Sięgnął do koszyka z prezentami.

– Eileen, na naszą trzydziestą rocznicę ślubu…

– Perły! Kupiłeś mi perły! Henry, kocham cię! Szczery zachwyt w głosie matki i znowu uśmiechnięta twarz ojca oznaczały, że krytyczny moment już przeminął. Caitlin odetchnęła z ulgą.

David podszedł do niej i objął ją w talii.

– Zobacz, jacy są szczęśliwi – powiedział jej do ucha. Poczuła na twarzy jego gorący, namiętny oddech.

– Jesteś piękna – szepnął.

Musnął ustami jej ucho. Kopnęła go w kostkę, żeby wiedział, że za dużo sobie pozwala.

Poszedł na drobne ustępstwo. Cofnął ręce z jej talii.

– Już wiem. Nie lubisz komplementów.

I Caitlin miała teraz dylemat. David, za to, co zrobił, zasługiwał na nagrodę. Problem polegał na tym, że to, co ona chciała mu dać, a to, co on chciał dostać, to były dwie różne rzeczy.

– Lubię komplementy, Davidzie. Oczywiście, jeżeli nie muszę za nie płacić. I dopóki mam wrażenie, że są szczere. Ale dziękuję ci z całego serca za to, co zrobiłeś dzisiaj dla mojej rodziny.

– Myślałem tylko o tobie, Caitlin. Zrobiłem to wyłącznie dla ciebie – powiedział i posłał jej gorące spojrzenie, takie, któremu trudno się oprzeć.

– Dlaczego? – zapytała.

– Chciałem, żebyś została ze mną – rzekł po prostu. Poczuła lekkie niezadowolenie z jego odpowiedzi.

Chciała usłyszeć coś więcej. Chociaż, musiała przyznać w duchu, to już dawało pewną nadzieję.

Spojrzała na rodziców. Ojciec zapinał matce naszyjnik z pereł. Trzydzieści lat, pomyślała. To okropnie długo. Czy mogłaby wytrzymać z Davidem aż trzydzieści lat?

Chciał, żeby z nim została. Ale czy na zawsze? Może na przykład tylko na tydzień? Do szóstej czterdzieści pięć rano. I w jakim celu?

ROZDZIAŁ ÓSMY

Caitlin nie mogła być bardziej zadowolona z przebiegu przyjęcia.

Matka zdawała się unosić na obłoku szczęścia, ponad szarością codziennego życia, pławić się z rozkoszą w komplementach męża. Obnosiła dumnie perły, które dostała od ojca, wszystkim gościom raz po raz pokazywała naszyjnik i kolczyki, przyjmowała gratulacje, życzenia.

Ojciec, odkrywszy na nowo swoją moc, zabiegał o względy żony z taką galanterią, że goście spoglądali na nich z nie skrywaną zazdrością.

David przyniósł niespodziewanie skrzynkę szampana i nalewał z kolejnych butelek. Ta przyjemna i nieoczekiwana ekstrawagancja dodała jeszcze blasku całej uroczystości. David pomyślał dokładnie o wszystkim. Caitlin czuła, że zrobił to dla niej i zaczynała z coraz większym optymizmem patrzyć w przyszłość.

Trevor, początkowo przytłoczony myślą o kosztującym pokaźny majątek ferrari, teraz wychodził z siebie, dwoił się i troił, żeby zaprzyjaźnić się z posiadaczem tak drogiego samochodu. Przedtem, pełniąc na przyjęciach u teściów rolę barmana, zastanawiał się często, czy to mu przystoi, czy człowiek z jego pozycją społeczną… Dręczyły go tego typu obawy. Kiedy jednak zobaczył, że David w zupełnie naturalny sposób serwuje gościom drinki, poczuł prawdziwą dumę.

Jedyną osobą, która nie potrafiła czuć się szczęśliwa, była Michelle.

– Co matka wyprawia? Zachowuje się zupełnie jak nastolatka. W jej wieku to zupełna głupota.

