– Sądzisz, że ktoś go zamordował? – spytała Claire z niedowierzaniem w głosie.

– Oczywiście. Był zdrowy. Wprawdzie policja nie wie, w jaki sposób… zginął, ale został zakopany w lesie i nikt o tym nic nie wiedział… jak długo? Piętnaście? Nie, przez szesnaście lat.

– Jezu – mruknęła Tessa.

Claire westchnęła.

– Och, Randa, tak mi przykro.

– Jeden człowiek wie, co się stało. – Miranda mówiła silniejszym, pełnym przekonania głosem. – Weston Taggert mnie okłamał. Tego dnia, kiedy do niego poszłam, żeby zapytać o Huntera, powiedział mi, że Hunter się u niego zatrudnił i pracuje w Kanadzie w Taggert Industries. To było kłamstwo.

– Myślisz, że Weston go zabił? – spytała Tessa, zapalając papierosa. Ogień zapalniczki rozświetlił jej twarz. W jej oczach również lśniły łzy.

– W każdym razie on wie, kto to zrobił.

– To wszystko to jeden wielki kocioł. – Tessa posłała obłok dymu w górę i zapach tytoniu podrażnił nozdrza Kane’a. – Co możemy zrobić?

– Pójść na policję. – Claire była przekonana, że to odpowiednie rozwiązanie. Przez ażurową ścianę altanki zobaczył jej twarz, niewyraźną w słabym blasku świecy, ale wciąż piękną.

– Nie wiem, czy możemy to zrobić.

– Dlaczego nie? Słuchaj, Randa, mamy do czynienia z morderstwem. Z tego, co wiemy, dokonał go Weston.

– To jeszcze nic. – Kane w duchu przeklinał siebie, a mimo to wytężał słuch. – Jakiś przedmiot leżał niedaleko ciała.

– Co takiego? – spytała Tessa.

– Nóż. Już go wcześniej widziałam.

– Chcesz powiedzieć, że było to narzędzie zbrodni? – Tessa mocno zaciągnęła się papierosem, który błysnął czerwoną iskierką pośród nocy.

– Nie wiem. Ale to był nóż Jacka Songbirda. Ten, co to go nikt nie mógł znaleźć po jego śmierci.

– Więc myślisz, że to Jack zabił Huntera? – Płodny umysł Tessy wyciągał pochopne wnioski.

– Nie, nie. Hunter jeszcze żył, kiedy chowano Jacka, ale… ten ktoś, kto zabił Huntera, prawdopodobnie zabił także Jacka.

Oraz Harleya Taggerta. Kane miał tak mocno zaciśnięte zęby, że aż go to bolało. Co tu się, u licha, dzieje? Powinien przypaść do sióstr i zażądać od nich prawdy, ale nie mógł wdzierać się z butami w ich prywatność, zwłaszcza że były pogrążone w smutku.

Claire wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Mirandy, która zawsze była najtwardsza z nich wszystkich, a teraz jakby skruszała. Z jej gardła dobywał się cichy szloch głębokiej rozpaczy.

– Kochałam go. – Randa pokręciła głową. – Bardziej niż myślałam, że potrafię kochać.

– Wiem – szepnęła Claire.

– Miłość to przekleństwo. – Tessa wypuściła w powietrze smugę dymu i zgasiła niedopałek w popielniczce.

– Czasami – zgodziła się Claire. Wzięła głęboki, rozedrgany wdech. – Przy okazji tego śledztwa znów wszystko rozgrzebią. Wiesz, sprawy Harleya Taggerta, Jacka i Huntera.

Tessa prychnęła.

– Kane Moran i Denver Styles już się o to zatroszczyli. Boże, Moran potrafi tak zaleźć za skórę, a Styles! Ten typ przyprawia mnie o gęsią skórkę. Nigdy nie wiadomo, co naprawdę myśli.

– A mnie przyprawia o dreszcz Weston Taggert – wyznała Claire.

– Amen. – Miranda zamknęła oczy i oparła plecy o krzesło.

