– Więc nie zgrywaj przede mną adwokata diabła. Powiedziałem Harleyowi, że raczej go wydziedziczę, niż pozwolę jakiejś dziwce nazwiskiem Holland położyć łapę na moich pieniądzach. I nie żartowałem. To samo dotyczy ciebie. – Znów wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł nią twarz. – Ten dzieciak ma źle w głowie.

– Ja nie planuję się wżeniać się w rodzinę Hollandów – zastrzegł się Weston. Wciąż był w paskudnym nastroju po niedawnym podglądaniu Mirandy z Rileyem. Tessa! Niech no tylko dopadnie ją na osobności. Pożałuje, że z nim zadarła.

– Wiem, ale Harley… Oj, on nigdy nie miał za grosz rozumu. Zawsze się mazgaił. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że umawia się z jedną z córek Dutcha, myślałem, że to chwilowy bunt, nic wielkiego, ale on to ciągnął. Nie przestał się z nią spotykać. – Neal trzymał się za czubek nosa, jakby wierzył, że to zmniejszy ból głowy. – Co mu się nie podobało w Kendall? Wiele bym dał, żeby to wiedzieć. Jest o niebo ładniejsza niż wszystkie trzy siostry Holland razem wzięte, poza tym utrzymuję dobre stosunki z jej ojcem, robię z nim interesy. Dlaczego, do cholery, Harley nie chce się ożenić z nią?

– Mnie pytasz? – Weston zgrywał niewiniątko, ale starego tak pochłonęło wyładowanie gniewu, że nawet tego nie zauważył.

– Zobaczymy, jak się to małemu spodoba, kiedy nie będzie miał ani centa. Dam mu jeszcze jedną szansę, żeby się zreflektował, a jeśli za tydzień cała ta historia z Claire Holland nie wywietrzeje mu z głowy, mam zamiar go zwolnić z pracy, odebrać samochód i wyrzucić z domu. Wtedy się przekonamy, na czym naprawdę zależy tej przeklętej Holland. Stawiam dziesięć do jednego, że poszuka sobie kogoś lepszego.

Weston nie chciał się zakładać, chociaż podejrzewał, że Claire ma w sobie więcej charakteru, niż jego stary sądzi.

– Może jest świetna w łóżku – zastanawiał się głośno, znów myślami błądząc wokół Mirandy.

– Dobrze. Może się z nią pieprzyć po wsze czasy, ale nie żenić!

– Co za różnica?

Neal przyglądał się synowi w osłupieniu, jakby ten właśnie ogłosił, że zamierza wybudować kurort na Jowiszu.

– Różnica polega na tym, że jeśli tylko z nią sypia i wykorzystuje jako dziwkę, jest zwycięzcą. Jednak jeśli pozwoli, żeby zacisnęła na nim pazury i ożeni się z nią, wtedy ona wygra. Chryste, czemu ja ci to muszę tłumaczyć?!

– Więc jest to kwestia szacunku?

– Bingo! – Neal pogładził się po twarzy, burknął coś pod nosem i pomachał ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

– Wytłumacz mu po prostu, co ma do stracenia. A teraz pomówmy o kilku innych rzeczach. Chcę wewnętrznej rewizji ksiąg rachunkowych. Zamierzam doprowadzić do spotkania ze sprzedawcą tarcicy Jerrym Bestem, żeby sprawdzić, czemu się wycofał ze współpracy. Chodzi mi też o… jakieś pieniądze dla rodziny Songbirdów.

Weston gwałtownie podniósł głowę. Zamarł w bezruchu.

– Firma ubezpieczyła Jacka. Chyba mu nadal przysługuje odszkodowanie, mimo że został zwolniony tego samego dnia, kiedy zginął.

– Wiem, wiem. Wątpię, czy spółka ubezpieczeniowa się od tego uchyli. Zbyt wiele pieniędzy na nich wydajemy, choć oni i tak twierdzą, że to za mało. Chcę, żeby nasza firma zrobiła coś więcej na rzecz tej rodziny. Wiesz, coś, co by poprawiło wizerunek Taggertów w oczach opinii publicznej.

