3.

Miranda zmierzyła mężczyznę wzrokiem. Przez wiele lat pracy w biurze prokuratora widywała różnych ludzi i na kilometr potrafiła wyczuć kanciarza. Ten facet wydał jej się twardzielem, który patrzy na wszystkich z góry. Jednak miał w sobie coś nietypowego. Wyczuwała w nim jakiś fałsz i coś jeszcze… coś jeszcze bardziej niepokojącego. Odniosła wrażenie, że kiedyś już znała kogoś takiego, ale nie mogła skojarzyć tej twarzy z żadną osobą. Po chwili to dziwne uczucie ulotniło się jak poranna mgła rozproszona przez słońce.

– Uważam, że tata, zatrudniając pana, kierował się błędnymi przesłankami – oświadczyła, zakładając nogę na nogę i splatając dłonie na kolanie. Zauważyła, że kątem oka zerknął na jej łydkę, choć wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę. Więc nie był zupełnie nieczuły. Dobrze. – Ta historia jest…

– Nie interesuje mnie ta historia, panno Holland. – Jego twarz nie zdradzała zniecierpliwienia. Oparł ramię o ciemne drewno obramowania kominka i chłodno się uśmiechnął. – Interesuje mnie wyłącznie prawda.

Miranda postanowiła się odpłacić pięknym za nadobne.

– Jestem pewna, że już zapoznał się pan z raportem policyjnym i wycinkami prasowymi. W przeciwnym wypadku ojciec by pana nie zatrudnił.

Czarne brwi delikatnie się uniosły.

Gdy powtarzała tę samą historię po raz któryś z rzędu (wtedy opowiadała ją zastępcom szeryfa, ciekawskim reporterom, rodzinie i znajomym) ogarniał ją paniczny, paraliżujący strach. Doskonale ją pamiętała, choć była wyssana z palca. Zerknęła na siostry. Wojownicza blondynka Tessa bezceremonialnie paliła kolejnego papierosa. Wyraz twarzy Claire trudno było zinterpretować. Była blada.

– Wszystkie trzy – Miranda gestem wskazała siostry – wracałyśmy z pokazu filmów w plenerowym kinie po drugiej stronie Chinook. Oglądałyśmy trzy filmy z Clintem Eastwoodem. Było już późno, po północy. Projekcja rozpoczęła się dopiero po zachodzie słońca, to znaczy chyba po dziewiątej. Wyszłyśmy stamtąd przed zakończeniem ostatniego filmu. Ja prowadziłam samochód, a byłam piekielnie zmęczona i… chyba zasnęłam za kierownicą. Nie pamiętam, jak zboczyłam z drogi. Kiedy się ocknęłam, samochód był już w jeziorze. – Patrzyła prosto w zimne oczy Stylesa. Nie wierzył w to ani przez sekundę. Jednak kontynuowała, wchodząc coraz głębiej w to błoto półprawd i kłamstw. – Zbudziło mnie uderzenie i przeraźliwe krzyki sióstr. Woda napełniała samochód i musiałyśmy stamtąd wypływać po omacku. To było… – Zatrzęsła się, jakby jej było bardzo zimno i ściszyła głos do szeptu. – Chyba miałyśmy dużo szczęścia. Mój samochód jechał po wodzie tylko dwa metry, więc mogłyśmy pomóc sobie nawzajem i dobrnąć do brzegu.

Styles nie odezwał się ani słowem.

– To nie jest tajemnica, panie Styles…

– Denver. Spotkamy się jeszcze wielokrotnie, więc może byśmy od razu przestali obrzucać się nazwiskami. – Błysnął zębami w fałszywym uśmiechu, który miał zbić ją z tropu i zachęcić do mówienia. Ale w jego szarych oczach nie zaświeciła nawet iskierka ciepła czy zrozumienia.

– Przypuszczam, że siostry powtórzą tę historyjkę niemalże słowo w słowo.

– To nie jest historyjka – wtrąciła Tessa, potrząsając czupryną.

