– Ale jaja, nie mogli mi wyznaczyć tych badań na piątek, kiedy mamy włoski?

– Ba. W każdym razie przyjedzie po ciebie o siódmej, więc uważaj, żeby zdążyć…

– Dobra, ale zostań. – Pallina bierze przyjaciółkę pod rękę i podchodzą do Polla. – O której tu się kończy?

Pollo uśmiecha się do Babi, która go wita z pewną rezygnacją.

– Wcześnie, najdalej za dwie godziny będzie po wszystkim. Potem pojedziemy na jakąś dobrą pizzę, co?

Pallina znowu jest pełna entuzjazmu.

– No już, obudź się! – woła do Babi, a Pollo się uśmiecha, zapalając papierosa. – Zobaczysz, jest tu nawet Step… Na pewno się ucieszy na twój widok.

– Możliwe, ale ja nie! Pallina, ja wracam do domu. Pamiętaj, że masz zdążyć. Nic chcę mieć przez ciebie kłopotów z twoją matką!

Babi spostrzega tabliczkę, wbitą w ziemię na skraju drogi. Jest drewniana, a na środku przyklejono zdjęcie chłopca z czarno-białym krążkiem obok, symbolem życia. Tego życia, którego chłopiec już nie ma. I napis: „Był szybki, silny, ale Pan nie postąpił z nim, jak prawdziwy pan. Nie dał mu szansy na rewanż. Przyjaciele".

– No, piękni z was przyjaciele! Do tego poeci! Wolę już być sama niż mieć przyjaciół takich ja wy, gotowych pomóc mi, żebym mogła się zabić.

– Po coś tu, kurde, przyszła, jeśli nic ci nie odpowiada? – pyta Pollo, odrzucając papierosa. I jego glos:

– Czy to możliwe, żebyś nie umiała z nikim żyć w zgodzie? Masz niezły charakterek, co?

To Step. Stoi naprzeciwko niej z tym swoim wyzywającym uśmieszkiem.

– Tak się złożyło, że ja żyję w zgodzie ze wszystkimi. W moim życiu nigdy się o nic nie kłóciłam, może dlatego, że nie przebywałam w takim środowisku. To ostatnio moje znajomości pogorszyły się, może z czyjejś winy… – Babi znacząco spogląda na Pallinę, która niewinnie wznosi oczy do nieba.

– Jak to, nie przyszłaś tu dla mnie? – Step staje przed nią.

– Jestem pewien, że jesteś tu po to, żeby zobaczyć, jak się ścigam…

Podchodzi zbyt blisko, stają twarzą w twarz. Babi odsuwa się na bok.

– Nawet nie wiedziałam, że tu jesteś. – Czerwieni się.

– Wiedziałaś, wiedziałaś. Cała się zaczerwieniłaś. Widzisz, nie powinnaś kłamać, nie potrafisz.

Babi zacina się w milczeniu. Wścieka się na ten przeklęty rumieniec i na swoje serce, które tak nieposłusznie zaczyna łomotać.

– Nie rozumiem, dlaczego to tak przeżywasz. Boisz się do tego przyznać?

– Boję się? Ja się boję? A niby kogo? Ciebie? Nie boję się ciebie, wywołujesz we mnie pusty śmiech! Chcesz coś wiedzieć? Dziś cię zadenuncjowałam! – Teraz to ona wysuwa głowę do przodu i patrzy mu w twarz. – Rozumiesz? Powiedziałam, że to ty uderzyłeś pana Accado. Tego, którego uderzyłeś głową. Podałam twoje nazwisko. Pomyśl teraz, jak bardzo się ciebie boję…

Pollo schodzi z motoru i kieruje się w stronę Babi.

– Ty ropucho…

Step zatrzymuje go.

– Spoko, spoko, Pollo.

– Jakie spoko, Step? Ona cię wkopała na amen! Po tym wszystkim, co już miałeś, każde nowe oskarżenie to murowana odsiadka!

Babi jest zaskoczona. Tego nie wiedziała.

Step uspokaja przyjaciela.

