Griff skinął głową.

– Chcesz przez to powiedzieć, że wytrąbiłyście szkocką i koniak i że jeśli chcę się czegoś napić, powinienem nalać sobie burbona, póki jeszcze jest?

– Właśnie. A kiedy zabraknie burbona, weźmiemy się za syrop od kaszlu. Lubię dobrze wyposażone barki! – odparła Pixie.

– Miałem wrażenie, że mój jest nieźle wyposażony! – Griff uśmiechnął się do Dory porozumiewawczo.

– Może i był, ale nie pomyślałeś o rezerwie na czarną godzinę. Tak się to właśnie nazywa.

– Będę pamiętał. Dokąd się wybierasz z tymi wszystkimi bagażami? Dookoła świata?

– Jadę do Hongkongu i wychodzę tam za mąż.

Griffomal się nie udławił. Dory nie była pewna, czy wstrząsnęła nim tak ta nowina, czy widok indiańskich skarpetokapci Pixie.

– Kto… Kto jest tym szczęściarzem?

– Pewien dość podejrzany typ. Nie poznałam go dotąd osobiście. Nie bądź taki zaszokowany! Od dawna ze sobą korespondowaliśmy. Pisze fatalnie, tak mi przynajmniej powiedział facet z ambasady chińskiej. Musiał tłumaczyć mi jego listy, bo były po chińsku.

Dory napełniła wielką michę gulaszem i postawiła ją na środku stołu. Podała Pixie długą, chrupiącą bułkę, masło i sałatkę ze świeżo pokrojonych jarzyn.

– Tylko spróbuję tego – oświadczyła Pixie, napełniając talerz po brzegi. – Ta dziewczyna to cud! Nie miałam pojęcia, że tak umiesz gotować, Dory! Musisz być z niej bardzo dumny, mój chłopcze.

Udając, że sączy drinka, Pixie obserwowała minę Griffa. Jego spojrzenie było puste, twarz jakby zastygła. Pixie po raz pierwszy widziała coś podobnego. Można czasem przeczytać o czymś takim w jakiejś powieści. Twarz Griffa była absolutnie nieruchoma. Potem uśmiechnął się, ale oczy pozostały martwe.

– Ogromnie dumny! Poczekaj, aż skosztujesz placka z wiśniami, Pixie! – Nie mam zamiaru go jeść! To zbrodnia po tak obfitym posiłku podawać jeszcze placek! – stwierdziła Pixie, odłamując kawałek bułki. – Zjem sam miękisz, bo na skórce z pewnością mi się odklei jeden z czterech mostków!

– Bardzo słusznie – odparł Griff.

– Ufunduję twojej klinice salę operacyjną dla nagłych wypadków, jeśli chcesz. Czy przyda się coś takiego? Nad drzwiami powinno być nazwisko fundatorki.

Griff przełknął z trudem ślinę i spojrzał błagalnie na Dory. Czy Pixie jest tak zalana, że nie wie, co mówi, czy rzeczywiście ma taki zamiar?! Dory nie odrywała oczu od talerza i jadła dalej.

– Nasza klinika powstała niedawno i oczywiście przyda się jeszcze jedna wyposażona sala. Czy rzeczywiście chcesz ją ufundować? To znaczy… Nie chciałbym, żebyś się czuła zobowiązana…

– Chcesz mi dać taktownie do zrozumienia, że jestem zalana w pestkę i jutro nie będę o niczym pamiętała? Mylisz się! Mam mocną głowę, a wątrobę daję sobie badać równie często jak odbytnicę. W moim wieku nie wolno liczyć na to, że jakoś tam będzie! Kiedy opowiedziałam lekarzowi o moich bólach głowy, poradził mi, żebym mniej czytała. Zbyt wytężam przy tym oczy. Takie proste, a już się martwiłam! To wino jest okropne, Dory. Na pewno nie zapomnę o klinice. Kocham zwierzęta. Znają się na ludziach… prawda, Dory?