– Nikt nie widział, jak wjeżdżałyście do jeziora. – Styles ściągnął czarne brwi, jakby głęboko się namyślał. – Czy to nie dziwne, zważywszy, że wszyscy was tu dobrze znają, bo należycie do jednej z najbogatszych rodzin w tej okolicy?

– Z nikim nie rozmawiałyśmy.

– Nie? Nawet w barze?

– Napoje wzięłyśmy z domu – wtrąciła Claire niepewnym głosem. Styles potarł policzek.

– I nawet nie wysiadłyście z samochodu? Chociażby po to, żeby skorzystać z toalety?

– Chyba nie – odparła Miranda, zanim Claire dorzuciła coś, co mogłoby jeszcze bardziej skomplikować sytuację.

– To niewiarygodne, chyba zgodzicie się ze mną?

– Po prostu prawdziwe. – Miranda mówiła spokojnym, rzeczowym tonem. – Tak było i tyle. Oczywiście, było tam wiele innych samochodów, nastolatków i ich rodzin, ale nie przypominam sobie, żebyśmy wtedy widziały kogoś znajomego. Jak już przed laty mówiłam w komisariacie, obok nas parkowała taka biała furgonetka od wewnątrz wykładana boazerią. Nie pamiętam marki. Przyjechała nią rodzina z dziećmi. Miejsce z drugiej strony było puste. Przed nami stał samochód dostawczy – ciemny, z rzędem reflektorów na szoferce. Nie pamiętam innych pojazdów.

– A jechałyście czarnym camaro?

– Zgadza się. Kropka. To, że nie widział nas nikt, z kim rozmawiała policja, nie znaczy, że w ogóle nikt nas nie zauważył. Ludzie po prostu nam się nie przyglądali.

– Sprzedawca biletów nie pamięta waszego samochodu.

– Bo tamtego wieczoru widział mnóstwo innych samochodów. – Jej dłonie chciały zaciskać się w pięści i musiała wkładać dużo wysiłku w opanowanie tego odruchu. Jeśli czegokolwiek nauczyła się przez te wszystkie lata pracy w prokuraturze, to była to umiejętność ukrywania emocji wtedy, gdy było to konieczne, i ujawniania ich wtedy, kiedy było to wskazane.

Teraz zależało jej na tym, żeby Denver Styles jak najmniej się dowiedział o niej i o tej piekielnej nocy.

Dutch stał ze skrzywioną miną. Podrapał się w kolano.

– Policja tylko dlatego tak niewiele dowiedziała się o wydarzeniach tamtej nocy, że ja ich przekupiłem.

– Tato, przestań… – ostrzegła Miranda takim tonem, jakby nie wierzyła własnym uszom, choć ojciec już wcześniej wspomniał o manipulowaniu śledztwem. Jak daleko mógł się posunąć, żeby osiągnąć zamierzony cel?

Claire wydała cienki okrzyk niedowierzania. Tessa, jak zawsze cyniczna, przewracała oczami.

– Jak się uprzesz, to nic cię nie powstrzyma, prawda? – spytała. – Jezu, tato! Ty przekupiłeś policję?

– Robię to, co konieczne – odparł, przechadzając się po pokoju. Podszedł do szklanych drzwi i otworzył je. Do środka wionął ciepły wiaterek. – Wydawało mi się, że to był przełomowy moment w życiu nas wszystkich i myślałem, do licha, dziewczęta, miałem nadzieję, że w ten sposób mi się uda was ocalić, was, waszą matkę i ten kłębek nerwów, którym wtedy byłem.

– Nie uwierzyłeś nam. – Miranda czuła pustkę w środku. Coś w niej pękło. Nie było sposobu, żeby uniknąć ujawnienia prawdy, wszystkich jej bolesnych, obrzydliwych szczegółów.

– Nie mogłem i nie chciałem dopuścić do swojej świadomości, że któraś z was zostanie napiętnowana jako zabójczym dzieciaka Taggertów.

Miranda dygotała wewnątrz.

– Na imię miał Harley – poinformowała Claire, unosząc głowę. – Minęło szesnaście lat, tato. Nie musisz już mówić o nim „ten dzieciak”. – Stanęła dumnie i przyjrzała się ojcu. Potem jej spojrzenie przesunęło się dalej, na jezioro, które widać było zza otwartych drzwi. Patrzyła w dal, jakby coś zobaczyła na drugim brzegu.

