Mój brat. Szkoda gadać. Co za nudziarz! A przecież obydwaj pochodzimy z tego samego nasienia, mojego ojca, a w każdym razie mam taką nadzieję. Włączam radio, które stoi na szafce i ustawiam na odpowiednią częstotliwość. Rozbieram się i jednocześnie zaczynam śmiać się sam do siebie. Moja matka, która wydała na świat Paola jako owoc związku z innym facetem. To byłby maks. Przynajmniej coś by to wyjaśniło. Ale to akurat wykluczam. Wtedy były inne czasy. Czasy miłości. Podoba mi się kawałek, który leci. Zaczynam coś tam sobie nucić.


Stoję pod domem Paola. Widziałam zapalone światła. Wiem, że to nowe mieszkanie jego brata. O właśnie, widzę go. Step przechodzi koło okna. To musi być jego pokój. Ej, akurat się rozbiera. I coś sobie nuci. Zakładam bezprzewodową słuchawkę. Włączam sobie radio w komórce. Zmieniam stację, aż mi się wydaje, że trafiam na to, co Step nuci pod nosem. Patrzę, jaka to stacja. Ram Power 102,70. Tym żyjesz, to pamiętasz. Kto wie, co woli Step… Patrzę, która godzina. Jest późno, muszę wracać do domu. Rodzice już tam pewnie na mnie czekają.


– Paolo, czy masz jakiś ręcznik?

– Przecież sam ci położyłem w łazience. Tylko zobacz, wszystko poukładane kolorami, ten błękitny jaśniejszy masz do twarzy, ten ciemniejszy koło bidetu do higieny intymnej i wreszcie niebieski płaszcz kąpielowy wisi za drzwiami.

Nie ma co, przy nim nawet chorobliwy pedant, taki jak filmowy Furio, jest nieznośnym bałaganiarzem.

– Ej, Step, pokaż się no!

Staję w drzwiach.

– Ja cię kręcę, dobrze wyglądasz. Schudłeś?

– Tak. W Stanach mają inny zestaw ćwiczeń na siłowni. Bardzo dużo boksują. W czasie pierwszych treningów zrozumiałem, jak bardzo jesteśmy tutaj w Rzymie powolni.

– Masz superrzeźbę.

– A ty od kiedy opanowałeś takie fachowe słownictwo? Celowo zwracam się do mego z siermiężnym rzymskim akcentem.

– Zapisałem się na siłownię.

– Własnym uszom nie wierzę. Najwyższy czas! Ale jak to, właśnie ty, który ciągle się mnie czepiałeś. Nic, tylko po co tak przesiadujesz na tej siłowni, co cię obchodzą mięśnie i cała reszta… A sam w końcu co robisz?

– Fabiola mnie przekonała.

– Aha, proszę. Widzisz, ta Fabiola już mi się podoba.

– Powiedziała, że za dużo czasu spędzam w pozycji siedzącej i że mężczyzna musi się w końcu zdecydować, jakie chce mieć ciało w wieku trzydziestu trzech lat.

– W wieku trzydziestu trzech lat?

– Właśnie tak powiedziała.

– W takim razie miałeś jeszcze wówczas dwa lata laby.

– Wolałem nie spełniać wszystkich warunków tej zasady.

– Fajna ta Fabiola. – Idę do łazienki. – A gdzie się zapisałeś?

– Do Roman Sport Center. – Cisza. Znów staję w drzwiach.

– Czy o tym także zadecydowała Fabiola?

– Nie. – I śmieje się cały dumny, przeświadczony, że wybór należał do niego. – Ja… no tak, prawda jest taka, że ona już się tam wcześniej zapisała.

– Aha, to tak… – Wracam do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Nie mogę w to uwierzyć. Nie ma nic gorszego, niż chodzić na siłownię z własną dziewczyną. Siedzisz tam i myślisz o niej nawet wtedy, kiedy podnosisz ciężary, wciąż sprawdzasz, kto do niej podchodzi, co takiego do niej mówią, czy aby jakiś fajfus się nie zgrywa i nie wciska jej kitu, podsuwając niezawodne ćwiczenia… i co ona na to, i jak odpowie. Koszmar. Co raz to widzę takie parki. Buziaczek pod koniec każdej serii ćwiczeń. A na sam koniec treningu obowiązkowe pytanie: – To co robimy dziś wieczór?

