– Gotowe!

– A teraz?

Babi przygląda się siostrze, unosząc brwi.

– Hm, teraz to już wyglądasz na szesnastkę.

– Za mato.

– Dziewczęta, jesteście gotowe?

W drzwiach domu Raffaella włącza urządzenie alarmowe. Claudio i Daniela pospiesznie wychodzą, ostatnia wybiega Babi. Wszyscy wsiadają do windy. Tak zaczyna się wieczór. Claudio poprawia sobie krawat. Raffaella układa jeszcze włosy, szybkim ruchem prawej ręki odrzucając je do tyłu. Babi obgąga na sobie ciemny żakiet o podniesionych ramionach. Daniela jak zwykle przegląda się w lustrze i wie już, że za chwilę napotka wzrok matki.

– Czy nie jesteś za mocno umalowana? Daniela próbuje coś powiedzieć.

– Daj spokój, znowu jesteśmy spóźnieni.

Tym razem Raffaella widzi spoglądające na nią z lustra oczy Claudia.

– Czekałam na was, byłam gotowa już od ósmej.

W milczeniu mijają najniższe piętra. Do windy wciska się zapach duszonego mięsa, które przygotowuje żona portiera. To przypomnienie Sycylii miesza się przez chwilę z dziwną miksturą francuskich zapachów Caronne, Drakkaru i Opium.

– To pani Terranova, robi wspaniały gulasz w sosie pomidorowym.

– Daje za dużo cebuli – zdecydowanie ocenia Raffaella, która jakiś czas temu postawiła na kuchnię francuską, wywołując popłoch wśród wszystkich domowników i rozpacz sardyńskiej służącej.

Mercedes zatrzymuje się przed wejściem.

Raffaella pobrzękuje biżuterią, rym znakiem rocznic i świąt Bożego Narodzenia bardziej lub mniej radosnych, za to prawie zawsze kosztownych, zajmując miejsce obok kierowcy. Córki siadają z tyłu.

– Można wiedzieć, dlaczego nie stawiacie vespy bliżej przy ścianie?

– Jeszcze bardziej? Tato, znowu się czepiasz…

– Danielo, nie zwracaj się w ten sposób do ojca!

– Mamo, czy możemy jutro do szkoły pojechać vespą?

– Nie, Babi, na skuter jest jeszcze za chłodno.

– Przecież ma przednią szybę.

– Danielo…

– Oj, mamo, wszystkie nasze przyjaciółki…

– Chciałabym widzieć te wszystkie wasze przyjaciółki na vespach.

– Jeśli o to chodzi, to państwo Danieli kupili swojej córce peugeota, który, żebyś wiedziała, skoro tak się niepokoisz, wyciąga jeszcze więcej.

Portier, który nazywa się Fiore, podnosi szlaban. Mercedes cierpliwie, jak każdego wieczoru, czeka, aż ten długi metalowy drąg w czerwone paski się uniesie. Claudio kiwa portierowi ręką, Raffaelli zależy tylko na tym, żeby szybciej zamknąć dyskusję.

– Jeśli w przyszłym tygodniu zrobi się cieplej, to zobaczymy. – Mercedes z zadrapaniem ną prawym bocznym lusterku rusza, wioząc odrobinę więcej nadziei na tylnych siedzeniach.

Portier powraca do swojego małego telewizorka.

– W końcu nie powiedziałaś mi, jak teraz wyglądam, w tym stroju?

Daniela przygląda się siostrze. Poduszeczki są jednak za szerokie, a w ogóle to wygląda w tym nazbyt poważnie.

– Doskonale.

Wiedziała przecież, czego jej trzeba…

– Nieprawda, poduszki są za szerokie i jestem za poważna, jak ty to mówisz. Jesteś kłamczucha i wiesz, co ci powiem? Będziesz za to ukarana, bo Andrea nawet nie zajrzy ci w oczy. To znaczy zrobi to, ale jesteś tak wysmarowana, że nie pozna cię i pójdzie sobie z Giulią!

Daniela chciałaby coś powiedzieć, przynajmniej na temat Giulu, swojej najgorszej przyjaciółki. Ale Raffaella ucina dyskusję.