– Chciałem tylko ocalić waszą skórę.

– I swoją reputację – dodała Tessa. – Chyba pora, żeby Stone Illahee rozpoczęło budowę drugiego etapu, prawda? Nie mogłeś ryzykować tym, że twoje nowe stanowisko będzie splamione takim skandalem. Nowe pole golfowe, kryte korty tenisowe, basen kąpielowy o olimpijskich wymiarach. Wspaniałe widoki i wielki smród zaszłości. Co by się stało, gdyby wyszło na jaw, że córki tego posiadacza Benedicta Hollanda były zamieszane w…

– … w wypadek – ucięła Miranda. – Tak mało nam ufałeś, że przekupiłeś wydział śledczy.

– To prawda – bronił się Dutch, ściągając siwe krzaczaste brwi. – Przekupiłem ludzi szeryfa, żeby z tego, co się naprawdę stało, zrobić wypadek.

– To było niezbyt mądre – zauważył Styles.

– Słuchaj, wtedy jeszcze nie planowałem ubiegać się o to stanowisko.

– A teraz zamierzasz startować w wyborach i jednocześnie wywlekasz to wszystko na wierzch. – Claire masowała palcami skronie, bezskutecznie usiłując się pozbyć bólu głowy. – Dlaczego?

– Żeby uprzedzić ruch Morana, a w razie konieczności zmusić go do odwrotu. – Podszedł do barku i wskazał pełne butelki. – Drinka?

– Innym razem. – Denver zmierzył Tessę wzrokiem. – Chciałabyś coś dodać?

– To znaczy?

– Czy na tym pokazie filmów spotkałaś kogoś znajomego? – Wcale nie mówił władczym tonem, Miranda jednak czuła w jego głosie jakieś wyzwanie.

– Jak już jesteś przy barze, tato – poprosiła Tessa, jakby wyczuwając podstęp – to poproszę o drinka. Czysta.

– Już panu mówiłam – Miranda wstała i podeszła do Stylesa, aby patrzeć mu w oczy pewniejszym wzrokiem. – Proszę nie próbować nas podjudzać przeciwko sobie wzajemnie.

– Robiłem to?

– Niech pan mi odpowie na to pytanie.

– Po prostu myślałem, że zechce pani wysłuchać tego, co pani siostry mają do powiedzenia na temat tej historii, choć pani już je dokładnie pouczyła.

Claire również podniosła się z krzesła.

– Proszę pana, naprawdę nie mam na to czasu. Dzieci na mnie czekają. Miranda powiedziała panu prawdę, a ja nie mam nic do dodania.

– Do cholery, Claire! – warknął Dutch. – Opowiedz temu człowiekowi o Taggercie. Przybiegłaś tutaj zauroczona nim po uszy i oświadczyłaś, że wychodzisz za niego za mąż. Masz chyba o nim coś więcej do powiedzenia? – Wręczył kieliszek Tessie, która z zaciśniętymi szczękami podeszła do okna i oparła czoło o szybę.

Claire znów poczuła skurcz w żołądku.

– To prawda. Miałam nadzieję, że się ze mną ożeni, ale… i tak nic by z tego nie wyszło. – Pocierała dłoń kciukiem drugiej ręki. – Wszyscy się temu sprzeciwiali z powodu waśni pomiędzy naszymi rodzinami.

– On wie o tej przeklętej waśni. – Dutch skrzywił się i znów opadł na fotel. Wsparł nogi na podnóżku i upił whisky ze szklaneczki.

Claire zrobiło się bardzo zimno, choć wieczór był ciepły. Przez otwarte drzwi patrzyła, jak słońce zaczyna zachodzić, przeszywając jaskrawą, pomarańczowo-różową łuną kilka chmur, które zebrały się wyżej. Wiedziała, że Miranda przemówiła pierwsza, żeby przypomnieć siostrom o kłamstwie, które razem obmyśliły, aby siebie osłonić. Jednak teraz wydawało się, że ściśle przez nich utkany woal tajemnicy, którego z taką determinacją przez tyle lat strzegły, zaczyna się pruć i strzępić.

