Czarnobiały szczeniak pisnął z niezadowoleniem, gdy włożono go z powrotem do klatki. – Taki jest ten, okrutny świat, mój drogi – powiedział cicho Griff, zamykając klatkę. Przed wyjściem zgasił większość świateł.

Minął już klub, w którym zwykle grywał w ping-ponga, ale potem zmienił zdanie i zawrócił. Na parkingu stał wóz Cala Williamsa. Jaskrawoczerwony ferrari od razu rzucał się w oczy. Griff wiedział, że powinien zadzwonić do Dory. Mimo to przeszedł obok telefonu, nie zatrzymując się.

Kiedy Griff po dziesiątej dotarł do domu, oczekiwał, że Dory zrobi mu awanturę, bo obiad się zmarnował. Zamiast tego uśmiechnęła się do niego znad swych notatek. Griff zobaczył przygotowane dla niego nakrycie i sztućce.

– Zaraz ci podgrzeję kolację w mikrofalówce. To potrwa najwyżej dziesięć minut. Weź tymczasem prysznic. Masz ochotę na drinka?

– Nie bardzo. Jest jakaś niegazowana woda? Dory zmarszczyła brwi.

– Sylvia wypiła wczoraj ostatnią butelkę. Może kawy albo piwa?

– Wody z lodem. Muszę wziąć się za siebie. Jadam ostatnio zbyt dużo i czuję, że przytyłem. Sylvia potrafi dbać o linię, prawda? – dodał, spoglądając znacząco na Dory.

– Owszem. Ale wygląda przez to jak żylasta kura!

– Jakoś tego nie zauważyłem – odparł z uśmiechem. – Nie jestem specjalnie głodny, nie szykuj dla mnie zbyt wiele. – Uznał, że lepiej powiedzieć Dory prawdę. – Grałem z Calem Williamsem w ping-ponga i zjedliśmy sobie po hot dogu.

– A, więc byłeś w klubie! Myślałam, że coś cię zatrzymało w klinice. Czemu nie zadzwoniłeś? Poczekałabym na ciebie z kolacją.

No, teraz się zacznie!… Jednak Dory, zamiast zrobić awanturę, uśmiechnęła się.

– Który z was wygrał?

– Cal. Jest w lepszej formie. Zauważył, że przytyłem, i bez przerwy mi dokuczał. Wiesz co, Dory? Dość już tych ciast i pieczenia chleba. Wolę sałatki i kurczęta. – Powiedział to bardziej szorstko, niż zamierzał. Uśmiech Dory zgasł. Wyglądała na skruszoną i przestraszoną. – No, Dory, przecież nic się nie stało! Dobrze wiesz, że zawsze dbałem o wagę. Jakimś cudem teraz wszystko się zmieniło. Lepiej weźmy się w garść, zanim będzie za późno! – Oczekiwał z niepokojem na reakcję Dory, ale ona popatrzyła tylko na niego i powiedziała:

– Jeśli chcesz, zrobię ci kurczaka. To nie potrwa długo.

– Nie trzeba. Wystarczy trochę sałatki. Prawdę mówiąc, nawet na nią nie mam ochoty. Szkoda, że zadałaś sobie tyle trudu. „I wydałaś tyle forsy!” – dodał w duchu.

– Nie ma sprawy. Jeśli naprawdę niczego nie chcesz, zajmę się swoją pracą.

„Cholera jasna! – myślał Griff, stojąc pod prysznicem. – Czuję się teraz wobec niej winny!” – Nagłe uśmiechnął się. Cóż, poprztykali się, za to jak miło będzie się godzić!

Dory zazwyczaj kładła się pierwsza do łóżka i czekała na niego z otwartymi ramionami. Dziś jednak postanowiła zostać w kuchni i pracować dalej. Boże, czy miała zamiar zawsze tak go traktować, gdyby zrobił coś nie po jej myśli? Gotów był teraz nawet zjeść tę niechcianą kolację! Z całej siły uderzył pięścią w poduszkę, potem jeszcze raz. Przewrócił się na drugi bok, próbując zasnąć. Mimo to nadal nie spał, gdy Dory o trzeciej wśliznęła się do łóżka. Położyła się na samym brzegu. Griff pragnął ją przytulić, kochać się z nią. Jej sztywna poza świadczyła jednak wyraźnie o tym, że jeśli go przyjmie, to wyłącznie na swoich warunkach. Nie było w niej dziś nic ze zwykłej uległości. O Boże! Te baby! Griff zamknął oczy i w końcu zasnął.

