Pani Giacci uderza pięścią w blat katedry.
– Cisza! Przechodzimy do przepytywania. Otwiera dziennik.
– Salvetti i Ricci.
Dziewczyny podchodzą do katedry, wręczają zeszyty i ustawiają się pod ścianą w oczekiwaniu na rozstrzelanie serią pytań. Pani Giacci jeszcze raz zagląda do dziennika.
– Servanti!
Francesca Servanti podnosi się z ławki całkowicie zaskoczona. Dziś nie była na nią kolej. Miały być przepytywane Salvetti, Ricci i Festa. Wszyscy o tym wiedzą. Idzie do katedry i wręcza nauczycielce zeszyt, starając się ukryć swój żal. Ale widać to po niej. Jest zupełnie nieprzygotowana. Pani Giacci zbiera zeszyty, układa je jeden na drugim, wyrównując krawędzie obiema rękami.
– Dobrze, że na was kończę przepytywanie, chciałabym już odłożyć grekę i zająć się poważniej łaciną. To wam chciałam powiedzieć. Bo to jest przedmiot, który najpewniej będzie wybrany…
Też nowina, myśli większość uczennic w klasie. Tylko jedna z dziewcząt ma inne zmartwienie. Silvia Festa. Dlaczego nie została wezwana do odpowiedzi? Dlaczego, co nie jest w porządku, zamiast niej będzie pytana Servanti? Co ta baba kombinuje? Sytuacja nie jest najweselsza. Ma już dwa razy po pięć i można łatwo się potknąć. A przecież nauczycielka nie powinna się była pomylić. Pani Giacci nigdy się nie myli. Jest to jedna ze złotych prawd Liceum imienia Falconieri.
Silvia Festa potrzebuje trzeciego przepytania, które, zresztą, jej się należy. W sposób niewidoczny z katedry odwołuje się do opinii Babi.
– Przykro mi, nie wiem, co ci powiedzieć. Ja też uważam, że dziś to ty powinnaś być pytana.
– Czy to znaczy, że Giaccicha się pomyliła?
– Może. Ale wiesz, jaka ona jest. Lepiej jej o tym nie mówić.
– Tak, ale jeśli się jej o tym nie powie, nie zostanę dopuszczona do egzaminów.
Babi rozkłada ręce..
– Nie wiem, co można zrobić… – Ona naprawdę współczuje koleżance. Zaczyna się przepytywanie. Silvia rzuca się nerwowo na swojej ławce. Nie wie, jak ma postąpić. Wreszcie się decyduje. Podnosi rękę. Pani Giacci to zauważa.
– Słucham, o co chodzi?
– Przepraszam, pani profesor. Nie chciałabym pani przeszkadzać. Ale sądzę, że mi brakuje trzeciego przepytania. – Festa uśmiecha się, próbując zatuszować to oskarżenie nauczycielki o popełnienie błędu. Pani Giacci wzdycha.
– Zaraz zobaczymy. – Bierze dwa zeszyty, żeby sobie pomóc w sprawdzeniu. Jakby grała w bitwę morską. W dzienniku.
– Festa… Festa… Jest. Przepytywana osiemnastego marca i oczywiście klapa. Zadowolona? Gorzej – sprawdza inne oceny – nie wiem, czy będziesz dopuszczona do egzaminów.
Żałosne „dziękuję" wydobywa się z ust Silvii. Bez złudzeń, została już zatopiona. Pani Giacci z miną osoby pewnej siebie bierze się za przepytywanie. Babi sprawdza w swoim dzienniczku. Osiemnasty marca. No właśnie, to data, pod którą była pytana Servanti. Nie ma żadnych wątpliwości. Giaccicha się pomyliła. Ale jak to udowodnić? Jej słowo przeciw słowu nauczycielki? To jakby zarobić na kolejny wpis do dzienniczka. Biedna Festa ma po prostu pecha. W ten sposób naprawdę straci rok. Babi zagląda na stroniczki innych przedmiotów. Osiemnasty marca. Czwartek. Sprawdza inne lekcje. Dziwne, tego dnia Festa nie była pytana z żadnego przedmiotu. Może to przypadek, a może nie. Wychyla się z ławki.
– Silvia.
– O co chodzi?
