– Oczywiście, tatku. A o czym?

– O Davidzie Hartleyu. Serce jej drgnęło.

– Czy to konieczne?

– Twoja matka prosiła, żebym to z tobą załatwił.

– Dobrze, lepiej, jeśli będziemy mieli to za sobą.

– Trevor powiedział, żebym ostro potraktował tę sprawę.

– To nie jego biznes – mruknęła.

– Michelle też się tego domagała. Powtórzyli to kilka razy.

– Och, tatku – westchnęła z rezygnacją.

– Rozumiem, że nie mamy wyboru.

– Nie mamy wyboru – powtórzyła.

– Może lepiej, jeśli nikt nie będzie nam w tym przeszkadzał. Chciałbym zaprosić cię do mojego gabinetu, jeśli można.

– Oczywiście, tatku.

Gabinetem nazywał pokój pełen pamiątek, miejsce, do którego uciekał, by wspominać przeszłość. Na ścianach wisiały fotografie jego najlepszych koni, które nieraz zwyciężały na pokazach. Czołowe miejsce zajmowała purpurowa rozeta, nagroda przyznana najlepszemu koniowi rasy Galloway.

Caitlin wskazała wzrokiem na zdjęcia.

– Rozumiem, jak bardzo musi ci tego brakować – rzekła ze współczuciem.

– Tak – westchnął. – Matka miała jednak rację, że sprzedała farmę. Lekarze twierdzili, iż powinienem się oszczędzać. I kiedy rano źle się poczułem…

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zdenerwowała się.

– Wiesz, jak to jest – mówił dalej. – Matka próbuje zainteresować mnie innymi rzeczami dla mojego dobra. Byłem upartym, starym głupcem, że nie chciałem z nią współpracować. Twoja matka jest wspaniałą kobietą, kochanie. Zawsze wie wszystko najlepiej.

– Tak, tatku – zgodziła się. Nie chciała mącić ich szczęścia, spierając się teraz o to, czy można decydować za innego człowieka dla jego dobra.

Ojciec lekko odchrząknął.

– Może… nie zawsze… Ale często. Popatrzył na nią badawczo.

– Czy kochasz Davida, Caitlin?

– Poniekąd – odparła, uśmiechając się ponuro.

– Rozumiem – pokiwał głową. – Nie przejmuj się tym, co mówią inni. Słuchaj głosu serca.

– Staram się, tatku.

– Chcę, żebyś była szczęśliwa.

– Wiem o tym.

– O jednej rzeczy musisz pamiętać, Caitlin. Być zawsze w zgodzie z sobą.

Ojciec raz jeszcze okazał się wspaniały. Nie zawiodła się. Podeszła i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Dlaczego ludzie są tacy?

– Nie wiem, Caitlin.

– I nic nie mogę zrobić…

– Możesz.

– Co takiego, tatku?

– Przebacz im. Oni nie wiedzą, co czynią. Roześmiała się.

– Dziękuję, że potraktowałeś mnie tak surowo – pocałowała go w policzek.

– Niech Bóg wam błogosławi, Caitlin. Życzę wam dużo szczęścia – powiedział.

Potem ojciec zszedł na dół do matki, a Caitlin siedziała jeszcze przez chwilę, przygryzając wargi i próbując zetrzeć z twarzy uśmiech i wzruszenie. Ojciec był naprawdę wspaniały.

Zbiegając ze schodów, wpadła wprost na Davida.

– Czy coś się stało? – zapytał jakimś nieprzyjemnym tonem.

– Nie. Dlaczego?

Caitlin szybko otarła łzy wzruszenia. David wyglądał śmiertelnie poważnie, coś go zirytowało, rozwścieczyło. Czyżby Michelle znowu coś namieszała za jej plecami? Serce zabiło jej na alarm. To nie był już ten namiętny kochanek, tylko ktoś bardzo nieprzyjemny, wrogo do niej nastawiony. Musiało się wydarzyć coś bardzo poważnego.

– O co chodzi, Davidzie?