– Nie martw się, Pollo. To się nie stanie. Nie wyląduję w kiblu. Może najwyżej stanę przed sądem. – A potem do Babi: – Liczy się to, co się powie na procesie. To, co powiesz, kiedy cię wezwą na świadka. A przecież wtedy nie wymienisz mojego nazwiska. Jestem pewien. Powiesz, że to nie byłem ja. Że ja nie mam z tym nic wspólnego.

Babi patrzy na niego bez lęku.

– Ach tak? Naprawdę jesteś tego tak pewny?

– Oczywiście.

– Myślisz, że mnie nastraszyłeś?

– Ależ skąd! Po prostu, tego dnia, kiedy pójdziesz składać zeznania przed sądem, będziesz tak we mnie zadurzona, że zrobisz wszystko, aby mnie spod topora ocalić.

Przez chwilę Babi trwa w milczeniu, by zaraz wybuchnąć gromkim śmiechem.

– Trzeba być szaleńcem, żeby to sobie choćby wyobrażać! Ja tego dnia powtórzę twoje nazwisko. Przysięgam!

Step uśmiecha się do niej z przekonaniem.

– Nie przysięgaj.

Długi, zdecydowany gwizd. Wszyscy się odwracają. To Siga. Niski człowiek w czarnej kurtce, może trzydziestopięcioletni, stoi na środku jezdni. Widać, że cieszy się u wszystkich szacunkiem, dlatego że, jak mówią niektórzy, nosi w sobie jakąś tajemnicę. Podnosi ręce. To sygnał. Zaraz zacznie się pierwszy bieg rumianków. Step zwraca się do Babi.

– Pojedziesz ze mną?

– A mówiłam, że jesteś wariat? Sam widzisz.

– Widzę, że ty się po prostu boisz.

– Nie boję się.

– No to pożycz sobie pasek od Palliny.

– Jestem przeciwna takim kretyńskim wyścigom. Granatowa honda SH zatrzymuje się przed nimi. To Maddalena. Wita wszystkich z uśmiechem, ale gdy zauważa Babi, zmienia się na twarzy. Dziewczyny patrzą na siebie zimno. Maddalena podnosi kurtkę.

– Weźmiesz mnie, Step? – Pokazuje podwójny pasek Camomilla.

– Oczywiście, mała. Wyłącz swoją hondę.

Maddalena rzuca zwycięskie spojrzenie w stronę Babi, gdy przechodzi obok, odprowadzając na pobocze swój motor. Step zwraca się do Babi.

– Szkoda, miałabyś niezły ubaw. Strach to czasem brzydka rzecz. Nie pozwala ci doznawać najpiękniejszych chwil. Będzie twoim przekleństwem, jeśli go nie pokonasz.

– Przecież słyszałeś, ja się nie boję. A ty się sobie ścigaj, jeśli ci to sprawia przyjemność.

– Będziesz mi kibicować?

– Ja wracam do domu.

– Teraz nie możesz, po gwizdku nikt cię stąd nie wypuści.

Podchodzi Pallina.

– Tak, to prawda. Zostań tu ze mną, Babi. Obejrzymy wyścig, a potem zabierzemy się razem.

Ruchem głowy Babi wyraża zgodę. Przechodzący obok Step zręcznym ruchem zdziera z niej bandanę, tę chustkę, którą dziewczyny noszą jako przepaskę na szyi. Nie udaje się jej go zatrzymać.

– Oddaj mi ją!

Chce odebrać chustkę, ale Step unosi ją wysoko nad głową. Babi próbuje go uderzyć, lecz Step szybkim ruchem blokuje jej rękę. Ściska ją mocno, sprawiając ból. Niebieskie oczy Babi mętnieją. Duma nie pozwala jej choćby jęknąć. Step to dostrzega, rozluźnia uścisk.

– Nigdy więcej tego nie próbuj!

Puszcza ją i odchodzi w stronę motoru. Wsiada, a za nim Maddalena. Lokuje się tyłem, jak każe regulamin, sczepia się pasem z prowadzącym i zanim motor skoczy do przodu, musi zdążyć zapiąć pas na ostatnią dziurkę. Maddalena wyciąga ręce do tyłu i chwyta się bioder zawodnika. Babi jest obok i patrzy na tę operację. Dziewczyny wymieniają ostatnie spojrzenie.