– Dziewczęta, dość tego! Jeśli nie skończycie, odwiozę was do domu!

– Mam zawrócić? – pyta Claudio i uśmiecha się do żony wykonując kierownicą taki ruch, jakby chciał to zrobić Ale wystarcza mu jedno jej spojrzenie, by zrozumieć, że nie pora na żarty.

3

Zwinny i szybki, szybki jak noc. Światła i ich odbicie pojawiają się i znikają w małych lusterkach jego motoru. Wpada na plac, zwalnia na tyle, żeby sprawdzić, czy z prawej nikt nie nadjeżdża, po czym na pełnym gazie skręca w Vigna Stelluti. I – Muszę go zobaczyć, a on już od dwóch dni się nie odzywa.

Ładna, ciemna dziewczyna o zielonych oczach i zgrabnym tyłeczku, wciśniętym w spodnie Miss Sixty, uśmiecha się do przyjaciółki, blondynki tego samego wzrostu, ale bardziej krągłej.

– Wiesz jak jest, Madda: nawet jeśli coś się wam przydarzyło, nie znaczy, że on już jest twój.

Siedzą na swoich skuterkach, palą mocne papierosy, starając się dodać tym sobie powagi i wyglądać na parę lat więcej.

– Nie w tym rzecz. Jego przyjaciele mówią, że on nigdy nie dzwoni, ma taką zasadę.

– O co chodzi? Że niby do ciebie jednak dzwonił?

– Właśnie.

– No cóż, może pomylił numery?

– Dwa razy?

Uśmiecha się zadowolona, że zamknęła usta wszechwiedzącej przyjaciółce. Tamta jednak nie traci animuszu.

– Nie powinnaś ufać jego przyjaciołom. Widziałaś ich gęby?

Niedaleko od gawędzących przyjaciółek, z motorami potężnymi jak bicepsy ich właścicieli, stoją Pollo, Lucone, Hook, Siciliano, Bunny, Schello i jeszcze inni. Nieprawdopodobne imiona, trudne losy. Nic mają stałych zajęć. Niektórzy nie mają też grosza przy duszy; ale wszyscy są przyjaciółmi i mają wspólne rozrywki. To wystarczy. Lubią jeszcze się kłócić, a okazji do tego nigdy nie brakuje. Zjeżdżają się tutaj, na plac Jacini, i przesiadują na tych swoich harleyach, na starych trzystapięćdziesiątkach z czterema oryginalnymi tłumikami albo klasycznym rozwiązaniem: cztery w jednym, co jeszcze zwiększa hałas. Wyśnionych, wytęsknionych i wreszcie zdobytych dzięki rodzicom nękanym prośbami. Albo łaskawie obfitym kieszeniom jakiegoś młodego gamonia, który zostawił portfel w szufladce swojego Scarabeo czy wreszcie wewnętrznej kieszeni w kurtce od Henri Lloyda, aż nazbyt łatwej do wyczyszczenia podczas wielkiej przerwy.

Każdy z nich, jak posąg, z uśmiechem na twarzy, lecz mocny w gębie, ramiona silne, czasem z blizną po jakiejś bójce. John Milius szalałby za nimi.

Dziewczęta bardziej wyciszone, ale też uśmiechnięte, niemal wszystkie wymykające się z domu, rzekomo nocujące u przyjaciółek, które tymczasem są tu także, córki tego samego kłamstwa.

Gloria, dziewczyna w granatowych fuseawc i bluzeczce w niebieskie serduszka, demonstruje swój wspaniały uśmiech.

– Wczoraj cudownie zabawiłam się z Dariem. Świętowaliśmy nasze pół roku bycia razem.

Sześć miesięcy, myśli Maddalena. A mnie wystarczyłby jeden… Wzdycha i marzycielsko poddaje się słowom przyjaciółki.

– Byliśmy na pizzy u Buffetta.

– Nie mów, ja też tam byłam.

– O której?

– Ja wiem? Gdzieś koło jedenastej.

Nienawidzi tej dziewczyny, gdy jej przerywa. Zawsze znajdzie się ktoś lub coś, co psuje ci marzenia.