– Może jeszcze burbona? – zaproponował Griff. Dory w dalszym ciągu nie podnosiła oczu znad talerza.

– Do gulaszu?! Boże święty, od czegoś takiego można się pochorować! Chyba że do kawy. – Pixie odchyliła się na oparcie fotela i zapaliła papierosa. – A więc moje nazwisko ma się znaleźć na drzwiach sali. Tuż obok napisu SALA OPERACYJNA. Od tego nie odstąpię. Lubię zrobić coś dobrego, żeby wszyscy o tym wiedzieli. Jak mówi Pismo Święte, nigdy nie chowam swego światła do kojca.

– Pod korcem, Pixie – poprawiła ją Dory.

– Wszystko jedno. Skontaktuję się z moim bankierem rano, przed odjazdem. Jak sala będzie gotowa, przyślij mi zdjęcie. Kolorowe. A potem jeszcze jedno, z pierwszym pacjentem na stole operacyjnym.

– Obiecuję – wykrztusił Griff.

– Mówiłam ci, Dory, że nie będę jadła tego placka! Pewnie w każdym kawałku jest tysiąc kalorii! W dodatku z orzechami i rodzynkami! No, może malutki kawałeczek… na spróbowanie.

Kiedy Dory wsadziła ostatni talerz do zmywarki, Pixie wstała od stołu.

– Zaczyna mnie boleć głowa. Nie powinnam była czytać „National Enquirer”.

– Mam dobre tabletki przeciwbólowe – powiedział Griff z troską w głosie. – Może ci dać ze dwie, Pixie?

– Mowy nie ma! Nie zażywam żadnych leków – oświadczyła Pixie. – Wezmę tylko ze sobą tego burbona, na wypadek gdybym nie mogła zasnąć. Po dobrym burbonie zawsze chce mi się spać. Dory, kolacja była wspaniała; doceniłam to, choć ledwo jej skosztowałam. Nie fatyguj się, drogi chłopcze, potrafię sama znaleźć drogę. – Gwałtownie machnęła ręką, sięgając po butelkę, i strąciła górną warstwę placka z wiśniami. Zabrała kawałek „do posmakowania” i odpłynęła do swego pokoju.

Griff odchrząknął.

– Czy to wszystko mi się nie śni? Dory mimo woli roześmiała się.

– Nie, Pixie jest całkiem realną postacią! Zobaczysz, jak będzie ci jej brakowało!

– Myślisz, że mówiła poważnie o tej sali operacyjnej?

– Pixie traktuje swe dobre uczynki równie poważnie jak picie. Ale na twoim miejscu zadbałabym o to, by wypisano jej nazwisko wielkimi literami. Jak największymi. I nie zaszkodziło by zamieścić w prasie podziękowanie za szlachetny dar. Pixie chętnie czytuje gazety. Zwłaszcza „National Enquirer”. Od deski do deski.

– Co powiesz na drinka przy kominku? Muszę ochłonąć po spotkaniu z tą niezwykłą damą! Twoja ciocia to prawdziwy unikat! Nie opróżniła chyba całego barku? I o czym tak rozprawiałyście?

Dory zachichotała.

– Nie zostało ani kropli! Mogę zrobić czekoladę na gorąco. Jest też kawa, jeszcze ciepła. Właśnie miałam ją podać. A gadałyśmy o jej wizycie, o dawnych czasach. Czemu pytasz?

Griff sięgnął do kieszeni i wyjął kopertę.

– Zdobyłem wreszcie te bilety do teatru, na których tak ci zależało. Może pójdziecie razem z Pixie? Na pewno świetnie się ubawicie.

Dory zesztywniała. Jaki Griff był chłodny. Jaki obojętny. Nie miał ochoty iść z nią do teatru. Dawniej chodził, bo chciał zrobić jej przyjemność. Czyżby sprzykrzyło mu się udawanie? I z jaką ulgą oddał te bilety! A może Griff chciał w ten sposób sprawić przyjemność Pixie? Lepiej nie myśleć teraz o tym.

– No więc czekolada na gorąco czy kawa? – spytała wesołym tonem.

