerta. Nie, Dutch nigdy by w to nie uwierzył. Randa jest zbyt opanowana. Zawsze wiedziała, czego chce od życia.
Claire, jego drugie dziecko, to spokojna dziewczyna, romantyczka. W dzieciństwie była gapowata i szara w porównaniu z siostrami, ale wyrosła na piękną pannę i podejrzewał, że należy do kobiet, które z upływem lat są coraz atrakcyjniejsze. W chwili śmierci Harleya była małomówną dziewczyną o chłopięcej budowie, średnią siostrą, na którą nikt nie zwracał uwagi. Nigdy nie sprawiała mu żadnych kłopotów z wyjątkiem tego jednego: zakochała się w Harleyu Taggercie. Nawet teraz ta myśl zalegała mu jak kamień na dnie żołądka.
Do tej pory śmierć Taggerta rzadko spędzała Dutchowi sen z powiek.
Ale teraz coraz bardziej pociły mu się dłonie na kierownicy. Claire, dziewczyna o płochliwych oczach, z gwiazdkami piegów na nosie, nie była zabójczynią. Chryste, w jej duszy nie było najmniejszej iskierki zła. A może jednak…
Słońce wisiało nisko nad zachodnimi wzgórzami i oślepiało go jaskrawymi promieniami. Opuścił osłonę przeciwsłoneczną. Droga się rozwidlała i skręcił w stronę małego miasteczka Chinook oraz starego domu myśliwskiego, który kupił za bezcen.
Cadillac zawirował, gdy Dutch zbyt szybko brał zakręt. Kątem oka zauważył, że przekroczył środkową linię szosy. Jakiś pikap jadący z przeciwka zatrąbił i w ostatniej chwili zjechał na pobocze, aby uniknąć zderzenia.
– Sukinsyn – syknął Dutch. Był pogrążony w rozważaniach. Najmłodsza córka Tessa jest i zawsze była zabłąkaną owieczką w stadzie Hollandów. Blondynka o niebieskich oczach, która w wieku dwunastu lat miała już figurę przyprawiającą mężczyzn o zawrót głowy, zawsze skupiała na sobie największą uwagę. Podczas gdy Miranda próbowała się przypodobać, a Claire ginęła w tle, Tessa bezczelnie i z premedytacją przeciwstawiała się Dutchowi, kiedy tylko mogła. Wiedziała, że jest pupilką ojca, i wykorzystywała to na każdym kroku. Wiecznie sprawiała kłopoty, tak można o niej to powiedzieć, ale za nic nie mógł uwierzyć, że była również morderczynią.
– A niech to wszyscy diabli – mruknął pod nosem, żując niedopałek cygara. Szkoda, że nie spłodził samych chłopców. Wszystko ułożyłoby się inaczej. Całkiem inaczej. Bóg spłatał mu okrutnego figla, zsyłając te dziewczyny. Córki zawsze sprawiają człowiekowi kłopoty.
Zwolnił przy wygiętej sośnie. Sam ją zasadził wiele lat temu, kiedy kupił tę posesję dla Dominique. Wjechał na prywatną drogę, prowadzącą do jego posiadłości. W chwili kiedy wkładał to drzewko w glebę, był zakochany do szaleństwa, ale z biegiem lat uczucie topniało i jego miłość zmieniła się w cieniutki kryształ, który kamień czasu roztrzaskał na kawałki.
Otworzył bramę i wjechał na nierówny asfalt od dawna zaniedbanego podjazdu. Srebrzyste wody jeziora uwodzicielsko migały zza drzew. Jakże kiedyś kochał to miejsce.
Nostalgia ścisnęła mu serce, gdy mijał ostatni zakręt i zobaczył zbudowany na nieregularnym planie stary dwupiętrowy dom myśliwski, niczym gniazdo pośród kępki dębów i jodeł osadzony ponad wodami jeziora.
Dom. Miejsce triumfu i bólu.
Kupił tę rozległą, porośniętą drzewami posiadłość dla Dominique w nadziei, że ona pokocha ją tak samo jak on. Od chwili gdy zobaczyła te dzikie lasy i odludne przestrzenie, znienawidziła wszystko, co było związane z tym domem. Oceniającym spojrzeniem zmierzyła stromy dach, mahoniowe i dębowe ściany, podłogi z desek, pochylony sufit. Dotknęła drewnianej balustrady z ręcznie rzeźbionymi słupkami, ozdobionymi figurkami zwierząt Północnego Zachodu, i tylko skrzywiła nos, jak gdyby nagle poczuła jakiś odór.
– I kupiłeś to dla mnie? – spytała tonem pełnym niedowierzania i rozczarowania. Jej głos odbił się echem po przepaścistym holu. – Tę… tę potworność?
Miranda, która dopiero co skończyła cztery lata, a już była wierną kopią matki, z miną pełną przerażenia rozejrzała się po domu, jakby się spodziewała, że z każdego zakamarka mogą w każdej chwili wyskoczyć wszelkiego rodzaju duchy, chochliki i potwory.
