– Długo by opowiadać. Nie mamy na to czasu – odparła Miranda. Głowa Claire bezwładnie opadła. – Co robiłaś po rozstaniu z Harleyem?

– Jeździłam w kółko. – Dlaczego bije od niej taki chłód?

– Kto cię widział?

– Nie wiem. Chyba nikt. – Gęsta gruda podchodziła Claire do gardła. Przyszło jej na myśl, że za chwilę zwymiotuje.

– Jesteś pewna?

– Nie wiem… – Claire szczękała zębami.

– Nie możemy się teraz o to martwić, Claire. W tej chwili musisz się wziąć w garść. Claire… – Miranda znów nią potrząsnęła, ale Claire ją odepchnęła i doczołgała się na skraj drogi, gdzie w rowie płynęła woda, a zielsko smagało ją po twarzy. Żołądek jej się skurczył i gwałtownie wyrzucił wszystko, co było w środku.

Poczuła na ramieniu dłoń Randy.

– W porządku?

– Nie!

– Ale jestem przy tobie. Dasz radę wrócić do samochodu? Musimy już jechać. Claire?

– Nie wiem… czy… dam radę… – Wytarła usta dłonią, ale obrzydliwy smak pozostał. Miała wrażenie, że fatum złapało ją w swoje sidła.

– Spróbuj. A teraz wszystkie trzy musimy szybko coś wymyślić. Trzymasz się mnie? Musimy zapewnić sobie alibi: gdzie byłyśmy, kiedy Harley zginął.

– Nie rozumiem…

– Musimy umieć wyjaśnić, gdzie byłyśmy.

– Dlaczego? – spytała, ale kiedy spojrzała Mirandzie w oczy, zrozumiała, że chodziło nie tylko o to, że Harley nie żyje, ale również o to, że Miranda jest w tarapatach, i to poważnych. Była w to jakoś zamieszana. Claire czuła, że czyjaś śmiertelnie zimna dłoń chwyta ją za gardło i zaciska się na nim.

– Więc tak. Pojechałyśmy do kina dla zmotoryzowanych w górnej części wybrzeża, żeby obejrzeć tę specjalną serię, którą tam pokazują, trzy stare filmy z Clintem Eastwoodem: Powieście go wysoko, Złoto dla zuchwałych i Brudny Harry. W czasie projekcji drugiego filmu zdecydowałyśmy się pojechać do domu i w ogóle nie obejrzałyśmy ostatniego. Zasnęłam za kierownicą, zjechałyśmy z drogi i wjechałyśmy do jeziora.

– Co? To idiotyzm. Dlaczego?

Miranda nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w źrenice siostry. Pomiędzy nimi przebiegł impuls zrozumienia.

– Zaufaj mi, Claire. Nie mamy wyboru. Jeśli Harley został zamordowany, a ja myślę, że tak było, to głównie na nas padnie podejrzenie. Ja również byłam dziś wieczorem na przystani.

– Słucham?

– I Tessa.

Głos Mirandy brzmiał, jakby dochodził z głębi długiego tunelu – był niewyraźny i głuchy. Ledwie docierał do mózgu Claire, a mimo to boleśnie go przenikał.

– Wszystkie będziemy wezwane na przesłuchanie, a żadna z nas nie ma alibi.

– Ale ja nie zabiłam Harleya. Ani ty tego nie zrobiłaś, ani Tessa. Czy nie możemy po prostu powiedzieć prawdy?

– Nie tym razem – powiedziała Miranda i ciężko westchnęła. – W tym wypadku prawda pogrąży przynajmniej jedną z nas i wierz mi, Taggertowie nie cofną się przed niczym, byle tylko posłać nas na szubienicę.

Claire mrugnęła, żeby strząsnąć krople deszczu z powiek.

– Nie rozumiem, dlaczego… – zaczęła, ale zamilkła. Miranda była w to uwikłana po uszy. Cokolwiek się stało, była przekonana, że to pachnie więzieniem… I potrzebuje alibi. Claire z trudem przełknęła ślinę. – Zgoda.