– No nic, wtedy już wyszliśmy. Ale zdecydujcie się w końcu, chcecie tego posłuchać?

Chóralne „taak" rozlega się z tych ust o dziwnych smakach lśniących pomadek owocowych i szminek kradzionych pod nieuwagę ekspedientki lub z matczynej łazienki, bogatszej częsio niż niejedna perfumeria.

– W pewnej chwili przychodzi kelner i przynosi mi ogromny bukiet czerwonych róż. Dario uśmiecha się, a dziewczyny znad innych stolików patrzą na mnie z ciekawością i pewnie trochę zazdrosne.

Gotowa jest pożałować tych słów, gdyż wokół siebie widzi podobne spojrzenia.

– Przecież nie z powodu Daria, tylko róż! Pustawy śmiech łączy je znowu.

– Potem pocałował mnie w usta, wziął moją rękę i włożył mi na palec to.

Pokazuje przyjaciółkom pierścioneczek z małym, błękitnym kamieniem, który połyskuje wesoło, niemal jak jej zakochane oczy. Okrzyki zachwytu – „Przepiękny!" – kwitują pokaz tego skromnego pierścionka.

– Potem poszliśmy do mnie i kochaliśmy się. Moi starzy gdzieś wybyli, więc było bajkowo. On włączył Cremoniniego, wariuję, jak go słyszę. Potem rozłożyliśmy się na tarasie pod puchowcem i patrzyliśmy w gwiazdy.

– Dużo ich było? – Maddalena jest z pewnością największą romantyczką w grupie.

I – Całe mnóstwo! Nieco dalej słychać inną wersję.

– Ej, wczoraj zniknąłeś gdzieś na cały wieczór…

Hook. Przepaska na oku, na stałe. Włosy kręcone, długie, trochę rozjaśnione na końcach, upodabniałyby go do aniołka, gdyby nie to, że był, o czym wszyscy wiedzieli, z piekła rodem.

– No więc gadaj, co robiłeś wczoraj wieczorem?

– Nic takiego. Poszedłem z Glorią coś zjeść do Buffetta, a potem, ponieważ nie było jej starych, poszliśmy do niej i pofiglowaliśmy trochę. Zwyczajnie, nic specjalnego… A widzieliście, jak przerobiono Pandę? Dario próbuje zmienić temat, ale Hook nie ustępuje.

– Co trzy, cztery lata przerabiają wszystkie lokale… Ale czemuż to nam nie daliście znać?

– Wyszliśmy niewiele myśląc, ot tak, bez zastanowienia.

– Dziwne. Ty raczej nic nie robisz bez zastanowienia.

Ten ton nie zapowiada niczego dobrego. Inni to zauważają. Pollo i Lucone przestają kopać pogniecioną puszkę. Uśmiechają się i podchodzą bliżej. Schello zaciąga się mocniej papierosem i po swojemu krzywi się ironicznie.

– Zrozumcie, chłopcy, wczoraj Gloria i Dario mieli swoje półrocze, i on chciał to świętować sam.

– Nieprawda!

– Czyżby? Widziano cię, jak jadłeś pizzę. A czy to prawda, że chcesz pracować na swoim?

– Właśnie, mówią, że chcesz otworzyć kwiaciarnię.

– Uau! – Wszyscy zaczynają go poklepywać i grzmocić po plecach, a Hook zakłada mu nelsona i kostkami zaciśniętej pięści jeździ mu po głowie.

– Delikatny chłoptyś…

– Rany! Zostawcie mnie…

Ale wszyscy już zwalili się na niego, śmiejąc się po wariacku i niemal dusząc w swoich napakowanych anabolikami ramionach. A Bunny szczerzy te swoje dwa wielkie, wysunięte do przodu zęby, z powodu których tak go z angielska nazwano, i pokrzykuje bez opamiętania: „Weźmy Glorię, weźmy Glorię!".