– Pokaż mi swój dzienniczek.
– Po co?
– Chciałam coś zobaczyć.
– Co?
– Potem ci powiem… Daj mi go.
Przez chwilę słaby promyk nadziei rozjaśnia oczy Silvii. Podaje koleżance dzienniczek. Babi go otwiera, przerzuca do ostatnich stroniczek. Silvia nic odrywa od niej oczu. Babi uśmiecha się. Odwraca się do niej i oddaje dzienniczek.
– Masz szczęście! – Silvia wykrzywia ostrożnie usta. Nie jest tego taka pewna.
Nieoczekiwanie Babi podnosi rękę.
– Przepraszam, pani profesor… Giacci odwraca się w jej stronę.
– O co chodzi, Gervasi? Ty też nie byłaś przepytywana? Zebrało się wam dziś na skargi, dziewczynki… No już, w czym rzecz?
Babi wstaje. Przez chwilę trwa w milczeniu. Oczy całej klasy kierują się na nią. A zwłaszcza oczy Silvii. Babi zerka na Pallinę. Również ona, podobnie jak inne, czeka z ciekawością. Uśmiecha się do niej. W końcu, dobrze, że to robi. Ta baba umyślnie włożyła pracę Palliny między te z siódemką.
– Chciałam powiedzieć, pani profesor, że pani się pomyliła.
Ogólny pomruk przepływa przez klasę. Dziewczyny są nadzwyczaj podniecone. Babi jest spokojna.
Pani Giacci dostaje wypieków na twarzy, ale opanowuje się.
– Spokój, proszę. Ach tak, Gevrasi, a w czym?
– Osiemnastego marca pani nie mogła przepytywać Silvii Festy.
– Jakże nie, mam to zapisane, w dzienniku. Chcesz zobaczyć? Proszę, osiemnasty marca, minus dla Silvii Festy. Zaczynam podejrzewać, że lubisz moje uwagi w dzienniczku.
– Ta ocena jest dla Franceski Servanti. Została błędnie zapisana dla Festy.
Pani Giacci jest bliska wybuchu złości.
– Ach tak? Cóż, ja wiem, że ty wszystko notujesz w swoim dzienniczku. Ale moje słowo znaczy więcej niż twoje. I jeśli ja mówię, że Festa była tego dnia pytana, to znaczy, że tak było.
– A ja mówię, że nie. Pani się myli. Osiemnastego marca pani nie mogła przepytywać Silvii Festy.
– Tak? A czemuż to?
– Ponieważ tego dnia Silvia Festa była nieobecna.
Pani Giacci blednie. Otwiera dziennik i zaczyna nerwowo, jak oszalała, przerzucać jego karty. Dwudziesty, dziewiętnasty, osiemnasty marca. Z gwałtownym pośpiechem sprawdza listę nieobecnych. Benticci, Marini, a potem, oto i ona. Panią Giacci wciska w krzesło. Nie dowierza własnym oczom. Festa. To nazwisko zapisała swoją ręką, drukowanymi literami, jak wół. Tak się pomylić. Toż to hańba. Czego trzeba więcej? Nauczycielka patrzy na uczennicę. Czuje się skończona. Babi siada powoli. Wszystkie koleżanki zwracają się w jej stronę. Szmer głosów unosi się nad klasą.
– Brawo, Babi, świetnie, brawo… – Babi udaje, że nie słyszy. Ale te okrutne słowa, ostre i zimne jak igły lodu, docierają do uszu nauczycielki. Kłują jak ból porażki. Taki wstyd przed klasą! Są ciężkie, dręczące, wywołują poczucie winy i domagają się przeprosin.
– Servanti, wróć na miejsce. Niech przyjdzie Festa. – Babi opuszcza wzrok. Sprawiedliwości stało się zadość. Gdy znowu podnosi głowę, szuka oczami Palliny. Ich spojrzenia się krzyżują, wysyłając tysiące porozumiewawczych znaków między ławkami. Więc ta straszna Giacci też może się omylić. Legendarna złota prawda rozsypała się. Jak kryształowa kula, co wypadła z rąk niezręcznej pokojówki i rozbiła się na mnóstwo drobnych kawałków. Ale Babi nie widzi żadnej pani, która by ją skrzyczała. Wokół jedynie rozradowane oczy koleżanek, zadowolonych i dumnych z jej odwagi. Gdy spogląda jednak ku katedrze, spotyka napawające lękiem spojrzenie pani Giacci. Niby pozbawione wyrazu, ma jednak twardość gładkiego kamienia, na którym wyryto groźne słowo: nienawiść. Przez chwilę Babi żałuje, że miała rację.