– Dobrze. – Miranda pomogła jej wstać i otworzyła drzwi samochodu, gdzie nieruchomo siedziała Tessa i bezmyślnie patrzyła w jeden punkt. – Usiądź na skrzyni biegów. Nie chcę, żebyś utknęła z tyłu. – Claire przycupnęła przy Tessie. Miranda uruchomiła samochód i ruszyła w stronę odległego brzegu jeziora. – Żadna z nas nigdy nie powie nikomu, nawet jedna drugiej, ani mamie, ani tacie, ani naszym najlepszym przyjaciołom, nikomu, co się naprawdę stało dziś wieczorem. Od teraz już na zawsze nasza opowieść będzie się sprowadzała do tego, że wjechałyśmy do jeziora. Claire, ty musisz mi pomóc wyciągnąć Tessę, kiedy już znajdziemy się w wodzie.

– Chyba nie chcesz naprawdę tego zrobić! – Claire była przerażona. – Będziemy tylko mówiły…

– Muszę! To ma wyglądać autentycznie, prawda? Na północy jezioro nie jest aż tak głębokie. Nic nam się nie stanie. – Skręciła na szosę.

– To szaleństwo. Ludzie topią się w wannach. A Tessa… jest półprzytomna. – Samochód nabrał szybkości. – Rando…

– Tylko obiecaj, że będziesz trzymać się tej wersji wydarzeń.

– Oszalałaś!

Za kolejnym zakrętem zza drzew błysnęło jezioro Arrowhead. Woda była ciemna i wzburzona, wiatr pienił fale.

– Randa, nie!

Camaro coraz szybciej mknął po mokrej nawierzchni, wycieraczki pracowały pełną parą, koła śpiewały.

– Słuchaj, Claire, współpracujesz ze mną czy nie? Znikły drzewa i pojawił się pas plaży.

– A Tessa? – spytała ogarnięta paniką Claire.

– Zgodziła się.

– Nie odezwała się ani słowem.

– Ona w to wchodzi!

– Dobrze, dobrze!

– Trzymajcie się! – Miranda pokręciła kierownicą. Camaro podskoczył. Koła ślizgały się na żwirze.

– Na litość boską…

Samochód podskakiwał na kamieniach, trawie i kłodach, jadąc coraz szybciej, a czarna otwarta gardziel jeziora otwierała się przed nimi.

– Boże, pomóż mi. – Miranda nacisnęła na hamulec, koła mocno się wbiły w ziemię, tworząc głębokie koleiny w piasku. Z-28 zderzył się z wodą. Potężnie. Claire uderzyła głową w dach. Krzyknęła tak głośno, że o mało jej nie popękały bębenki w uszach. Wzburzona woda podnosiła się coraz wyżej do okien i silnik zgasł.

– Dobra, a teraz pomóż Tessie!

Miranda popchnęła i otworzyła drzwi. Claire wyciągnęła rękę ponad Tessą i zdołała zrobić to samo. Woda wlewała się do środka. Claire wygramoliła się z samochodu i, kaszląc, ciągnęła ze sobą Tessę. Nagle uświadomiła sobie, że nie może zagruntować. Grzęzła w mule po łydki. Ale głowa wciąż była nad wodą.

Harleyu! O, Boże, Harleyu, wybacz mi. Ból ściskał jej serce.

– Chodźmy, no już! – Miranda oparła bezwładne ramię Tessy na własnym barku i ruszyła w stronę drogi, z trudem brnąc w ciemnej wodzie. – A teraz: jaki film oglądałyśmy?

– Powieście go wysoko.

– Oraz?

– Złoto dla zuchwałych. Daj spokój Tessie, Randa.

– Tess? – ponaglała Miranda. Woda sięgała im po kolana. – Tessa?

– Brudny Harry – wyszeptała Tessa.

– Ale tego filmu nie oglądałyśmy. Wyszłyśmy, zanim się zaczął. Pamiętaj. Trzymaj się mnie. Nie pozwól im nas rozdzielić.

Z oddali słychać było głosy i jakiś pikap połyskujący w deszczu światłami wolno posuwał się skrajem szosy. Mężczyzna w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym biegł w ich stronę.