Nadal kochała tego mężczyznę. Istniały pewne sprawy między nimi, które wymagały wyjaśnienia, uregulowania, zanim będzie całkowicie usatysfakcjonowana tym związkiem. Ale nie miała wątpliwości, że David Hartley jest mężczyzną jej życia, na dobre i na złe. Co się stało?

Widziała lodowate błyski w ciemnoniebieskich oczach.

– Mam pełną świadomość, Caitlin, że nie zaproszono mnie na tę uroczystość – wysyczał ze złością. – Intruz, który okazał się być użyteczny. Zbyt pomocny, by go odprawić z pogardą. Dopiero później, jak już przestał być potrzebny…

Caitlin czuła, że serce jeszcze szybciej bije na alarm. Czyżby matka coś mu powiedziała?

– Davidzie, ja ciebie nie odtrąciłam! – krzyknęła.

Na pewno pocałunek w spiżami był wystarczającym tego dowodem.

– Zrobiłaś to dziś rano. I zgadnij, jak myślisz, kto przybył tu na przyjęcie?

– Nie wiem.

– On przyszedł tutaj, Caitlin. Do domu twoich rodziców. Jest tutaj i czeka na ciebie.

– Nie wiem, o kim mówisz, Davidzie.

– Pozwól mi odświeżyć twoją pamięć, Caitlin. Człowiek, który skradł moje patenty. Ten, który za pomocą oszustwa stał się moim najgroźniejszym rywalem. Ten, który zaprosił do siebie niemiecką delegację, zanim zdążyła przybyć do mnie.

Spojrzała na niego z zaskoczeniem, usiłując zrozumieć, o co mu chodzi.

– Powiedz mi, Caitlin, do cholery, co robi Michael Crawley na trzydziestej rocznicy ślubu twoich rodziców?

Crawley jest tutaj? Nie miała o tym pojęcia. W ogóle nie przyszło jej do głowy, że Crawley może znać jej rodziców. Nigdy nie zamieniła z tym mężczyzną ani słowa. Widziała go tylko raz w życiu, kiedy towarzyszyła Davidowi w sądzie, na wstępnej rozprawie o kradzież patentów.

Podobnie jak David, Crawley niedawno przekroczył trzydziestkę. Caitlin zapamiętała go jako człowieka śliskiego jak wąż, bez cienia moralności. Był przystojnym mężczyzną i niewątpliwie całkowicie zdawał sobie z tego sprawę. Jego ciemne oczy wnikliwie obserwowały otoczenie i rozbłyskały dumą na każdy przejaw uznania dla jego urody czy też sprytu.

– No i co na to powiesz? – David domagał się od niej jakichś wyjaśnień.

Poczuła, że nie wie, co mu powiedzieć i zupełnie nie rozumie, co tu się wydarzyło. Zanim przyszło jej na myśl jakiekolwiek sensowne zdanie, które mogłaby teraz powiedzieć, usłyszała za sobą:

– Ach, Caitlin, kochanie! Wreszcie cię znalazłem!

I Caitlin spostrzegła, że faktycznie, w domu jej rodziców zjawił się Michael Crawley. Po prostu wyszedł z salonu do przedpokoju, w którym stała z Davidem. Nie wahając się ani chwili, podszedł do niej z taką poufałością, jakby łączyło ich całe mnóstwo wspólnych sekretów.

– Wszystko udało się perfekcyjnie – rzekł z lubieżnym uśmiechem. – Całe popołudnie spędziłem z niemiecką delegacją. Uprzejme wyrazy podziękowania, panienko.

– Ty draniu! – wyrwało się Davidowi.

Caitlin nigdy nie widziała Davida aż tak zdenerwowanego.

Crawley zaśmiał się.

– Panie Hartley, nigdy nie umiał pan przegrywać z godnością.

Zbliżył się do Caitlin nazbyt poufale i pociągnął nosem, jakby ją wąchał.

– Nie używasz tych perfum, które ci kupiłem – rzekł z wyrzutem. – Przecież wiesz, że wybrałem najlepsze.

