– Kiedy zaczynają się twoje wykłady?

– W następny piątek załatwię ostatnie formalności. Katy wykonała za mnie całą papierkową robotę i odwaliła wszystkie telefony. Nie przewiduję żadnych problemów.

– Jesteś pewna, że uda ci się pogodzić studia z pracą dla redakcji, nie mówiąc już o domu?

Znowu to samo! Prowadzenie domu. Gospodarstwo domowe. Czy chciała zostać gospodynią domową?

– Jasne, że sobie poradzę. Jest nas tylko dwoje, więc co to za gospodarstwo? Ani ty nie jesteś bałaganiarzem, ani ja. Jeśli każde z nas będzie po sobie sprzątać, nie powinno być żadnych problemów. W razie potrzeby mogę raz na tydzień wziąć sprzątaczkę. Nie martw się, zostaw to wszystko mnie, Griff – powiedziała zdecydowanie. Czy rzeczywiście wierzyła we własne siły? Gdyby znalazła się znów w Nowym Jorku, w redakcji „Soiree”, wśród znajomych ludzi i dobrze znanych spraw, jej pewność siebie byłaby zupełnie usprawiedliwiona. Tutaj jednak, w Waszyngtonie, wszystko było nieznane: obcy ludzie, nowe układy, stresujący powrót na studia, prowadzenia domu dla siebie i Griffa…

Przecież nawet nie wiedziała, gdzie znajdują się sklepy spożywcze i gdzie można dostać dobre steki! A pralnie chemiczne… Dory odpędziła od siebie ogarniające ją wątpliwości. Musi sobie jakoś poradzić! Z uśmiechem postanowiła, że nie będzie się niczym martwić z góry. – Może wrócimy do motelu? Będziemy tam nareszcie sami. Tylko we dwoje.

– W dodatku umiesz czytać w myślach! – uśmiechnął się w ciemności Griff. – Przysuń się bliżej i weź mnie za rękę!

Dory ujęła jego dłoń i mimo woli zadrżała.

– Zimno ci? – spytał Griff. – Wieczory, nawet w Wirginii, bywają chłodne o tej porze roku. Jesień za pasem, to już prawie połowa września! Zostało nam tylko siedemnaście weekendów na zakup gwiazdkowych prezentów! Myślisz, że zdążymy?

Dory roześmiała się.

– Co mi tu mówisz o Gwiazdce, kiedy dopiero zabieram się do urządzania naszego domu! No i do rozpoczęcia studiów… – ściszyła głos, nagle zabrakło jej tchu. – Gwiazdka! Nasze pierwsze wspólne Boże Narodzenie, Griff!

– I dom. Nasz wspólny dom, Dory! – Przedrzeźniał jej egzaltowany ton, droczył się z nią. Potem dodał już serio: – Zgodzisz się, żebym zaprosił moją matkę na święta, przynajmniej na kilka dni?

– Oczywiście. Jeśli sądzisz, że zechce nas odwiedzić…

– Mama nie ma zwyczaju nikogo osądzać, Dory. Powinnaś to wiedzieć. Na pewno chętnie spędzi z nami święta.

– Jeśli już mówimy o swoich krewnych… mam przecież tę pomyloną ciotkę…

– Załatwione! – Griff mocno uścisnął jej dłoń. – Zaprosimy także Pixie!

Dory oparła się wygodnie, nadal trzymając Griffa za rękę; ich splecione dłonie spoczywały na jego udzie. Czuła grę muskułów, gdy naciskał pedał gazu lub hamulec. Miło było wiedzieć, że Griff myśli już o Gwiazdce, a ona zajmuje w jego planach czołowe miejsce. W ich życiu pojawi się jakaś stabilizacja, krzepiące poczucie bezpieczeństwa. U boku Griffa wiedziała z góry, gdzie i jak spędzi Boże Narodzenie. Koniec z wypadami za granicę w czasie świąt. Nie będzie zjeżdżać po zaśnieżonych stokach ani wylegiwać się w słońcu na wyspach Bahama w gronie osób wolnych jak ona od wszelkich stałych więzów. Grudniowe święta spędzi tutaj, z człowiekiem, którego kocha, w ich własnym domu. Nawet lepiej, jeśli nie będzie tej spontaniczności w układaniu planów.