– Nie mam ochoty ani na jedno, ani na drugie. Mam ochotę na ciebie. Chodź tu. Przytulimy się koło kominka i będziemy się kochać jak szaleni!

– To najciekawsza propozycja, jaką dziś otrzymałam. Trzymam cię za słowo! Zwłaszcza jeśli chodzi o te szaleństwa.

Griff uśmiechnął się uwodzicielsko.

– Masz to jak w banku.

– Ale nie przy kominku w salonie. Pixie mogłaby nas usłyszeć. Lepiej w pokoju na górze, zgoda?

– Jasne! – Głos Griffa był niski, zmysłowy, a uścisk gorący i bardzo silny. Dory spojrzała na nie dokończone zmywanie.

– Poczekaj minutkę. – Popchnęła go w stronę drzwi. – Dwie minutki! – zawołała za nim i podbiegła do zlewu, żeby spłukać filiżanki po kawie. Potem schowała mleko i ciasto do lodówki. Jedna praca pociągała za sobą drugą i minęło prawie dwadzieścia minut, zanim dotarła do ich pokoju na górze, oświetlonego łagodnym blaskiem ognia, który rozpalił Griff. On sam leżał na łóżku z głową ukrytą w ramionach i… spał jak suseł.


Oczy Pixie były pełne smutku, kiedy żegnali ją na lotnisku. Ściskała swój gwiazdkowy podarek mocno w obu rękach. Miała na nich rękawiczki z jednym palcem, jak dziecko.

– Pixie, chyba nikt poza tobą nie włożyłby takich rękawiczek do soboli! Mam nadzieję, że na pierwszej stronie w swoim nowym dzienniczku opiszesz coś bardzo interesującego! – szepnęła Dory, ściskając ją bardzo ostrożnie, żeby nie przekrzywić świeżo ufryzowanej peruki. – Napisz do mnie! Wyślij list na adres mamy. Dotrze stamtąd do mnie, gdziekolwiek bym była.

– Rozumiem. – Pixie gorąco ucałowała Griffa i, beztrosko machając ręką, poszła za grupką rozgadanych nastolatków.

Gdy oboje wrócili do swego domu, już od progu uderzyła ich mocna woń świeżej choiny.

– Ubóstwiam ten zapach, przypomina mi dzieciństwo. Ciągle nie mogę zrozumieć, jak sama poradziłaś sobie z choinką! Jesteś godna podziwu! – powiedział Griff, całując Dory czule w szyję. Zapomnijmy o kolacji i chodźmy do łóżka! Ostatnio zbyt mało mamy czasu dla siebie; to wyłącznie moja wina. Nie przypuszczałem, że będziemy aż tak zaharowani! Kiedy jednak otwiera się taką klinikę jak nasza, musi minąć co najmniej rok, by sprawy ruszyły z miejsca. John i Rick znani już są powszechnie. Ale to ja uratowałem źrebaka, który nie chciał ssać. Miał przegrodę w gardle, która wymagała natychmiastowej operacji. Przez kilka godzin jego życie wisiało na włosku.

– Wspaniale, że ci się udało, Griff!

– Po takim sukcesie człowiek ma wrażenie, że cały świat leży mu u nóg. Mógłbym zabijać smoki i zdobywać królewny z bajki! Chyba zresztą wolałbym mieć do czynienia z królewnami.

– No chyba! Co powiesz na wspólny prysznic? Namydlisz mi plecy, a ja ci się zrewanżuję – uśmiechnęła się Dory.

– To najlepsza propozycja od tygodnia!

– Czyżby już minął tydzień?…

– Owszem, minął, ale chyba nie musimy liczyć czasu? – Tak, minął cały tydzień, odkąd się kochali. Chyba Dory nie była aż tak zajęta, by nie zdawać sobie z tego sprawy? Ta myśl nie dawała Griffowi spokoju.

