– Wsadzimy cię do taksówki, Pixie – powiedziała Dory. – Chętnie bym cię odprowadziła do domu, ale czeka mnie jutro ciężki dzień, a Griffa jeszcze cięższy.

– A więc nie strzelimy sobie kielicha przed snem? Planowałam, że wpadniemy do Gallaghera, poderwiemy jakichś przystojniaków i zabawimy się trochę. Prawdę mówiąc, zamierzałam sama ich podrywać, a ty miałaś obserwować mnie w akcji. Teraz, kiedy poznałam już Griffa, uważam, że nie powinnaś zadawać się z byle kim.

– Pixie, on się nazywa Griff, nie Griff. Może umówimy się innym razem? Chętnie obejrzę cię w akcji, ale jutro czeka mnie naprawdę męczący dzień.

– Dla mnie on zawsze będzie Griffem. Nawet to do niego pasuje. Jasne, że możemy się wypuścić w innym terminie. Trzymaj się tego faceta, bardzo ci się udał.

– Wiem – roześmiała się Dory.

Griff przywołał taksówkę i podał adres Pixie.

– Zapomnij o tym adresie. Pojedziemy do Gallaghera – zakomenderowała Pixie. – Wiesz, gdzie to jest?

– Mowa! – Kierowca mrugnął do Pixie.

– No to ruszaj, człowieku! – powiedziała Pixie, opadając na siedzenie.

– Już się robi. – Szofer uśmiechnął się w duchu. Nie takich woził pasażerów! Zwłaszcza na nocnej zmianie nie brakowało rozmaitości.

Zakochanym bardzo trudno było się rozstać, ale Dory i Griff postanowili, że na tym zakończą wieczór. Każde z nich odjechało inną taksówką. Dory była zbyt zmęczona, by się smucić. Co za dzień!


Griff słuchał jednym uchem gadatliwego kierowcy, gdy jechali przez miasto. Jego myśli krążyły wokół Dory, jej przemiłej, ekscentrycznej cioci i czekającej go rano przeprowadzki. Jutro o tej porze znajdzie się w nowym otoczeniu… Jego marzenie nareszcie się urzeczywistniło! A za dwa tygodnie wszystko stanie się jeszcze wspanialsze, kiedy przyjedzie Dory. Nadal dręczyło go to, że nie zdecydowała się wyjść za niego, ale powoli oswajał się z nowym układem.

– I co powiesz, koleś, mam rację czy nie?

– A jakże… – mruknął Griff z roztargnieniem.

– Z ust mi wyjąłeś! Jeśli jakaś szurnięta drużyna futbolowa chce wybulić pięć milionów dolców, to trzeba brać forsę, póki się nie rozmyślą! Cholera, chłopak zawsze zdąży wrócić do szkoły!. Najbardziej obiecujący obrońca, jakiego widziałem! Zrobi karierę na pewniaka!

– Jasne… – Starsza pani jest naprawdę urocza. Właśnie tak ją sobie wyobrażał. Nic dziwnego, że i Dory, mając taką ciotkę, jest niezwykła. Starsza pani polubiła go i zaakceptowała, był tego pewny. A te jej kokieteryjne spojrzenia! Griff uśmiechnął się pod wąsem. Jego zdaniem Pixie była na medal. Jednak aż się wzdrygnął na myśl, co powiedziałaby o niej jego matka!

Sztuka nie była zła, o ile mógł się zorientować. Nie miał nic przeciwko temu, żeby pójść z Dory do teatru albo na jakiś musical; gdyby jednak od niego zależało, wybrałby zapasy. Dory bez sprzeciwu chodziła z nim na zawody, choć Griff dobrze wiedział, że sport jej zbytnio nie pociągał.

– Chyba Georgia obejdzie się bez Walkera, co? A ty jak myślisz, koleś? Dobrze chłopak robi?

– Jasne… – Teraz, kiedy wielka zmiana w jego życiu właściwie już się dokonała, Griff był przekonany, że podjął właściwą decyzję. O klinikę się nie bał. Miał tylko trochę wątpliwości, jak będzie się mu mieszkało z Dory. Powtarzał jednak sobie, że to słuszna decyzja.