Gdy oboje znaleźli siew motelu i zamknęli drzwi, Griff wziął ją w ramiona i leciuteńko ugryzł poniżej ucha. Znowu był czułym kochankiem, takim jak zawsze! Jego ręce powędrowały niecierpliwie ku maleńkim guziczkom na plecach Dory; zaczął pospiesznie rozpinać suknię, chcąc jak najszybciej dotrzeć do mlecznej skóry ramion i piersi.

Zrzucali zawadzające im ubrania, pieszcząc się i całując tak żarliwie, jakby nigdy przedtem się nie kochali.

Ręce Dory były gorące, natarczywe; sunęły po jego ciele zachłannie i z premedytacją.

– Nie ma pospiechu, najmilsza – szepnął jej do ucha Griff. – Przed nami cała noc miłości… Nie zamierzam zmarnować ani jednej minuty. – Przycisnął wargi do jej szyi, a ton jego głosu napełnił Dory drżeniem. – Powoli, kochanie, powoli…

Wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko; tuląc Dory do siebie, zdjął narzutę i złożył ostrożnie ukochaną na gładkiej pościeli.

Stał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w nią, zachwycony widokiem smukłego ciała; wędrował spojrzeniem od wąskich bioder do doskonałych, drobnych, lecz cudownie kształtnych piersi. Ogień płonący w jego lędźwiach uderzył mu do głowy; był jak pijany, czuł tak wielkie pożądanie, że aż sprawiało mu to ból. Gdy Dory wyciągnęła ku niemu ramiona, z jękiem padł na łóżko obok niej, obejmując ją z całych sił i przyciągając jak najbliżej.

Dory kręciło się w głowie z niecierpliwego oczekiwania. Jej ciało było gotowe na przyjęcie ukochanego, garnęło się ku niemu spragnione, tęskniące za jego dotykiem, za całkowitym oddaniem. Wiedziała jednak, że Griff nie weźmie jej pospiesznie – będzie to powolne, wnikliwe poznawanie jej ciała, równoczesne branie i dawanie, a zarazem sięganie po swoją własność. I dopiero wówczas, gdy Dory rozpaczliwie poczuje jego brak w swym wnętrzu, weźmie ją, wypełniając po brzegi jej świat, stapiając ją ze sobą.

Ich usta zwierały się, języki igrały ze sobą, a Griff obejmował ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać. Przykuł jej ciało do swego, zmysły uniosły Dory na jakieś zawrotne wyżyny. O niczym już teraz nie myślała, wszystko zastąpił jej dotyk jego dłoni i warg.

Objęła rękami ciemną głowę ukochanego, tuliła ją, całowała go w usta, brodę, zmarszczki pomiędzy brwiami. Wąsy Griffa łaskotały i podniecały ją, wzbogacając pieszczotę ust; jego wargi wydawały się przez kontrast jeszcze delikatniejsze i gorętsze.

– Kochaj mnie, Griff, kochaj mnie! – zaklinała go. Jej niski, gardłowy głos zmienił się w pierwotny krzyk pożądania. Ten dźwięk, rozlegający się w ciszy pokoju, sprawił, że namiętność Griffa wybuchnęła płomieniem. Nakrył Dory swym ciałem, objął mocno muskularnymi udami i pieścił umiejętnie jej rozpalone ciało. Przyciągnęła jego głowę do swych piersi, jakby ofiarowując mu je. Wargi Griffa objęły najpierw jeden naprężony pączek, potem drugi – przygryzał je, drażnił, zakreślał wokół nich językiem pieszczotliwe kręgi. Jego usta powędrowały niżej po płaszczyźnie brzucha Dory, docierając aż do miękkiego, cienistego zagłębienia między udami.

Dory prężyła się pod dotykiem jego ust; jej głowa miotała się na poduszce to w jedną, to w drugą stronę, jakby protestując przeciwko tej cudownej napaści na zmysłowe ciało. Wczepiła się palcami w ciemne, gęste włosy Griffa, poruszając się bezwolnie pod wpływem jego podniecających pieszczot. Gdy wreszcie przyszło zaspokojenie, odczuła je jak falę odpływu opuszczającą jej ciało, jak nagły wydech. Unosiła się teraz wysoko, płynęła na chmurze, cały świat sprowadzał się do dotyku warg Griffa na jej ciele, do ich wzajemnych pieszczot.

Ruchy Griffa były nadal powolne, rozważne, niespieszne, choć szum w jego uszach grzmiał jak echo pulsowania w lędźwiach. Pochwycił dłońmi biodra Dory, uniósł ją i przyciągnął do siebie, wypełniając swą wezbraną męskością – w pełni świadomy swych potrzeb, domagał się ich zaspokojenia.

