Babi wrzuca drugi bieg, vespa trochę hamuje, ale po chwili motorek zaskakuje i rwie do przodu. Babi opuszcza głowę o włos przemyka pod barierą, którą pan Fiore w ostatniej chwili zaczął podnosić. Jedzie przez całe corso Francia i dociera do Villa Glori. Ustawia vespę na podpórce i pędzi do parku. Kilka kobiet wyprowadza dzieci na spacer. Młody, dobrze zbudowany człowiek uprawia footing. Babi przymierza się do trzeciego drzewa na lewo. U jego stóp rosną krzaczki. Rozchyla je i znajduje plastikową torbę. Zabiera ją. Czuje się szczęśliwą uczestniczką gry. Wraca do vespy i otwiera torbę. W środku znajduje piękny szal z niebieskiego kaszmiru i bilecik: Nie masz nic takiego, /zwłaszcza niebieskiego,/ ból gardła cię męczy,/ a i kaszel dręczy./ Trochę ciepła sobie daj/ i wal prosto aż do RAI./ Tam kamienny koń cię czeka/ ruszaj zaraz, już nie zwlekaj. /Jak przyjedziesz tam,/ nowy prezent dam.
Babi wsiada na vespę i uśmiecha się do siebie rozbawiona tą romantyczną grą. Owija się szalem. Jest ciepły i miękki. Bardzo to miły prezent. I pożyteczny, zważywszy na chłodną pogodę. Mama ma rację. Marco jest naprawdę skarbem. Owszem, był trochę nieostrożny. A gdyby trafiła na kogoś innego? Teraz wszystko jest już w porządku. Uruchamia vespę i pędzi na pełnym gazie w stronę piazza Mazzini. Zatrzymuje się przed małym dziedzińcem za wysoką, elektronicznie otwieraną bramą. Babi zostawia vespę i wchodzi do środka. Strażnik patrzy na nią z zaciekawieniem. Ale musi zająć się panem z walizeczką, który domaga się jakiejś informacji. Babi wykorzystuje to. Podchodzi do konia. Na jego brzuchu białą kredą narysowana jest strzałka skierowana w dół. Marco się wygłupia, myśli. Patrzy jednak uważniej. Jest kolejna paczuszka. Zabiera ją. Strażnik w niczym się nie zorientował. Tym razem odkrywa przeciwsłoneczne okulary. Wspaniałe ray-bany, najnowszy model, takie małe, prostokątne. I oczywiście jest też bilecik. Z kolejnym adresem: via Cola di Rienzo czterdzieści osiem. Vespa rwie z pełną szybkością, trochę dzięki wymianie alternatora, co załatwiła Daniela, która podobnie jak wszyscy chciała w ten sposób wzmocnić siłę skutera, a trochę z powodu narastającej ciekawości Babi.
Dociera pod nowy adres. To sklep. Babi jest zaskoczona. Bo to sklep z bielizną osobistą. Proste komplety z białej bawełny zawsze kupowała tu matka. Wchodzi niepewnie, rozgląda się. Młoda ekspedientka za ladą zajęta jest układaniem towaru, który właśnie nadszedł- Babi zerka na końcówkę bileciku.
Swoje imię powiesz,/ nowe rzeczy włożysz.
Sprzedawczyni ją spostrzega, podchodzi.
– Mogę w czymś pomóc?
– Sądzę, że tak. Nazywam się Babi Gervasi.
– Ach tak, oczywiście. – Sprzedawczyni uśmiecha się z sympatią. – Czekaliśmy na panią. – Wycofuje się za ladę. – Te są dla pani. Proszę wybrać ten, który się pani najbardziej podoba. – Wykłada na ladę trzy komplety bielizny. Wszystkie są z satyny. Pierwszy jest jednoczęściowy, czarny, z przezroczystymi rysunkami na piersi i wąskimi ramiączkami. Drugi jest dwuczęściowy, w kolorze bladej róży, a przezroczyste rysunki są jeszcze jaśniejsze. Trzeci jest śliwkowy, ma wąskie ramiączka, a majteczki nieco skrócone. Babi przygląda się im, wszystkim po kolei, i nie ma odwagi podnieść oczu. Jest zakłopotana. Sprzedawczyni widząc to próbuje jej pomóc.
– Myślę, że ten byłby dla pani najlepszy. – Unosi komplet bladoróżowy, pozwalając jej przyjrzeć się mu wygodniej.
