– Życzę pani wesołych świąt! – skomentował cierpko jej hojność kierowca i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
– Co mu sienie spodobało? – spytała Esther, nie pojmując jego reakcji. – Przecież otrzymuje wynagrodzenie od firmy?
Dory wpatrywała się w jej ogromny neseser. Jak długo Esther zamierza tu zabawić?! Może umówiły się z Pixie na drugim końcu świata? Na tę myśl Dory omal się nie roześmiała. Ta władcza kobieta nigdy nie zawarłaby znajomości z kimś takim jak Pixie, a już z pewnością nie podróżowałaby w jej towarzystwie!
– Wygląda na to, że załatwiałaś mnóstwo sprawunków! – zauważyła Dory, starając się nadać rozmowie lekki ton: gdyby pani Michaels straciła nieco swej sztywności, jej wizyta byłaby łatwiejsza do zniesienia. Kolacja na mieście z matką Griffa to całkiem co innego niż goszczenie jej w domu!
– To prezenty gwiazdkowe dla ciebie i dla Griffina. Ogromnie lubię Boże Narodzenie i bardzo się cieszę, że mnie zaprosiliście. Przykro by mi było spędzić święta bez syna – odparła, zdejmując norki, które liczyły dobre dwadzieścia lat. Znów jednak wyglądały całkiem modnie dzięki swej prostej linii i szerokim ramionom a la Joan Crawford. – Jak się miewa Griffin? – spytała Esther, zdejmując z głowy okrągłą czapkę z norek i przygładzając srebrne włosy. „Odstawiona na wysoki połysk!” – stwierdziła Dory; gotowa była się założyć, że Esther jest stałą klientką Elizabeth Arden: pięć razy w tygodniu pełny komplet usług włącznie z pedikiurem. Była cudownie zakonserwowana.
– Griff czuje się doskonale. Pracuje bardzo ciężko, by klinika zdobyła renomę. John i Rick również harują. Griff lubi to, co robi, a to jest przecież najważniejsze – odparła spokojnie Dory, zastanawiając się równocześnie, ile też kosztował zaprojektowany przez Olega Cassiniego kostium, który miała na sobie Esther.
Esther bystro wpatrywała się w Dory. Dopiero teraz lepiej się przyjrzała tej młodej kobiecie. Czy to ta sama Dory, którą czasami widywała w Nowym Jorku?! Drogi chłopcze, kogoś ty sobie znalazł? Taka pyzata?! Oczy Esther prześliznęły się po jej figurze; skoncentrowała się przede wszystkim na obwodzie talii, zamaskowanej luźną koszulką w kolorze lila. Czyżby wnuczek był już w drodze? Co też Griffin sobie myśli? Gdzie się podziała tamta szykowna, elegancka Dory Faraday – kobieta sukcesu, która tak oczarowała jej syna i spodobała się jej samej?
Esther nie chciała być snobką. Griffin nienawidził snobów. A jednak… to nie była tamta kobieta! Coś tu nie grało. Esther wyraźnie to czuła. Odezwała się umyślnie lekkim tonem:
– Griffin marzył o tym od dzieciństwa. Ciężko na to pracował, jestem z niego dumna. Wiesz, Dory – mam słabość do zwycięzców! – Chciała już spytać, czyjej przypuszczenia co do ciąży są uzasadnione, ale ugryzła się w język. Lepiej zapyta Griffa. Jeszcze by Dory doszła do wniosku, że nie może się doczekać wnuka. Wcale tak nie było. Gdyby jej podejrzenia okazały się słuszne, z trudem ukryłaby niezadowolenie.
Dory skinęła głową. Powinna była powiedzieć, że całkowicie się z nią zgadza, ale nie mogła skupić myśli. Esther ciągle się na nią gapiła, jakby była jakimś eksponatem. Dory zdawała sobie sprawę z tego, że w ciągu ostatnich dziesięciu minut wiele straciła w oczach Esther. Nie dorosła do jej wymagań. Sprawiła jej zawód. Dory poczuła ściskanie w gardle. Cholera, dlaczego ludzie muszą zawsze osądzać bliźnich?! Czemu nie zaakceptują ich takich, jakimi są?
