– Westona już nie da się naprawić. Ja tylko mam zamiar go zadręczyć.
Claire pokręciła głową.
– Zostaw go w spokoju. Nie jest wart kłopotów.
Tessa przymrużyła oczy i spojrzała przez ramię Claire na coś, co tylko ona mogła zobaczyć. Jej twarz boleśnie się wykrzywiła, a w oczach pojawiły się autentyczne gorzkie łzy.
– A czym on zasłużył na takie doskonałe ciepełko rodzinne, co? Chyba nie jest uosobieniem rycerskiej szlachetności, prawda?
– Życie jest na ogół niesprawiedliwe.
– Wiem, wiem, ale do szału mnie doprowadza to, że ma tę swoją… pieprzoną sielankę… wiesz, spełnienie amerykańskiego snu. Jest wiernym, kochającym mężem Kendall Forsythe, rozpuszczonej, zepsutej pannicy, takiego czystej rasy pudla z kokardką. – Tessa pociągnęła nosem i odchrząknęła. – Rzygać mi się chce, kiedy o tym pomyślę.
– A co tobie do tego?
Tessa zatrzepotała powiekami, powstrzymując przeklęte łzy, które pojawiały się w najmniej pożądanych momentach. Bębniąc palcami o ladę, podjęła mocne postanowienie, że już nie będzie kłócić się z Claire. To się na nic nie zda.
– Może i masz rację, ale mnie to cholernie dręczy.
– Zostaw go w spokoju.
Powinna. Claire mówiła do rzeczy, ale Tessa za nic nie mogła pogodzić się z faktem, że Weston należy do elity miejskiej, że jest uważany za ważną personę, pieprzoną figurę, przed którą mężczyźni i kobiety padają na twarz. Ten człowiek to uosobienie zła. Jakże by chciała odsłonić przed światem prawdziwe oblicze Westona Taggerta. Poza tym – choć nikt prócz niej o tym nie wiedział – bez mrugnięcia oka zrujnował jej życie.
Może nadeszła pora, żeby zająć się jego życiem.
Claire kłamała. Kane to wyczuwał. Leżał przy niej w domku przy basenie i jedną ręką pieścił jej nagi pośladek, a drugą gładził kręgosłup. Usiłował zgadnąć, co przed nim ukrywa.
Wiedział, że jej wersja wydarzeń tej nocy, kiedy zginął Taggert, nie trzyma się kupy. To go przerażało. A jeśli niechcący zabiła Harleya? Jeśli tak, to swoją publikacją posłałby ją do więzienia. Serce mu się krajało. Westchnęła sennie na starym łóżku, gdzie przed chwilą się kochali. Przez otwarte okno powiał zapach chloru z basenu. Wiatr czesał korony drzew, szeleszcząc igłami jodeł i liśćmi dębu.
Claire nie wpuściłaby go do sypialni. Nie wtedy, kiedy w domu były dzieci. Więc spotkali się tu – jak nastolatki szukające odosobnionego miejsca schadzki – w domku przy basenie, gdzie Claire była dość blisko dzieci, żeby wiedzieć, że są bezpieczne, a jednocześnie mieli zapewnioną prywatność. Tu mogli wtopić się w siebie wzajemnie.
I wtopił się w nią. Żadna inna kobieta nigdy go nie dotykała tak jak Claire Holland St. John. Miała już swoje sposoby, żeby go doprowadzić do obłędu. Uczucia, jakimi ją darzył, były tak bliskie miłości, że aż go to przerażało. Dla niej gotów był zakwestionować wszystko, w co wierzył i co planował przez całe życie. Tak go pochłonęła sprawa zdemaskowania Dutcha Hollanda i żądza zemsty, że to przysłoniło mu wszystkie inne sprawy.
Westchnęła przez sen. Pocałował jej skórę pomiędzy łopatkami.