Ma pani cerę tak jasną, że będzie w nim pani doskonale. Babi podnosi skromnie oczy.
– Tak, ja też tak myślę. Zatem wezmę ten. Dziękuję. – Odchodzi od lady i czekając, aż ta miła ekspedientka zapakuje towar, rozgląda się po sklepie. Zimny manekin ma na sobie bardzo seksowny komplet. Babi wyobraża sobie siebie czymś takim. Wydaje jej się to teraz naturalne, po tak dramatycznym wyborze.
– Proszę pani? – Babi obraca się w stronę sprzedawczyni. Otóż ten chłopiec, który tu był, który, jak sądzę, jest pani chłopcem…
– Tak, w pewnym sensie…
– … zastrzegł, że po wybraniu kompletu musi pani go włożyć.
– Ależ… doprawdy…
– Jeśli nie, nie będzie pani mogła otrzymać następnego liściku. Takie jest polecenie.
– Rozumiem. Dziękuję.
Babi bierze swój różowy komplet i udaje się do przymierzalni. Sprzedawczyni wsuwa tam za nią firmową torbę.
– Proszę tu włożyć swój używany komplet.
Babi zmienia bieliznę. Ogląda się w lustrze. Ta sprzedawani naprawdę miała rację. Komplet, właśnie dwuczęściowy , leży na niej świetnie. Zastanawia się, co powie mama, kiedy coś takiego znajdzie w bieliźnie do prania. Będzie musiała skłamać, że to Pallina zrobiła jej taki prezent. Żeby się z niej pośmiać. Może nawet do spółki z Cristiną albo jedną z dziewcząt. Babi ubiera się i opuszcza przymierzalnię. Sprzedawczyni ufa jej i nie zagląda do torby. Wręcza jej nowy bilecik i w rozmarzeniu śledzi ją spojrzeniem, kiedy Babi wychodzi. Jest przecież dostatecznie ładna, by i ona mogła przeżyć tak romantyczną historię. Może tego wieczoru właśnie wypomni swemu chłopcu, że brakuje mu fantazji. I lepiej, żeby się pospieszył, bo pewne szaleństwa są naprawdę zabawne tylko w pewnym wieku.
Babi musi się trochę natrudzić, żeby odgadnąć kolejny etap poszukiwań. W końcu decyduje się na Dwie Pinie w pobliżu szkoły. Jest tam parczek i ławka, na której często całowali się z Markiem. Pod nią właśnie znajduje kopertę z biletem loterii Agnano i nowe wskazówki. Polowanie trwa. Jedzie do małego sklepu jubilerskiego w śródmieściu, a tam musi zaśpiewać jakąś piosenkę przed klientami. Sprzedawczyni wręcza jej piękne kolczyki z turkusami i następnym bilecikiem. U Benettona czeka na nią żakiet i spódniczka w bordowym kolorze. Następna wiadomość kieruje ją na via Veneto, gdzie w sklepie, rozwiązawszy rebus, otrzymuje parę ślicznych skórzanych pantofelków, dopasowanych kolorem do towarzyszącej im sukienki. Stąd droga polowania zawraca na Vigna Stelluti. Stara kwiaciarka przed placem na prawo wręcza jej piękną orchideę i przekazuje nową wiadomość. Na pobliskim placu Euclide czekają na nią, już opłacone, jej ulubione ciastka pastarella. A kiedy zjada jedno, z kremem i kawałeczkami owoców na wierzchu, kasjerka podaje jej ostatni bilecik: Twoje ciastko ulubione. Jest już, ba, zjedzone./ Jeśli czegoś jeszcze brak,/ jeśli życie ci nie w smak,/ wracaj szybko, kochanie,/gdzie zaczęłaś polowanie…
Babi przełyka ostatni kawałek ciastka, ten z połówką winogrona. Wyciera sobie usta, wychodzi. Uruchamia vespę i jedzie w dół Vigna Stelluti. Gdyby teraz zobaczyła ją matka, nie poznałaby córki. Ma piękny, bordowy tailleur, eleganckie skórkowe pantofle, małe ray-bany, cudowne kolczyki z turkusami, wpiętą we włosy orchideę, a w kieszeni bogactwo potencjalne, los. Raffaella, w każdym razie, widząc ją taką, byłaby szczęśliwa. Tym bardziej że Babi ma już na szyi ciepły kaszmirowy szal. Babi opuszcza plac Euclide i dojeżdża do parku Villa Glori. Właśnie tam, skąd rozpoczęło się polowanie na skarb. Poznaje granatowy samochód. Wchodzi pospiesznie do parku. Marco już tam jest. Babi biegnie mu naprzeciw. Rzuca się w jego objęcia. Marco podaje jej różę, którą ukrywał za plecami.
