Pragnął ją poślubić, prawda? A może czuł się do tego zmuszony? Może uważał, że po prostu głupio wpadł. Oświadczył się dopiero wtedy, kiedy powiedziała, że jest w ciąży.
Tego… czyli dziecka nie uwzględniłem w swoich planach.
Mocno zacisnęła powieki, ale mimo to łzy płynęły strumieniem po jej twarzy. Czy to możliwe, że była aż tak ślepa, tak otumaniona własnymi marzeniami, że nie brała pod uwagę jego planów? Uderzyła się w twarz, głośno pociągając nosem. Pomyślała o plotkach krążących po mieście na temat czternastolatki, która zaszła z nim w ciążę. Czy to również może być prawda? Kładąc ręce na brzuchu, zakołysała się, jakby chciała pocieszyć siebie i nienarodzone dziecko.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała, choć sama w to nie wierzyła. Nawet ojczym Huntera tak naprawdę w niego nie wierzył. Ale… kochała go, i to bardzo. Potworny ból w sercu o mało jej nie rozerwał na strzępy.
Paige, leżąc na łóżku, delikatnie dotknęła palcami częściowo zwęglonego kawałka papieru. Jeśli się nie myliła, były to pozostałości jakiegoś dokumentu prawnego, najprawdopodobniej świadectwa urodzenia, ale brzegi kartki były tak pogięte i poczerniałe, że trudno było go odczytać. Weston wpadł w szał i usiłował spalić dokument, jakby był niebezpieczny lub wstrętny. Ale dlaczego? Co to za ludzie i co mają wspólnego z jej starszym bratem?
Chłopak był urodzony w sierpniu 1960 roku przez Margaret Potter. Kto to? Wszystkie informacje, prócz nazwy szpitala, w którym miał miejsce poród, zostały zwęglone.
Paige siedziała godzinami nad dokumentem i usiłowała go złożyć w całość, lecz nie mogła zrozumieć, dlaczego Weston tak bardzo chciał się go pozbyć. Wcisnęła więc ten kawałek papieru do szpary w pandzie, obok innej cennej rzeczy, którą tam przechowywała.
Zadzwonił telefon i Paige podniosła słuchawkę dokładnie w chwili, kiedy ktoś z domowników już przejął połączenie. Słuchała, żeby się dowiedzieć, kto to dzwoni. – Halo. – To był głos Westona.
– Cześć. – Cichy głos żeński, dziewczyna chyba płakała. Przez sekundę Paige myślała, że to może Kendall, ale uznała to za absurd. Po co Kendall miałaby dzwonić do Westona?
– Czego chcesz?
– Zobaczyć się z tobą. Chwila przerwy.
– Po co?
– Żeby dokończyć nie załatwione sprawy.
– O Jezu! Nie sądzę… No dobrze. Co u licha? Do zobaczenia wieczorem. Na łódce. Około północy.
Odgłos odkładanej słuchawki.
Rozmowa dawno się skończyła, a Paige wciąż wpatrywała się w aparat telefoniczny. Czy to była Kendall? A może ktoś inny? Ale kto? Crystal? Może któraś z innych dziewcząt, z którymi się umawiał – Paige widywała go w mieście z Tessą Holland… A może dzwonił ktoś, kogo o to nie podejrzewała?
Zastanawiała się, co Weston knuje.
Tessa zdjęła okrycie i rzuciła miękką tkaninę na rozkładane krzesło. Chciało jej się krzyczeć, okładać pięściami, tłuc. Kogoś. Kogokolwiek. Nie, to nieprawda. Chciała jedynie zranić Westona i Mirandę, ponieważ wiedziała, czuła to instynktownie, że wzajemnie się sobie podobają. Teraz, kiedy Hunter już odpadł z gry, Weston zrobi swój ruch, a Miranda, pomimo pozornych protestów, nie będzie mogła mu się oprzeć. Jak każda. Psiakrew, jak gorąco i duszno! Nie było czym oddychać. Kilka groźnie wyglądających chmur wisiało nad horyzontem, jakby tylko czekały na to, żeby oceaniczny szkwał przywiał je nad ląd.