Michelle od początku raczyła Caitlin tego rodzaju uwagami.

– Co się ojcu stało, to zupełnie nie w jego stylu. On chyba traktuje matkę jak umysłowo chorą.

Cudze szczęście nie mogło zyskać aprobaty Michelle. Caitlin patrzyła z niechęcią na starszą siostrę, która nie potrafiła opanować zazdrości.

– Czy to jest dla ciebie jakiś problem, Michelle? Nie podoba ci się, że się pogodzili?

– Oczywiście, że jestem zadowolona. Myślę po prostu, że to jest… śmieszne. Z pewnością stoicie za tym, ty i ten David.

– Och, nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby tak było – mruknęła Caitlin.

Musiały przerwać rozmowę. Dwadzieścia osiem osób zasiadło przy długim stole. David i Trevor nalewali szampana. Michelle zajęła się podawaniem zupy dyniowej.

Spełniwszy obowiązek, Michelle powróciła do natarcia.

– Kim jest ten David Hartley? – zapytała, kierując na Caitlin swój koci wzrok.

– Przecież wiesz.

Caitlin nie miała najmniejszej ochoty informować siostry o wydarzeniach tego dnia, a w szczególności o tym, że właśnie dzisiaj złożyła wymówienie.

– Kim on jest? – dopytywała się Michelle.

– Znasz odpowiedź.

– Czy on jest bardzo bogaty? – nie wytrzymała starsza siostra.

– Nie mam pojęcia. Dlaczego go o to nie zapytasz sama?

– Ile mogło kosztować jego ferrari?

– Pięć milionów dolarów i siedemnaście centów – Caitlin zaczęła się śmiać.

– To może doprowadzić go do bankructwa – powiedziała poważnie Michelle. – Ludzie, którzy wydają pieniądze na luksusowe samochody i skrzynie szampana, często źle kończą.

Ale zazdrosna, pomyślała Caitlin. Właściwie nigdy, w żadnej ważnej sprawie, Caitlin nie potrafiła dogadać się ze swoją starszą siostrą. Za bardzo się różniły. Michelle zawsze starała się być bliżej matki, która trzymała kasę. Kiedy poznali się z Trevorem, Caitlin od razu wiedziała, że skończy się to ślubem. Prawnik zarabiał wystarczająco dużo, żeby mógł zostać przyjęty. Caitlin zwykle próbowała odpędzać tego rodzaju myśli o siostrze, pojawiały się one jednak dziwnie często.

Sprzątnięto talerze po zupie. Matka podgrzewała jarzyny na potrawkę. Pieczeń była jeszcze zupełnie zimna. Michelle wstawiła mięso do piecyka. Trevor wytrwale napełniał kieliszki. Caitlin zastanawiała się, czy nie trzeba będzie zamówić taksówek, żeby po przyjęciu odwieźć gości do domu. Alkoholu podano stanowczo zbyt dużo. Za to atmosfera panowała fantastyczna. Puszczano wiele melodii z młodości rodziców.

David wydawał się nie mieć nic przeciwko temu, że jest teraz z jej rodziną, że rozwiązuje ich problemy. Uśmiechał się do Caitlin i wyglądał naprawdę na zadowolonego.

Uszczęśliwił ją. To fakt. Nie mogła się powstrzymać i przesłała mu uśmiech, zanim wróciła do kuchni.

Jak tylko skończy się uroczystość, będzie mogła wreszcie zapytać Davida o jego rodzinę. Jego wyznanie, że czuł się samotny przez większość swego życia, zdawało się wskazywać na długotrwały brak bliskich osób. Może to właśnie było przyczyną jego powściągliwości w zwierzeniach i może dlatego tak twardo dążył do sukcesów w biznesie. To mogło mu rekompensować niepowodzenia w osobistej sferze życia.

Teraz, gdy już tak dobrze poznał jej rodzinę, miała wreszcie pretekst, żeby zapytać o jego sprawy prywatne. To mogło nie tylko zaspokoić jej ciekawość, ale wyjaśnić różne rzeczy, które przesłaniały ich wspólną przyszłość. Czuła miłe ciepło wokół serca.

