– Czy Babi już wróciła?
Pan Fiore, jeszcze zaspany, z trudem ją poznaje.
– A, Pallina. Nie. Widziałem, jak wyjeżdżała vespą, ale jeszcze nie wróciła.
Dziewczyna wycofuje się do Polla.
– Niestety.
– Nie martw się. Jeśli jest ze Stepem, nie ma strachu. Zobaczysz, że za chwilę tu będzie. Chcesz, żebym został z tobą?
– Nie, pójdę na górę. Może ma problemy i dzwoni do domu. Lepiej, żeby ktoś tam był i mógł odpowiedzieć.
Pollo zapala motor.
– Pierwszy, kto się czegoś dowie, dzwoni.
Pallina całuje go i odchodzi. Przemyka pod barierką i wspina się lekkim podejściem do osiedla. W połowie drogi odwraca się i przesyła mu całusa ręką. Widzi pożegnalny gest Polla. Znika, wbiegając po schodkach na lewo. Pollo wrzuca pierwszy bieg i odjeżdża. Pallina podnosi chodniczek. Klucze są na miejscu, jak trzeba. Wyszukuje najpierw ten od drzwi na dole. Wchodzi na pierwsze piętro i ostrożnie otwiera drzwi do mieszkania. Z korytarza dobiega ją czyjś glos. Poznaje go. To Daniela. Rozmawia przez telefon.
– Dani, gdzie są rodzice?
– Pallina, co tu robisz?
– Pytam, gdzie są twoi?
– Wyszli.
– Dobra. Odłóż słuchawkę, już. Telefon musi być wolny.
– Ależ rozmawiam z Andreą. A Babi gdzie jest? Poleciała cię szukać.
– Dlatego musisz zwolnić telefon. Babi może się odezwać. Ostatni raz jak ją widziałam, to siedziała na motorze za Stepem i uciekała przed policją.
– Nie!?
– Tak!
– Niesłychana ta moja siostra!
Kurz powoli opada. Niskie, szare chmury snują się po bezksiężycowym niebie. Wszystko wokół tonie w ciszy. Żadnego światełka. Z wyjątkiem małej lampki na wysokiej ścianie dalekiego domu. Babi odsuwa się od muru. Uderza ją silny odór nawozu rozrzuconego po polach. Lekki wietrzyk szeleści liśćmi drzew. Babi czuje się samotna i zagubiona. Tym razem naprawdę. Boi się. Z prawej, gdzieś z daleka, dobiega ją rżenie koni. Są tam pewnie, niewidoczne w mroku, jakieś stajnie. Babi rusza w stronę lampki na domu. Posuwa się ostrożnie wzdłuż muru ogrodzenia, obmacując drogę ręką i nogą, wyczuwając pod stopami kępy jakichś chwastów. Może tu są żmije? Przypomnienie z lektury jakiejś książki naukowej uspokaja dziewczynę. Żmije nie polują nocą. Ale szczury tak. Tutaj wokół musi być ich dużo. I gryzą. Całe legendy docierają o tym z metra. Przypomina sobie kogoś, przyjaciela przyjaciół, kto został pokąsany przez szczura. Jak szybko umarł. Lepto-cośtam. Okropne. Niech licho porwie Pallinę. Coś się poruszyło w głębi po lewej. Babi zatrzymuje się. Cisza. Trzask łamanej gałązki. Jakby coś nadciągało z ciemnych zarośli w jej kierunku – posapując w ruchu. Babi jest jak sparaliżowana. Z czarnej masy przed nią wyłania się czarny pies. Jest duży i biegnie, powarkując. Zaczyna poszczekiwać i biegnie coraz szybciej. Babi rzuca się do ucieczki. Potyka się i ślizga na kamieniach, lecz walczy z lękiem i ciemnością, pędząc przed siebie, w niewiadome. Pies jest za nią. Ściga ją uparcie, groźnie zbliżając się do niej. Warczy i szczeka wyraźnie rozeźlony. Jest jakieś rozdarcie w ogrodzeniu wyżej. Babi dopada tego miejsca, chwyta się rozpaczliwie rękoma, podciąga się i odpychając się nogami od murku, przeskakuje na drugą stronę. W samą porę, by uniknąć ostrych, lśniących w ciemności zębów psa. Zwierzę szaleje za siatką, skacze, odbija się, rzuca się na lewo, na prawo, na próżno szukając sposobu, by dopaść swej zdobyczy. Babi podnosi się z tego upadku na twarz, na ręce, na kolana. Jest trochę obolała, choć wpadła w coś miękkiego i ciepłego. Jakieś błoto. Spływa teraz z kurtki i dżinsów. Ścieka na ręce, którymi, choć nieco bolą, może poruszać. Nogami też, jakkolwiek trudniej, bo tkwi nimi w tym błocie po kolana. Pies wciąż wściekle szczeka za ogrodzeniem. Babi ma nadzieję, że nie znajdzie do niej przejścia. Lepsze to błoto niż psie zęby. W pewnej chwili czuje ostrzejszy zapach, jakiś słodkawy, wstrętny fetor. Brudną rękę podnosi do nosa. Wącha. Jakby to całe, użyźniane pole otworzyło się nagle i zagarnęło ją. Och, nie! To gnój! Zamiana wcale nic jest taka korzystna.