– Przecież nie zginął przy pracy w zakładzie – oponował Weston. Irytowało go to, że ojciec był gotów zniżyć się do takiej reżyserii. – Jack Songbird bynajmniej nie był wzorowym pracownikiem, sprawdź jego akta osobiste. Każdy kierownik dawał mu złe noty. Zawsze się spóźniał, nigdy nie nosił stroju ochronnego, robił sobie długie przerwy w pracy, flirtował z sekretarkami, a nawet włamał się do automatu z colą. Przyznaj, że zrobił to Songbird.

– To nie ma nic do rzeczy.

– Ale…

– Słuchaj, wiem, że zwolniłeś tego głupka, ale na litość boską, Weston, pomyśl trochę o tym, jaką dobrą prasę nam to zapewni. Firma złoży datek w wysokości pięciu tysięcy dolarów, które osobiście wypłacę. Poza tym założymy fundusz powierniczy na rzecz tej rodziny i plemienia… czy to nie Chinook?

– Clatskanie czy jakoś tam – mruknął rozdrażniony Weston. Do licha, kogo obchodzi ktoś taki jak Jack Songbird? Chłopak był buntowniczym złodziejaszkiem i wandalem. Świat, a zwłaszcza Chinook w Oregonie, powinien się cieszyć, że ma o jednego szczura mniej. Mocno splótł palce obu dłoni. – Jeśli tak ci zależało na pozorach, to powinieneś był iść na pogrzeb.

– Nie. To ty powinieneś był tam pójść. Ja byłem wtedy na zjeździe w Baton Rouge.

– Z Dutchem Hollandem. Neal skrzywił się.

– Tak. Ten stary cap też tam był i ciągle podkradał mi klientów. Niedobrze mi się robi, kiedy pomyślę, że jedna z jego córek zasadziła się na mojego chłopaka. – Głośno westchnął i spojrzał synowi w oczy. – Z Harleyem zawsze były problemy.

– Tato…

– Już nic nie mów, Westonie. Przecież wiesz, jak jest. Miałem nadzieję, że dorośnie i zmężnieje, ale podejrzewam, że to się nigdy nie stanie. – Na twarzy Neala malowało się rozczarowanie. – Wiesz, z tobą mi się udało. Ale ciężko było powtórzyć ten wyczyn. Chyba nie powinienem był mieć więcej dzieci.

– Z mamą?

Neal odrobinę przymrużył oczy.

– Oczywiście, że z twoją matką. A z kim by innym?

– Ty mi to powiedz.

– Ciągle wierzysz w te plotki, że narobiłem sobie tuzin bachorów w okolicznych miasteczkach, co?

– Tylko jednego.

– Zapomnij o tym, Westonie. Jesteś moim faworytem. Pierworodnym synem. Wiesz, to nie jest bez znaczenia. – Neal stuknął kostkami palców o biurko Westona i skierował się w stronę drzwi. Nagle wydał się taki stary. – Nie zapomnij przekazać Harleyowi, co ci powiedziałem. Może tobie uwierzy.

– A może nie uwierzy.

– To będzie znaczyło, że w ogóle nie ma oleju w głowie. A myślę, że kilka kropel tam jest. – Neal zawahał się. – Wiesz, kiedy ma się syna, nowo narodzonego synka, to pokłada się w nim wielkie nadzieje, człowieka rozsadza ojcowska duma. Masz pewność, że to będzie tak wielki człowiek, jakiego jeszcze nie było. A potem mijają lata i narasta rozczarowanie i lęki. Wtedy już tylko pozostaje ci mieć nadzieję, że jakoś sobie da radę. W przypadku Harleya… – Wzruszył ramionami. – Nic już nie wiem. – Neal zatrzasnął za sobą drzwi.

Weston uśmiechnął się do siebie i rozsiadł wygodnie w fotelu, aż zatrzeszczała stara sprężyna. Doszedł do wniosku, że dotychczas miał błędne podejście do tego wszystkiego. Ależ z niego głupiec. Usiłował naprawdę pomóc Harleyowi, choć w gruncie rzeczy, ten mały był jego największym rywalem.