– Dobra, słuchajcie. Wszystko, co się wydarzyło tamtej nocy, wyjdzie na jaw. I nie tylko Kane, Denver Styles czy tata będą tym zainteresowani – oświadczyła Claire.

– Ona ma rację – potwierdziła Miranda przygaszonym głosem. – Ludzie zaczną się zastanawiać.

– A Ruby i Hank Songbirdowie narobią rabanu o ten nóż Jacka. Reporterzy z całego kraju, rywale ojca w wyborach, a nawet tutejsi, którzy pamiętają tamtą noc, zaczną o wszystko wypytywać, węszyć. Odkryją prawdę.

– O Boże – wyszeptała Tessa i zaczęła dygotać.

– Będziemy się trzymać naszej wersji. – Głos Mirandy był już spokojniejszy. Przejęła kontrolę nad sytuacją.

– To się nie trzyma kupy. – Claire wstała i zaczęła się przechadzać tam i z powrotem po tarasie. Jej sylwetka była czarna na tle świateł z okien. – A ja nie wiem, jaka jest prawda o tamtej nocy.

Kane odetchnął z ulgą. Claire nie była zamieszana w to… nieważne, co to było.

Claire znów dotknęła ramienia Mirandy.

– Nigdy mi nie powiedziałaś, co naprawdę się wydarzyło.

– Tak było lepiej.

Claire spacerowała nieprzerwanie.

– Żartujesz! Przez wiele lat wychodziłam z siebie, zastanawiając się, dlaczego kłamiemy, i usiłując dociec prawdy. – Nagle się zatrzymała i objęła się ramionami, ja gdyby chciała osłonić serce przed prawdą.

Kane odetchnął. Nie zabiła Harleya. Co prawda nigdy nie podejrzewał jej o to, ale wiedział, że kłamała przed nim. Przed światem. I nawet nie wiedziała dlaczego.

– To… to moja wina – powiedziała Tessa drżącym głosem.

– Nie, Tesso, przestań…

– Zamknij się Randa. Przez wiele lat dostawałaś cięgi za to, że mnie osłaniałaś.

Tessa? Zabójczym?

Tessa obiema rękami przeczesała krótkie blond włosy.

– Byłam pijana i ten wieczór spędzałam z Westonem. Byliśmy w domku przy basenie, kiedy weszła tam Randa i rzuciła się na nas. I to ostro.

– Powinnam była go zabić – wtrąciła Miranda.

– Randa usiłowała nas rozłączyć, powiedzieć mi, jaki z niego łajdak i… i… A ja, cholera, miałam strasznego bzika na jego punkcie, wiesz o tym.

Claire milczała, tylko wpatrywała się w młodszą siostrę.

– Nie mogłam tego znieść – powiedziała Miranda. – Weston dopiero co prawie mnie zgwałcił w swoim biurze. Uratowało mnie tylko to, że kopnęłam go w krocze. Więc kiedy znalazłam go z Tessą, dostałam białej gorączki. Usiłowałam ich rozdzielić i Weston… doszedł do wniosku, że da mi nauczkę, więc… O Boże… – głos jej drżał -…więc kiedy się na niego rzuciłam, rozpiął rozporek i… i… Claire, zgwałcił mnie tak brutalnie, że… że…

– Poroniła – wyszeptała Tessa. Dłonie Kane’a zacisnęły się w pięści. Claire stanęła jak wryta.

– Poroniłaś?

– Byłam w ciąży z Hunterem.

– Och, Randa! – Claire obeszła krzesło Mirandy, upadła na kolana i z całej siły uścisnęła siostrę. – Tak mi… tak mi przykro.

– To nie wszystko – dodała Tessa. – Ja tylko patrzyłam, jak on jej to robi. Byłam zbyt pijana i skołowana, żeby cokolwiek zrobić i tylko patrzyłam, jak ją bił i kopał, rozerwał jej ubrania, rzucił ją na sofę, opuścił spodnie i… Och, Rando, wybacz, tak mi przykro, tak cholernie przykro.

– Sza.