Pallina wychyla się na zewnątrz, przytrzymując drzwi, żeby się nie zatrzasnęły. Wyjmuje z kieszeni klucze i wsuwa je z powrotem pod wycieraczkę, jak było umówione. Babi jeszcze nie dzwoniła. Ale teraz nie musi już dzwonić, żeby się dostać do własnego domu. Pallina słyszy szum nadjeżdżającego samochodu. Na dziedzińcu osiedla pojawia się mercedes 200. Rodzice Babi. Pallina zostawia w spokoju wycieraczkę i wycofuje się do domu, pozwalając teraz, żeby drzwi zatrzasnęły się same. Sadzi susami po schodach i wpada do mieszkania, zatrzaskując za sobą i te drzwi.
– Daniela, szybko, są twoi rodzice.
Daniela tkwi przed lodówką, zajęta zaspokajaniem swojego okropnego głodu, tego o drugiej w nocy. Tym razem pozostanie na diecie. Wymuszonej, niestety. Z rozmachem zamyka drzwi lodówki. Biegnie do swojego pokoju i wraca do łóżka. Pallina spieszy do pokoju Babi i wsuwa się pod prześcieradło, nie rozbierając się. Serce jej mocno bije. Uważnie nadsłuchuje. Słyszy hałas żaluzji w garażu. Jeszcze kilka minut. W półmroku pokoju widzi ułożony na krześle mundurek. Babi przygotowała go sobie przed wyjściem. Licząc, że zaraz wróci. Jaka dokładna jest ta biedna Babi. Ale teraz wpakowała się w kłopoty. Gdyby Pallina wiedziała, gdzie naprawdę jest teraz Babi, użyłaby pewnie cięższej metafory: wpakowała się w gówno. Po prostu końskie gówno.
Pallina naciąga prześcieradło pod brodę i odwraca się do ściany, kiedy tylko słyszy, jak w drzwiach mieszkania przekręca się klucz.
25
Step rwie ostro po Lungotcvere, slalomem wyprzedza kilka samochodów, potem wrzuca trzeci bieg i przyspiesza. Wóz policyjny wciąż siedzi mu na ogonie. Jeśli dotrze na plac Trilussa, będzie po wszystkim. W lusterku widzi tamtych, jak go doganiają. Dwa samochody są przed nim. Step znowu skacze zdecydowanie do przodu na zredukowanym biegu i dodaje gazu. Niemal przeciska się między dwoma samochodami. Jedna z maszyn, przepłoszona, ucieka w bok. Druga, jak gdyby nigdy nic, kontynuuje jazdę środkiem ulicy. Tępawy kierowca, nawet niczego nie zauważył. Policja objeżdża go z prawej strony, koła z hałasem tłuką o krawężnik. Step widzi przed sobą plac Trilussy, znowu redukuje bieg i przelatuje jezdnię z prawej na lewo już przed nosem zawalidrogi, który musi ostro hamować. Step wślizguje się na wąski mostek naprzeciw fontanny, przemykając między kamiennymi słupkami i pieszymi przechodzącymi na drugą stronę Tybru. Policjanci hamują i stają bezradni. Tędy nie przejadą. A Step na mostku przyspiesza z uczuciem, że się udało. Kiedy policjanci wysiadają z wozu, widzą już tylko, jak para zakochanych i grupka młodzieży odskakuje na bok, na wąski chodniczek, żeby przepuścić wariata, który pędzi na wygaszonych światłach. Jeszcze przez jakiś czas Step jedzie tak szybko. Potem spogląda w lusterko. Z tyłu nikogo nie ma. Czasem daleko jakiś samochód. Zwyczajny nocny ruch. Nikt go nie ściga. Zapala światła. Trzeba tylko, żeby go teraz zatrzymali za jazdę bez świateł.