Gorące łzy Dory wsiąkały w atłasową powłoczkę.

– Co ja takiego zrobiłam?! – krzyczało jej serce. A w dodatku Griff w ogóle nie zauważył opartego o drzwi wejściowe stracha!

7

Gdy następnego ranka Dory się obudziła, padał ulewny deszcz. Zwlokła się z łóżka i poszła do kuchni. Nastawiła kawę i wyciągnęła opiekacz do grzanek. Jeśli Griff nie ma ochoty na upieczone przez nią bułeczki z cynamonem, musi mu wystarczyć sucha grzanka do kawy. Sama zje bułeczki i nie pożałuje sobie masła! Pieczenie ich nie było wcale łatwe i nie pozwoli się im zmarnować.

Odezwał się telefon. Dzwoniła Lily.

– Nie mogę dziś przyjść na lunch – przepraszała. – W taką pogodę nie wyjdę z dzieckiem na dwór, a zapowiadają, że będzie lało przez cały dzień.

Dory udała zawiedzioną, ale w rzeczywistości poczuła ulgę. Miała dziś tyle spraw do załatwienia… I nie będzie musiała pędzić z uniwersytetu na złamanie karku, żeby głowić się nad jakimś wykwintnym przepisem z czasopisma dla pań domu!

Do kuchni wszedł Griff. Przyjrzał się Dory siedzącej przy stole i smarującej grubo masłem bułeczkę z cynamonem. Pocałował ją mocno w policzek.

– Wyglądają bardzo smakowicie! Daj mi ze dwie. I nie żałuj masła!

– Mowy nie ma! Dostaniesz do kawy suchą grzankę. Bułeczki będą dla mnie. – Powiedziała to z uśmiechem, by nie poczuł się urażony. – Jak ci się spało?

– Świetnie – skłamał Griff. Cholera, miał naprawdę ochotę na bułeczki z cynamonem! – A tobie?

– Mnie też – odpłaciła mu równie fałszywą monetą Dory.

Griff wypił pospiesznie kawę i sięgnął po grzankę.

– Zjem ją w drodze do kliniki. Do zobaczenia wieczorem. Nie zapomnij, że dziś pracuję dłużej. Masz jakieś wykłady?

– Jeden o dziesiątej, drugi o dwunastej. Powinnam być w domu o pierwszej – odparła Dory, jedząc ciepłą bułeczkę.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za Griffem, Dory wyrzuciła wszystkie bułeczki do śmieci. Piła kawę i patrzyła na ulewę za oknem. Nie ma mowy, żeby jechała do Georgetown w taką pluchę! W deszczowy dzień należy porządkować szafy albo piec ciastka. Tylko że w jej szafach panował idealny porządek, a Griff postanowił się odchudzać. Pozostawała więc jedynie nauka albo czytanie książek.

Dory najchętniej położyłaby się i przeleniuchowała cały dzień. Może zatelefonować do Katy i do Pixie? Dowie się, jak postępuje praca nad artykułem o cioci. Najpierw jednak pościele łóżka, posprząta w łazience i pozmywa po śniadaniu. Potem zaparzy sobie świeżej kawy, odpręży się i wykona parę telefonów. Może już czas zająć się tymi wywiadami? Katy z pewnością o nie zapyta, a Dory nie chciałaby jej okłamywać. Zresztą może zawsze powiedzieć, że właśnie się nad nimi zastanawia Wszyscy tak robią! Gdyby deszcz ustał, warto zajrzeć do Olliego – a nuż zastanie senatorem? Musiałaby się jednak przedtem elegancko ubrać… a potem skakać po kałużach. Szkoda dobrych pantofli! Chyba lepiej odłożyć rozmowę z Katy i Pixie na kiedy indziej. Spojrzenie Dory padło na kalendarz obok telefonu. Niebawem będzie musiała zadzwonić do Lizzie. Dory przeliczyła wielkie czerwone krzyżyki i aż jęknęła. Ależ ten czas zleciał!

