Caitlin znowu poczuła gwałtowną chęć, żeby uderzyć go w twarz albo zrobić coś jeszcze gorszego. Stłumiła jednak impuls. To byłoby błędem. Crawley uznałby to za swój sukces, wszak pragnął ją zdenerwować aż tak bardzo, by przestała kontrolować swoje zachowanie.

Pomyślała, że znacznie lepiej byłoby rozpracować słabe strony Michaela Crawleya. Jakie on mógł mieć słabe strony? Może przepełniające go zarozumialstwo?

– Bardzo zręcznie pan to rozegrał.

– Rzeczywiście, jestem dumny z siebie. Caitlin czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.

– Jakim cudem udało się panu dowiedzieć o mnie i o Davidzie, skoro przecież nikt o tym nie wie? – zapytała, próbując połechtać jego dumę.

– Owszem, do tej pory udało się wam uniknąć rozgłosu.

– A może to tylko blef? To poruszyło jego ambicję.

– Oczywiście, że nie blef ani nie przypadek.

– Zatem jak pan na to wpadł?

– Po prostu śledziłem was oboje.

Tak proste, tak oczywiste. Każdy mógł na to wpaść.

– Nie wierzę, żeby mógł pan w ten sposób poznać dokładnie nasze życie.

– Proszę sprawdzić.

– I zna pan dokładnie zwyczaje Davida? Jeszcze szerszy uśmiech rozjaśnił jego oblicze.

– Oczywiście.

– O której wyszedł David dziś rano z mojego mieszkania?

– Szósta czterdzieści pięć. Zawsze wychodził o tej porze. Caitlin pomyślała, że wiedział, i to za każdym razem, kiedy byli ze sobą, i mimo zdenerwowania poczuła rozbawienie. Zachichotała. Potem szybko próbowała coś powiedzieć, żeby słowami zatuszować swoją nie kontrolowaną reakcję.

– I co zawsze robi David, kiedy wychodzi ode mnie? – zapytała. Sama nie miała o tym pojęcia, ale co jej szkodziło sprawdzić wszystkie informacje tego szpiega?

Michael Crawley wybuchnął ochrypłym śmiechem.

– Jak to co? Je śniadanko ze swoją mamusią! Rechotał, aż łzy pojawiły się w jego oczach. Potem opanował się, przeważyła chęć, by pochwalić się swoim tryumfem.

– Rozumiesz, Caitlin, rozpracowałem go psychologicznie. Wykorzystam odpowiednio tę wiedzę o śniadankach z mamusią. Zniszczę go doszczętnie.

Caitlin poczuła, że zaraz oszaleje.

– Pan jest sadystą! – krzyknęła.

– Rzeczywiście, jestem sadystą. W dodatku inteligentnym. Matka Davida będzie głównym atutem w moich planach.

Drgnęła i wskazała ręką na otwarte drzwi.

– Do widzenia panu.

Stanął w progu i czekał, wlepiając w nią oczy.

– Przemyśl to wszystko, Caitlin. Zadzwoń do mnie, jak będziesz szukała pracy. David jest dla ciebie stracony. Nie ma już do ciebie źdźbła zaufania. Nie będzie chciał cię widzieć. A ja zapłacę więcej niż on. Plus słodka nagroda, żebyś nie czuła się pokrzywdzona.

– Myślę, że się nie rozumiemy – powiedziała ostro. – Dobranoc panu.

Nie czekał już, żeby mu to powtórzyła.

Wyszła na zewnątrz, patrząc, jak nikną w oddali światła jego samochodu. Potem zwymiotowała na grządkę. Przepłukała usta wodą z węża ogrodowego. Trzeba było wracać do gości. To nie było łatwe. Drgał w niej każdy mięsień.

Zamknęła drzwi za sobą i oparła się o nie. Michael Crawley był tak obrzydliwy, że nadal zbierało jej się na wymioty. Potrzebowała jakiegoś antidotum na tę truciznę. Nic takiego jednak na razie nie mogła znaleźć. Crawley operował faktami i to było bardzo trudne do podważenia. I miał rację. Zaufanie, jakim darzył ją David, zostało bezpowrotnie zniszczone. Caitlin pomyślała, że nie ma już powrotu do Davida, nie ma sposobu, żeby mogła znowu być razem z nim. To już koniec.

