Powoli popijał martini i uśmiechał się do siebie.
3.
Więc pani w ogóle nie otrzymywała korespondencji od Rileya. Żadnych telefonów. Nic. – Denver siedział na jednym z plecionych krzeseł ustawionych wokół małego kuchennego stołu. Rozsiadł się wygodnie, zaczepiając obcasem buta o nóżkę drugiego krzesła. Przez cały czas wpatrywał się w nią przenikliwym orlim wzrokiem, który niczego nie przeoczył, i skłaniał jej wzrok do odwrotu. Ale się nie poddawała. Patrzyła w twarz mordercom, gwałcicielom, dręczycielom żon i ciężko pracowała, żeby ich wsadzać za kratki. Pozostawała niewzruszona wobec pierwszoligowych adwokatów obrony, a nawet przeżyła napaść z nożem, która miała być krwawą zemstą Ronniego Kluga. Styles potrafi upokarzać, ale nie może jej przeniknąć.
– Nie miałam wiadomości od Huntera. Żadnych listów ani telefonów. Nic.
Promienie słońca obficie wpadały przez okno, grzejąc plecy Mirandy. Obok kosza z owocami leżała otwarta gazeta „Metro” – część dzisiejszego „Głosu Oregonu”. Znoszona skórzana kurtka Stylesa niedbale przewieszona przez oparcie innego krzesła wyglądała tak, jak gdyby tam od zawsze było jej miejsce.
Kawa, na którą żadne z nich nie miało ochoty, stygła w ceramicznych kubkach, rozsiewając przyjemny aromat.
– Nie sądziła pani, że to dziwne?
– Owszem, ale… Tłumaczyłam to oskarżeniami, które miały być wniesione przeciwko niemu…
– Gwałt i kradzież samochodu? – spytał. Najwyraźniej odrobił pracę domową.
– Właśnie.
– Nikt nigdy nie wytoczył żadnych oskarżeń.
– Wiem, ale myślałam, że skoro wyjechał za granicę…
– Nie wie pani, że istnieje coś takiego jak procedura ekstradycji? Oczywiście, że wie. Teraz. Ale wtedy była o wiele młodsza, gorzej znała prawo. Poza tym czuła się zraniona, dotknięta tym, że Hunter ją zdradzał z inną dziewczyną. To, że nigdy się z nianie skontaktował, skłaniało, żeby przymknąć oczy i odwrócić głowę, uwierzyć w najgorsze. Zresztą wtedy to się już nie liczyło. Naprawdę. Dziecka już nie było.
Ten stary ból, który tak rozpaczliwie usiłowała trzymać pod kluczem, przedarł się przez linie obrony i chwycił ją za serce tak mocno, że z trudem oddychała. Bóg jeden wie, jak bardzo pragnęła tego dziecka, jak ta niezwykła cząstka Huntera była jej potrzebna.
– Byłam młoda – przyznała, obracając w rękach kubek z kawą. – I wystraszona.
– I w ciąży.
Słowo to rozległo się echem po kuchni jak pogłos w kaplicy i ugodziło ją w samo serce.
– Tak. – Nie ma powodu kłamać, wie już zbyt dużo. Wpatrywała się w niego otwartymi oczami, w których nie było łez. Nie pozwoliła, by dostrzegł ból, który po latach znów ją nawiedził. – Ale to nie powinno nikogo interesować.
W jego nieprzejednanych oczach błysnął ognik czułości i zrozumienia, ale natychmiast zniknął. Zastanawiała się nawet, czy nie był tylko wytworem jej wyobraźni. Styles nie należy do ludzi, którzy potrafią innym współczuć.
– Tylko spełniam swoje obowiązki. – Jedna ciemna brew uniosła się w górę. – Podobne do tych, które pani musi wykonywać.
– Zawsze szukam prawdy.
– Ja też. – Upił łyk letniej kawy i odstawił kubek. – A co się stało z dzieckiem? – spytał przyciszonym głosem.
Zamknęła oczy.
– To jest sprawa, której nie chcę poruszać.
– Wiem.
Mijały sekundy milczenia. W końcu Miranda otworzyła oczy. Nieważne, co on wie.
– Poroniłam.
– Kiedy?