Esther była coraz bardziej niezadowolona. O Boże, czy musi tu siedzieć przez cały weekend? Czym tu się zająć? Zapach świerkowych gałęzi i choinki przyprawiał ją o mdłości. Czemu nie kupili plastikowego drzewka jak wszyscy? W dodatku te ozdóbki! Boże święty! Aniołki, krasnoludki, renifery, nawet malutkie wypchane myszki! Z trudem przywołała uśmiech na usta, których kształt starannie poprawiono pędzelkiem. Rzęsy Esther też miała sztuczne. Dory wolałaby, żeby błękitne oczy gościa były mniej badawcze, nie tak przeszywające. O Boże, chyba nie oczekuje od niej zwierzeń? Myśl ta wydała się Dory tak okropna, że na chwilę odjęło jej mowę.
– Może byś się czegoś napiła, Esther? Kawy? Soku? A może koniaku? – Psiakrew, zapomniała! Nie było koniaku: Pixie się z nim rozprawiła. Żeby tylko Esther nie poprosiła o koniak! Szkockiej też nie było: Pixie wypiła resztkę w ostatnim dniu swojej wizyty. Dory wpatrywała się w barek, usiłując przypomnieć sobie, co w nim jeszcze zostało. Wódka, dżin, trochę burbona.
– Masz dietetyczną pepsi?
Dory wybałuszyła oczy. Dietetyczna pepsi! Oczywiście, Esther musiała poprosić o coś takiego! Dory przypomniała sobie przygodę Pixie i roześmiała się głośno. Esther spojrzała na nią, marszcząc brwi.
– Coś mi się przypomniało – bąknęła Dory i poszła po pepsi.
Po godzinie Esther oświadczyła, że czuje się zmęczona i że chętnie wzięłaby gorącą kąpiel, a potem by się zdrzemnęła. Dory natychmiast zerwała się z kanapy, żeby wskazać Esther drogę do jej pokoju.
Wróciła do kuchni i usiadła z brodą wspartą na rękach. „Po co mi to? Nie mam na to ochoty! Te odwiedziny wcale mi nie sprawiają przyjemności! „I co na to poradzisz?” – strofował ją dobrze znany, wewnętrzny głos. „Niewiele – skrzywiła się Dory. – Jestem w przymusowej sytuacji. W końcu to matka Griffa i powinnam… chciałabym…”
Do diabła, święta w takiej atmosferze będą nie do zniesienia! Ostatnio wszystko wydawało się nie do zniesienia. „A mnie samą najtrudniej znieść!” To stwierdzenie nie poprawiło wcale jej nastroju.
W takiej sytuacji pozostaje jedyne wyjście. Dory położyła się na kanapie i włączyła telewizor. Na ekranie pojawili się bohaterowie jakiejś opery mydlanej. Po kilku sekundach już spała.
Następne dwa dni były dla niej prawdziwą torturą. Griff pojawiał się i znikał jak duch, a Esther ciągle zerkała z ukosa na Dory. Obie nie mogły się doczekać końca tej wizyty. Griff spoglądał na nie zaskoczony. Nadeszła i minęła wigilia z kolędami w telewizji i otwieraniem prezentów. Nic jakoś nie robiło na Dory wrażenia.
W pierwszy dzień świąt był uroczysty obiad z pysznym deserem, którego spróbował jedynie Griff.
Esther spakowała się, gdy Dory sprzątała w kuchni, a Griff oglądał świąteczny program w telewizji. Jakaś rodzina zwierzała się, jak wyglądały u nich święta. Czy też były nie do zniesienia?
Po powrocie z lotniska Griff zdecydowanym krokiem wszedł do kuchni.
– Może mi wreszcie powiesz, co się dzieje?! Co to wszystko znaczy? Co się z tobą stało, Dory?
