Niektórych spraw, związanych z jego dziwną egzystencją na kilku wyspach, nie potrafiła zrozumieć.

Pracowali w tych samych godzinach. Jeżeli ona była wolna, to i on też. Nie widziała żadnego powodu, żeby musiał teraz tak wcześnie wychodzić.

– Czy nie możemy wziąć jednego dnia urlopu i spędzić go razem? – błagała.

Wzruszył ramionami.

– Zrobiłbyś wreszcie coś spontanicznego, zamiast sztywno trzymać się swoich zasad. To by mi sprawiło dużą przyjemność.

– Mówisz jak uczennica, która chciałaby iść na wagary.

– Już dawno jestem dorosła i pracuję w poważnej firmie – przypomniała mu.

Zdegradował ją do roli uczennicy.

– Odwołaj swoje dzisiejsze spotkania handlowe – prosiła. – Zobaczysz, że tego nie pożałujesz.

– Nie mogę.

– Chodź znowu do łóżka, pieść mnie i całuj – kusiła. Spojrzał na nią gniewnie, tym razem jak na rozkapryszone dziecko.

Wsunął koszulę do spodni. Zapiął rozporek. Zaczął wciągać skarpetki. Pociągnęła nosem.

– To są wczorajsze skarpetki. Musisz je zmienić w domu.

Kiedyś zaproponowała, żeby zostawiał u niej zapasową bieliznę, wtedy mogliby jeść razem śniadania. Ona gotowałaby mu to, co najbardziej lubi, i biegała rano do sklepu po świeże bułeczki.

Odpowiedział wówczas lodowatym głosem, że nie śmiałby jej robić kłopotu swoją brudną bielizną. Jedyne, na co zgodził się już wcześniej, to szczoteczka do zębów i maszynka do golenia. Śniadania go nie interesują, woli jeść w domu i jej nie fatygować.

Widać było, że boi się angażować w coś więcej. To jej się nie podobało. To ją raniło i robiło z niej tymczasową panienkę na wezwanie.

Desperacko próbowała coś zrobić, by znaczyć dla niego więcej niż wszystkie kobiety, które miał wcześniej.

– Dlaczego nigdy nie zapraszasz mnie do siebie do domu? – zapytała. Wiedziała już, że i tak wszystko stracone i postanowiła brnąć dalej.

– Wygodniej jest, jeśli ja przychodzę do ciebie. Dla twojego dobra – wyjaśnił.

Włożył skarpetki. Poszedł do przedpokoju po obuwie. Wsunął stopy do butów i zaczaj zawiązywać sznurowadła.

Dla jej dobra! Coś podobnego! To jedynie zręczny wybieg, pozwalający trzymać ją z dala od jego domu. Przez to nie mogła uczestniczyć w jego prywatnych sprawach, dzielić z nim życia.

Caitlin wiedziała, że mieszkał na Lane Cove, niedaleko budynku firmy na Chatswood, w ekskluzywnej północnej dzielnicy. Jej własne mieszkanko znajdowało się dosyć blisko, jednakże nie aż tak bardzo, żeby stwarzać okazję do niepotrzebnych plotek.

Miała pełną świadomość tego, że jej kochanek urządził się bardzo wygodnie. I jeżeli postanowi zakończyć ich związek w jednej krótkiej chwili, nie będzie to dla niego żadnym problemem, Nie będzie musiał odbierać od niej żadnych przedmiotów, ani narażać się na awantury z jej strony, że nie dopełnił wobec niej jakichś tam zobowiązań. Nigdy nic jej nie obiecywał. Nie musiał poczuwać się wobec niej do kłopotliwej odpowiedzialności. Zechce z nią zerwać, to po prostu wyjdzie od niej o szóstej czterdzieści pięć po raz ostatni i już nigdy nie wróci. Nie będzie musiał się tłumaczyć.

Wstał, poszedł do drugiego pokoju, z szafy wyjął marynarkę, włożył ją. Potem wziął leżący na fotelu krawat. Wrócił do sypialni. Przejrzał się w lustrze, wygładził koszulę, poprawił marynarkę.

Jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej zgrabnej figurze. Caitlin nadal całkiem naga leżała na łóżku.

– Mam nadzieję, że wystarczy ci energii, żeby dotrzeć na dziewiątą do pracy – powiedział. – Myślę, że nie zechcesz wykorzystywać sytuacji.

Miał surowy, bezwzględny wyraz twarzy.

To było ostrzeżenie. Łagodnie sformułowane, perfekcyjnie zredagowane. Caitlin nie miała jednak żadnych wątpliwości.

Protekcyjnemu tonowi głosu i chłodnemu opanowaniu towarzyszyły migoczące w jego oczach błyski wściekłości i oburzenia.

Dlaczego nie była nikim innym w jego życiu, jak tylko bardzo użyteczną sekretarką i panienką do seksu? Taka sytuacja nagle wydała jej się doszczętnym znieważeniem, obelgą, której nie zamierzała darować. Musiała dotąd chyba nie mieć ani krzty ambicji!

– Masz wrażliwość hipopotama – mruknęła bardziej do siebie niż do niego.

– Zrobię to dla ciebie i puszczę w niepamięć tę nieprzyjemną uwagę – mruknął.

– Jak to szlachetnie z twojej strony.

Targała nią przemożna chęć sprawdzenia, ile naprawdę dla niego znaczy. Wiedziała, że jeśli nawet jego serce było dla niej zimne, trudno to powiedzieć o sprawach czysto fizycznych. Jej ciało na pewno robiło na nim wrażenie. Ale dosyć tego. Musiała wreszcie znaczyć dla niego coś więcej, owszem, ciało było ważne, ale było tylko ciałem.

Wyskoczyła z łóżka z gracją, która przykuła jego uwagę. Uniosła ręce, chwilę trwała w tej pozycji, następnie odrzuciła do tyłu głowę, odgarnęła włosy. Wyprostowała się, eksponując kształtne piersi, odwróciła twarz ku niemu i posłała jedno z tych powłóczystych spojrzeń, które kiedyś wywierały na nim takie wrażenie.

Kręcąc biodrami, powoli, jak w tańcu, skierowała się ku niemu ze zmysłowym uśmiechem na ustach.

Nie mógł oczu od niej oderwać. Tak, przez cztery miesiące zdążyła dobrze poznać, co podniecało go najbardziej.

Chwycił głęboki oddech, napiął mięśnie, zacisnął dłonie. Widać było, iż walczy ze sobą, że jest w rozterce, głęboko nieszczęśliwy. Pożądał jej, to było pewne. Jednocześnie zaś musiał z uporem maniaka trzymać się swego rozkładu dnia. Nie pozwolił, żeby cokolwiek mogło temu przeszkodzić. Jego twarz przybrała wyraz zdecydowania, ale iskierek namiętności, które płonęły w jego oczach, nie potrafił wygasić. Stał jak wrośnięty w ziemię. Nie podszedł do niej ani też nie zbierał się do wyjścia. Po prostu stał.

– Nie chcesz już nigdy więcej kochać się ze mną? – zapytała. – Dzisiaj był ostatni raz, prawda?

– Nie! – niemal krzyknął.

– No to zostań ze mną, pieść mnie.

– Będę głupi, jeśli zostanę.

– Będziesz głupi, jeśli pójdziesz.

– Dzisiaj przyjeżdża delegacja z Europy. Wiedziała, że to zupełnie nie ma sensu, ale nie potrafiła już zawrócić z raz obranej drogi.

– Przełóż to spotkanie na jutro. Gniewnie zacisnął usta.

Ruszyła w jego stronę, grając, starą jak świat, rolę namiętnej kusicielki. Nigdy przedtem nie robiła takich rzeczy, teraz jednak nie mogła opanować wewnętrznej potrzeby, żeby zachowywać się właśnie w ten sposób.

W miłości i na wojnie wszystkie metody są dobre, o ile prowadzą do celu.