Coś podchodziło Kane’owi pod gardło i pomyślał, że za chwilę zwymiotuje. Postanowił, że jeśli kiedykolwiek spotka Westona Taggerta, to własnoręcznie wykastruje sukinsyna, a potem go zabije.

– Byłam… tak zdenerwowana, że kiedy wreszcie odzyskałam władzę w nogach, popędziłam za Westonem – ciągnęła Tessa. – Ledwo dobiegłam do posiadłości Taggertów, zobaczyłam, że znów wyjeżdża. – Wciągnęła powietrze w drżące płuca. – Pobiegłam za nim na przystań.

– Jezu.

– Tessa, przestań – napomniała ją Miranda. – To niemądre.

– Ale to prawda, do cholery. Myślałam, że dopadłam Westona w łódce, ale było ciemno, a ja byłam pijana i… patrzył w inną stronę, więc wzięłam Harleya za Westona i uderzyłam go kamieniem. Odwrócił się… To był Harley. Wypadł z łódki przez reling. Nie chciałam… Nie zabiłabym go… – Zaczęła płakać i kaszleć.

– Nie – jęknęła Claire, głos jej się łamał. – Nie, nie, nie.

– Widziałam, jak oszołomiona szła do domu, wciąż trzymając w ręku kamień – dopowiedziała Miranda. – Powiedziała mi, co się stało, a ja anonimowo zadzwoniłam pod bezpłatny numer policji, ale oni już tam byli, bo ktoś z innej łodzi zobaczył jego ciało. W każdym razie pojechałam do domu i tam znalazłyśmy ciebie.

– Więc ta krew na twojej spódnicy to była krew dziecka?

– Tak – szepnęła Miranda. – Dziecka Huntera.

– A co… Co się stało z kamieniem, którym Tessa uderzyła Harleya?

– Nie wiem. Wyrzuciłam go, kiedy się zatrzymałyśmy i powiedziałam ci, że Harley nie żyje. Pamiętasz tamten odcinek drogi?

Claire skinęła głową.

– Rzuciłam go w lesie.

Claire szybko wstała i podeszła do balustrady. Wychyliła się przez nią i zwymiotowała. Raz, potem drugi, trzeci. Płakała boleśnie, że Kane o mało nie wyszedł z ukrycia. Chciał do niej podbiec, przytulić, pocieszyć. Ale nie mógł.

Nie mógł dalej pisać historii śmierci Harleya. Zniszczyłby przez to życie zbyt wielu niewinnym osobom. Oto nadszedł kres jego osobistej wendety. Stał w cieniu altanki i wiedział, że spali wszystkie swoje notatki i dokumenty na temat Dutcha Hollanda. Jeśli siostry zechcą kiedyś wyrzucić to z siebie, to ich sprawa. Ale nie pogrąży ich i nie odda Tessy pod sąd. Westona Taggerta i tak policja wkrótce zdemaskuje, jeśli to on jest mordercą Huntera i Jacka.

A co do Claire i jej kłamstw o Seanie, to porozmawiają o tym później. Patrzył, jak Miranda odsuwa krzesło i podchodzi do Claire.

– Wszystko będzie dobrze – szepnęła i padły sobie w ramiona.

– A co z Westonem? – spytała Tessa. – Nie możemy pozwolić, żeby nadal chodził wolny.

Miranda miała ponurą minę.

– Policja się zorientuje, że kłamał w sprawie zatrudnienia Huntera. Skojarzą fakty. A poza tym na własną rękę, z pomocą przyjaciela Franka Pertilla, przeprowadziłam małe dochodzenie w swoim biurze. Niektóre interesy Westona, zwłaszcza to kasyno, o które usiłuje dobić targu z jednym z plemion, nie są najczystsze. Będzie miał więcej problemów z prawem, niż kiedykolwiek mu się śniło. Ale to nieważne.

– Oczywiście, że ważne – oświadczyła Tessa rzeczowo. – Musi dostać za swoje.

– Sza. Nie mów tak – rozkazała Miranda. – I powinnaś mieć trochę wiary w siebie. Wiem, że jest ci ciężko, ale wszystko jakoś się ułoży.

– Nigdy się nie ułoży – powiedziała Tessa.