– Proszę stanąć, tutaj wysiądę. Dalej pójdę pieszo. A raczej pobiegnę. – powiedział, wtykając kierowcy banknot dziesięciodolarowy. – Reszta dla pana, a co do Walkera ma pan stuprocentową rację: to najbardziej obiecujący obrońca, jakiego widziałem.

– Otóż to, koleś! – Kierowca uśmiechnął się szeroko, chowając dziesiątkę od Griffa. – No to na razie. Uważaj, bo zapędzisz się do Jersey; to nie tak znów daleko: po drugiej stronie rzeki.

Pobiec czy nie? Griff spojrzał na swe wieczorowe ubranie i lakierki. Bez wahania pochylił się i ściągnął buty i skarpetki. To tylko cztery przecznice! Nikt w Nowym Jorku nie zwróci na niego uwagi, jeśli pobiegnie na bosaka! Cholera, ależ się wspaniale czuł! A jutro poczuje się jeszcze lepiej!

2

Dory przez cały czas ściskało w żołądku, gdy stała w windzie obok Davida Harlowa, który nachalnie ocierał się o nią ramieniem. Zauważyła domyślne spojrzenia kobiet z innych działów, gdy pan Harlow prowadził ją do windy. Wieść o ich wspólnej kolacji już się rozniosła. Dory zdawało się, że w oczach niektórych dostrzega współczucie. Może się jej przywidziało? A jeśli nie?

Pan Harlow przepuścił ją w drzwiach obrotowych w holu. Przysuwał się zbyt blisko i ściskał ją za łokieć, gdy szli ulicą.

– Weźmiemy taksówkę? A może się przejdziemy? – spytał.

– Chodźmy pieszo. Taki ładny wieczór. Przyda nam się trochę ruchu po całodziennym siedzeniu za biurkiem. – Dory pomyślała, że za żadne skarby nie wsiądzie do taksówki z Davidem Harlowem. Jeśli wszystkie opowieści na jego temat były prawdziwe (a zaczynała wierzyć, że były!), nie miała zamiaru pozwolić mu, żeby ją obmacywał.

W drodze do restauracji gawędzili o tym i owym. Dory wzdrygnęła się i próbowała się odsunąć, gdy Harlow objął ją ramieniem, kiedy czekali, aż zaprowadzą ich do stolika. Było coś zaborczego w tym geście – zdecydowanym, zbyt pewnym siebie.

– Czego się napijemy?

– Gorzka z lodem – odparła bez namysłu Dory. Nie da zbić się z tropu! I z całą pewnością nie pozwoli sobie w jego towarzystwie na więcej niż dwa kieliszki. Musi zachować przytomność umysłu. Miał to być pamiętny dzień, ważny krok na drodze do przyszłej kariery… gdyby się na nią zdecydowała. Nie pozwoli, żeby zepsuł go ktoś taki jak David Harlow! Czemu nie wykręciła się jakoś od tej kolacji? Była tak pochłonięta swoimi sprawami, tak pewna siebie – a on wystąpił z propozycją akurat wtedy, gdy gotowa była zmierzyć się z całym światem! Przez całe popołudnie żałowała swej decyzji, ale było już za późno.

– Mają tu doskonałą kuchnię – powiedział Harlow, unosząc w górę kieliszek. – Wypijmy za naszą długą i owocną współpracę!

– Idę teraz na urlop, panie dyrektorze. A nasza długa i owocna współpraca to w najlepszym wypadku kwestia przyszłości. – Dory zaschło w ustach, ledwie mogła mówić. Facet zdecydowanie jej się nie podobał! Nie pociągała jej ani jego reputacja rozpustnika, ani bezczelna pewność siebie.