– Kane – szepnęła, wciąż śpiąc, lecz wyciągając rękę w jego stronę. Jego serce wezbrało czułością. Była taka piękna. Światło księżyca prześwitywało przez żaluzje i rzucało srebrzyste pręgi na jej nagie ciało, wąską talię, żebra, a gdy przewróciła się na bok, odsłaniając piersi, jego męskość znów zaczynała się budzić. Nigdy nie mógł nią się nasycić ani zbyt długo odpoczywać po akcie miłosnym. Miała miękkie, okrągłe sutki, ale gdy leżał blisko, pieszcząc je oddechem, napięły się. Nawet przez sen reagowała.
– Prześliczna księżniczka – powiedział z żalem, że tak się ułożyły ich losy. Nie chciał jej wykorzystać do osobistej zemsty. Wolałby przychodzić do niej z czystymi zamiarami i szczerym sercem. A jednak kierowały nim ukryte pobudki.
Poczucie winy nie dawało mu spokoju. Mimo to wziął ją w ramiona i pocałował. Westchnęła, otworzyła oczy i obdarowała go tym seksownym, dziewczęcym uśmiechem, który zawsze go rozbrajał.
– Znowu? – spytała, ziewając. Burza włosów rozsypała się na jego ramieniu.
Jej usta idealnie przylgnęły do jego ust. Jej brodawki i za kilka sekund ospałe ciało znów było pełne życia, a jej krew tak gorąca jak jego.
Objęła go za szyję, a on schował głowę pomiędzy jej piersi. Kolanami rozłożył jej nogi i wtargnął w nią tak gwałtownie i pożądliwie jak rozbudzony dziewiętnastolatek.
– Kane – szepnęła mu na ucho, gdy zaczął dyszeć. Na jej skórze pojawiły się drobniutkie kropelki potu. Wyginając ciało, niecierpliwie wychodziła naprzeciw jego pchnięciom. Poruszał się coraz szybciej, tuląc ją do siebie. Mocno zacisnął powieki. Sumienie nie dawało mu spokoju. Nie powinien tego robić, nie może jej zdradzić, nie może kochać jej aż do bólu i jednocześnie niszczyć jej rodzinę.
Osiągnęli szczyt. Zwarł się z nią w ostatnim uderzeniu, pożądliwie krzycząc. Jego ciało wtopiło się w nią, stworzyli odwieczną jedność przeklętą przez wszystkie demony piekieł.
Wycieńczony pocałował ją w czoło, poczuł słony smak potu. Jeszcze drżała.
– Nie chcę cię zranić. Nigdy – powiedział, muskając ustami jej twarz.
– Nie zranisz – odparła, ufnie patrząc mu w oczy i uśmiechając się. Znów ją pocałował długim namiętnym pocałunkiem. Wiedział, że nie ma wyboru. Pomimo wszystkich przysiąg, które składał samemu sobie, przeznaczone mu było ją zdradzić. Bez względu na to, co się stanie, znienawidzi go na całe życie.
5.
Przestań. Doprowadzasz mnie do szału. Co ci jest? – spytała Paige, patrząc z ukosa na Westona. Podniosła głowę znad kart. Nabrała garść mieszanki orzechów i włożyła do ust migdał.
– Nic mi nie jest – skłamał Weston i w duchu zganił siebie za okazywanie emocji. Znów krążył tam i z powrotem po kuchni i wnęce do gier, gdzie Kendall, Stephanie, Paige i jego ojciec grali w karty. Wózek inwalidzki Neala stał na swoim miejscu i staruszek, chociaż nie mógł chodzić i od wylewu miał prawie bezwładną prawą stronę, był w stanie rozmawiać i na tyle sprawnie władać lewą ręką, żeby poradzić sobie z cotygodniową partyjką brydża.
– Coś niedobrego się dzieje – powiedział Neal, jednym okiem patrząc na syna. – Zawsze jesteś niespokojny, kiedy coś cię gnębi.
– Tatusiowi nic nie jest – wtrąciła Stephanie. Westonowi zrobiło się ciepło na duszy. Zawsze była po jego stronie i broniła go przed światem. Pszeniczne blond włosy i błyszczące niebieskie oczy świadczyły o tym, że odziedziczyła idealną kombinację genów, która czyniła z niej piękność. – Zostaw go w spokoju. Mamo, twoja kolej.