– Po raz pierwszy spotkałam Harleya nad jeziorem. Fakt, znałam go od wczesnego dzieciństwa, ale mam na myśli chwilę, kiedy zdałam sobie sprawę, że mi się podoba. Wtedy chodził z inną dziewczyną, Kendall Forsythe.

– Z tą dziwką – wtrąciła Tessa, a Miranda zgromiła ją spojrzeniem.

– Kendall, ta żona Westona Taggerta?

– Tak. – Claire twierdząco skinęła głową. Nie pozwoli nikomu, ani ojcu, ani starszej siostrze, narzucać sobie, co ma czuć i mówić. Przez dziesięć ostatnich lat wiele rzeczy się zmieniło i jeśli w tym czasie czegoś się nauczyła, to tym czymś była konieczność mówienia za siebie i polegania na własnych osądach. Dawniej ufała innym ludziom; najpierw matce, potem Harleyowi, Mirandzie i w końcu Paulowi. – Możliwe, że ojciec panu powiedział, iż Taggertowie przeprowadzili się tutaj, żeby go pozbawić źródła dochodu, ale to nieprawda.

Ojciec parsknął:

– Neal powinien był się trzymać załadunku statków w Seattle.

– Zdaje się, że przeprowadzili się tu w latach pięćdziesiątych, tato – ciągnęła Claire, zerkając to na Mirandę, to na Stylesa.

– W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym szóstym. – Dutch otworzył szklaną skrzyneczkę i wyjął cygaro.

– W każdym razie ojciec potraktował to jako osobiste wyzwanie.

– Wiedziałem, że Harley ci zrobił pranie mózgu! – Dutch odgryzł koniuszek cygara i wrzucił go do kominka.

– Jezu, tato – wtrąciła Tessa. – Wezwałeś nas tutaj, nalegałeś, żebyśmy przejechały taki szmat drogi i wypruwały przed tobą flaki. A teraz, kiedy Claire usiłuje to robić, zaczynasz ją obrażać! Spadam stąd. – Z brzękiem odstawiła kieliszek, chwyciła torbę i ruszyła ku drzwiom.

– Nie, czekaj… – Dutch tym razem z trudem wstał z fotela i skrzywił się, prostując chore kolano. Pośpieszył za najmłodszą córką, która nawet nie zwolniła kroku. Nie miała zamiaru pozostać i być obrażana. W kilka sekund usłyszeli warkot silnika. Mustang Tessy odjechał.

– Proszę kontynuować – powiedział Styles do Claire. Ręce włożył do kieszeni znoszonego płaszcza. Wydawał się mniej sztywny i nieugięty niż na początku. – I co z Taggertami?

– Pochodzą z Seattle. Jak już tato wspomniał, mieli tam rodzinną firmę załadunkową, założoną… chyba przez pradziadka.

– Starego Evana Taggerta, ojca Neala – uściślił Dutch, wchodząc z powrotem do pokoju z cygarem w zębach. Był tak zdenerwowany, że na jego skroni pojawił się tik nerwowy. – Przepraszam za Tessę, czasem jest narwana. Ale zatrzyma się w ośrodku wczasowym, apartamenty w północnym skrzydle. Możesz do niej zadzwonić później.

– Zadzwonię – oświadczył Denver i skinieniem głowy ponaglił Claire, żeby mówiła dalej.

– W każdym razie ojciec Taggerta chciał zajmować się czymś innym.

– Podejrzewam, że nie wystarczyły mu miliony, które ciągnął z Puget Sound – burknął Dutch. – Więc zaczął wykupywać wszystkie tanie grunty na wybrzeżu Oregonu, na których mógł położyć łapę. W Waszyngtonie nie można kupić kawałka plaży; wszystko jest w rękach Indian; rezerwaty. Neal więc postanowił wkroczyć na moje terytorium. Sukinsyn wyobraził sobie, że będzie pierwszym przedsiębiorcą, który zagospodaruje te ziemie, no i osiedlił się wraz z całą rodziną tutaj, w pobliżu Chinook.