– Z urlopu się wraca – powiedział Harlow z nutką wyższości w głosie. – Dobro „Soiree” leży mi na sercu. Mam tu, w kieszeni, twoją nominację, Dory. Moglibyśmy razem stworzyć doskonały… zespół. – Znacząca pauza w jego wypowiedzi nie uszła uwagi Dory. – Kiedy Lizzie zaproponowała cię na swoją następczynię, podpisałem się obiema rękami pod jej decyzją. Zdążyłem się już porozumieć z członkami zarządu i wyrecytowałem im całą litanię twoich zalet i osiągnięć. Wszyscy niecierpliwie oczekujemy twego powrotu.

– Nie zdążyłam jeszcze wyjechać. I nie zobowiązałam się, że wrócę. Sama nie podjęłam dotąd decyzji. – Dory nie odpowiadał kierunek tej rozmowy. – Skąd to nagłe zainteresowanie, panie dyrektorze? Nigdy przedtem nie obchodziła pana moja kariera.

– Złotko, mężczyzna na moim stanowisku nie może poświęcać zbyt wiele uwagi każdej dziennikareczce współpracującej z „Soiree”. Przyznam, że zawsze pociągały mnie władcze kobiety, dorównujące mi pozycją i znaczeniem. A jako pracodawca… chyba wiesz, że daję wszystkim równe szanse? – Harlow uznał to za doskonały dowcip i roześmiał się, chwytając Dory mocno za rękę. – Mogę ci być bardzo pomocny. Słówko tu, słówko tam i zaszłabyś na sam szczyt. Naprawdę mógłbym ci to zapewnić.

Dory wzdrygnęła się. Próbowała ukryć niesmak, gardząc sobą za to, że zmusza się do uprzejmości i boi się zrazić do siebie tego typa. Wiedziała, że powinna po prostu wstać, pożegnać się i odejść. Do diabła z Davidem Harlowem! Nie potrzebuje pomocy tego śliskiego typa! Czy aby na pewno? Harlow był najwyraźniej przekonany, że mają w garści. Jaki pewny siebie! Dory uśmiechnęła się z przymusem.

– Chce pan powiedzieć, że nie mogłabym odnieść sukcesu bez pańskiej pomocy? Nawet z moimi kwalifikacjami, które pan wyliczał członkom zarządu?

– Nie kwestionuję twoich zdolności, Dory. Zawsze miewałaś twórcze pomysły, cenne dla naszego pisma. Powiedziałem tylko, że mógłbym ci pomóc w dostaniu się na sam szczyt. Prawdziwy sukces osiągają jedynie kobiety pewnego typu. Wyrafinowane, światowe kobiety, które wiedzą, gdzie należy szukać poparcia. Mam wrażenie, że jesteś jedną z nich.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Jak miałabym zapewnić sobie pańskie poparcie? – Serce waliło jej jak szalone. Była pewna, że siedzący naprzeciw niej dyrektor słyszy to dudnienie.

Harlow odstawił kieliszek i pochylił się ku niej przez stolik. Odruchowo cofnęła się. Dyrektor znów chwycił ją za rękę. Dory przełknęła ślinę. Jakoś wytrzyma dotyk tej wilgotnej dłoni. Blada, jakby martwa skóra budziła w niej obrzydzenie. Mimo to nie cofnęła ręki.

– Jesteśmy oboje dorośli i dobrze wiemy, o co chodzi – dotarły do niej słowa Harlowa. – Więc daruj sobie te sztuczki. Lubię igraszki tylko w sypialni. A ty jesteś w tym dobra?

– Tak sobie – odparła Dory nieswoim głosem. To chyba zły sen! Niemożliwe, by siedziała tu i słuchała spokojnie faceta, który traktuje ją jak dziwkę! Niemożliwe, że pozwala mu trzymać się za rękę! Z jakiej racji?! Dlaczego, na miłość boską? Dla stanowiska? Naprawdę poniża się dla stołka przed tą nędzną namiastką mężczyzny? Musi jakoś zareagować, coś powiedzieć, raz na zawsze z tym skończyć!

– A takich posad nie brakuje w Nowym Jorku.

– Oczywiście, moja droga. I mogę chyba bez przesady powiedzieć, że znam wszystkich redaktorów naczelnych wychodzących tu czasopism.