Powiodła wzrokiem po ścianach, znowu ta walentynkowa dekoracja, sznur świateł, dwa czerwone serca. Łzy pojawiły się jej w oczach. Ależ udało jej się w tym roku to święto!

Powoli, docierały do jej uszu dźwięki płynącej z salonu muzyki. Poznała melodię, to była stara piosenka z filmu „Duch”. Tak, najwyższy czas wracać do gości. Otarła łzy i próbowała ułożyć usta w coś w rodzaju uśmiechu.

Słowa piosenki mówiły o miłości, o szczęściu. To było takie piękne, wyrażające tak niezgłębioną tęsknotę… Pomyślała, że już nigdy nie będzie w jej życiu miłości. To, co się tak cudownie zaczęło, ten ogień namiętności nigdy już nie rozpali się pełnym blaskiem. Nie będą mieli okazji, żeby się lepiej poznać. I on nigdy już się nie dowie, że byli stworzeni dla siebie… Coś fantastycznie wspaniałego zostało zniszczone przez diabła w ludzkiej skórze, przez tego obrzydliwego Michaela Crawleya.

Słyszała przez drzwi, jak głos ojca dołączył do piosenkarza.

Wolnym krokiem pokonała odległość dzielącą ją od salonu. Poprzez łzy widziała, jak rodzice tańczą razem, przytuleni do siebie. Patrzą sobie w oczy, jakby na świecie nie istniał nikt inny oprócz nich. Matka także zaczęła śpiewać.

Patrzyła na nich, wirujących na parkiecie. Tacy byli cudowni, trzydzieści lat razem i ciągle tak bardzo zakochani. I Caitlin przysięgła sobie, że zrobi, co tylko będzie możliwe, żeby David znowu jej wierzył. Musi odzyskać jego zaufanie. I jego miłość.

Potrzebowała go.

Kochała go.

A on? On przecież był samotny przez większość swego życia… Sam jej to wyznał.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Przyszła do biura już o ósmej rano. Jeszcze nie było sprzątnięte. Dwie sprzątaczki dopiero kończyły swoją pracę. Caitlin od razu jednej z nich sprezentowała te nieszczęsne róże od Crawleya, a drugiej koszyk z upominkami. Wyjęła z torebki odświeżacz powietrza i szybko unicestwiła zapach róż. Potem poszła do łazienki i bardzo starannie umyła ręce, które mimo wszystko musiały dotykać kwiatów i koszyka.

W ten sposób znikły z pokoju wszelkie ślady po podstępnym draniu Crawleyu.

Jej wymówienie leżało nadal na biurku, tak jak je zostawiła poprzedniego dnia. Znalazła również na faksie wiadomość od delegacji niemieckiej, prawdopodobnie oznaczającą pogrzebanie jeszcze jednej nadziei. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Poszła do toalety – nigdy w życiu nie czuła się aż tak bardzo zdenerwowana, jak dziś.

Jeszcze raz przejrzała się w lustrze, zastanawiając się, czy jest stosownie ubrana. Może powinna była włożyć tę zieloną sukienkę, która kiedyś tak bardzo podobała się Davidowi. Jeżeli jednak pamiętał, że ją pochwalił, potraktowałby to jako wyrachowanie. Zastanawiała się nad tym przed wyjściem do pracy i w końcu zdecydowała się na czerwoną garsonkę. To był mocny kolor, a tego poranka szczególnie potrzebowała siły. Niestety, czerwony kolor podkreślał bladość jej twarzy i sińce pod oczami, oczywisty znak nerwów i niewyspania.

Nie miała wiele czasu na spanie, jednakże nawet w ciągu tych paru godzin nie zmrużyła oka i wydawało jej się, że ta noc ciągnie się w nieskończoność.