Córeczka tatusia. Jednak inni się nie mylili. Wychodził z siebie.
Paige nadal miała nadwagę i wiecznie dzwoniła tą irytującą bransoletką. Doprowadzała go do rozstroju nerwowego. Czasem uśmiechała się do niego tak tajemniczo, jakby miała na niego haka – coś, co mogło mu śmiertelnie zagrozić. To coś powstrzymywało go przed zniszczeniem jej. I dawała mu to do zrozumienia.
– Lepiej będzie, jeśli nie zginę w wypadku ani nie przydarzy mi się coś gorszego, Wes, bo to nie wypali. Jeśli nieoczekiwanie umrę w młodym wieku, policja przyjdzie po ciebie. – Domagał się wyjaśnień, ale ona tylko posyłała mu ten swój uśmiech, który przyprawiał go o dreszcz i dodawała: – Nie blefuję.
– Przez ciebie nie mogę się skupić. – Paige przeszyła go wrogim spojrzeniem i znów skoncentrowała się na kartach. – Albo usiądź, albo wyjdź.
– Nie musisz nigdzie wychodzić, tatusiu.
Dobra z ciebie dziewczynka, Stephanie. Tak, powiedz im to.
– Jesteś denerwujący – powiedziała Kendall, z dezaprobatą wykrzywiając usta. Do kuchni wbiegł pies i przypadł do miski z wodą.
Weston nie mógł dłużej znieść siedzenia w klatce.
– Muszę lecieć do biura – powiedział. Kendall podążała za nim wzrokiem. Nigdy mu nie ufała. Zawsze podejrzewała, że ugania się za byle spódniczką. Nie do końca była to prawda, ale miał już za sobą wiele przygód miłosnych – i tych udanych, i tych nieudanych.
– Nowe interesy? – spytał Neal, jak zwykle zaciekawiony wszystkim, co działo się w firmie Taggertów.
– Nie. Tylko usiłuję dokończyć kilka nie załatwionych spraw. – Weston chwycił kluczyki i wyszedł tylnymi drzwiami. Zerwał się wiatr, kołysząc koronami drzew, które rosły przy garażu. Powiew słonej bryzy przyniósł z plaży zapach dymu ogniska.
Odjechał spod domu i usiłował się uspokoić. Siostra miała rację. Jest kłębkiem nerwów. Z kilku powodów. Pierwszy i najważniejszy: Denver Styles od tygodnia figuruje u niego na liście płac i do tej pory nie udzielił mu ani jednej informacji na temat Dutcha czy kogokolwiek z jego rodziny.
Nic. Zero. Nul. Ten człowiek nie spełnia swego zadania albo po prostu trzyma go w niepewności, oczekując większych pieniędzy. To byłby błąd. Wielki błąd.
Po drugie, na terenie najnowszego placu budowy Stone Illahee dokonywano wykopów. Żołądek mu podskoczył do gardła. Jakby tego jeszcze było mało, Dutch staruje w przyszłorocznych wyborach na gubernatora i właśnie w nadchodzący weekend zamierza oficjalnie ogłosić swoją kandydaturę. Myśl o tym, że Benedict Holland miałby jakiekolwiek, nawet najniższe stanowisko w hierarchii władzy, paraliżowała Westona.
Jechał jak szalony, nie zważając na ograniczenia prędkości i wirując na zakrętach, aż zza rogu wyłonił się budynek firmy. Dziś wieczorem miał spotkanie ze Stylesem i już nie mógł się go doczekać. Musiał się przekonać, czy dobrze wydał pieniądze. Cichy głos w głębi mózgu pytał go, czy przypadkiem ktoś nim nie próbuje sterować. Co przeszkodzi Stylesowi zgarnąć gotówkę, którą dał mu Weston, i nie przekazać mu żadnych wiadomości? Weston był zdecydowany. Albo Styles dostarczy mu ważnych informacji, albo słono za to zapłaci.