– Przypuszczam, że to coś – Dominique wskazała długim palcem łososia wyrzeźbionego na najniższym słupku – to ma być dzieło sztuki?
– Tak.
– Dlaczego, Benedict? Na litość boską, co cię skłoniło do tego zakupu?
Wówczas po raz pierwszy ogarnęło go przeczucie czegoś strasznego. Rozłożył ręce.
– To dla ciebie i dla dziewczynek.
– Dla nas? W takim miejscu? Na końcu świata? – Wysokie wzgórza dumnie zerkały zza okien, kiedy przechodziła przez westybul do salonu ze sklepionym sufitem, z trzema żyrandolami w kształcie dwunastu jeleni ustawionych w koło. – Z dala od moich przyjaciół?
– To jest dobre dla dzieci. One powinny się wychowywać w…
– W dużym mieście, Benedict, tam gdzie mogą się spotykać z rówieśnikami, w domu, który będzie im stwarzał warunki rozwoju, gdzie będą stykać się z cywilizacją i właściwymi ludźmi. – Westchnęła, bacznym okiem obserwując Claire, która nieporadnymi kroczkami przechodziła przez otwarte oszklone drzwi z tyłu domu, wychodzące na jezioro. Dominique zaczęła biec w jej stronę, wybijając obcasami wyjątkowo szybki rytm. – To będzie koszmar. – Zabrała Claire z krytego tarasu, zanim dziewczynka zdążyła zbliżyć się do brzegu. – Ten zakup to niewypał.
– Będzie dobrze. Zobaczysz. Zbuduję korty tenisowe i basen kąpielowy z oddzielnym budynkiem. Za garażem możesz mieć ogrody i własne studio.
Tessa, która była wówczas niesfornym niemowlęciem, krzyczała na cały głos i wierciła się w ramionach opiekunki.
– Ććśś – szepnęła do rumianego brzdąca Bonita, zaledwie szesnastoletnia dziewczyna, przebywająca nielegalnie w Stanach Zjednoczonych.
– Nie mogę tu zamieszkać – upierała się Dominique.
– Możesz, uwierz mi.
– Gdzie dziewczynki nauczą się francuskiego i…
– Od ciebie.
– Ja nie jestem nauczycielką!
– No to zatrudnimy nauczycielkę. Dom jest duży.
– A co z pianinem, skrzypcami, szermierką, jazdą konną… Dobry Boże! – Wyglądała tak, jak gdyby za chwilę miała się rozpłakać. Niebieskie oczy nagle zaszły mgłą. Przycisnęła do ust zadbane palce.
– Wszystko się ułoży, obiecuję – nalegał Dutch.
– Ale ja tak nie umiem… Nie zostałam stworzona do tego, żeby być nianią… Będę tutaj potrzebowała więcej osób do pomocy, Bonita mi nie wystarczy.
– Wiem, wiem. Już rozmawiałem z Songbird, Indianką. Będziesz miała więcej pomocników, niż potrzebujesz. Dominique, będziesz tu mogła żyć jak królowa.
Cicho chrząknęła z ironicznym powątpiewaniem.
– Królowa Odludzia. Cudownie to brzmi, prawda?
Od tego dnia przez cały czas nienawidziła tego miejsca. Nie znosiła tego jeziora. Przeczuwała, że nic dobrego nie może się wydarzyć w promieniu kilku kilometrów od piaszczystych brzegów jeziora Arrowhead.
Jak się później okazało, miała rację.
Dutch nieco szerzej uchylił okno, żeby wpuścić więcej wilgotnego letniego powietrza. Ozłocona gorącym słońcem woda wyglądała na spokojną i nic nie wskazywało na to, że mogła być przyczyną takiej tragedii i udręki.
– A to sukinsyn! – mruknął, ściskając w zębach cygaro. Chwycił butelkę szkockiej, którą przywiózł z miasteczka, i wysiadł z samochodu. Sztywnym krokiem szedł w stronę drzwi wejściowych, brodząc przez grubą warstwę szyszek i igliwia. Otworzył bez trudu, jak gdyby ktoś już na niego czekał. Podeszwy jego butów klaskały o zakurzoną podłogę i odniósł wrażenie, że słyszy, jak mysz ucieka do ciemnego kąta.
W kuchni poszperał w szafkach i znalazł szklankę od lat nie wycieraną z kurzu. Wcześniej zadzwonił do dostawców prądu, łączności, gazu i wody, więc teraz już wszystko działało. Za kilka dni dom będzie posprzątany od strychu po piwnice, a jego dorosłe córki przyjadą tu, czy im się to podoba, czy nie.
Wytarł szklankę palcami i nalał sobie do pełna. Potem wszedł po schodach na górę i przekroczył próg sypialni – tej samej, którą przez wiele lat dzielił z Dominique. Masywne łoże z czterema słupami bez pościeli, materac przykryty folią. Podszedł do okna, odsłonił je i popijając whisky, patrzył na basen kąpielowy, w którym od dawna nie było wody, a do dna przylgnęły zgniłe liście i brud. Domek kąpielowy przy skoczni był od lat zamknięty. Sięgnął okiem dalej, na jezioro, które uwielbiał. Gdy patrzył na spokojną wodę, ogarnęło go przerażające uczucie, że w mózgu ma nieustannie tykający zegar.