No i wyszło szydło z worka! Dory doskonale wiedziała, co znaczą te słowa. Jeśli nie okaże się „dyspozycyjna”, wyleci z pracy i niełatwo będzie jej znaleźć miejsce w jakimś piśmie. Dory poczuła w gardle smak żółci. Uwolniła rękę z jego uścisku i podniosła kieliszek do ust. Wypiła całą zawartość dwoma łykami. Musi się stąd wyrwać, wrócić do domu! Jej noga nigdy już nie postanie w tym wrednym mieście, pełnym takich odrażających typków jak David Harlow! Będzie myśleć tylko o czekającym janowym życiu! Nie musi przecież tu siedzieć i słuchać przechwałek i pogróżek tego obleśnego faceta! Wystarczy wstać i wyjść. Powie mu, żeby się odwalił, żeby zdechł! Na co on sobie w ogóle pozwala?! Przecież to molestowanie seksualne. Ale jeśli tak zareaguje, zaczną się plotki. Ludzie będą wygadywać o niej Bóg wie co. Będą się na nią gapić i głupio uśmiechać, obgadywać ją za plecami. Kto ją potem zatrudni z tak zaszarganą opinią? Musi coś zrobić, coś powiedzieć… jakoś to wytrzymać…

– Może już coś zamówimy? Muszę jutro bardzo wcześnie wstać. -Zamierzała po kolacji wycofać się z godnością.

David Harlow odchylił się znów na oparcie krzesła i otworzył menu. Na jego ustach pojawił się uśmieszek. Wszystkie kobiety były takie same! Jeszcze się taka nie urodziła, która nie wskoczyłaby do łóżka, jeśli obiecać jej forsę i lepsze czy gorsze stanowisko. W słowniku Davida Harlowa nie istniały takie pojęcia jak „pogróżki” czy „wymuszenie”. Z tą poszło mu jak z płatka! Szkoda, że wcześniej nie zwrócił na nią uwagi.

– Radzę spróbować homara.


Griff siadł za kierownicą należącej do kliniki ciężarówki i spojrzał na popielniczkę, wypełnioną po brzegi pestkami śliwek. Skrzywił się. Żona Johna mogła wyglądać jak modelka z okładki „Vogue”, ale była największą flejtucha, jaką spotkał w życiu. Na podłodze było pełno zużytych chusteczek higienicznych, a welurowe pokrycia siedzeń przesiąkły zapachem zwietrzałych perfum. Aż mu się rzygać chciało. Cholera jasna, samochód zakupiono dla kliniki, a nie na prywatny użytek Sylvii! Griffowi nawet nie przyszło do głowy, że w tej chwili sam wykorzystuje wóz do celów prywatnych. Jechał na lotnisko po Dory, a potem mieli razem udać się na poszukiwanie mieszkania.

Niekiedy czuł symptomy klaustrofobii; miał wrażenie, że został schwytany w pułapkę. Przez ostatnich kilka dni to uczucie coraz bardziej się nasilało; stał się niepewny i nerwowy. Przecież od tak dawna czekał na podobną szansę, tak bardzo o nią zabiegał! Zupełnie nie rozumiał, co się z nim dzieje. Z pewnością chodziło o nową praktykę. Nie mogło mieć to nic wspólnego z Dory! A może jednak? Kochał ją. Boże, jak bardzo ją kochał! Może w gruncie rzeczy niepokoił się właśnie o nią, nie o siebie? W końcu to ona poświęcała swoją karierę. To ją czekało całkiem nowe życie w Waszyngtonie: w ciasnocie i na oczach wszystkich, niczym w akwarium. To Dory musiała zaczynać tu od zera. On miał przynajmniej swoją pracę, kolegów, których lubił i szanował, no i cel w życiu. Czy nie odzierał Dory z tego właśnie, co sam zdobywał? Czy był w porządku wobec niej, wobec siebie samego? Do diabła, Dory to pełna życia, przebojowa, młoda kobieta. Wszędzie sobie poradzi. Za to właśnie tak ją kochał. Skąd więc ta niepewność?