Bo każda para musi przecież zawczasu mieć własny program. Jakżeby inaczej, w przeciwnym razie, co to za para. Tak… Za to jeśli jesteś „odparowany" to Roman Sport Center jest w sam raz. Mięsień odruchowo zaczyna pracować dwa razy intensywniej, sam się bierze do roboty, byle tylko coś wyrwać. Sprzęt i sztangi nieomal udają, że pracują, niemi Świadkowie, Bóg jeden raczy wiedzieć, ilu wyrachowanych zauroczeń. A tak, bo po zakończeniu każdej serii ćwiczeń trzeba się na siebie popatrzeć, jedno taksuje wzrokiem drugie, uśmiech i dawaj gadka szmatka. Kim jesteś, gdzie byłeś wczoraj, jaki lokal dzisiaj otwarto, jakie masz plany na wieczór, co takiego porabiasz jutro i ile masz kasy. Słowem, czy warto cię przelecieć.

Odkręcam wodę i wchodzę pod prysznic. Zimna. Opieram się plecami o ścianę i napieram na nią z całej siły, bezskutecznie starając się ją Zburzyć. Nabrzmiewają mi barki i czuję, jak woda, która po mnie spływa, robi się cieplejsza. Po chwili odchylam głowę do tyłu, mam otwarte usta. Woda ni stąd, ni zowąd zmienia swój bieg. Nieduża, porywista rzeczka, która znajduje sobie zatoczki i kryjówki pomiędzy moimi oczami, między nosem a ustami, między zębami a językiem. Oddychając, wypluwam ją z buzi. Mój brat. Mój brat, który chodzi do Roman Sport Center. Mój brat i jego nowe audi A4. Mój brat i jego kobieta. Mój brat, który trenuje razem z nią, raz po raz wybucha śmiechem, a w przerwie postanawia, co będą robić wieczorem. Teraz już jest wszystko jasne. On to tata, bez cienia wątpliwości. Im starszy, tym wyraźniejszą staje się kserokopią. Ja za to tkwię sobie w kącie, wyblakły. Chciałbym się dowiedzieć, kto mi podpieprzył mój tusz. Wychodzę spod prysznica. Zakładam na siebie płaszcz kąpielowy i wycieram włosy błękitnym ręcznikiem, dokładnie tak, jak mi przykazał. Przejeżdżam energicznie po krótkich włosach, które dopiero co zgoliłem, tak że schną w okamgnieniu. Ręcznik zostawiam sobie na głowie i idę do pokoju. Paolo mnie widzi.

– To niesamowite, jak bardzo jesteś podobny do mamy. Zadzwoń do niej, będzie przeszczęśliwa.

– Dobra, później. – Dziś nie chce mi się nikogo uszczęśliwiać.

6

Z głębi korytarza dobiega odgłos kluczy przekręcanych w zamku drzwi wejściowych. Raffaella się odwraca.

– Och… jest i Claudio!

Drzwi otwierają się powoli. Ale zamiast niego, w całej krasie, odmieniona wkracza Babi. Raffaella wybiega jej naprzeciw.

– Coś ty zrobiła!

– O co ci chodzi?

– No jak to, nie dość, że się spóźniłaś, to jeszcze obcięłaś sobie włosy!

– O Boże, mamo, przeraziłaś mnie nie na żarty! Spodziewałam się najgorszego! Tak, obcięłam je dzisiaj rano. Ładnie? Arturo, który mnie strzygł, powiedział, że tak jest mi bardziej do twarzy.

– Tak… ale właściwie prawie wszystko dobierałyśmy pod kątem twoich długich włosów!

– Mamo, ale raptem przecież tylko je wycieniowałam. – Babi uśmiecha się do niej. – Wiedziałam, że tak powiesz. Spójrz… – Otwiera małą torebkę Furii i wyciąga z niej trzy zdjęcia zrobione polaroidem. – Masz, specjalnie wpierw zrobiłam je sobie na próbę. I co ty na to? Czy nie wyglądam lepiej?