– Masz, skarbie. Szczęśliwej miesięcznicy.
Babi z zachwytem patrzy na różę. Znowu zarzuca mu ręce pa szyję i całuje go namiętnie. Jest po prostu zakochana. Czy może być bardziej szczęśliwa po tym wszystkim? Marco odsuwa ją trochę, na długość ramion.
– Pokaż się… Wyglądasz świetnie, tak ubrana. I bardzo Elegancko. A kto ci dobrał te wszystkie wspaniałe rzeczy?
Marco poprawia na niej błękitny szal. Babi patrzy na niego swoimi niebieskimi, dużymi oczami i uśmiecha się. - Ty, skarbie.
Marco obejmuje ją. Idą do wyjścia.
– Może zostawisz tutaj swoją vespę?
– Dlaczego, dokąd idziemy?
– Weźmiemy jakiś aperitif, a potem możemy coś zjeść.
– Muszę uprzedzić mamę, dobrze?
Marco wpuszcza Babi do swojego wozu, po czym zakłada blokadę na tylne koło vespy. Wsiada do samochodu i szybko włączają się w wieczorny ruch miasta. Babi telefonuje do matki. Jest na kartach u Bonellich. Raffaella, pochłonięta grą, z roztargnieniem słucha opowiadania córki. Jadą na pizzę. Jest także Marco, ale są razem z całą grupą przyjaciół. Vespę zostawia u Palliny, odbierze ją następnego dnia. Marco podarował jej szal. Bodaj ta ostatnia wiadomość uszczęśliwia Raffaellę. Babi ma zatem zgodę na wieczorną nieobecność.
Jedzą w Matriciano, to pizzeria-restauracja na via Gracchi W dzielnicy Prato; jest sławna choćby dlatego, że jadają tam aktorzy i różne znane osobistości.
Rozmawiają o polowaniu na skarb. Babi mówi o tym, jak dobrze się bawiła. Że wszystko jej się podobało i że przyjaciółki zzielenieją z zazdrości. Marco umniejsza swoje znaczenie, ale nie potrafi ukryć zadowolenia z własnego pomysłu.
Opowiada żartobliwie, jak poszedł do Villa Glori pełen obaw, że ona nie zrozumie którejś z instrukcji i może nie zjawić się na to ostatnie spotkanie. Babi udaje, że jest urażona. Marco uśmiecha się do niej. Babi poprawia włosy, on pieści jej rękę. Wchodzi znany aktor z piękną, lecz jeszcze nieznaną dziewczyną. Ale, sądząc po tym, jak się zachowuje, wkrótce i ona będzie znana, przynajmniej z ilustrowanego pisemka „Novella 2000". Kelner wita aktora i natychmiast znajduje mu stolik. Babi to widzi. Ogląda się na tamtą parę jeszcze kilka razy, żeby im się przyjrzeć i dzieli się wrażeniami z Markiem. On wzruszając ramionami, nalewa jej coś do picia, nie wykazując jej opowieścią zainteresowania. Udaje, zresztą podobnie jak inni. Czasem tylko ktoś nie wytrzymuje i ogląda się na gwiazdora. Jeszcze rzadziej ktoś wita go z daleka, szczycąc się tą znajomością. Aktor odwzajemnia pozdrowienia, ale zwierza się pięknej dziewczynie, że nie wie, kto mu się kłania. Ona śmieje się nieszczerze. Może zostanie niezłą aktorką. Niektórzy zajmują się sobą, tak jakby widywali go codziennie. W gruncie rzeczy nie bardzo wiadomo, dlaczego ten lokal jest tak modny, ludzie przychodzą tam, żeby zobaczyć sławne osoby, a potem niemal demonstracyjnie się od nich odwracają.