Zebrała włosy nad karkiem i związała je gumką. Musiała coś zrobić, żeby pozbyć się tego pragnienia ucieczki od samej siebie.
Weszła na trampolinę i powoli liczyła, usiłując się uspokoić i nie myśleć o niczym innym, tylko o pływaniu. Wyobrażała sobie, że bierze udział w zawodach sportowych. Lekkimi krokami przebiegła długość deski, odbiła się i skoczyła do chłodnej wody. Kiedy się wynurzyła, zaczęła płynąć żabką, skok za skokiem. Usiłowała pozbyć się uczucia, że jest brudna i wykorzystana, ignorować chęć zemsty, która zżerała ją od środka i wdzierała się w sny.
Skok, raz, dwa, oddech.
Za kogo Weston ją uważa, żeby traktować ją jak zwykłą dziwkę? Od nocy, kiedy straszył, że jej poderżnie gardło, była rozwścieczona i śmiertelnie wystraszona.
Skok, raz, dwa, raz… Nie! Oddech. Skok, raz, dwa, oddech. Dobrze.
Nigdy wcześniej nie sądziła, że ktoś jej może zrobić krzywdę.
Nigdy wcześniej nie miała problemów z zaśnięciem pomimo zamkniętych na klucz drzwi i szczelnie pozamykanych okien.
Nigdy wcześniej nie oglądała się przez ramię na każdym rogu ani nie miewała paranoicznych lęków. Nawet teraz, gdy jej się przypomniało ostrze chłodnego noża przyciśnięte do gardła i wyraz jego oczu – jakby miał wielką ochotę je poderżnąć – chciała uciekać co sił w nogach i krzyczeć ze strachu.
Albo wyrównać porachunki. Co głosi stare porzekadło? „Grzech nie będzie odpuszczony, póki wziątek nie zwrócony”. Jak można odpłacić za to, co jej zrobił? Weston odebrał jej godność, poczucie własnej wartości i radość kobiecości.
Skurwiel. Zasrany obciągacz druta.
Skok, raz, dwa. Obrót na końcu basenu i znów skok. Tak w kółko. Byle zagłuszyć tę potrzebę poćwiartowania wiarołomnego serca Westona. Trzy, cztery.
O Boże, jakim prawem?! Jakim prawem doprowadził ją do takiego stanu? Nikt nie ma do tego prawa.
Grzech nie będzie odpuszczony, póki wziątek nie zwrócony.
Po prostu trzeba wyrównać porachunki.
Dziś wieczorem.
Skok, raz, dwa.
– Chcę tylko wiedzieć, czy zatrudniłeś Huntera Rileya – oświadczyła Miranda stanowczym tonem. Siedziała na krześle w gabinecie Westona, okna były zamknięte, a temperatura pomimo nieregularnego szumu, który prawdopodobnie wydobywał się z przepracowanego i zepsutego klimatyzatora, przekraczała trzydzieści stopni Celsjusza.
Większość pracowników już rozeszła się do domów, ale przez okno widać było podwórko tartaczne. Światła się wznosiły i opadały przerażającą łuną. Bale wciąż korowano, ładowano do szop, cięto na deski. Siedziała sztywno jak kołek, mocno trzymając w ręku torebkę. Czym prędzej chciała się znaleźć jak najdalej stąd, ale za wszelką cenę musiała się dowiedzieć prawdy o Hunterze.
Weston rozsiadł się wygodnie w fotelu, wyciągnął ręce i pożerał ją niebieskimi oczami. Szramy na policzku już prawie się zagoiły, ale jeszcze były widoczne. Przypominały o tym, że sypiał z Tessą.
– A ja myślałem, że przyszłaś po to, żeby mnie zobaczyć.
– No, to się pomyliłeś.
Skrzywił się, przymrużył jedno oko i pociągnął za krawat, rozluźniając węzeł. Sięgnął po stojącą w rogu pustego biurka karafkę z alkoholem, na której lśniły kropelki wody.