Raffaella je ogląda. Po chwili uśmiecha się wyraźnie zadowolona i szczerze usatysfakcjonowana zarówno własną córką, jak i jej nową fryzurą oraz wszystkim, co zostało uwiecznione na zdjęciu. Ale nie ce tak łatwo jej odpuścić. Nie, w żadnym razie nie chce być wyuczana, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, a już zwłaszcza wtedy, kiedy w grę wchodzą sprawy takiej wagi.

– Tak, dobrze wyglądasz. Ale wariant, który wybrałyśmy, wydawał mi się lepszy… właśnie ten z długimi włosami.

– Daj spokój, nie bądź taka nieprzejednana! Mamo, sama zobaczysz, mamy czas, zdążą mi jeszcze odrosnąć. Ale do rzeczy, wróciłam wcześniej, bo dziś wieczór mamy jeść kolację u Mangiliego, prawda?

– Nie, przełożyłam to na przyszły tydzień.

– Ale, mamo, wybacz, skoro tak, mogłaś mnie uprzedzić! Specjalnie wcześniej wróciłam, bo miałyśmy się do niego wybrać! Wystarczyłby jeden telefon, nie? Zawsze mam przy sobie komórkę! Byle głupstwo i już do mnie dzwonisz, a jak rzeczywiście coś się dzieje, to wcale się nie odzywasz!

– Nigdy nie dzwonię do ciebie z byle głupstwem.

– Tak, wiem, ale strasznie mi zależało na tym, by załatwić tę sprawę.

Naburmuszona Babi chwyta się pod boki. Kiedy jest wytrącona z równowagi, zachowuje się zupełnie jak małe dziecko. Brakuje tylko, by zaczęła tupać nogami.

– Babi, nie zachowuj się tak, do Mangiliego wybierzemy się w przyszłym tygodniu…

– Dobra, ale od razu! Chcę się upewnić co do tego Mangiliego, jeszcze go nigdy dotychczas nie wypróbowywaliśmy. Nikt go nie zna.

– Ale przygotowuje przecież kolacje dla samego Watykanu.

– Tak, wiem, ale tamci i tak nigdy nigdzie nie chodzą, nie są wyrobieni, jeśli chodzi o jedzenie! Jakie oni mają w ogóle pojęcie, czy to, co im serwują tam w klasztorze, jest smaczne, czy też nie?

– Babi, nie zachowuj się tak. Zobaczysz, wszystko pójdzie znakomicie.

Raffaella próbuje ją uspokoić.

– To tylko zwykła kolacja…

– Tak, ale to moja kolacja i jest dla mnie ważna! I każdy życzy sobie, by nie stała się ona ostatnią, ale żeby, jak w tym wypadku, była jedyną w swoim rodzaju!

Mówiąc to, Babi idzie do siebie, zamyka się w pokoju, trzaska drzwiami. Raffaella wzrusza ramionami. To normalne, że w takiej sytuacji ludzie robią się nerwowi. Dokładnie w tym samym momencie otwierają się drzwi wejściowe i wkracza Claudio.

– Kochanie, już jestem!

– Dobre i to. Ale gdzieś ty się podziewał przez cały ten czas?

Claudio całuje ją pospiesznie w usta.

– Przepraszam, musiałem zrobić przegląd spraw w biurze. – Przecież nie może jej powiedzieć, że zamiast tego dokonał przeglądu wszelkich możliwych dodatków, osiągów i parametrów dotyczących spalania w bmw Z4. Nie tylko. Na dodatek na własne życzenie przedstawiono mu wprost niedorzecznie śmieszną wycenę jego mercedesa.

– Zmień sobie koszulę i załóż inny krawat. Szybko. Wszystko ci już przygotowałam, leży na łóżku.

– Ale przepraszam, czy aby nie mieliśmy pójść do mojego przyjaciela Mangiliego, przetestować catering? Czy rzeczywiście jest sens, bym się przebierał?