Prawda, to Weston odziedziczy lwią część majątku ojca, ale przecież w testamencie były też zapisy na rzecz Mikki Harleya, Paige i wszelkich innych dzieci spłodzonych przez Neala Taggerta oraz bez względu na to, czy były ślubne, czy nie.

Gdyby Harley ożenił się z Claire, zrezygnowałby ze swojej części fortuny, z czego większość przypadłaby Westonowi. Neal postawił sprawę jasno: to synowie mają zarządzać firmą i dziedziczyć ją. Gdyby Harley sam się wyciął z rodzinnego zdjęcia, Weston uzyskałby kontrolę nad wszystkim: nad ośrodkami wypoczynkowymi, tartakiem i wyrębem drzew. Na jego usta cisnął się uśmiech. Dlaczego, do cholery, tak usilnie próbował zapłodnić Kendall i pomóc bratu wyjść na swoje? Będzie lepiej, jak Harley ożeni się z Claire. Kiedy stary kopnie w kalendarz, jemu przypadnie wszystko prócz domu i comiesięcznych ochłapów na rzecz matki i Paige. Skurczył się w sobie, kiedy pomyślał o młodszej siostrze. Paige jest brzydka. Paige jest nienormalna. Paige powinna skończyć w pewnej przyjaznej instytucji, gdzie nie ma klamek, a ściany są pomalowane na przyjemne pastelowe kolory. Pozostawało tylko znaleźć jakiegoś przedsiębiorczego psychiatrę, który potrzebuje trochę dodatkowego szmalu i Paige spędzi resztę życia, spacerując wydeptanymi ścieżkami pośród majestatycznych drzew, obok kojących stawów, gdzie kwitną lilie wodne. Będzie na zawsze odcięta od świata.

Oczywiście, najpierw ojciec musi umrzeć, ale to tylko kwestia czasu. Neal Taggert doigra się zawału serca – lekarz go wciąż ostrzega. Weston musi tylko wykazać odrobinę cierpliwości. I przestać się spotykać z Kendall. To ostatnie nie będzie trudne.

Unikanie sióstr Holland – to dopiero zadanie. Co prawda, Tessa go rzuciła i nawet nie reaguje na telefony, ale to małe piwo. Jednak im częściej widywał Mirandę, tym bardziej jej pragnął, choć rozumiał, że to istna głupota. Stanowiła zagrożenie. Była kobietą, której należy za wszelką cenę unikać. Nigdy nie ukrywała, że nim pogardza. Nawet Tessa przyznała, że Miranda się wściekła, na wieść że jej najmłodsza siostra z nim się spotyka.

Co jej to przeszkadzało? Nie podobało jej się to, że Tessa jest z nim, czy może – do pewnego stopnia podświadomie – była o niego zazdrosna? Może Miranda ma w sobie lubieżną żyłkę, nad którą nie umie zapanować? Może pociągają zakazany owoc? Boże, jak ona tej nocy ugniatała biodrami piasek! Weston zacisnął pięści, aż kostki mu zbielały.

Ale żeby z Rileyem? Takie nic, włóczęga, pasierb ich pieprzonego stróża! Nie wiadomo, dlaczego zasmakowała w nędzarzach i nie bała się zapuszczać w dzikie rejony.

A co z Tessą? Musi jeszcze znaleźć na nią sposób. Jeśli puści parę z ust, spełni którąś z gróźb, będzie po nim. Bez dwóch zdań.

Gdyby był mądry, zapomniałby o wszystkich pannach Holland i wrócił do college’u, zanim popełni jakieś głupstwo. Ale nie wyrzeknie się Mirandy. Jedna noc to wszystko, czego pragnął. Jedna noc i pokazałby jej, jak smakuje namiętny, zwierzęcy, hedonistyczny seks – taki, o jakim godzinami marzył, przewracając się na pomiętym prześcieradle.