Marco i Babi wychodzą potem na krótki spacer. Zaglądają do kawiarni Giolitti, zamawiają lody. Babi wykłóca się z kelnerem o podwójną śmietanę. Marco płaci dodatkowo, by zadowolić Babi. Potem gawędząc sobie o lodach, kelnerze, Giolittim i podwójnej śmietanie, ani się spostrzegli, jak wylądowali w domu Marka. Otwierają cicho drzwi, żeby nic obudzić rodziców. Na palcach przechodzą do pokoju chłopca. Zamykają drzwi i trochę się uspokoiwszy, włączają radio. Gra cichutko. Namiętny pocałunek prowadzi ich do łóżka. W Tele Radio Stereo ciepły kobiecy głos zapowiada coś romantycznego. Blask księżyca bezceremonialnie wciska się przez okno. W tym magicznym świetle Babi pozwala się pieścić. Marco ostrożnie zdejmuje z niej sukienkę, którą jej sprezentował. Babi zostaje w staniczku i majteczkach. On całuje ją w szyję od tyłu, pieści jej włosy, piersi, mały, gładki brzuch. Potem unosi się nieco i patrzy na nią. Babi jest tuż pod nim. Nieśmiała, jakby trochę przestraszona. Odpowiada mu wzrokiem. Marco uśmiecha się do niej. Jego zęby bieleją w półmroku.
– Byłem pewien, że wybierzesz ten komplet. Jesteś prześliczna.
Babi otwiera usta. Marco pochyla się, całuje ją. Ona cała nieruchomieje, ale usta, delikatnie i miękko, oddają pocałunek. Tej nocy w Tele Radio Stereo nadają najpiękniejsze melodie, jakie kiedykolwiek były stworzone. Przynajmniej są o tym przekonani. Marco jest dobry, łagodny i ostrożnie zabiega, żeby uzyskać więcej. Ale bez skutku. Jednak może ją szczęśliwie ujrzeć prawie nagą, bez staniczka… Potem odwozi Babi do domu. Odprowadza do drzwi i czule całuje. Z trudem skrywa odruch zniecierpliwienia. Wraca, prowadząc wóz szybko. Słyszy, jak Battisti śpiewa piosenkę o dziewczynie podobnej do tortu z bitą śmietaną. O dziewczynie szczęśliwej, że nie została zjedzona. Jak ta moja, myśli, której tylko liznąłem.
Rozważa też w myślach to całe polowanie na skarb, które tyle go kosztowało. Także czasu, jaki poświęcił rymowaniu zdań do instrukcji i wyszukiwaniu miejsc odpowiednich dla takiej gry. Kiedy przypomniał sobie, że Babi dostała od niego nawet lody z podwójną śmietaną, przepędza ostatnie skrupuły i, skręcając, postanawia pojechać do Gildy.
13
Wspomnienia…
Nieoczekiwanie zapada dziwna cisza. Klasa zamiera, wszystko jest jakby zawieszone w próżni. Babi rozgląda się wokół, widzi dziewczęta, przyjaciółki, twarze sympatyczne i prawie obce, szczupłe i okrągłe, ładne i brzydkie, i te zwyczajnie miłe. I Pallinę. Któraś kartkuje szybko książkę, inne nerwowo powtarzają tekst zadanej lekcji. Jedna z nich, szczególnie przejęta, wciąż przeciera oczy i czoło. Jest i taka, która schyla się coraz niżej, wręcz próbując się ukryć w książce. Nadeszła chwila przepytywania. Pani Giacci kieruje swój karzący palec na dziennik. To cały teatr. Ona już wcześniej wie, gdzie się jej palec zatrzyma. – Giannetti! – Dziewczyna wstaje, pozostawiając w ławce i swoje nadzieje, i swoje ko-lorki. – Festa. – Silvia zabiera swój zeszyt. Ledwie zdążyła przepisać tłumaczenie. Przechodzi między dwoma rzędami ławek i kieruje się w stronę katedry, gdzie zostawia zeszyt. Następnie zajmuje miejsce przy drzwiach. Obok Giannetti. Zerkają na siebie z pełnym wyrozumiałości smutkiem, starając się wspierać w tym ich wspólnym, dramatycznym losie. Pani Giacci podnosi głowę znad dziennika i rozgląda się wokoło. Niektóre dziewczęta wytrzymują jej spojrzenie, jakby chcąc pokazać, że są pewne swej wiedzy. Blefują świadomie, niemal wyzywająco. Ale wszystkim serca biją coraz szybciej.
"Trzy metry nad niebem" отзывы
Отзывы читателей о книге "Trzy metry nad niebem". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Trzy metry nad niebem" друзьям в соцсетях.