Dory wpatrywała się w Griffa. Nigdy jeszcze tak do niej nie mówił. Wystarczy tylko wpuścić do domu niedoszłą teściową, a wszystko się zmienia!
– Szkoda, że mnie nie uprzedziłeś, jakim utrapieniem potrafi być twoja matka! Widziałyśmy się tylko dwa czy trzy razy i dobrze jej nie znałam.
A w ogóle – jakim prawem mówisz do mnie tym tonem? Przypominam ci, że nie jestem twoją żoną! – wypaliła Dory.
Griff opadł na kanapę. Miał na szyi zrobiony na drutach czerwony szalik – pierwsze dzieło Dory. – Dobrze o tym wiem. Zresztą nawet gdybyś była moją żoną, nie miałbym prawa tak na ciebie krzyczeć. Przepraszam.
– Ja też ciebie przepraszam.
– Mówisz szczerze? – spytał chłodno Griff.
– Niczego nie jestem już pewna. Wszystko tak się poplątało! Zupełnie się zagubiłam, Griff. Od kilku tygodni zamierzam z tobą porozmawiać, ale zawsze jesteś zajęty, zmęczony albo coś innego nam przeszkadza.
– Cóż to ma znaczyć?
– Tłumacz to sobie, jak chcesz. Coś się popsuło, Griff. Czy ty tego nie czujesz?
– Coś się popsuło dawno temu. Czekałem, aż się pozbierasz i będziemy mogli to przedyskutować. Nie tylko ja jestem taki zajęty! Ile razy chciałem z tobą pomówić, piekłaś chleb albo ciastka, szyłaś coś lub zajmowałaś się jakimi innymi głupstwami! A kiedy przypadkiem nic nie robisz, ciągle wisisz przy telefonie i plotkujesz z Lily albo Sylvią. Więc co miałem sobie myśleć?
– To okropne, co mówisz – mruknęła Dory.
– Ale prawdziwe. Zabawiałem, jak mogłem, twoją ciotkę, kiedy nas odwiedziła. Miałem chyba prawo oczekiwać, że i ty się zmobilizujesz na powitanie mojej matki.
– Robiłam, co mogłam. To nie moja wina, że nie chciała ruszyć się z domu, żeby jej makijażu diabli nie wzięli; ani to, że ma wrzody i nie jada normalnych posiłków! A może to moja wina, że jej firma plajtuje? Nie uważam też, że popełniłam zbrodnię, nie umiejąc jej powiedzieć, gdzie się znajduje kościół, do którego uczęszcza! Bardzo regularnie: raz do roku! Nie próbuj zwalić na mnie winy, Griff! Przez cały czas gapiła się na mnie jak na jakiś preparat pod mikroskopem! Mam już dość wyrzutów sumienia – starczy mi do końca życia! Moja ciocia niczego od ciebie nie wymagała i na swój sposób okazała nam obojgu wyjątkową hojność. Jeśli cię drażniła, trzeba było po prostu powiedzieć! Nie dam się już nigdy wrobić w poczucie winy! Tyle razy robiłam rachunek sumienia, że powinnam przez to samo trafić prosto do nieba! Mam już tego dość!
– Ja też! – wrzasnął Griff.
Dory napłynęły do oczu piekące łzy. To wcale nie miało tak wyglądać. Powinni omówić sprawę jak rozsądni, dorośli ludzie! Osunęła się na kolana przed Griffem i schwyciła go za obie ręce.