Co tu się stało wiele lat temu? Czego miał się jeszcze dowiedzieć? Ciarki przeszły mu po plecach. Wychylił whisky do dna i poczuł, jak mocny alkohol wypala mu gardło i rozgrzewa żołądek. Wyszedł z pokoju. Chciał być jak najdalej od tej kostnicy, pełnej przerażających wspomnień nieudanego seksu i zawiedzionej miłości. Chryste, Dominique stała się dziwką!
Zszedł na dół. Wyciągnął z kieszeni portfel, wyjął z niego kartkę wyrwaną z notesu i zapatrzył się w trzy numery telefonów. Żadna z córek nie ucieszy się z tego, że zadzwoni. Mimo to zrobią, co im każe. Zawsze tak było.
Podniósł słuchawkę, usłyszał sygnał i zacisnął zęby.
Przeklęty Harley Taggert. Przeklęty Kane Moran. I przeklęta prawda o przeszłości, bez względu na to, jaka jest.
– To nie w porządku! To nie my powinniśmy wyjeżdżać. Nie zrobiliśmy nic złego. To nie my jesteśmy zboczeńcami! – Sean patrzył spode łba na swoją matkę. Bujne włosy przysłaniały mu oczy. Mimo opalenizny na jego nosie widać było kilka piegów. Cała postać wyrażała bunt, oburzenie i frustrację. Pięści raz po raz zaciskały się i rozluźniały. Przez ułamek sekundy wydał się tak podobny do swojego ojca, że Claire miała ochotę zamknąć go w objęciach i nigdy nie wypuścić.
– Tak po prostu będzie lepiej.
Wyrzuciła całą zawartość szuflady komody na łóżko i upchnęła swoje pończochy i bieliznę do pustego pudła z tektury. Żałowała, ale mimo najszczerszych chęci nie mogła uwierzyć własnym słowom. Ból w końcu minie, przecież tak jest zawsze. Ale to wymaga czasu. Dużo czasu.
– To tata powinien wyjechać! – Sean osunął się na zapakowane pudło i z krzywą miną patrzył przez otwarte okno sypialni na powykręcaną jabłoń, z której zwisała, lekko kołysząc się na wietrze, huśtawka z opony – wspomnienie dzieciństwa i niewinności. Wyblakłe koło z gumy ponuro dyndało na zbutwiałej, poczerniałej linie. Niewinność dzieci została zburzona. Od lat nie korzystały z tej huśtawki, a wydeptana małymi bucikami ścieżka w końcu zarosła cienką, nierówną żółtawą trawą. Wydawało się, że minęły już wieki od czasu, kiedy Claire przekonywała siebie, że jej nowo założona rodzina to mała arkadia i że grzechy przeszłości już nigdy jej nie dościgną. Łudziła się wówczas, że ta bajka znajdzie szczęśliwe zakończenie w sennym miasteczku w Kolorado.
Jakże się myliła. Z trzaskiem zamknęła pustą szufladę komody i z werwą zabrała się do następnej. Im szybciej wyjdzie z tego pokoju, z tego domu, z tego przeklętego miasteczka, tym lepiej.
Sean stał i czekał. Zniecierpliwiony włożył ręce do kieszeni spodni z obciętymi nogawkami, które wyglądały tak, jak gdyby miały za chwilę zsunąć się z jego tyłka.
– Nienawidzę Oregonu.
– To duży stan, dużo przestrzeni do nienawidzenia.
– Nie zostanę tam.
– Zostaniesz, zostaniesz. – Jednak w jego głosie usłyszała nutę determinacji. – Dziadek tam jest.
Wydał z siebie jęk pogardy i lekceważenia.
– Może tam znajdę pracę.
– Jako nauczycielka na zastępstwie. Też mi coś!
– A żebyś wiedział, że coś. Nie możemy zostać tutaj, Sean. Przecież wiesz. Przyzwyczaisz się. – Podniosła wzrok i zerknęła w zakurzone lustro, gdzie widać było jego odbicie. Był wysoki i umięśniony, a nad górną wargą i na brodzie zaczął mu się sypać pierwszy zarost. Zaciśnięta szczęka wyrażała zacięty opór. Łagodnej dziecięcej buzi już nie miał. Jego twarz nabierała mocnych, męskich cech.
– Tu są wszyscy moi znajomi. A co z Samanthą? Ona nawet nie rozumie, co się stało.
Ja też tego nie rozumiem, synku. Ja też.
– Kiedyś jej to wyjaśnię.
Parsknął, jakby nie dowierzał własnym uszom.
– I co jej wtedy powiesz, mamo? Że ten sukinsyn jej ojciec przeleciał dziewczynkę, która była tylko o kilka lat starsza od niej? – Sean wyszeptał to, sycząc. – Że pieprzył się z moją dziewczyną!
– Przestań! – Wrzuciła koszule nocne do pudła ze skarpetkami. – Nie ma powodu używać brzydkich słów.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.