Jak dotąd, to David był tym, który w każdej sytuacji przejmował inicjatywę, z bezczelnością, która ciągle jeszcze jej imponowała. Miał prymitywny instynkt myśliwego, nie uznającego żadnych niepowodzeń. Jeżeli jeden sposób zawodził, sięgał natychmiast po następny, aż osiągał to, czego pragnął.

Zastanowiła się, czy nie powinna zachowywać się podobnie. Jeżeli on tak sobie z nią poczynał, to może ona powinna tak samo?

Podeszła do niego jeszcze bliżej, kołysząc biodrami, zarzuciła mu ręce na ramiona i poczęła masować jego mięśnie, raz po raz naciskając na włókna.

– Potrzebny ci relaks – powiedziała niskim, gardłowym głosem.

– Muszę już iść – upierał się.

Wspięła się na palce, przesuwając nagimi piersiami po jego koszuli.

– O co ci chodzi? – zapytał.

– Chciałabym znowu ci zaufać.

Stojąc nadal na palcach, delikatnie wsunęła mu czubek języka pomiędzy wargi. Przysunęła się jeszcze bliżej, prowokująco naprężając ciało.

Słyszała, jak gwałtowny stał się jego oddech. Poczuła, jak poruszył się jego język w odpowiedzi na pieszczotę. Jego dłonie zacisnęły się zachłannie na jej biodrach, podtrzymując ją w pozycji na palcach.

Wtargnęła głębiej w jego usta, z gorączkowym pragnieniem pobudzenia go jeszcze bardziej. Przycisnęła do niego brzuch i lekko rozchylone uda, zdecydowana zrobić wszystko, co mogłoby rozbudzić w nim pożądanie. Jej rozpalone ciało domagało się od niego całkowitego zaangażowania.

Głuchy jęk wydobył się z jego gardła. Przesunął dłoń z biodra na pośladek Caitlin, przyciskając jej delikatne łono do sztywnego wybrzuszenia w swoich spodniach. Poczuła, że krew szybciej płynie w jej żyłach, szemrząc pieśń tryumfu. W końcu jednak zapomniał o swoich obrzydliwych, niezłomnych zasadach.

– Weź mnie – szepnęła.

Czuła, jak jego klatka piersiowa unosi się w gwałtownym rytmicznym oddechu.

– Weź mnie, Davidzie.

Zbliżyła dłonie do jego koszuli. Palce zręcznie i szybko zabrały się do rozpinania guzików.

Nagle wciągnął brzuch, mrucząc przy tym jakieś przekleństwo. Potem gwałtownie oderwał jej ręce od swojej koszuli, dobrze, że chociaż guziki ocalały. Brutalnie odepchnął ją od siebie. Aż krzyknęła, rozżalona tą nagłą przemianą. Zwycięstwo wydawało się już tak bliskie.

Patrzył na nią z wściekłością.

– Co cię napadło, dziewczyno?

– Przecież sam wiesz o tym, że mnie pożądasz. Nie wypieraj się! – krzyknęła.

– Kusisz mnie jak diablicą.

– Czy nie tego właśnie chcą mężczyźni od kobiet, których nie zamierzają poślubić?

– Nigdy nie obiecywałem ani nawet nie wspomniałem o tym, że mogłabyś być moją narzeczoną – przypomniał.

– No, właśnie, sam widzisz – rzekła posępnie. Świat się walił i czuła, jak umiera w niej dusza.

– Sprowokowałaś mnie do tego – westchnął. – Naprawdę nie wiem, co za diabeł dziś w ciebie wstąpił. Co ty wyprawiasz, dziewczyno? Nie jest to odpowiednia pora na kłótnie.

Znowu nerwowo spojrzał na zegarek.

– A kiedy, według ciebie, będzie na to stosowna pora?

– Może nigdy – odparł niechętnie.

– Mnie też tak się wydaje – rzekła.

Przegrała. Głos jej drżał z żalu i rozpaczy. Odrzucił ją. Nigdy nie była dla niego kimś ważnym. Przegrała.

– Nie będzie mnie tutaj dziś wieczorem – powiedziała.

– Możesz się nie fatygować.