Opróżniła zmywarkę z naczyń po zupie. Czystą porcelanę przeniosła do suszarki. Przygotowała talerze na nóżki cielęce. Ustawiła je na stole kuchennym.

Ich znajomość mogła pójść znacznie dalej niż kiedykolwiek marzyła.

Michelle przyszykowała sos do podgrzania.

– Co to matka mówiła o jakimś twoim konspirowaniu razem z ojcem? – Starsza siostra nadal uparcie wściubiała nos w nie swoje sprawy.

Caitlin doszła do wniosku, że ma już tego dość. Pomyślała, iż warto dać tej ciekawskiej coś na żer, bo inaczej w życiu się nie odczepi.

– Och, po prostu mama się dowiedziała, że ja i David od czterech miesięcy żyjemy ze sobą.

Michelle aż otworzyła usta ze zdumienia. Albo z przerażenia, że Trevor nie jest aż tak bogaty jak David.

– To nieprawda – jęknęła z niedowierzaniem.

– Oczywiście, że tak. I co więcej… – Caitlin pomyślała, że jeżeli ona już taka jest, to niech skiśnie z zazdrości. – Wyobraź sobie, iż on to robi naprawdę perfekcyjnie.

Caitlin pomyślała, że ten drobny żart ze starszej siostry nie powinien jej zaszkodzić. Niech ma za swoje. Nagle poczuła, że ktoś za nią stoi.

– Och, najdroższa! – rozległ się głos Davida.

Caitlin zamarła bez ruchu, doszczętnie ogłuszona. On musiał słyszeć to, co powiedziała do Michelle!

Rozległ się brzęk tłuczonego talerza, który wypadł z jej rak na podłogę. Gorące wargi wpiły się w jej ramię.

– Kochajmy się już teraz! – zawołał. – Tak bardzo cię pragnę! Podniecasz mnie nieprzytomnie!

– Wielkie nieba! – wykrzyknęła przerażona Michelle. – Trevor! Trevor! Chodź tu szybko! Zawołaj mamę! I ojca! Zboczeniec w kuchni! Ratunku!

– Udało się – powiedział z dumą David. – Ukryjmy się w spiżami. Szybko!

Zanim Caitlin zdołała zebrać myśli, została już wciągnięta do małego, mrocznego pokoiku, przylegającego do kuchni.

– Zamknij drzwi – wyszeptał tryumfalnie.

– I co teraz chcesz zro…

Zamknął jej usta pocałunkiem. Wykorzystał okazję. Jej hańba została dokonana. Michelle nie mogłaby tego zrozumieć. Poczuła, jak jego bliskość rozpala jej ciało. Całował ją namiętnie, czuła gorący dotyk jego warg. Zabrakło jej tchu, pochłonęła ją zmysłowość tak intensywna, że wszystko inne straciło sens. I nie miała ochoty z tym walczyć. Przez cztery miesiące uprawiali seks i jeden poranek nieporozumień nie mógł zniszczyć tego, co uważali za cudowny nałóg. Jego ciało pobudzało w niej nieodpartą potrzebę bycia z nim razem, przywiązywało na zawsze.

Naprężyła mięśnie, przywarła do niego. Czuła palący ogień, przenikający cienką odzież, uciszający pusty ból, który od rana bezskutecznie próbowała zignorować. Z dziką zachłannością przyjmowała jego pocałunki.

Słusznie czy nie, ale rozkoszowała się wspólnym pragnieniem, nierozważnie porzucając wszystkie zasady, które sobie narzuciła rano. Oparła ręce na jego szyi, palcami prześlizgnęła się przez włosy, przyciągnęła go ku sobie. Pieścił ją z dziką, nienasyconą zmysłowością. Oddawała pocałunek za pocałunek z oszalałą pasją.