28
Południe. Step w miękkiej bluzie i szortach wchodzi do kuchni, żeby coś zjeść na śniadanie.
– Dzień dobry, Mario.
– Dzień dobry. – Maria od razu przestaje zmywać naczynia. Wie, że Step po przebudzeniu nie lubi takich hałasów. Step zdejmuje z ognia maszynkę do kawy i rondelek z mlekiem, po czym zasiada do stołu. I z miejsca dzwonek do drzwi. Dzwoni jak oszalały. Step klepie się w czoło.
– Co to za ku…
Maria szybko drepce do drzwi.
– Kto tam?
– To ja, Pollo! Pani mi otworzy, z łaski swojej!
Maria, pamiętająca dzień poprzedni, zwraca się do Stepa z pytającą miną. Step ruchem głowy daje znak przyzwalający. Maria otwiera drzwi. Pollo wparowuje biegiem. Ma przed sobą Stepa, który nalewa sobie kawę.
– Mówię ci. Step, ale numer, ale jaja! Step unosi brew.
– Przyniosłeś mi kanapki?
– Nie, więcej ci nie przyniosę, skoro mnie nie doceniasz. Popatrz! – Podsuwa mu „Il Messaggero".
– Gazetę już mam. – Podnosi ze stołu „Republikę". – Przyniosła mi Maria. Ale najpierw z nią się przywitaj.
– … ńdobry, pani Mario. – Kłania się jej niecierpliwie, a Stepowi kładzie przed nosem otwartą gazetę. – Widziałeś, jakie szałowe zdjęcie? Bomba! Jesteś w gazecie…
Step przysuwa sobie stronę z „Kroniką Rzymu". To prawda. Jest tu. Na motorze z Babi za plecami, kiedy podrywa przednie koło w blasku fleszów. Całkowicie rozpoznawalny, na szczęście fotoreporterzy chwytali ich z przodu. Tablicy z numerami nie widać, inaczej byłoby zupełnie źle. Jest też cały artykuł. Omawia ich ściganie się, podaje kilka nazwisk zatrzymanych, opisuje zasadzkę policji, ich ucieczkę.
– Czytałeś? Jesteś wielki. Step! Jesteś sławny! Och, kurwa, gdyby o mnie tak napisano!
Step uśmiecha się.
– Ty nie robisz takiej stójki. Tak, to świetne zdjęcie! Widziałeś, jak dobrze wyszła Babi?
Pollo zgadza się bez przekonania. Babi nie jest dla niego ideałem kobiety. Step unosi rozłożoną gazetę obiema rękami i patrzy na zdjęcie z zachwytem.
– Ten mój motor jest naprawdę piękny! – woła. I zastanawia się, czy Babi widziała już tę gazetę. Na pewno nie. – Pollo, musimy pojechać w jedno miejsce. Masz, weź sobie trochę kawy, a ja szybko się wykąpię.
Step wychodzi. Pollo siada na jego miejscu. Przygląda się zdjęciu. Zabiera się do ponownej lektury artykułu. Podnosi do ust filiżankę z kawą. Ale świństwo! Zapomniał, że Step pija kawę bez cukru. Głos Stepa dociera tu spod natrysku przytłumiony i jakby przemoczony.
– O której zamykają sklepy?
Pollo wsypuje trzecią łyżeczkę do filiżanki. Sprawdza zegarek.
– Za niecałe pół godzinki.
– Kurwa, musimy się pospieszyć.
Pollo próbuje kawę. Teraz, owszem, daje się pić. Zapala papierosa. Step pojawia się w drzwiach. Ma na sobie płaszcz kąpielowy, a małym ręczniczkiem mocno wyciera sobie włosy. Podchodzi do stołu i jeszcze raz przygląda się zdjęciu.
– Jakie to wrażenie mieć za przyjaciela taką sławę?