– Hunter był w tarapatach. Potrzebował wyjechać z miasta, z kraju. I to jak najszybciej. A nasz oddział w Kolumbii Brytyjskiej potrzebuje ludzi. Więc porozmawiałem z ojcem i przenieśliśmy go.
– Tak po prostu? I od razu przyszedł do ciebie, a nie do mego ojca ani do mnie? – Mówiła ostrym tonem, nie kryjąc sceptycyzmu.
– Tak.
– Dlaczego?
– Chyba liczył na to, że nie będę go osądzał jak własny ojciec ani nie poczuję się tak urażony, jak ty miałaś prawo się czuć… biorąc pod uwagę twój stan i w ogóle. – Sięgnął do najniższej szuflady biurka i wyciągnął do połowy opróżnioną butelkę Dewar’s Scotch – Zostaw w spokoju mój stan.
Wzruszył ramionami i podniósł w górę butelkę.
– Napijesz się?
– Nie…
– Ze względu na dziecko?
– Bo nigdy nie piję z palantami. Uśmiechnął się.
– Nie bardzo mnie lubisz, prawda?
– Wcale.
– Ale po informacje przyszłaś do mnie.
– Jak już powiedziałam – mówiła zaskakująco spokojnym tonem – to jedyny powód, że tu jestem.
– Oto kobieta, która wie, czego chce.
– I nie ma zbyt wiele czasu do stracenia – oświadczyła, chcąc jak najszybciej mieć tę rozmowę za sobą. Ale Weston mógł coś wiedzieć na temat Huntera, coś, do czego nawet policja nie dotarła.
Bębnił palcem o wargi, jakby się namyślając, ale jego spojrzenie nie uległo zmianie. W oczach wciąż czaiła się obietnica namiętności. Zastanawiała się, ile alkoholu już dziś wypił.
Ciarki jej przebiegły po plecach. Nie powinna była tu przychodzić. Ale musiała.
– Hunter doszedł do wniosku, że ja… a ściśle biorąc, mój ojciec, mogę mu dać to, czego potrzebował.
– To znaczy…
Usłyszała, jak sekretarka woła „Do widzenia” przez oszklone drzwi. Skurczyła się w sobie. Właśnie dotarło do niej, że została z nim sam na sam. W budynku oprócz nich nie było nikogo, a mężczyźni pracujący w tartaku po drugiej stronie ulicy byli zbyt daleko, by w razie czego usłyszeć jakieś krzyki. Wśród zgrzytu pił, trzasku kłód wrzucanych na zielony łańcuch i warkotu ciężarówek ginęły wszelkie odgłosy. Ale nic nie może się stać. Wyobraźnia płata jej figle tylko dlatego, że nie ufa Westonowi.
– Hunter potrzebował azylu.
– Niemożliwe.
Ciemna brew uniosła się nad współczującym niebieskim okiem, jak gdyby rozumiał jej ból i było mu przykro. Sączył alkohol, bawiąc się szklaneczką.
– Wiem, że ci ciężko, zwłaszcza że… – Jego wzrok przesunął się na jej brzuch.
Przykryła go torebką, jakby chciała chronić dziecko. Szaleństwem było siedzieć tu sam na sam z nim, a jednak nie mogła się ruszyć. Był jedynym człowiekiem w Chinook, który, być może, miał informacje na temat Huntera – choć nie wiadomo, czy prawdziwe – i gotów był się nimi podzielić. Zacisnęła zęby i przywarła do niewygodnego krzesła.
– Wiem, że nie zechcesz tego słuchać, ale wygląda na to, że Hunter sam wpakował się w okoliczne bagno. Mowa o czternastoletniej dziewczynie.
– Która nie ma nazwiska.
– O, ma. Nazywa się Cindy Edwards. Mieszka niedaleko Arch Cape. Jeśli wpłynie oskarżenie, będzie musiał wrócić do Stanów i odpowiedzieć za to. – Podświadomie dotknął ran na twarzy.