– Hej! – krzyknął chropowatym, przerażonym głosem. – Nic wam nie jest? Na Boga, co u licha tu się stało? Najpierw dzieciak Taggertów, a teraz to!

Więc to prawda. Claire czuła, że ma nogi z ołowiu. Zatrzymywały się inne samochody, a pierwszy mężczyzna dobiegł do nich i wziął Tessę na ręce.

– Nic wam nie jest, dziewczyny? Czy ktoś jeszcze był w tym samochodzie?

– Tylko my – odpowiedziała Miranda. – Wszystko… w porządku.

– Jesteście pewne? – Skinął głową w kierunku Tessy, która poczuła odór sfermentowanego piwa. – A ty?

– W porządku. Nic mi nie jest.

– Co się stało? – spytała jakaś kobieta. Coraz więcej samochodów zbierało się wokół pikapa. – Jezu! Czyżby ktoś wjechał do jeziora?

– Ja… musiałam chyba zasnąć za kierownicą – odezwała się Miranda, szczękając zębami.

– Boże drogi! – jęknęła kobieta. – Cóż, trzeba was ogrzać. George, George! Przynieś te koce z bagażnika. Dziewczyny przeziębią się na śmierć.

Odrętwiała Claire dała się poprowadzić w stronę kilku pojazdów byle jak zaparkowanych na skraju szosy.

– Patrz pan! – odezwał się starszy mężczyzna.

– Mają szczęście, że przeżyły – powiedziała jakaś kobieta, której sylwetka migała czernią w ostrym świetle reflektorów.

– Właśnie. Nie tak jak ten młody Taggert.

Kolana się ugięły pod Claire, ale ktoś ją podtrzymał, postawił na nogi i poprowadził. Trzęsła się jak galareta.

– Czy ktoś zadzwonił po pogotowie?

– Nie załamujcie się, dziewczyny – zaśpiewał łagodny męski głos. – Wszystko będzie dobrze.

Claire rozpoznała ten głos. Nie pamiętała nazwiska tego człowieka, ale wiedziała, że obsługiwał stację benzynową, w której tankowała paliwo.

– Czy któraś z was jest poważnie ranna? Nie mogła wydobyć z siebie głosu.

– Chyba nie – znów odezwała się Miranda, jak zawsze odpowiedzialna za wszystko.

Claire zdołała skinąć głową w stronę Tessy, która tylko szepnęła:

– Brudny Harry.

To nie tak. Zupełnie nie tak.

– Co powiedziała? – spytała kobieta.

– Coś jak „brudny” albo coś w tym rodzaju.

– Prawdopodobnie wszystkie są w szoku.

Claire mrugnęła, żeby strącić krople deszczu z powiek. Drżała z zimna. Mokre brudne ubrania przylgnęły do jej skóry.

– George, na litość boską, przynieś wreszcie te koce z bagażnika!

Gdzieś niedaleko, prawdopodobnie w którymś z zaparkowanych samochodów, jakiś mały chłopczyk tak płakał, że aż dostał czkawki. Z tyłu pikapa przeraźliwie zaszczekał pies.

– Cicho, Roscoe! Pies się uciszył.

– Słuchajcie… – szepnęła jakaś kobieta na tyle głośno, żeby wszyscy słyszeli. – Czy to nie są córki Hollanda?

– Ktoś powinien zadzwonić do ich rodziców.

– Ludzie szeryfa już tu jadą.

– O Jezu, jak im się udało wylądować w jeziorze? Miały szczęście, że to się przydarzyło w tym miejscu. Gdzie indziej roztrzaskałyby się o drzewo.

Jedna z kobiet podprowadziła Tessę do swojego oldsmobile’a.

– Wsiadajcie, dziewczyny. I nie martwcie się, że pobrudzicie tapicerkę, to plastik. Zawsze można go umyć. Cały czas wożę swoje psy. Ale musicie się ogrzać.

Otworzyła drzwi i Claire weszła do środka, a za nią Tessa i Miranda. Siedziały skulone, przytulone do siebie, okryte kocami. Właścicielka samochodu, kobieta o kościstej twarzy i rzadkich zębach, podała Claire kubek kawy z termosu. Inni dobrzy samarytanie dali Mirandzie i Tessie parujące kubeczki. Dziewczyny ściskały je lodowatymi rękami.