Gdyby kiedykolwiek chociaż trochę ją lubił, rozumiałby, co ona teraz czuje. Wiedziałby, iż taka sytuacja może być dla niej nie do zniesienia i że w końcu musiała się zbuntować. Prawda polegała na tym, że nigdy nie zastanawiał się nad tym, co ona czuje, o czym marzy, jaka jest naprawdę.

Zmarszczył czoło.

– I bardzo dobrze, bo nie zamierzam tutaj przychodzić!

– wybuchnął.

Nie rozumiał, co się tu wydarzyło. Ale wygrał. Nie ugiął się choćby na milimetr.

– Tak jak ty nie interesujesz się moim życiem, tak samo mnie zupełnie nie obchodzi twoje – powiedziała. – Możesz teraz mnie posiąść albo wyjść. Wybieraj. To twoja ostatnia szansa. Jeśli wyjdziesz, nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek znajdę dla ciebie trochę czasu.

Cynicznie wykrzywił usta.

– Targujemy się, moja droga? – W jego oczach błysnęła pogarda.

– To coś w rodzaju przeszeregowania priorytetów – powiedziała.

Zastanowił się. Prawie widziała, jak szybko myśli, wybierając różne możliwości reakcji i nie wie, która w danej chwili będzie najlepsza.

– Porozmawiamy o tym później – powiedział i skierował się w stronę wyjścia.

– Nie musisz przygotowywać dla mnie kawy – zażartowała. – Poradzę sobie sama.

Była niemal pewna, że patrzy na nią z pożądaniem. Cała ta sytuacja musiała sprawiać mu jakieś fizyczne cierpienie.

Caitlin nie pobiegła za nim, gdy wychodził z jej sypialni, choć przez chwilę bliska była tego, by wyskoczyć za nim nago, jak stała, na klatkę schodową i błagać, żeby wrócił. Usłyszała, jak drzwi otworzyły się i zamknęły. Wyszedł.

Zupełnie się nią nie interesował. Nawet nie zapytał, dlaczego dziś wieczorem nie będzie miała dla niego czasu. Nigdy nie troszczył się o to, co ona robi, kiedy nie jest z nim. Aż dreszcz ją przeszedł, kiedy to sobie uświadomiła. Ten dreszcz pobudził ją do jakiegoś działania. Wyjęła z szafy szlafrok, włożyła go, mocno zacisnęła pasek. Poszła do kuchni. Włączyła ekspres do kawy, nalała wody. Czuła ogarniającą ją wściekłość, gorycz niespełnienia. Tak bardzo pragnęła teraz cofnąć czas do szóstej trzydzieści, zrobić kawę nie tylko dla siebie, ale i dla Davida. Postawić filiżankę na toaletce, żeby czekała, aż on wyjdzie spod prysznica.

Ale David nie zasługiwał na to. Nie był wart, żeby cokolwiek robiła dla niego.

Wzrok jej padł na wiszący na ścianie, pod zegarem, kalendarz. Dzisiejsza data była obwiedziona czerwonym kółeczkiem. Czternastego lutego, walentynki. Dzień, w którym zakocham składają sobie życzenia, wymieniają prezenty, wyznają sobie miłość. W jej rodzinie był to zawsze bardzo ważny dzień, rocznica ślubu jej rodziców, w tym roku dokładnie trzydziesta.

Pomyślała, że dla niej ten dzień będzie straszny jak piekło, ponieważ obudziła śpiące demony. Poczuła, jak ogarnia ją fala mdłości, a żołądek podchodzi do gardła.

Podbiegła do kalendarza, z pasją wydarła tę nieszczęsną kartkę. Przez dobrą chwilę darła ją na drobniusieńkie kawałeczki. Potem wrzuciła do kosza na śmiecie. Tak właśnie chciała rozerwać na strzępy Davida, pragnęła tego gorąco. – Spojrzała na zegarek. Za półtorej godziny przeistoczy się w zimną, dystyngowaną asystentkę swojego szefa i umieści sobie na piersi szyld: „Tylko do użytku służbowego”. I od tej pory David będzie dostawał od niej tylko to.