– Tej nocy, kiedy straciłam kontrolę nad kierownicą i wylądowałam w jeziorze Arrowhead. Jestem pewna, że widział pan dokumenty szpitalne. Tam powinna być wzmianka o poronieniu.
Niewielu ludzi o tym wiedziało. Miała wówczas osiemnaście lat, więc rodziców nie poinformowano o tym, że straciła dziecko. Miranda była na tyle świadoma swoich praw, żeby wiedzieć, iż lekarz nie może zdradzić tajemnicy pacjenta. Jeśli nawet ojciec kiedykolwiek się o tym dowiedział, to unikał tego tematu, ani słowem o tym nie napomknął. Denver Styles jakoś zdobył te informacje. Ale jak?
– Jak ojciec pana znalazł? – spytała zaciekawiona. Intrygujący, choć przerażający mężczyzna bez przeszłości. Jeśli Pertillo nie mógł go rozszyfrować, to nikt inny nie jest w stanie tego dokonać.
– Zgłosił się do mnie.
– A skąd pana znał? – spytała. – Nie wydaje mi się, że wynalazł pana w książce telefonicznej.
Jego usta wykrzywił cień uśmiechu. Szare oczy na sekundę zaiskrzyły.
– Poznaliśmy się przez wspólnego znajomego. – Napił się wystygłej kawy i chwycił za kurtkę. – Ale chyba pani pamięta, że to nie ja miałem być tematem tej rozmowy?
– Jak mogłam o tym zapomnieć? Pochylił się nad nią.
– Pani Mirando, jest pani inteligentną kobietą. Bystrą. Ale nie tak bystrą jak szesnaście lat temu. Osobiście uważam, że historyjka o tej nocy, kiedy zginął Taggert, którą pani wcisnęła ludziom szeryfa, jest wyssana z palca. Myślę, że wiązała pani swego rodzaju pakt z siostrami, że zapewnicie sobie nawzajem alibi. Poza tym uważam, że bez względu na to, czy pani zechce spojrzeć prawdzie w oczy, czy nie, cała ta sprawa odbije się pani czkawką. Teraz mogła pani wyznać prawdę mnie i zostałaby ona pomiędzy mną, panią i pani ojcem. A tak Kane Moran lub przeciwnicy polityczni pani ojca wezmą sprawę w swoje ręce i zaczną nią manipulować. Wybuchnie taki skandal, o jakim dotychczas nie słyszano w poczciwym, złotym Chinook. Pani kariera będzie zrujnowana, Tessa może potrzebować czegoś więcej niż tylko osobistego psychiatry, a Claire uzna mały skandalik z mężem w Kolorado za strumyczek w porównaniu z wodospadem, który ją zaleje, kiedy cała sprawa wyjdzie na jaw.
– Myli się pan – upierała się. Wrzał w niej gniew, ale jego słowa ją przeraziły. – A jeśli pan już skończył, to nie widzę potrzeby przedłużania tej rozmowy.
Skrobał oparcie swego krzesła.
– Zmieni pani zdanie.
– Nie mam na co go zmieniać.
– Jeszcze zobaczymy. – Podniósł kurtkę z sąsiedniego krzesła, sięgnął wolną ręką do kieszeni i położył na stole wizytówkę motelu Tradewinds w Chinook. – Pokój 25. Jeśli pani zechce ze mną porozmawiać.
– Proszę nie warować przy drzwiach. – Nawet nie spojrzała na białą karteczkę. Im mniej o nim będzie wiedzieć, tym lepiej. Po raz pierwszy w życiu nie miała ochoty dociekać prawdy. Nie była pewna, czy potrafi jej spojrzeć w oczy.
Powiesił kurtkę na jednym ramieniu i delikatnie dotknął jej karku.
– Zastanów się nad tym, Mirando – powiedział półszeptem. Jego palce parzyły ją w skórę. – Jeszcze się pokażę.
Słyszała jego oddalające się kroki, wciąż czując na szyi ciepło jego dotyku. Chwilę później drzwi domu otworzyły się i cicho zamknęły. Już go nie było. Westchnęła. Wszystko się wali. Te wszystkie kłamstwa starannie opracowane. Przygryzła wargę i oparła czoło na stole.
– Boże, pomóż mi – wyszeptała. Wiedziała, że zbliża się koniec. Niech się wali i pali, Denver Styles nie spocznie, dopóki nie dopnie swego.