Błękitne all stary z czerwoną gwiazdką na środku gumki obejmującej kostkę zręcznie zsuwają się z vespy na ziemię. Ale Gloria zdążyła zrobić ledwie kilka kroków, już zostaje pochwycona i uniesiona przez Siciliana. Jej jasne włosy tworzą dziwny kontrast z podbitym okiem chłopca i jego źle zszytą brwią, z nosem zmiażdżonym i miękkim, bo pozbawionym kruchej chrząstki przez lewy prosty sprzed kilku miesięcy zaliczony w winiarni Fiermonti.

– Zostaw mnie, proszę. Przestań.

Schello, Pollo, Bunny są już obok i udają, że chcą mu pomóc podrzucić te ładnie skomponowane pięćdziesiąt pięć kilo, obmacując ją tymczasem gdzie tylko się da.

– Przestańcie, u licha! Nadbiegają inne dziewczęta.

– Dajcie jej spokój!

– Zamiast świętować z nami, wystawili nas do wiatru. No to zorganizujemy im święto teraz, po naszemu.

Znowu podrzucają Glorię do góry, śmiejąc się i dowcipkując.

Dario, choć trochę niższy od innych i jedyny, który kupuje róże, rozpycha ich gwałtownie. Chwyta Glorię za rękę, kiedy spada, i ostania ją.

– Dość już, zostawcie ją!

– A jeśli nie?

Siciliano uśmiecha się i staje przed nim na szeroko rozstawionych nogach. Dżinsy, nieco jaśniejsze i jakby wytarte na udach, napinają się. Gloria wychyla się do połowy zza pleców Daria. Do tej pory powstrzymywała łzy, teraz powstrzymuje też oddech.

– Bo jeśli nie, to co będzie? Dario patrzy przeciwnikowi w oczy.

– Zejdź mi z drogi. Czego, kurwa, chcesz? Zawsze musisz cyrk robić? Z ust Siciliana znika uśmiech.

– Coś powiedział?

Narasta w nim wściekłość. Dario zaciska pięści. Aż zatrzeszczą stawy w palcach. Gloria zamyka oczy. Schello zamiera z papierosem w ustach. Zapada cisza… Rozrywa ją nagły ryk motoru. To Step nadjeżdża na pełnym gazie. Kładzie się na zakręcie, rwie do przodu i po chwili hamuje w środku grupy.

– No jak? Co fajnego się robi?

Gloria wreszcie oddycha. Siciliano jeszcze patrzy na Daria. Lekki uśmieszek rozładowuje sytuację, na razie.

– Nic fajnego. Step. Za dużo się gada, a za mało się robi.

– Masz ochotę rozruszać się trochę?

Podpórka maszyny strzela jak nóż sprężynowy i wbija się w ziemię. Step zeskakuje z siodełka i zdejmuje kurtkę.

– Przyjmuje się współzawodników.

Podchodzi do Schella, obejmuje go i wyjmuje mu z rąk dopiero co otwartego heinekena.

– Cześć, Sche'.

– Cześć.

Schello uśmiecha się szczęśliwy, że został uznany za przyjaciela, a trochę mniej, że nie ma już piwa.

Kiedy po długim hauście Step spuszcza głowę, jego oczy napotykają spojrzenie Maddaleny.

– Cześć.

Jej miękkie usta, blade, jasnoróżowe, ledwie się poruszają, gdy wymawia cicho słowa powitania. Białe, drobne i równiutkie zęby nabierają światła, kiedy tymi swoimi zielonymi oczyma stara się przekazać mu całą swą miłość – ale to na nic. Tego nie da się wytrzymać. Step podchodzi do niej, zaglądając jej w oczy. Ona patrzy na niego jak urzeczona, nie może wprost oderwać od niego wzroku, ruszyć się, zrobić czegokolwiek, zatrzymać swe małe, oszalałe serce, które gra solówkę jak sam Clapton.

– Potrzymaj mi to.

Odpina daytonę na metalowej bransolecie i przekazuje zegarek w ręce dziewczyny. Maddalena odprowadza go wzrokiem, a potem czule podnosi zegarek do ucha. Słyszy cichy szmer, który pamięta sprzed paru dni, dochodzący nocą spod jego poduszki, gdy on spał, a ona przyglądała mu się w milczeniu. Wydawało jej się wtedy, że czas się zatrzymał.