Caitlin powiedziała rodzicom, Michelle i Trevorowi, że David po prostu nie mógł dłużej zostać, bo musiał już wracać i mogli sobie interpretować tę informację, jak tylko chcieli. Gdy impreza zbliżała się już do końca, któryś z gości chętnie i życzliwie podwiózł ją do Yarramalong i wkrótce znowu dysponowała swoim malutkim samochodem.

Wracając do Sydney, pomyślała z ulgą, iż przyjęcie skończone i że już do nikogo nie musi się uśmiechać. Czuła się okropnie zmęczona. Poszła spać bardzo późno i nie miała wiele czasu na sen, nawet gdyby udało jej się trochę zdrzemnąć, gdyż postanowiła, że przyjdzie do pracy dużo wcześniej niż szef.

Całą noc zastanawiała się, czy David, wychodząc z domu jej rodziców, rzeczywiście nie miał żadnych wątpliwości, co do prawdomówności Crawleya. Próbowała też dojść, o co chodziło temu draniowi, gdy mówił o matce Davida. W jaki sposób mógł wykorzystać fakt, że David codziennie rano jadał śniadanie razem z matką? Nawet gdyby z tego wynikało, że David jest maminsynkiem czy nawet fajtłapą, to i tak jej szef nie był człowiekiem, który przejmowałby się takimi pomówieniami. O co mogło chodzić Crawleyowi?

I jeszcze pozostawała kwestia, dlaczego David był tak konsekwentnie uparty w ścisłym trzymaniu się rozkładu dnia. Przecież mimo wszystko śniadanie z matką nie było aż tak ważne, żeby nie mógł tego odwołać.

Dlaczego nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu? Co tam ukrywał? Czyżby drugą kochankę? Tamta byłaby jego domową panią, a ona służbową? Ciekawa organizacja haremu. Nie, na pewno nie chodziło o nic tak podłego. Ale dlaczego jej nie zapraszał? Co on tam ukrywał? Trzymał jakiegoś potworka w tym swoim domu?

Tak wiele pytań cisnęło się jej na usta. Niestety, na razie musiały poczekać.

O ósmej dwadzieścia dwie otworzyła biuro, zamknięte przedtem na klucz. Wiedziała, że punktualnie o ósmej trzydzieści pojawi się w pracy David.

Pierwsze, co prawdopodobnie zrobi jej szef, to sprawdzi, czy nie nadeszły faksem jakieś nowe informacje. Czyli najpierw wejdzie do jej gabinetu. Caitlin obserwowała z napięciem mijające minuty. Ciągle jeszcze nie miała szczegółowego planu, jak postąpić. Zastanawiała się gorączkowo, czy powinna siedzieć przy biurku, czy raczej stać, czy tak wyglądać, jakby normalnie przyszła do pracy, czy może wręcz przeciwnie.

Ósma trzydzieści. Stanęła przy biurku obok swojego krzesła, po lewej stronie miała komputer, z tyłu faks. Stała twarzą do drzwi.

Usłyszała kroki Davida. Nerwowo ścisnęła oparcie krzesła, wbijając paznokcie w obicie. Czuła, jak szybko bije jej serce, jak gwałtownie pulsuje tętnica na skroni, jak spazmatycznie kurczy się żołądek.

David nie wpadł do biura ze zwykłą sobie energią. Zaczął otwierać drzwi do jej gabinetu powoli, jakby natrafił na jakąś przeszkodę. Może chodziło o niemiłe wspomnienie o kobiecie, która jeszcze wczoraj tu pracowała i tak strasznie zawiodła jego zaufanie.

Wreszcie wszedł. Wyglądał mizernie, jakiś grymas na twarzy, oczy świadczące o braku snu.

Zamarł, gdy ją zobaczył. Nerwowo napiął mięśnie. Twarz jego przybrała twardy wyraz, oczy błysnęły wściekłością.

– Co tutaj robisz?

– Nie akceptuję pochopnych sądów. – Głos jej zadrżał, chociaż milion razy przedtem powtarzała sobie tę kwestię.