Claudio otwiera lodówkę i wlewa sobie wodę do szklanki. Raffaella przechodzi dalej, do części sypialnej. Zwykle przed snem zagląda do córek, żeby je ucałować na dobranoc i, trochę z przyzwyczajenia, sprawdzić, czy wróciły. Tego wieczoru nie powinny nawet wychodzić. Ale nigdy nic nie wiadomo. Lepiej mieć na nie oko. Wchodzi do pokoju Danieli. Robi to cicho, uważając, żeby się nie potknąć na dywanie. Opiera jedną rękę o nocny stolik, drugą o ścianę. Pochyla się i delikatnie muska ustami policzek córki. Śpi. Na palcach opuszcza pokój. Zamyka ostrożnie drzwi. Daniela powoli odwraca się. Podnosi się na łokciu. Teraz będzie zabawa. Raffaella naciska cicho klamkę i otwiera drzwi do pokoju Babi. Pallina jest w łóżku. Widzi pasmo światła z korytarza, które pada na ścianę i poszerza się. Serce zaczyna jej mocno bić. Jeśli mnie nakryje, co jej powiem? Leży odwrócona tyłem, znieruchomiała, starając się nic oddychać. Słyszy odgłos poruszonego naszyjnika: to pewnie matka Babi. Raffaella zbliża się do łóżka, pochyla się nad dziewczyną. Pallina rozpoznaje zapach jej perfum. To ona. Wstrzymuje oddech, czuje delikatny pocałunek na policzku. Pocałunek matczyny: ciepły i czuły. Jednakowy u wszystkich mam. Zatroskanych i dobrych. A czy córki też są dla nich takie same? Liczy na to. Raffaella poprawia koc, podciąga trochę rąbek prześcieradła. Niespodziewanie zatrzymuje się. Pallina zamiera w oczekiwaniu. Coś odkryła? Poznała ją? Słyszy lekkie skrzypnięcie. Raffaella znowu się nachyla. Czuje jej ciepły oddech, blisko, za blisko. Lecz ciche kroki na dywanie oddalają się. Światło z korytarza zanika. Cisza. Pallina powoli się odwraca. Drzwi są zamknięte. Może odetchnąć głębiej. Już po wszystkim. Co zaniepokoiło panią Raffaellę? W półmroku pokoju jej oczy przyzwyczajone do ciemności od razu znajdują odpowiedź. Ranne pantofle Babi są ustawione przy łóżku, jak należy. Gotowe przyjąć stopy dziewczyny jeszcze ciepłe ze snu. Pallina zastanawia się, czyjej matka postąpiłaby podobnie. Nie. Nawet by o tym nie pomyślała. Któregoś wieczoru nie mogła zasnąć, czekając na pocałunek. Na próżno. Rodzice wrócili późno. Słyszała, jak rozmawiali. Jak przechodzili koło jej pokoju, nie zatrzymując się jednak. A potem trzaśniecie drzwiami. To do ich sypialni. A wtedy nadzieje się rozwiewają. No cóż, są różne matki. Przebiega przez nią dziwny dreszcz. Nie, mimo to nie chciałaby pani Raffaelli za matkę. Choćby dlatego, że używa takich perfum. Są zbyt słodkie.
Step powraca na wiejską uliczkę. Podjeżdża pod furtkę, gdzie zostawił dziewczynę, i hamuje, wzniecając chmurę kurzu. Rozgląda się wokoło. Babi nie ma. Naciska klakson. Żadnej odpowiedzi. Gasi silnik. Próbuje ją wzywać.