Przez te wszystkie tygodnie otrzymywała regularnie sympatyczne liściki od personelu redakcyjnego i od Katy. Z jakiegoś powodu wprowadzały one Dory w zły nastrój.

Do Pixie też lepiej nie dzwonić. Będzie gadać bez końca o tym, jak się wspaniale bawi i jaką gwiazdą została w „Soiree”.

„Nie chcesz chodzić na wykłady; nie chcesz skontaktować się z senatorem; nie chcesz zadzwonić do przyjaciół; a więc czego właściwie chcesz?!” – pomyślał ze znużeniem. Boże, sama by chciała to wiedzieć! Ostatnio nie była zdolna do podjęcia żadnej decyzji. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna wściekle wkuwać, chodzić na wykłady, robić notatki. Wiedziała, że powinna przejść na dietę i schudnąć przynajmniej cztery kilo. Cztery kilo!

Może zadzwonić do Sylvii i umówić się z nią na zakupy? Najwyższy czas pomyśleć o dekoracji domu na Dzień Dziękczynienia! Przy okazji kupi kilka drobiazgów do gabinetu Griffa. Choćby tego kryształowego jednorożca, który wpadł mu w oko u Neimana-Marcusa.

„Obsypię cię prezentami, przekupię cię, czym zechcesz, tylko bądź dla mnie dobry! Nie przypominaj mi o tym, że się zagubiłam… Nie budź drzemiącego we mnie lęku… Nie dręcz mnie tak już nigdy, Griffl” – błagała go w duchu.

Coś się popsuło.

Co takiego?

Komu wierzyć?!

Sylvii? „Szastaj forsą! Używaj, póki możesz! Bierz, co chcesz! Walcz o swoje!”

Lily? „Gotuj, piecz, sprzątaj. Żyj dla swego domu! Zapomnij o niezależności. Zapomnij o całym świecie: jest nieprzyjazny, okrutny. Niech Griffo wszystko się zatroszczy”.

Ukryć się!

Studia?

Zbyt trudne. Nic, tylko praca. Dostaje się od tego bólu głowy i nerwicy żołądka. Notatki, notatki i jeszcze raz notatki!

Zrzuć cztery kilo. Natychmiast! Póki nie jest jeszcze za późno.

Kariera zawodowa. Kiedyś najważniejsza sprawa w jej życiu. Zanim zjawił się Griff. Mówił, że ją rozumie. Każdy ma prawo czasem sobie pofolgować!

Ukryć się!

Ukryć się przed Katy, przed Pixie, przed tym nieznanym senatorem, przed Lizzie!

Przed Davidem Harlowem!!!

Czerwone krzyżyki na kalendarzu.

Czy tak właśnie miało być?!

Ciocia Pixie powiedziałaby jej: posprzątaj po sobie bałagan, uciekajstąd! Ale co tam Pixie wie? Stara alkoholiczka.

Coś się popsuło. Czyżby Griff przestał ją kochać?

Czyżby ona nie kochała już Griffa?

To niemożliwe!

David Harlow!

Skreślone dni w kalendarzu…

Decyzje.

Wyzwania.

Ukryć się! Na miłość boską, schować się gdzieś!

Griff.

Dory rozejrzała się dokoła błędnym wzrokiem. Serce trzepotało jejjak szalone. Zadzwoni do Griffa: on jej pomoże!

Nie!

Potrafi sama zatroszczyć się o siebie! Robiła to od lat. Nie potrzebuje niczyjej pomocy!

– Jeśli rzeczywiście jesteś taka samodzielna, czemu siedzisz tu bezczynnie? Nie ma z ciebie żadnego pożytku!

Zadzwonił telefon. Dory spojrzała na aparat z nienawiścią, jak na wroga.

Odezwała się z taką niechęcią i lękiem, że Griff spytał:

– Czy obawiasz się telefonu od jakiegoś natręta?

– Ależ nie! Skąd ci to przyszło do głowy?