Mocno zacisnął zęby. Nigdy nie lubił, gdy go wyprowadzano w pole i ciężko pracował, żeby się przed tym zabezpieczyć. Jeśli Styles chce go przechytrzyć, zapłaci za to. Zapłaci za to swoim pieprzonym życiem. Podobnie jak ci, którzy wcześniej go oszukiwali.
Otworzył kluczem tylne drzwi biurowca, tak jak się umówił ze Stylesem, wsiadł do windy i wjechał na drugie piętro. Właśnie nalewał sobie czystej brandy i rozluźniał krawat, kiedy do gabinetu pewnym krokiem wszedł ubrany na czarno Denver Styles.
Weston gestem wskazał mu barek, ale Styles odmówił, kręcąc głową. Za to oparł się o ścianę ze szkła i patrzył w dal.
– Czego się dowiedziałeś? Styles wzruszył ramionami.
– Niewiele.
Weston zawrzał gniewem.
– Z pewnością w ciągu tygodnia dokopałeś się czegoś. Styles obrócił ku niemu twarz.
– Kilku rzeczy. Nic ważnego. Nic w sprawie tej nocy, kiedy zabito twego brata, chociaż Dutcha to akurat najbardziej interesuje.
Weston usiłował zdobyć się na cierpliwość. Wiedział, że w jego interesie leży pozwolić Stylesowi mówić, kiedy i jak chce, ale miał go ochotę udusić i wytrząsnąć z niego jak najwięcej informacji.
– Myślisz, że to jedna z dziewcząt zabiła Harleya?
– Nie wiem. – Chwila przerwy. – Jeszcze nie.
– A co wiesz? – Weston nie skrywał sarkazmu.
– Że Dutch jest podenerwowany, boi się, że jedna z jego córek jest zabój czynią, choć nie ma żadnego dowodu na poparcie tej teorii, i że ktoś się o tym dowie. I wiem, że kiedy Claire Holland wyjeżdżała z Chinook, była w ciąży.
Weston zaniemówił z wrażenia.
– W ciąży? Claire? – Przecież to Miranda była tą zapłodnioną spośród sióstr. Weston dokonał kilku obliczeń w pamięci. – Chcesz powiedzieć, że to był ten jej syn?
– Tak. Sean Harlan St. John. Urodził się nie w lipcu, jak utrzymuje Claire, ale w kwietniu. Co oznacza, że zaszła w ciążę, zanim poznała męża.
– To dziecko jest Harleya? – Weston nagle stracił władzę w nogach. To niemożliwe. Nie może być kolejnego Taggerta… Niemożliwe, żeby Harley był ojcem, a jednak… Sięgnął pamięcią wstecz, do tamtej chwili, kiedy spalił świadectwo urodzenia, dowód na to, że jego ojciec nie był wierny Mikki. Gardło mu się ścisnęło, brzuch rozbolał. Pojawił się kolejny kandydat do podziału fortuny Taggertów? Zacisnął pięści. Tak ciężko pracował, żeby odziedziczyć wszystko, a teraz ten dzieciak, ten intruz… Do licha!
Zdenerwował się i nad górną wargą wystąpiły mu kropelki potu. Miał wrażenie, że żebra za chwilę wyskoczą mu z piersi. Nie! Nie! Nie! Nie teraz. Nie teraz, kiedy już miał odziedziczyć prawie wszystko. Już precyzyjnie zaplanował testament starego. Nawet Paige wiedziała, że będąc córką, która nigdy nie pracowała w firmie, odziedziczy tylko stary dom, w którym się wychowali, ale teraz… Syn Harleya… nie, nie wolno do tego dopuścić.
– Kto o tym wie?
– Tylko Claire St. John, chociaż Moran na pewno to odkryje.
– A niech to wszyscy diabli!
– Chłopak nic nie wie, a przybrany ojciec dzieciaka, Paul St. John, ma za dużo problemów na głowie, żeby zainteresować się tą sprawą, kiedy prawda wyjdzie na jaw.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.