– Nie przesadzajmy, co?
Step bierze filiżankę z jego rąk i pociąga łyk.
– Ależ świństwo! Jak możesz pić coś tak bardzo słodkiego? Okropność. I dziwić się, że jesteś taki tłusty! Ile łyżeczek wsypałeś?
– Nie jestem tłusty. Jestem fałszywie chudy.
– Ech, Pollo, teraz, kiedy masz dziewczynę, musisz wrócić na siłownię, mniej palić i zachować dietę. Bo inaczej ona cię zostawi. Kobiety są straszne, jak tylko zagapisz się na chwilę, koniec. Tym bardziej że teraz, po tym moim zdjęciu, to ty niestety musisz dostać się do gazety.
– Przypominam ci, że ja już byłem w gazecie, jeszcze przed tobą. Z niezłomnymi. Szałowy pierwszy plan z przepaską na czole i rękoma w górze, jako szef na krzywej stadionu.
– Ty czegoś nie rozumiesz, kibic dzisiaj się nie liczy. Dzisiaj w modzie są kryminaliści i skinheadzi. Widzisz, jak mnie uczcili? Pewnie mógłbym zażądać jakichś pieniędzy od redakcji, jak myślisz? Za wykorzystanie mojego wizerunku, nie? – Step idzie się ubrać. Pollo kończy wreszcie kawę. Wstaje od stołu i sprawdza ręką brzuch. Step ma rację. Od poniedziałku znowu zacznie chodzić na siłownię. Nie wiadomo dlaczego, ale wszystko na świecie zaczyna się w poniedziałek.
Pollo jest na viale Angelico, czeka na wyłączonym silniku. Step wskakuje na tylne siodełko.
– Jedź… Tylko ostrożnie, bo go wstawiłem między nas.
– Ile zapłaciłeś?
– Dwadzieścia dwa euro.
– Do licha! Dokąd jedziemy teraz?
– Na piazza Jacini.
– Po co?
– Babi tam mieszka.
– Masz ci los! Nigdy jej nie widziałeś?
– Nigdy.
– Dziwne jest życie, nie?
– Dlaczego?
– Bo najpierw nie widzisz jej wcale, a potem zaczynasz widywać co dzień.
– Tak, dziwne.
– I jeszcze bardziej dziwne, że jak już widujesz ją co dzień, to potem zaczynasz jej podrzucać prezenciki.
Step wali pięścią w odsłonięty kark Polla.
– Aj!
– Skończyłeś? Jesteś jak taksówkarz, co gdy cię gdzieś wiezie to zagaduje do znudzenia. Brakuje ci tylko skrzeczącego radia.
Pollo rozwesela się i naśladuje taksówkowe radio:
– Cirlu-cirlu, tu piazza Jacini do Polla czterdzieści, piazza Jacini do Polla czterdzieści.
Step znowu wali go w kark. A potem okłada go dłonią po głowie, po twarzy, policzkując i robiąc syfony. Pollo nadal naśladuje taksówkowe radio, wykrzykując na całe gardło:
– Tu piazza Jacini do Polla czterdzieści, piazza Jacini do Polla czterdzieści!
Wygłupiają się tak, rycząc ze śmiechu, zygzakiem wyprzedzając wszystkie samochody, które hamują z lękiem. Zbliżają się do prawdziwej taksówki. Pollo krzyczy w otwarte okno:
– Z piazza Jacini na Pollo czterdzieści! – Taksówkarz wstrząsa się, ale nic nie mówi. Gdy się oddalają, podnosi rękę, wskazując ich komuś, i kręci głową. Można łatwo się domyślić, że jego bohaterem jest najwyżej Sordi, bo na pewno nie De Niro. Chłopcy wymijają stojącą na skrzyżowaniu policjantkę. Muskają ją niemal, ocierając się o skraj spódnicy i śmiejąc się. Pollo pokazuje język. Ona nawet nie próbuje zanotować ich numeru. Co mogłaby napisać na mandacie? Kodeks drogowy nie zakazuje podrywania, choćby tak obcesowego jak to.
"Trzy metry nad niebem" отзывы
Отзывы читателей о книге "Trzy metry nad niebem". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Trzy metry nad niebem" друзьям в соцсетях.