Caitlin kompletnie oniemiała z wrażenia. Trochę już zaczynała rozumieć, co się dzieje, zupełnie jednak nie mogła w to uwierzyć.

– Kupię ci jutro jeszcze inne perfumy. Coś, co na pewno polubisz – zaśmiał się rubasznie. – Jenny powiedziała, że nie wzięłaś do domu tych róż, które dostałaś ode mnie. Dlaczego, kochanie?

Jenny? Jenny Ashton? Czyżby ona była w to wmieszana? W to… to… Caitlin nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia.

– Caitlin? – zapytał David podejrzliwie.

Patrzyła na niego zupełnie oszołomiona. Fakty, które podawał, nie budziły wątpliwości. Musiała, koniecznie musiała powiedzieć coś teraz Davidowi. Wyjaśnić… Ale co? Jedyne, o czym potrafiła myśleć, to, że była niewinna.

– Dam ci dobrą radę, chłopcze – powiedział Crawley protekcjonalnym tonem. – Pojedź teraz do domu. Nie upieraj się przy dziewczynie, która już od dawna nie należy do ciebie.

– Czy to prawda, Caitlin?

– Nie! – krzyknęła, wreszcie odzyskując głos. – Davidzie, przysięgam, że to nieprawda!

Crawley skarcił ją wzrokiem.

– Dlaczego sama mu tego nie powiesz, że przestał cię interesować? Cóż takiego ci obiecywał? Więcej pieniędzy?

– Głos Crawleya stwardniał. – Nie graj na dwa fronty, panienko. Hartley już teraz o wszystkim się dowiedział i nie masz u niego żadnych szans. On ci nie wybaczy tej drobnej nielojalności. Musisz być teraz ze mną.

– Jemu zależy na tym, żeby nas poróżnić! – krzyknęła.

– Nie słuchaj go, Davidzie.

– Próbowałaś odciągnąć mnie od spotkania z niemiecką delegacją – rzekł David lodowatym głosem.

– Nie myślałam wtedy o nich, tylko o nas!

– Sądzę, że interesowałaś się wyłącznie sobą.

Ciarki przeszły jej po plecach. Straciła Davida. Desperacko próbowała coś jeszcze uratować.

– Davidzie, nie odchodź! Nie pozwól, żeby on zepsuł to, co nas łączy!

Zimna maska wpełzła na jego twarz.

– Nic nas nie łączy.

Wyjął z kieszeni spodni kluczyki do jej samochodu. Rzucił na stoliczek z walentynkową dekoracją.

– Poproś Crawleya, żeby podrzucił cię do Yarramalong – rzekł szyderczo.

Tylko kilka kroków dzieliło go od drzwi. I odszedł, zanim Caitlin zdołała znaleźć odpowiednie słowa.

To był impuls, żeby pobiec za nim. Poderwała się do drzwi, nacisnęła klamkę… i nagle zawahała się. Nie miała żadnych szans.

David już teraz nie słuchał jej, zamknął przed nią serce. Nie mogła mu oferować żadnych słów, niczego, co mogłoby zmienić ten stan rzeczy. Odepchnąłby ją, nawet gdyby zarzuciła mu ręce na szyję i siłą przytrzymała, wczepiła paznokcie w jego skórę i w ten sposób próbowała go zatrzymać. Nie było już żadnego ratunku. Dziś rano świat zaczął się walić, a teraz już leżał w gruzach.

Usłyszała dźwięk uruchomionego silnika ferrari. David odjechał.

Oparła głowę o framugę. Zmagała się z ogarniającą ją falą słabości. Bolał ją żołądek, czuła miękkość w kolanach, jakby się miała za chwilę osunąć na podłogę. Crawley stał za nią, bacznie ją obserwując. Niewątpliwie rozkoszował się tym, jak skutecznie sprawdził się jego scenariusz. Ona i David zagrali, tak jak im kazał, wyznaczone przez niego role. Patrzył na nią z tryumfalnym wyrazem twarzy, z błyskiem dumy w ciemnych oczach.