Kochali się z namiętną gwałtownością. Jednak zasypiając, Griff czuł się dziwnie zawiedziony. Dory nie mogła zmrużyć oka. Dlaczego akt miłosny sprawia, że mężczyźni zasypiają, a kobiety trzeźwieją? Leżała bez ruchu. Powinna być szczęśliwa: Griff nie szczędził jej miłosnych słów ani pieszczot… Więc dlaczego tak trudno jej zgłębić własne uczucia? Powinna przecież być ich świadoma! Przecież powinno przepełniać ją teraz właściwe wszystkim kochankom uniesienie. Tak było dawniej. Jednak dziś zamiast tego czuła zniecierpliwienie.

Ostatnią myślą Dory, zanim zapadła w sen, było: „Zazdroszczę Pixiejej niezależności!”

Griff wyszedł spod prysznica i zbudził Dory.

– Nie masz dziś rannych wykładów?

Dory zamruczała coś w odpowiedzi.

– Noto wstawaj i do roboty! – Griff pogroził jej żartobliwie palcem. – Wszyscy mamy jakieś obowiązki! Przypomnij sobie starą maksymę: „Kto nie pracuje, ten nie je”.

Nie było już mowy o spaniu. Dory zorientowała się, że Griff daleki jest od żartów.

– Niech ci będzie – mruknęła, zwieszając nogi z łóżka. A potem powiedziała coś, co było zaskakujące również i dla niej samej. – Griff, wybieram się do Nowego Jorku. Skorzystam z tego stałego połączenia koło dwunastej. Postaram się wrócić na noc, ale gdyby mnie coś zatrzymało, zjawię się jutro rano. – Miała na końcu języka słowa Jeśli nie masz nic przeciwko temu”. Powstrzymała się jednak i przedstawiła mu swój zamiar jako nieodwołalną decyzję.

Griff na chwilę przestał mocować się z krawatem.

– Doskonale! – powiedział. – Baw się dobrze. I chyba powinnaś tam przenocować. Nie martw się o mnie, wracając do domu, wpadnę do Olliego.

Dory pod prysznicem starała się nie myśleć o tym, jak entuzjastycznie Griff poparł jej zamiar. Nie będzie o tym myśleć! Zresztą, to niczego nie zmieniało.

Czerwony dzień w kalendarzu! Musi dotrzymać słowa i skontaktować się z Lizzie. Pora na rozmowę z Katy. Pora na wizytę w redakcji „Soiree”. Trzeba przypomnieć sobie o istnieniu Davida Harlowa.

Za dwa tygodnie będzie Nowy Rok. Za dwa tygodnie i jeden dzień. Nowy Rok – pożegnanie z tym, co minęło, powitanie nowego. Czas podejmowania decyzji.

Po godzinie wielkie łoże wyglądało jak podczas buntu w seraju. Wszędzie poniewierały się różne stroje i buty. Dory – całkiem załamana – przycupnęła na skraju łóżka. Nic na nianie pasowało! W tym momencie dałaby wszystko za spódnicę z elastycznym paskiem. Gdyby zaczęła przeszywać guziki albo zostawiła nie dopięte suwaki, cały szyk diabli by wzięli. A jej włosy, Boże, co za strzecha! Mimo że je właśnie umyła, daleko im było do dawnego połysku. Od jak dawna nie była u fryzjera, nie robiła płukanki, nie zadbała o pasemka? Od wieków! Umiejętnościom fryzjerskim Lily daleko było do doskonałości. Zaniedbała się okropnie! Boże, nawet niektóre pantofle cisnęły ją na podbiciu! Wszystko przez to, że biegała od rana do nocy w tych tenisówkach!

Na widok otaczającego ją bałaganu Dory poczuła złość i zniecierpliwienie. Była zła, że doprowadziła się do takiego stanu, i nie mogła się już doczekać chwili, gdy wyruszy do Nowego Jorku.

Włosy można podkręcić lokówką. Futro z pewnością zatuszuje zmiany w jej sylwetce. Z makijażem nie powinno być problemów. Oczy miała trochę podpuchnięte, ale do chwili wyjazdu wrócą do normy.