– Caitlin, Caitlin – powtarzał w rytm oddechu. Jakby śpiewał pieśń miłości wyrytą w jego duszy.

Tonęła, zapadała się w to słodkie wirowanie, uległa sile natury, która pozera pojedyncze istnienia, by stopić je w jedno. Reszta świata zatonęła w ciemności.

Kochała mrok. Gorące, namiętne noce z Davidem zawsze kompensowały jej chłodne, jasne dni. Zawsze marzyła, że noc nigdy się nie skończy.

Otworzyła na chwilę oczy, z trudem podnosząc powieki. Nigdzie nie było światła. Tylko ciemność pulsująca pożądaniem. Znowu zamknęła oczy. Tak być powinno, przemknęło jej przez myśl. Niechaj pogasną światła, niechaj trwa przez wieki ta upojna noc.

Dźwięk zbliżających się głosów wdarł się brutalnie do ich świadomości. Spowodował, że David podniósł głowę i zaczął nasłuchiwać.

– To nie bezpieczniki – powiedział jeden głos.

– Może jakaś awaria w elektrowni? – mówił drugi.

– To na pewno twoja sprawka, Davidzie – szepnęła.

– Lepiej zadzwoń do elektrowni, żeby ktoś tu przyszedł jak najszybciej – mówił ktoś w kuchni.

Caitlin spojrzała pytająco na Davida, chociaż nie widziała jego twarzy w panujących ciemnościach.

– Jak to zrobiłeś? – zapytała.

– Ja? – Jego głos był lekko zachrypnięty z emocji, ale… niewinny.

Ponad wszystkimi głosami dochodzącymi poprzez zamknięte drzwi spiżami górował jak dzwon donośny głos matki:

– Wszystko na nic! Wszystko zmarnowane! Jak ja teraz podgrzeję jarzyny?

Mięso i jarzyny dało się uratować. Znowu David temu zaradził. Spostrzegł, że awaria elektryczności dotyczy jedynie domu, w którym mieszkali rodzice Caitlin. Zarządził, by Caitlin, Trevor i Michelle poszli do sąsiadów z patelniami i garnkami, z prośbą o skorzystanie z kuchni. I tak też zrobiono.

Wytłumaczył gościom, by nie ulegali panice i spokojnie poczekali przy stole, aż sprawa się wyjaśni. Znalazł świece w jednej z kuchennych szafek. Zapalił. Nalał gościom szampana. Wzniósł toast za szczęśliwe pożycie małżeńskie państwa Ross.

W międzyczasie przybył elektryk. Stwierdził, że zbyt dużo rzeczy było włączonych naraz i nastąpiło nadmierne obciążenie transformatora. Wszedł na słup, wymienił zainstalowaną tam skrzynkę i problem został rozwiązany.

Tatko zaintonował: „Gdy światła nam rozbłysną znowu…”, a goście przyłączyli się do tej starej pieśni.

Sąsiedzi przynieśli podgrzane jarzyny i też zostali zaproszeni do stołu. Drobne opóźnienie zaostrzyło wszystkim apetyt. Caitlin i Michelle podawały do stołu. Goście jedli ze smakiem.

Michelle, zazdrosna o to, że to nie ona pogodziła rodziców, opowiedziała Trevorowi, Eileen i Henry'emu o tym, co robiła Caitlin w spiżarni, kiedy zgasło światło.

Matka aż kipiała z oburzenia. Jak oni mogli?

Trevor też tak pomyślał. Niewątpliwie tak skandaliczne zachowanie nie licuje z godnością rodziny. Trevor uważał, że David należy do tych mężczyzn, którzy osiągają, co chcą, kosztem innych. Bez wątpienia był zazdrosny, że w czasie kryzysu rodzinnego on sam spełniał tylko funkcje użytkowe, podczas gdy David okazał się prawdziwą gwiazdą.

Podano ciasto i kawę. Ojciec wstał od stołu i podszedł do Caitlin.

– Chciałbym z tobą porozmawiać, jeśli można – powiedział.