– Claudio, gdzie ty masz głowę? Specjalnie dzisiaj rano dzwoniłam do ciebie do biura. Kompletnie zapomniałam, że dziś wieczór mamy iść do Pentestich. Mangiliego przełożyłam na przyszły tydzień! No raz-dwa, zajmij się sobą, już i tak jesteśmy spóźnieni

– Aha, słusznie.

Claudio idzie do pokoju i stara się nadrobić stracony czas. Szybko się rozbiera, zdejmuje z siebie marynarkę. Dokładnie w tej samej chwili komórka wydaje natarczywy dźwięk. Claudio wyjmuje ją z kieszeni marynarki. To odpowiedź na jego SMS-a. Czyta, uśmiecha się, w porę udaje mu się ją skasować, zanim pojawia się Raffaella.

– Pospiesz się, co tak tracisz czas na tę komórkę. Kto to był?

– Tak, przepraszam, to Filippo Accado przesłał mi SMS-a.

– Filippo? A od kiedy to pisujecie do siebie SMS-y?

– Oj, żeby było szybciej.

Claudio zdejmuje koszulę i wkłada czystą, rozpina tylko guziki przy kołnierzyku byle nie tracić czasu, ale też aby zasłonić twarz.

– Nic takiego, pisze, że w poniedziałek nie ma brydża, nie wiem, co się stało.

– To nawet lepiej. Tym samym w poniedziałek możemy zorganizować próbę cateringu u Mangiliego. No już, pospiesz się, czekam na ciebie w salonie.

Claudio kończy wkładać koszulę, wyczerpany pada na łóżko. Tak niewiele brakowało, jak jeszcze nigdy dotąd. Masz ci, i tak oto przepadł snu brydż. Cóż, to była pierwsza rzecz, jaka przyszła mu do głowy, z czegoś w końcu trzeba zrezygnować. Wiąże sobie krawat, odwija kołnierzyk koszuli i robi węzeł. A jeśli u Pentestich pojawią się też Accadowie? Kurwa, o tym akurat nie pomyślałem. A jeśli Filippo, który jest strasznym ćwokiem, nie załapie od razu? Wydaje mu się, jakby już go słyszał: „Ależ, Claudio, co ty opowiadasz? Ja naprawdę nie wysyłałem ci żadnego SMS-a”. I tym samym uświadamia sobie, że wolałby nie iść na tę imprezę. Zaciska wokół szyi elegancki niebieski krawat, który wybrała mu Raffaella. Po czym przegląda się w lustrze. I przez chwilę ten krawat jawi mu się jako potworny sznur wisielca.

7

Paolo siedzi w pokoju i ogląda telewizję, jednocześnie gada przez telefon, wyciągnął się na łóżku, nogi mu wystają, a kciuk podryguje pilocie w poszukiwaniu czegoś, co okazałoby się bardziej: interesujące d rozmówcy, który jest tam gdzieś po drugiej stronie.

– Cześć, ja wychodzę.

– Dokąd idziesz?

Patrzę na niego, tym razem się nie uśmiecham:

– Przejechać się.

Żałuje, że w ogóle mnie zapytał i natychmiast stara się to naprawić.

– Duplikat kluczy znajdziesz w kuchni, w szafce, po lewej stronie, tuż przed drzwiami, w ceramicznej doniczce. – Precyzyjny jak zwykle. Po czym wyjaśnia osobie, z którą wisi na telefonie, co takiego właśnie robi, dla kogo i dlaczego. Jestem bratem, który wrócił z Ameryki. I zaraz krzyczy do mnie ze swojego miejsca. – Znalazłeś? – Wkładam klucze do kieszeni i znów przechodzę obok niego. – Znalazłem. – Uśmiecha się. Już ma podjąć przerwaną rozmowę, ale zamiast tego niespodziewanie zasłania słuchawkę lewą ręką i z napięciem w głosie pyta: – Ale… Chcesz, żebym pożyczył ci samochód? – Mówi to z wyraźną troską, żałuje swojej propozycji, wydaje się zrozpaczony, iż mógłbym na nią przystać. Specjalnie chwilę zwlekam z odpowiedzią. Rozkoszuję się tym. Z drugiej strony przecież to nie ja go o to prosiłem.