– Przepraszam, Griff, to wszystko moja wina. Chyba podświadomie chciałam, żeby doszło do takiej awantury, bo wtedy mogłabym… to znaczy… Myślałam, że wówczas będzie mi łatwiej powiedzieć to, co i tak trzeba powiedzieć. Odetchnęła głęboko i ruchem ręki powstrzymała Griffa, który chciał jej przerwać. – Proszę cię, Griff, pozwól mi powiedzieć do końca. Kiedy indziej może nie starczy mi odwagi. To była nierozsądna decyzja. Nie byłam gotowa tak się z tobą związać. Przyjechałam tu wmawiając sobie, że zamierzam podjąć na nowo studia. Oszukiwałam sama siebie. Z początku nawet w to wierzyłam, choć bardzo krótko. Potem wszystko zaprzepaściłam. Starałam się naśladować Sylvię, bo myślałam, że tego właśnie chcesz. A potem próbowałam upodobnić się do Lily, bo spoglądałeś zawsze na nią z aprobatą. Kiedy to nic nie dało, usiłowałam być jedną i drugą naraz. Ciągle starałam się odgadywać twoje życzenia. Nie zrobiłam tylko jednego: nie pozostałam sobą. Nie jestem ani doskonałą panią domu, ani elegantką z wyższych sfer! Jestem sobą! Zapomniałam o tym na jakiś czas. Nie jestem doskonała, ale jestem, kim jestem, i muszę wrócić do dawnego życia, póki to jeszcze możliwe. Nie lubię przegrywać, Griff. Chyba mi też nie zależy specjalnie na wygrywaniu. Chcę po prostu być sobą! Muszę wrócić i pozbierać się do kupy.
– Wiem – powiedział Griff zdławionym głosem. – Wiem… Gorące łzy spływały po policzkach Dory.
– Kocham cię, Griff!
– Ja ciebie też.
– To tylko godzina lotu. Możemy się nadal widywać. Będę do ciebie pisać albo telefonować.
– I ja.
To było kłamstwo i oboje o tym wiedzieli.
– Że też miałeś odwagę pokazać się w tym szaliku! – powiedziała Dory, ocierając łzy.
– Nie musisz mi o tym mówić! Ludzie strasznie się na mnie gapili! Chodź no tu, Dory.
Objął ją ramionami. To w nich szukała schronienia. Ciepła. Bezpieczeństwa. Nie musi przecież odchodzić… Jakoś to wytrzyma i może kiedyś…
– Nie rób sobie wyrzutów, Dory – powiedział Griff, odgarniając jej włosy z czoła. – Robiłaś, co mogłaś. Ja też się starałem. Po prostu nie było nam sądzone… Przynajmniej nie teraz. – Zapadła długa cisza. – Kiedy wyjeżdżasz? – spytał wreszcie.
Dory odparła bez chwili wahania:
– Jutro rano. Zatrzymam się u Katy, dopóki moje mieszkanie jest zajęte.
Griff odchylił głowę Dory, by spojrzeć w jej pełne łez oczy.
– Tak będzie lepiej dla ciebie. Gdybyś nie podjęła sama tej decyzji, musiałbym podjąć ją za ciebie. Jestem dumny z ciebie, Dory.
– Och, Griff! Tak cię kocham! Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzę… Pomóż mi, proszę! – Przytuliła się do jego piersi. Całym jej ciałem wstrząsało łkanie. Jeśli już teraz jest tak ciężko, co dopiero będzie, gdy wróci do Nowego Jorku i zostanie sama? Griff tulił ją do siebie, gładził po włosach i po plecach.
Obejmował ją tak przez całą noc, ramiona i plecy całkiem mu zdrętwiały, ale nawet się nie poruszył. Przyglądał się, jak przygasa ogień, a potem wpatrywał się w dymiący popiół. Teraz świeciły się już tylko migoczące lampki na choince.
O świcie Griff zmienił pozycję na kanapie i szepnął do śpiącej Dory. – Wkrótce wyfruniesz z gniazda.
Oczy go piekły. Zapewne od dymu z kominka. W gardle go ściskało, w ustach zaschło. Noc była długa i chciało mu się pić.
To, że trzyma Dory w ramionach, było tak naturalne… Musiał jednak pozwolić, by odeszła. Powinna odejść. Wiedział, że wystarczy jedno jego słowo, jedno spojrzenie – i Dory zostanie. Kochał ją zbyt mocno, by tak ją skrzywdzić. W końcu Dory by go znienawidziła. I on sam znienawidziłby siebie.
"Tylko Ty" отзывы
Отзывы читателей о книге "Tylko Ty". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Tylko Ty" друзьям в соцсетях.