Wyłączyła się klimatyzacja. Weston nerwowo pstrykał długopisem. Myślał o Rileyu, mężczyźnie, który, chcąc nie chcąc, stał się jego rywalem. Powinien mieć się na baczności. Można by się założyć, że jego intencje nie są aż tak czyste. Ten typ ma barwną przeszłość – nawet nie jest prawdziwym synem stróża. Ciekawe, kto gnoja spłodził. Obrócił krzesło i wyjrzał za okno. Zmroziła go przerażająca myśl. Zaczął w duchu podejrzewać, że Hunter może być dawno zapomnianym bachorem jego ojca. Ale to tylko szalone domysły, prawda? Stara paranoja znów zakradła się do jego mózgu.

Niedługo okaże się, jaka jest prawda. Od kilku tygodni, odkąd jego fascynacja Mirandą stała się czymś więcej niż tylko przelotnym zainteresowaniem, Weston na własną rękę podjął poszukiwania i dowiedział się, że Riley ma wiele rzeczy do ukrycia. Ujawnienie ich i ukazanie prawdziwej twarzy tego sukinsyna było już tylko kwestią czasu.

Weston potrafił być cierpliwy. Wierzył staremu porzekadłu, które głosi, iż nie od razu Rzym zbudowano. Cóż, był gotów poczekać nawet długo, skoro wiedział, że w końcu uda mu się skosztować Mirandy Holland.

– Panie Taggert? – Głos sekretarki przerwał mu rozmyślania.

– Tak?

– Na drugiej linii jest panna Forsythe.

Weston poczuł błogą satysfakcję. Czas zerwać z Kendall.

– Niech chwileczkę zaczeka – powiedział i nastawił budzik w zegarku, żeby zadzwonił za dwie minuty. Kendall, ta chłodna, oziębła dziwka, może sobie poczekać.

Miranda ścisnęła palcami buteleczkę z witaminami dla kobiet ciężarnych, którą dostała w klinice. Jest w ciąży, nie ma co do tego wątpliwości. Testy to potwierdziły, lekarz również. Teraz musi powiedzieć Hunterowi. O Boże! A jeśli on nie zechce tego dziecka? Wyobraziła to sobie i z oczu popłynęły jej łzy. Wsiadła do samochodu. Co mu powie? Co powie rodzicom? Claire i Tessie?

Ona, która zawsze była opanowana.

Ona, która w wieku dwunastu lat dokładnie zaplanowała swoje życie.

Ona, która tak bardzo się starała, żeby stać się chlubą rodziny. W ciąży.

– Pamiętaj, to nie koniec świata, tylko początek – upomniała siebie. Włączyła radio i otworzyła okno. Przełączała kanały, aż natrafiła na rozgłośnię, która grała bluesową melodię Bonnie’ego Raita. Jechała w stronę Stone Illahee. Ciepły wiaterek rozwiewał jej włosy. Pod wpływem nagłego impulsu zboczyła z szosy przy wjeździe na plażę, zdjęła buty, zostawiła na siedzeniu w samochodzie witaminy i boso weszła na piasek. Wydmy ustąpiły miejsca płaskiej, pustej plaży i za chwilę znalazła się nad oceanem. Chłodna fala przypływu obmywała jej stopy, gdy stąpała wśród przezroczystych meduz, małży i postrzępionych pustych pancerzy krabów. Szare mewy spacerowały, trzymając straż, czekając na żer. Na horyzoncie widać było kilka łodzi rybackich.

Usiadła na grubej kłodzie drewna zagłębionej w suchym piasku, z jednego końca poczerniałej od ogniska. Ruchomy piach prawie zakrył drugi jej koniec. Czy kiedyś tu przyjdzie z synkiem lub córeczką? Czy będzie budować zamki, gonić fale, rzucać pałeczkę suszonego mięsa rozhasanemu szczeniakowi?

Czy poślubi Huntera?

Splotła dłonie i zamyśliła się. Nie sądziła, że ktoś prócz niej jest na tej plaży, dopóki nie zobaczyła cienia na swoich ramionach.

Zaskoczona szybko się odwróciła i o mało nie wyzionęła ducha.