– Dory, strasznie mi przykro, że muszę poruszyć ten temat, zwłaszcza przez telefon, ale nie mam innego wyjścia. Musimy kupić nową wirówkę do kliniki. Jeśli pokryję część kosztów, moje osobiste konto w banku praktycznie przestanie istnieć. Kiedy wynajmowaliśmy dom, uzgodniliśmy, że weźmiesz na siebie część wydatków. Nie podobało mi się to wówczas – i teraz też mi się nie podoba. Zapewniałaś mnie jednak, że tak być powinno – i dałem się przekonać. Za pięć dni trzeba zapłacić czynsz i świadczenia. Czekają mnie różne inne spore wydatki. Jeśli odmówisz swego udziału, musimy wycofać się jakoś z umowy o najem i poszukać tańszego mieszkania. Uprzedzałem cię, że przez pierwsze sześć miesięcy nie będę brał pensji – i że nie będzie nam łatwo. Bardzo mi przykro, Dory.

– Ależ Griff, przecież kupowałam całą żywność i zapłaciłam za wszystkie dodatkowe inwestycje: fotel do twego gabinetu, zasłony, rośliny oponowała Dory, niemile zaskoczona.

– To nie były niezbędne wydatki, Dory. Ja mówię o rzeczach najpotrzebniejszych. Czy nic do ciebie nie dotarło? Kiedy zapłacę czynsz za ten miesiąc i wszystkie rachunki, zostanę dosłownie bez grosza. Jak bym wyglądał wobec Johna i Pucka, gdybym wycofał się z danej im obietnicy i zwrócił się o zaliczkę? Nie zrobię tego. Przemyśl to sobie i porozmawiamy wieczorem, kiedy wrócę do domu. Dory, słuchasz mnie?

– Owszem, słucham. I jestem zaszokowana. Nigdy nie wspomniałeś mi o tym, że prawie nic już nie masz na koncie. Myślałam, że ty… spodziewałam się… och, sama już nie wiem, co mówię! – odparła Dory urażonym tonem. Nie podobała jej się ta rozmowa. Prawdę mówiąc, rozwścieczyła ją.

Odłożywszy słuchawkę, Dory przełknęła z trudem ślinę. Przecież Griff miał się o nią troszczyć, zadbać o wszystko! Boże, co by to było, gdyby za niego wyszła? Czy wówczas powiedziałby jej to samo? Griff żądał od niej pieniędzy! Mówił tak zimno i obojętnie. Jak ktoś obcy. Zupełnie obcy!

Wydała co najmniej trzy tysiące dolarów. Może nawet więcej. Czego on jeszcze chciał?! Czy nie zabijała się, żeby ich wynajęte mieszkanie stało się domem, z którego każdy byłby dumny? Czy nie poświęciła wszystkiego, byleby Griffowi żyło się wygodnie? Zaniedbała studia, własną pracę, absolutnie wszystko, by spełniać jego zachcianki! A jemu to nie wystarcza! Domaga się jeszcze więcej! Jej udziału w wydatkach! Czy on ma pojęcie, ile kosztuje żywność?! Czy wyobraża sobie, że ona dla własnej przyjemności co drugi dzień jeździła do supermarketu?! Że zachwycała się tymi wszystkimi pracami domowymi?!… A kto kupował paliwo do tego cholernego, żarłocznego jak smok kombi?! Jakiś bogaty krasnoludek?

To wcale nie tak miało być!

– A jak miało być?

– Na pewno nie tak! – krzyknęła w pustkę kuchni.

Deszcz bębnił w kuchenne okna, wybijał rytm równie gwałtowny jak serce Dory. Jej udział w wydatkach!

Czuła, że jest o krok od ataku histerycznego. Ogarnął ją gniew – płonął w niej, spalał ją… Pierwsza naturalna reakcja od chwili, gdy się tu wprowadziła. Dory miotała się po kuchni, tłukła pięściami o sprzęty. Kubki i talerzyki pospadały na podłogę. Dory kopnęła skorupy. Jej udział! Urządzanie domu? Gotowanie? Sprawunki? Zaspokajanie wszystkich potrzeb Griffa? Każdej jego zachcianki? To jeszcze za mało?