– Nie wierzę ci. – Ale w pamięci zanotowała nazwisko dziewczyny. Zgrzytliwy dzwonek po drugiej stronie ulicy ogłosił zmianę szychty lub przerwę na posiłek.
Weston pokręcił głową i palcami przeczesał włosy.
– Kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że Hunter nie jest święty.
– Nic o nim nie wiesz – odparowała, ale czuła się tak, jakby właśnie wpadła w umiejętnie zastawione sidła.
– Nie? – Znów łyknął i odstawił szklankę na stół, tak że trochę whisky wylało się na blat.
– Wiesz, on już był zatrudniony w naszej firmie i wyrobił sobie niezłą opinię. Czytałem jego akta osobowe i świeżo sporządzony życiorys. Rozmawiałem z nim. Wierz mi, Mirando, wiem więcej niż ty o Hunterze Rileyu. – Weston wyszczerzył zęby w lodowatym uśmiechu. – Ta historia z Cindy zaczęła się około sześciu miesięcy temu. Wykonywał właśnie pracę społeczną jako karę za małą kłótnię o samochód, który, jak utrzymuje, pożyczył, choć właścicielka stwierdzi, że to była kradzież. W każdym razie praca społeczna oraz staż próbny należały do wyroku.
– Słyszałam o tym – przyznała. Pot zbierał się pod pachami, na karku i czole.
– Myślę, że to wszystko przydarzyło mu się dlatego, że związał się z tobą. Tak przynajmniej on tak twierdzi.
– Tobie o tym powiedział? – Zbyt grubymi nićmi to było szyte. Hunter był nieugięty, nikt nie wiedział o ich związku. Nikt. Nawet jego własny ojciec.
– Nie chciał nic mówić, ale ja przyznałem się, że wiem o was, o dziecku i…
– O Boże! – Nic podobnego! Jej umysł zaprzeczał. Miała ochotę wykrzyczeć, że to niemożliwe. – Nigdy by nie puścił pary z ust.
Weston cierpliwie westchnął, jakby łaskawie pozwalał jej wyładować gniew, ale jego wzrok wędrował od jej oczu do ust, coraz niżej, wreszcie powrócił na jej twarz, ożywiony i rozpalony.
– Masz rację. Nie zrobiłby tego. Był najwyraźniej skrępowany, ale przycisnąłem go do muru, a że zależało mu na pracy za granicą… Myją mogliśmy dać. Nawet ubezpieczył się na życie w ramach świadczeń pracowniczych, podając twoje nazwisko jako pierwszej spadkobierczyni. Oryginalne dokumenty znajdują się w siedzibie zarządu w Portland, ale chyba mamy tu kopie… – Z trudem wstał i chwiejnym krokiem wyszedł za drzwi, zostawiając Mirandę sam na sam z jej wątpliwościami. Ile prawdy było w tym, co mówił, a ile fikcji, którą sam wymyślił?
Odetchnęła z ulgą. Dobrze, że wyszedł przynajmniej na kilka minut. Tymczasem się pozbiera i obmyśli, jak mu udowodnić kłamstwo. A jednak znów ogarnęło ją przeczucie czegoś nieuniknionego. A jeśli Weston i Dan Riley mówili prawdę? Zaciskały się na niej niewidzialne łańcuchy. Była obezwładniona.
Czy to może być prawda? Każdy nerw jej podpowiadał, że z gładkich ust Westona płyną same kłamstwa, ale nie miała na to dowodu. Prywatny detektyw, którego zatrudniła kilka dni temu, niczego się nie dowiedział.
– Prósz bardz… – Westonowi język się plątał, gdy wszedł do pokoju i rzucił jej pod nos teczkę z aktami pracowniczymi.
Miranda przejrzała dokumenty. Książeczka zdrowia, podanie o ubezpieczenie na życie, stare świadectwa pracy. Wszystko podpisane przez Huntera Rileya. Załamała się. Część z tego, co Weston mówił, musiała być prawdą. Nie było innego wyjaśnienia. W głębi jej mózgu włączył się alarm, jakby tam nastąpiło właśnie zwarcie przewodów elektrycznych.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.