Tessa czuła na twarzy powiew chłodnego wiatru i żałowała, że nie daje jej to spokoju umysłu, wewnętrznej równowagi, jaka zwykle napełnia ludzi, kiedy wpatrują się w otwartą przestrzeń oceanu lub boso spacerują po piasku. Kiedy wolnym krokiem szła brzegiem morza, a piana łaskotała jej stopy, czuła się tylko niespokojna i zagubiona.
Nie powinna była wracać do Oregonu. Nigdy. Należało trzymać się z dala od tego miejsca. Jednak jeden z jej psychiatrów – taki łysy z rudą brodą, doktor Terry – powiedział jej, że pewnego dnia i tak będzie musiała spojrzeć w twarz swoim demonom. I tak kiedyś stanęłaby przed koniecznością powrotu do tego piekiełka, żeby skonfrontować się z tymi, którzy ją wykorzystywali i gwałcili.
Piasek właził jej między palce. Musiała uważać na ostre muszle małż i maleńkie wybrzuszenia, które oznaczały, że tuż pod powierzchnią kryje się krab. Wodorosty i połyskujące, połamane muszle, puste pancerze krabów i galaretowate meduzy zaśmiecały biały piasek plaży okalającej Stone Illahee – ośrodek wypoczynkowy, w którym Tessa tymczasowo zamieszkała. Zajmowała prywatny apartament z wanną z masażem elektrycznym, sauną, dwoma olbrzymimi łóżkami i pięknym widokiem na ocean. Mogła tam mieszkać tak długo, jak zechce. Dutch chciał, żeby jej było wygodnie.
– Dzięki, tato – powiedziała, zmieniając krok spacerowy w powolny bieg.
Wróciła do Oregonu z myślą o jednej rzeczy, a teraz rozchlapując stopami wodę na plaży nie mogła sobie odmówić rozsmakowywania się w marzeniach o słodkiej zemście na tych, którzy ją skrzywdzili. Czekała szesnaście lat i miała nadzieję, że w końcu minie jej ta chęć zapłaty, ale się myliła. Kiedy była w Kalifornii, z dala od sióstr i wspomnień tej piekielnej, bolesnej nocy, umiała sobie jakoś poradzić z myślami o zemście, ale teraz, kiedy wróciła do Oregonu, dawne zmory ożyły. Musi tylko odrobinę się pozbierać i ci, którzy zrobili jej krzywdę, zapłacą za to. Już czas najwyższy.
Claire właśnie odnawiała z Samanthą pracownię nad garażem, gdy dobiegł ją odgłos motocykla. Wystawiła głowę przez okno i serce jej się ścisnęło.
Kane Moran zbliżał się na ogromnym czarnym harleyu davidsonie. Na oczach miał lustrzane okulary lotnicze, a ubrany był w zakurzone dżinsy i postrzępioną skórzaną kurtkę. Ożyły stare wspomnienia. Wiatr we włosach, ona mocno ściska Kane’a w pasie, mieszanka zapachów skóry, piżma i tytoniu podrażnia jej nozdrza. Wspomnienia dni tęsknoty za nim i nocy, kiedy nie pragnęła niczego więcej, tylko trzymać go w ramionach.
Ostatnie popołudniowe promienie słońca złociły mu włosy. Jakże mocno go kochała i jak bardzo jej na nim zależało.
– O Boże – szepnęła.
– Co? Co takiego? – spytała Samantha, wspinając się na palce i zaglądając matce przez ramię. – Uuu! – wyrwał jej się okrzyk zachwytu.
Sean wrzucał piłki do prowizorycznego kosza, który zamontował nad trzecimi drzwiami garażu, ale na odgłos motocykla przerwał grę, wcisnął piłkę pod pachę i w niemym zachwycie patrzył, jak Kane zwalnia i zatrzymuje się nie dalej niż półtora metra przed jego nosem.
– Twój? – spytał, gdy Kane zsiadł z motoru.
– Póki co, tak.
Sean, nie wiedząc, że matka na niego patrzy, gwizdnął przeciągle z podziwu.
– O cholera!
– Sean! – krzyknęła Claire z okna.