– Babi!
Bez skutku. Wyparowała. Ale kiedy chce znowu włączyć motor, z prawej strony słyszy jakiś szelest. Gdzieś zza płotu.
– Jestem tutaj…
Step wpatruje się w ciemne sztachety.
– Gdzie?
– Tutaj! – Jakaś ręka pojawia się tam, między sztachetami.
– Gdzie ty się wpakowałaś?
Step dostrzega jej duże, błękitne oczy. Pojawiają się same nad samotną ręką, wyżej między deskami. W słabym świetle księżyca emanują lękiem
– Wyjdzie stamtąd, Babi!
– Nie mogę, boję się.
– Czego się boisz?
– Tego wielkiego psa, co tu lata bez kagańca.
– Jakiego psa? Nie ma tu żadnego psa!
– Ale był.
– Był, ale się zmył, nie ma go i tyle.
– Nawet jeśli go nie ma, to nie mogę wyjść.
– A czemuż to?
– Wstydzę się.
– Czego się wstydzisz?!
– No nie, nic umiem ci tego powiedzieć.
– Odbiło ci? Uważaj, bo zaczynam się wkurzać. Włączam silnik i znikam stąd.
Step uruchamia motor. Babi uderza pięścią w deskę.
– Nie, zaczekaj.
Step gasi silnik.
– No więc?
– Wyjdę, ale przyrzeknij, że nic będziesz się śmiał.
– Przyrzekam.
– Przyrzekłeś, prawda?
– Właśnie ci to powiedziałem.
– Na pewno?
– Na pewno.
Babi wkłada ręce między sztachety, ostrożnie, żeby sobie nie wbić drzazgi. Jakieś zduszone „ojej!", pewnie nie była dość ostrożna. Step się śmieje. Babi wspina się na ogrodzenie. Przesuwa się na drugą stronę, schodzi, zeskakuje. Step ustawia kierownicę tak, że reflektor obejmuje dziewczynę swoim światłem.
– Coś ty z siebie zrobiła?
– Uciekałam przed psem, przeskoczyłam przez płot i upadłam.
– W błoto?
– Gorzej. W gnój.
Step wybucha śmiechem.
– Chryste, wpadłaś do gnoju… Nie, to niemożliwe. Nie wytrzymam!
Nie może się pohamować.
– Powiedziałeś, że nic będziesz się śmiać. Przyrzekłeś.
– Tak, nie, tego już za wiele. Gnój! Nic mogę uwierzyć. Ty w gnoju. To nazbyt piękne. Szczyt wszystkiego!
Babi podchodzi do motoru. Step przestaje się śmiać.
– Stój! Chwileczkę, co robisz?
– Jak to, co robię? Wsiadam.
– Coś ty, zwariowała? Chcesz mi się władować na motor taka upaprana?
– Jasne. Bo co mam zrobić, rozebrać się?
– Nie wiem. Ale w takim stanie ja cię na mój motor nie wpuszczę. – Step znowu się śmieje. – O Boże, nie wytrzymam!
Babi patrzy na niego umęczona.
– Czy ty ze mnie żartujesz?
– W najmniejszym stopniu. Jeśli chcesz, dam ci moją kurtkę, żebyś się okryła. Ale zrzuć to z siebie. Inaczej, przysięgam, nie usiądziesz za mną.
Babi parska ze złości. Jest cała czerwona. Rusza przed siebie. Kiedy przechodzi obok Stepa, ten demonstracyjnie zatyka nos.
– Chryste, nie do wytrzymania…
Babi reaguje kuksańcem i zachodzi maszynę od tyłu.
– Uważaj, Step. Przysięgam, że jeśli się odwrócisz, kiedy się będę przebierała, skoczę na ciebie z tym całym smrodem, jaki mam na sobie!
Step posłusznie patrzy przed siebie.
– W porządku. Powiedz mi tylko, kiedy ci podać kurtkę.
– Uważaj, mówię poważnie. Ja nie jestem taka jak ty. Ja słowa dotrzymuję.
"Trzy metry nad niebem" отзывы
Отзывы читателей о книге "Trzy metry nad niebem". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Trzy metry nad niebem" друзьям в соцсетях.