– Wyjdź stąd – powiedział. – Już tutaj nie pracujesz. To dało przeciwny efekt. Adrenalina, której nadmiar pojawił się w jej żyłach, dała jej dodatkową moc. Mózg zaczął pracować jeszcze wydajniej niż zazwyczaj. Spojrzała na niego wyzywająco, uzbrojona we własną niewinność.

– Czyżbyś zapomniała, że wczoraj złożyłaś wymówienie, które zostało przyjęte? – zapytał jadowicie.

– Tak, złożyłam wymówienie na piśmie i, jak wiesz, •zostawiłam je na moim biurku… dla jakiegoś nieproszonego gościa, żeby mógł się zapoznać z jego treścią.

Chwyciła głęboki oddech i mówiła dalej:

– Ja nie informowałam Michaela Crawleya, że zrezygnowałam z pracy. Ty też mu o tym nie mówiłeś. A przecież wczorajsza akcja Crawleya opierała się na informacji, że już u ciebie nie pracuję.

– Czyżby? – mruknął.

– Nie zamierzam donosić na żadnego z twoich pracowników – rozgniewała się. – Ale ktoś z nich szpieguje na rzecz Crawleya.

– Dlaczego miałbym sądzić, że jest to ktoś inny, a nie właśnie ty?

– Ponieważ jestem tutaj, Davidzie. Przy tobie. I jeśli mnie wyrzucisz, Crawley zwycięży. Osiągnie to, co zaplanował. On właśnie tego chciał, przysyłając mi róże i prezenty. Poza tym zamierzał wywołać jak największe zamieszanie przed spotkaniem z Niemcami.

Skrzywił się.

– Nikt z pracowników nie wie, że byliśmy kochankami. Crawley mógł uzyskać tę informację tylko od ciebie.

– Otóż, mylisz się. Crawley szpiegował cię. Przyznał się do tego wczoraj wieczorem, kiedy już pojechałeś. Powiedział mi, które noce spędziłeś u mnie w mieszkaniu i dokładną godzinę, o której wychodziłeś.

– Skąd mam wiedzieć, że nie uzyskał tych informacji właśnie od ciebie?

– Nigdy mi nie mówiłeś, co robisz po wyjściu ode mnie, Davidzie – powiedziała, pragnąc przykuć jego uwagę.

– Oczywiście jechałem do domu – stwierdził ironicznie.

– Tak. Jechałeś do domu na śniadanie ze swoją mamą… i to każdego ranka, to wiem od Crawleya. I on zamierza wykorzystać twoją mamę przeciwko tobie. Powiedział, że to jego najlepsza broń, choć oczywiście nie mam pojęcia, o co mu chodziło.

Zmarszczył brwi, po czym zamarł bez ruchu. Pomyślała, że wygląda jak skamieniały albo jakby go ktoś uderzył. Oczy miał teraz zupełnie bez wyrazu, zatopione w coś, co pochłonęło całą jego świadomość.

Caitlin poczuła, że ona też ma wszystkie nerwy napięte do granic wytrzymałości. Co spowodowało w nim taką reakcję? Co to za tajemnica związana z jego matką? Co to za broń, którą wymierzył przeciwko niemu Michael Crawley?

Widziała, jak dłonie Davida zacisnęły się w pięści. Jak potem próbował wrócić do normy, wyluzować się. Znowu włączył swoją samokontrolę. Jego oczy znowu patrzyły na nią. Było to teraz wnikliwe, badawcze spojrzenie. Chciał poznać wszystkie szczegóły.

– Czy mówił, w jaki sposób zamierza wykorzystać moją matkę? – Jego głos był pozornie spokojny, pozbawiony wszelkich emocji.

– Nie. Tego mi nie mówił – odpowiedziała spokojnie. – Śmiał się, że planuje rozpracować cię psychologicznie i kluczem do tego jest właśnie twoja matka. Mówił, że to jego główny atut przeciwko tobie. Napawał się rozkoszą, że wreszcie może cię zniszczyć. On mnie przeraża… Ten człowiek jest sadystą.