– Ale mamo, popatrz! To harley! Harley. Wszystko kręci się wokół niego.
– Też mi coś – mruknęła pod nosem Samantha. Kane wytarł twarz zewnętrzną stroną dłoni.
– Podoba się?
– Podoba się, podoba – odparł Sean. – A co ma się nie podobać?
– Chcesz się przejechać?
– Chcesz powiedzieć, że to ja będę kierował?
– Chwileczkę! – Claire wybiegła z pokoju i pomknęła na dół po schodach. W kilka sekund była na dworze. – Sean nie ma prawa jazdy ani nawet pozwolenia na prowadzenie pojazdów w stanie Oregon.
– Oj, mamo, daj spokój. – Sean dryblował, ale ani na chwilę nie spuszczał oka z lśniącej maszyny.
– Nie ma mowy? Czy nie trzeba mieć prawa jazdy, żeby prowadzić taki pojazd?
– Legalnie tak – zgodził się Kane, kołysząc motorem pomiędzy nogami.
– Interesuje mnie tylko to, co jest legalne.
– Ale mamo…
– Sean, proszę. – Posłała Kane’owi spojrzenie, które mogłoby przeniknąć stal. Znów dostrzegła uderzające podobieństwo pomiędzy ojcem i synem. Jak oni mogą tego nie widzieć?
– Coś ci powiem: wskakuj z tyłu. Przewiozę cię – odezwał się Kane do chłopaka, o którym nie wiedział, że to jego syn. Sięgnął za plecy, rzucił kask Seanowi, który wkładając go, upuścił piłkę siatkową. Zlekceważona pomarańczowa kula potoczyła się w stronę garażu.
– A ja? – spytała Samantha.
– Będziesz następna – obiecał Kane. Claire odniosła nieodparte wrażenie, że ktoś tu nią manipuluje.
Sean obszedł motor dookoła, szczegółowo go oglądając.
– Bomba!
– Wsiadaj. – Kane skinął głową na chłopaka, którego nie trzeba było dłużej namawiać. Pomimo wcześniejszych deklaracji, że „nienawidzi tego kutasa”, usiadł za Kane’em, zapiął kask i zamiast objąć kierowcę wpół, chwycił za pas okalający siedzenie.
Kane zapalił silnik i motocykl pomknął w dal.
– Uważajcie! – krzyknęła Claire, ale tylko wiatr porwał jej słowa, bo motor był już daleko i jeszcze przed zakrętem złapał trzeci bieg, by zniknąć za drzewami.
– Myślałam, że Sean nienawidzi tego faceta – zauważyła Samantha, odrzucając włosy z ramion.
– Ja też.
– Jedno spojrzenie na motor i już zmienił zdanie. – Sam pokręciła głową. – Ci mężczyźni! – mruknęła pod nosem.
– Amen – zgodziła się matka.
Z oddali słychać było jeszcze brzęczenie motoru, który znów zmieniał biegi. Claire odczuła doniosłość chwili. Ojciec i syn byli sam na sam ze sobą. I chociaż żaden z nich nie dostrzegał olbrzymiej wagi tej samotnej przejażdżki, w oczach Claire stanęły piekące łzy. Gardło jej się ścisnęło, ale wolała raczej stłumić płacz, niż rozkleić się na oczach córki. Kiedyś będzie musiała znaleźć właściwe słowa i wyznać Kane’wi prawdę o jego ojcostwie, ale jeszcze nie była gotowa zrujnować wszystkiego. Zbyt wiele uczuć, zbyt wiele serc do stracenia. Kiedy Kane dowie się prawdy, na pewno znienawidzi ją za to, że go okłamywała, za to, że przekazała ich syna pod opiekę innemu mężczyźnie, za to, że nigdy nikomu – nawet Seanowi – nie wspomniała o prawdziwym ojcu, który wyjechał do wojska, a potem włóczył się po świecie jako prawie sławny dziennikarz, by wrócić tutaj w roli pisarza, który uparł się, zrujnować życie dziadkowi Seana. Boże, pomóż nam, modliła się w duchu, gdy znów zbliżał się odgłos motocykla. Pięści jej się same zacisnęły, gdy zza zakrętu wyłonił się motor ozłocony ostatnimi promieniami słońca i z piskiem opon zatrzymał się przy garażu.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.