Step rusza i wspina się na jedno koło. Maddalena zamyka oczy i przylega plecami do chłopca. Pas trzyma. Step wraca do pozycji wyjściowej i, gotowy do wyścigu, odjeżdża na start. Podnosi prawe ramię. Na jego przegubie kpiąco powiewa jasna chustka Babi.

Trochę nieoczekiwanie trzy motory wyłaniają się jakby z niebytu i ustawiają na środku jezdni. Na wszystkich siedzą dziewczyny przywiązane do prowadzących tyłem do kierunku jazdy. To są właśnie „rumianki", gromadzące teraz wokół siebie podniecony tłumek dziewcząt i chłopców. Część widzów je zna, słychać wywoływane imiona, powitania, okrzyki mające im dodać otuchy. Ale „rumianki" nie odpowiadają. Ramionami wykręconymi do tylu starają się jak najsilniej uchwycić swojego partnera, obawiając się zwłaszcza chwili startu. Siga przyjmuje zakłady. Panowie z jaguara obstawiają najhojniej. Jeden z nich stawia na Stepa, drugi na jego sąsiada na kolorowym motorze. Siga zbiera pieniądze i wrzuca je do kieszeni, umieszczonej w przedniej części kurtki jako sakiewka. Potem podnosi prawą rękę i wkłada gwizdek do ust. Następuje chwila ciszy. Motocykliści w pełnej gotowości pochylają się do przodu. Przywiązane do nich dziewczyny zamierają w bezruchu. Zamykają oczy. Maddalena nic robi tego, chce czuć, chce widzieć moment startu. Uwielbia wyścigi. Narasta huk silników. Lewa stopa spycha podnóżek.

Trzy maszyny wchodzą w jedną wibrację. Są gotowe. Siga opuszcza rękę i gwiżdże. Maszyny skaczą do przodu i niemal od razu podrywają do góry przednie kola. Są szybkie i hałaśliwe. „Rumianki" trzymają się mocno swoich mężczyzn. Pochylone twarzą ku ziemi widzą, jak droga ucieka pod nimi twarda i straszna, oddech zamiera, żołądek staje w gardle, a serce wali jak oszalałe. Ta szybkość rośnie do stu, stu dwudziestu, stu czterdziestu… Pierwszy z lewej załamuje się. Opada na przednie koło, dobija amortyzatorami. Widełki dygocą. Ale nic się nie dzieje. Ten obok za mocno otwiera gaz. Maszyna staje dęba, dziewczyna, widząc jak ją kładzie, zaczyna krzyczeć. Wystraszony chłopiec, czując, że go ciągnie, zamyka gaz i hamuje. Pysk bestii miękko wraca na ziemię. Trzystukilowe kawasaki posłusznie schodzi do lądowania jak maty samolot bez skrzydeł. Step rwie do przodu, manewrując zręcznie hamulcem i gazem. Jego motor trwa w zawieszeniu na tej samej wysokości, jakby nieruchomy w swojej pozycji, sunąc po jakiejś przezroczystej nici w mroku nocy. Wzlatuje uczepiony gwiazd. Maddalena patrzy na uciekającą pod nią drogę, białe, ledwie widoczne linie zlewają się ze sobą, a szary asfalt wydaje się gładkim morzem fal, które miękko, milcząco przepływa u jej stóp. Step przyjeżdża pierwszy wśród wrzasków radości jego przyjaciół, a także uszczęśliwionego faceta, który postawił na niego, a teraz cieszy się nie tyle z wygranych pieniędzy, co ze zwycięstwa nad przyjacielem, który go tu przywiózł.


Dario, Schello i jeszcze kilku z kompanii spieszą z gratulacjami. Czyjaś braterska ręka, choć mało widoczna w tłumie, podrzuca mu jeszcze chłodne piwo. Step chwyta je w locie, pociąga duży łyk i przekazuje je Maddalenie.

– Byłaś świetna, ani się ruszyłaś. Jesteś „rumiankiem" doskonałym.

Maddalena wypija trochę piwa, zsiada z motoru i uśmiecha się do Stepa.

– Są chwile, w których trzeba umieć znieruchomieć, a inne, w których trzeba się ruszać. Uczę się, nic?