Wyprostowała się. Na pewno nie zamierzała mdleć w obecności tego człowieka. Najnędzniejszego z rodzaju ludzkiego. Być może dałoby się wyciągnąć od niego jakieś szczegóły, które pomogłyby jej potem w zdemaskowaniu tych kłamstw. Mogłaby przedstawić je Davidowi jako dowód i uwierzyłby, że jest niewinna. I wszystko dałoby się naprawić; Trzeba przemóc falę słabości, porozmawiać z nim tak chytrze, żeby powiedział coś więcej. Skąd znał tyle faktów? Co jeszcze planował przeciwko Davidowi? Na pewno nie mogła sobie pozwolić teraz na żadne zemdlenie. On by się tylko cieszył, że udało mu się sprawić jej ból.

Odwróciła się tak, by zagrodzić mu drzwi. Obserwował ją z tryumfalnym uśmieszkiem na twarzy. Caitlin na ogół czuła wstręt do przemocy fizycznej, ale ogarnęła ją taka nienawiść do Crawleya, że mało brakowało, a dałaby mu w twarz.

Prawie natychmiast zdała sobie sprawę, że Crawley byłby zadowolony z takiego obrotu rzeczy. Ciemne oczy wypatrywały wrażenia, jakie na niej wywarł. Cieszyłby się, że doprowadził przeciwnika do takiej wściekłości, że ten aż stracił panowanie nad sobą. Caitlin od razu postanowiła, że nie da mu powodu do zadowolenia.

– Dlaczego pan to zrobił? – zapytała. – Jaki miał pan w tym cel?

Zaśmiał się.

– Niszczenie Hartleya sprawia mi szczególną satysfakcję. A teraz tak zdołałem mu dokopać, że naprawdę dumny jestem z siebie – uśmiechnął się z tryumfem. – Czuję się, jakbym znalazł żyłę złota.

– Ma pan dziwne wyobrażenie o żyle złota – mruknęła.

– Nie aż tak bardzo. W każdym razie moja inwestycja w walentynki opłaciła się. To, co wydałem, zwróciło mi się z nawiązką. Nagle się okazało, że ktoś inny przysyła ci kwiaty i prezenty. David musiał dziś rano szaleć z zazdrości. Z pewnością nie mógł należycie skoncentrować się na rozmowach z delegacją niemiecką. Ależ musiał być wściekły!

Chytre oczka Crawleya aż błyszczały z uciechy.

– Bzdura – stwierdziła chłodno. – Wcale się tym nie przejął.

Wyglądało na to, że Crawley jej nie uwierzył. Wycelował w nią wskazujący palec.

– Nie rób ze mnie głupka, moja droga. Nie składałaś wymówienia zupełnie bez powodu. Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.

– Skąd pan wie, że składałam wymówienie?

– Przede mną nic się nie ukryje.

– Jak się panu udało dostać do domu moich rodziców?

– Och, to było dziecinnie łatwe, wprost szkoda słów. Spotkałem seksowną blondynkę, która zaprosiła mnie od razu, jak tylko powiedziałem, że przychodzę do ciebie.

Michelle. Prawdopodobnie cały czas stała gdzieś tutaj koło schodów, żeby zobaczyć, co wyniknie z rozmowy Caitlin z ojcem. I Crawley, wchodząc do domu jej rodziców, od razu natknął się na szpiegującą Michelle. I starsza siostra niemal bez wahania wpuściła go do środka. Na pewno świadomie, przynajmniej częściowo, chciała dać Caitlin nauczkę, by nie zawracała głowy aż dwóm panom jednocześnie.

– Teraz, kiedy pan już się zabawił, bardzo proszę opuścić dom moich rodziców – powiedziała Caitlin, szeroko otwierając przed nim drzwi. – Nie jest pan tutaj mile widziany.

– Dlaczego nie przyjdziesz teraz do mnie do pracy? – zaśmiał się protekcjonalnie. – Pomyśl, jak wiele moglibyśmy razem dokonać.