Jasne smugi z latarek wpadały w deszczową przepaść. Mężczyźni zaczęli szukać samochodu.

– Czy ktoś zadzwonił po pomoc drogową?

Szyby samochodu zaparowały od kawy i oddechów. Claire dziękowała Bogu, że wreszcie mogą się skryć za tą delikatną wilgotną zasłonką przed oczami ciekawskich gapiów.

Syrena wyła pośród nocy. Czerwone, białe i niebieskie światła przebijały mrok. Claire podskoczyła i rozlała kawę na indiański pled, którym była otulona.

Zerknęła na Mirandę i zamarła, bo starsza siostra wyglądała na przestraszoną. Jej twarz koloru kredy była ochlapana błotem, włosy zwisały w strąkach ociekających wodą. Spojrzała Claire w oczy i z trudem przełknęła ślinę.

– Pamiętaj – powiedziała, gdy radiowóz był już na miejscu. Dwóch zastępców szeryfa wysiadło z samochodu. Zza zamglonych okien widać było ich sylwetki. Jeden stanął na skraju drogi i za pomocą latarki kierował ruchem, zabraniając zatrzymywania się.

Przerwał tę pracę i przez kilka sekund rozmawiał z kimś z tłumu, zadając pytania, których Claire prawie nie słyszała. Otworzył tylne drzwi samochodu i zapalił światła wewnętrzne. Był wysoki i potężny, ubrany w jakiś strój przeciwdeszczowy. Z twardego ronda kapelusza lały się strugi deszczu.

– Cześć, dziewczyny. Nazywam się Hancock i jestem zastępcą szeryfa. Po pierwsze, chciałbym wiedzieć, czy któraś z was jest poważnie ranna. Ambulans już jest w drodze. Po drugie, muszę ustalić, co się stało, i zanotować to w raporcie. – Obdarzył je uspokajającym uśmiechem, który śmiertelnie przeraził Claire. Zbierała siły na swoją pierwszą konfrontację z prawem.

– To moja wina – oświadczyła Miranda, patrząc Hancockowi w oczy. – Straciłam… kontrolę nad samochodem. Podejrzewam, że po prostu zasnęłam za kierownicą.

– Czy ktoś jest ranny? Claire pokręciła głową.

– Chyba nie.

– A co z tobą, dziecko? – Oficer wpatrywał się w Tessę. Podniosła wzrok i zatrzęsła się.

– Brudny Harry.

– Słucham? – spytał, ściągając brwi.

– Byłyśmy w plenerowym kinie – wtrąciła Miranda. – Brudny Harry to film, którego nie obejrzałyśmy, ponieważ postanowiłyśmy przed burzą wrócić do domu.

– Och… – Podrapał się po brodzie i spojrzał w niebo. – Niezbyt ładny wieczór na seans pod gołym niebem.

– Tak… Rzeczywiście, to był błąd… Postukał latarką o drzwi samochodu.

– Cóż, resztę mi opowiecie, jak już się dowiemy, czy nie potrzebujecie pomocy lekarza. Zadzwoniłem po pogotowie i pomoc drogową.

– Nie potrzebujemy szpitala – protestowała Miranda. – Czujemy się dobrze.

– Poczekamy na diagnozę lekarską. – Zawyła kolejna syrena i kubek kawy wyślizgnął się z rąk Claire. Nieważne. Nic już się nie liczyło. Harley nie żył, a ona siedziała w kałuży wody na tylnym siedzeniu samochodu należącego do obcej osoby. Była zbyt zmęczona, żeby myśleć, i tak osłabiona, że nie miała siły zastanawiać się na tym, co się zdarzyło naprawdę i dlaczego Miranda upierała się, żeby kłamały. Jednak patrząc na przerażoną twarz starszej siostry i szok zastygły na twarzy młodszej, Claire pomyślała, że dla nich gotowa jest kłamać jak z nut. Nie miała już na świecie nikogo prócz sióstr.