Kane się wycofał i z brzemieniem winy w sercu skierował ku ścieżce okalającej jezioro. Zachował się jak jakiś wiejski podglądacz. Jednak dobiegł go jeszcze głos Tessy: – Myślę, że los na nas się uwziął. Na nas wszystkich.

6.

Claire nie mogła jeść ani spać. Po rewelacjach ostatniej nocy bezustannie przewracała się i rzucała na łóżku, wpatrując się w zegar i wspominając Harleya. Słodki, drogi Harley. Kochała go naiwną, młodzieńczą miłością. Dopóki nie spotkała Kane’a, nie wątpiła w uczucie, jakim go darzyła. Bez względu na wszystkie błędy i potknięcia, nie zasługiwał na to, by umrzeć. Ani Tessa nie zasługiwała na to, żeby stać się zabój czynią.

Wzięła prysznic i ubrała się. Zawiozła dzieci do Stone Illahee na lekcje tenisa i basen, potem wróciła do domu i zastanawiała się, czy kiedykolwiek jej się uda uporządkować życie. Rozważała, czy nie zatelefonować na policję, kilka razy chwytała za słuchawkę, ale zdecydowała, że pozostawi tę decyzję Mirandzie. Starsza siostra pracuje u prokuratora okręgu Multnomah, który to okręg stanowi większą część metropolii Portland. Jako prawnik ma pewne zobowiązania wobec prawdy, sprawiedliwości i litery prawa. Więc władze Chinook mogą skorzystać właśnie z niej jako źródła informacji.

A ty? Czy nie obchodzi cię, co jest dobre, a co złe? Śmierć Harleya? To, że Weston zgwałcił Mirandę? Żal Mirandy po Hunterze i jego dziecku?

Jej duszę rozdzierał ból. Tak wiele agonii. Zbyt wiele.

Podobnie jak zdarzało się to w dzieciństwie, odczuła potrzebę ucieczki. Ignorując listę rzeczy do zrobienia, poszła do stajni. Zauważyła chmury sunące po niebie. Nieważne. W ciągu kilku minut osiodłała gniadą klacz i skierowała się w stronę starego, zarośniętego szlaku, ku świętemu miejscu plemienia Indian, do polany na klifie, przed którą dawno temu ciągle przestrzegała ją Ruby. Do tego niezwykłego miejsca, gdzie wraz z Kane’em odnalazła miłość.

Kane. Serce ją bolało na myśl o nim. Z pewnością odkryje prawdę i zdemaskuje jej kłamstwa. Było coś wróżebnego w tym, że to on jest ojcem Seana. I co dalej? Znienawidzi ją na całe życie? Opuści ją? Postara się przejąć nad nim opiekę? Myśli kłębiły się w spirale lęku. Boże, musi mu o tym powiedzieć, i to szybko.

Ponad drzewami unosił się klucz mew. Pomiędzy gałęziami rozpościerały się sieci pajęczyn połyskujące kropelkami rosy. Kilka liści uderzyło japo twarzy, kiedy klacz miarowo biegła w górę, w stronę chmur.

Na szczycie klifu zwolniła i przywiązała konia do drzewa w miejscu, gdzie niegdyś spotykała Kane’a. Dzisiaj nie było tu nikogo i gdyby nie stary ślad po ognisku trudno byłoby uwierzyć, że na tym gruncie kiedykolwiek stanęła ludzka stopa. Przeszył ją chłodny dreszcz. Zastanawiała się, czy Ruby miała rację, mówiąc, że ten skrawek ziemi zamieszkują duchy umarłych.

Rozczarowana pozwoliła klaczy skubać trawę, a sama siedząc w siodle, z grzbietu klifu wpatrywała się w toń oceanu, mroczną i niezgłębioną. Chmury coraz niżej nad nią opadały. Uświadomiła sobie, że nie chodziło jej o przejażdżkę, tylko o to, żeby znów spotkać się z Kane’em. Przyjechała tu nie po to, żeby popatrzeć na to ponure miejsce, gdzie dokonało się ich zbliżenie, lecz na Kane’a.