Step uśmiecha się. Nazbyt mocna jest ta dziewczyna.

– Jasne, uczysz się.

Patrzy na nią, jak odchodzi. Ale to niezła rzepa. Zjawia się Pollo, od razu sadowi się za nim.

– Jedźmy, kurde, do Sigi. Zobaczmy, co wygrałeś.

– Nie za wiele. Byłem faworytem.

– Kurde, nie jesteś już dobrym typem. Musiałbyś przegrać parę biegów, żeby odzyskać stawkę. A gdybyś się jeszcze pięknie wywrócił, to potem moglibyśmy postawić wszystko na ostatni bieg, a ty byś go wygrał. Fajnie, nie? Jak bokser w amerykańskim filmie.

– W porządku, ale upadek zaaranżujemy na twoim motorze!

– To lepiej nie! Przecież dopiero go naprawiłem.

– Step, Step! – Step się odwraca. To Pallina z murku koło siatki. – Brawo! Jesteś super!

Step uśmiecha się do niej. Obok niej spostrzega Babi. Podnosi rękę z zawiązaną na niej błękitną chustką.

– Miałeś po prostu szczęście! – odpowiada Babi z daleka. Step wrzuca pierwszy bieg i z Pollem za plecami, slalomem między ludźmi, odjeżdża po zasłużoną nagrodę.

Przed Babi i Palliną zatrzymuje się na swoim motorze Maddalena. Ma za sobą tęgawą blondynę. Choć ta siedzi na skraju i nogi opiera na pedałach, tylne koło jest przygniecione do ziemi. Maddalena żuje gumę, otwierając usta.

– To nie tylko szczęście. To najpierw odwaga, nie byle jaka odwaga… Można wiedzieć, co takie dwa tchórze jak wy robią w takim miejscu?

Tęgawa blondyna chichoce.

– Właśnie, i to bez mundurków! Bo czy to nie wy jesteście te gówniary z Falconieri? A raczej z Kurwonieri? Tak tę waszą szkołę nazywają, nie? Mówią, że wszystkie tam jesteście dziwki.

Pallina poprawia na głowie czapkę.

– Słuchaj, grubasie! Chcesz mieć z nami na pieńku? Jeśli cię coś gryzie, wal po oczach i cześć! Mów od razu, o co chodzi, nie rozwlekaj tych smarków!

Maddalena gasi swoją hondę SH.

– Chodzi o to, że masz na sobie pas „rumianka", a nie wolno ci.

– Kto to powiedział?

– No to dlaczego nie jechałaś?

– Bo nie jechał jeszcze mój mężczyzna. Ja jeżdżę tylko z Pollem. A co, może nie wiesz, – Pallina zwraca się do dziewczyny za Maddaleną – ale ja chodzę z Pollem.

Na twarzy dziewczyny pojawia się grymas. Czerwieni się. Pallina specjalnie to powiedziała. Wie, że tamtej zależy na Pollu.

Maddalena wskazuje na Babi.

– A ta? Co ona tu robi? Nie ma nawet pasa. Nie wiesz, że to miejsce jest zarezerwowane dla „rumianków"? Albo jedziesz, albo się wynosisz.

Babi mówi do Palliny, wzdychając:

– Chryste, jeszcze jedna ważniara…

Maddalena sztywnieje.

– Co powiedziałaś?

Babi uśmiecha się do niej.

– Mówię, że czekam na swoją kolej.

Maddalena nie jest przekonana. Czegoś jednak nie zrozumiała. Babi rozpina Pallinie kurtkę.

– Śmiało, daj mi swój pasek.

– Co? Żarty się ciebie trzymają?

– Nie, poważnie, daj mi go. Jeśli to rzeczywiście takie podniecające, to chcę być „rumiankiem". – Odpina jej pasek. Pallina ją przytrzymuje.

– Uważaj, bo jeśli już założysz ten pasek, a potem cię wyznaczą, będziesz musiała pojechać. Kiedyś przyszła tu jedna dziewczyna, co założyła ten pasek dla draki, bo jej się podobał, i potem zmuszono ją do jazdy. Babi patrzy na nią pytająco.