Oddech rwał się, pierś ciężko się wnosiła jak po długim biegu. Wargi ich spotkały się, przywarły do siebie, rozłączyły po długiej chwili i odnalazły się znowu. Poruszał się w jej ciele nagląco, rytmicznie, unosząc Dory ze sobą w inny wymiar – ku doznaniom zgoła odmiennym, lecz równie ekscytującym jak poprzednie. Kołatał w jej wnętrzu, natrafiając na opór, czując, że zacisnęła się wokół niego, jakby chciała wyrzucić go z siebie. Była coraz bliższa tej oślepiającej eksplozji, w której i on znalazł doskonałe spełnienie.

Ciężko dysząc, Griff otulił Dory swoim ciałem, łagodząc jej dreszcze i uspokajając, póki nie minęły skurcze. Z żalem wysunął się niej, objął ją ramionami i przytulił z czułością. Zaspokojona odpoczywała, garnąc się do ukochanego; przesuwała rękę po całym jego ciele, wyczuwając na skórze Griffa wilgoć pochodzącą z jej wnętrza. Przytuleni, ukryci razem w tęczowej bańce marzeń, szeptali sobie słowa miłości, póki nie zasnęli.

3

Dni mijały szybko, zbyt jednak wolno dla Dory, która myślała tylko o jednym: przenieść się jak najprędzej do Wirginii i połączyć się z Griffem! Wykonywała jak automat wszystkie swe obowiązki w redakcji „Soiree”, ale pod koniec dnia nie była pewna, czy cokolwiek udało jej się osiągnąć. Jej myśli krążyły wokół mebli, naczyń stołowych i lamp. Na drugim miejscu były rośliny doniczkowe i zasłony. O doktoracie prawie zapomniała.

We wczesnych godzinach rannych gorączkowo zajmowała się pakowaniem. Pudła z książkami i jej rzeczy osobiste pojadą wraz z nią kombi Griffa. Ze znalezieniem chętnych na mieszkanie nie było żadnego problemu. Siostra chłopaka kuzynki Katy wzięła je z pocałowaniem ręki i miała płacić miesięcznie o sto dolarów więcej, niż wynosił czynsz. Przyda się dodatkowa setka na urządzanie domu! – cieszyła się w duchu Dory. Później za te sto dolarów będzie mogła co miesiąc kupować sobie, co zechce. Pantofle, nową bluzkę, koronkową bieliznę. Wszystko.

Dotychczas Dory rzadko zajmowała się gotowaniem; teraz jednak z góry planowała, że będzie robić pożywne posiłki, podawane na odpowiednich talerzach, z efektownymi podstawkami i tradycyjnymi, prawdziwymi serwetkami stołowymi, które trzeba prasować. Nie zapomni o dekoracji stołu i o pysznych deserach! Będą jej potrzebne książki kucharskie Katy z pewnością je dla niej zdobędzie, zatelefonuje do znajomych z różnych wydawnictw. Dory widziała już oczyma duszy siebie, jak, siedząc przy kominku, pochyla się nad książką kucharską, gdy tymczasem Griff przegląda czasopisma medyczne. Będą razem. Jakie to cudowne! Po jedzeniu Griff będzie wzdychał z rozkoszą i patrzył na nią z równym podziwem jak na Lily Dayton! Prowadzenie domu może sprawiać wiele satysfakcji. Kolacje powinni zawsze jadać przy świecach. Musi zadbać o romantyczną atmosferę w domu, żeby Griff nigdy nie pożałował, że go wynajęli. Wiosną posadzi się w ogródku bratki i tulipany. Griff kochał kwiaty i żywe kolory. Musi być wiele roślin doniczkowych. Może kilka pelargonii? A co dopiero, gdy przyjdzie wiosna… W marcu, kwietniu. Za sześć miesięcy. Tylko tyle urlopu dostała od Lizzie. Pół roku powinno wystarczyć, żeby jej się odechciało zabawy w dom – tak to ujęła Lizzie. Ale Dory może wybrać inne rozwiązanie: ustatkować się, wyjść za Griffa i ukończyć studia. Miała też otwartą drogę powrotu do „Soiree” – i wszystkie związane z tym kłopoty, włącznie z osobą Davida Harlowa. Zresztą sześć miesięcy to bardzo dużo czasu. Na razie nie będzie wybiegać myślami dalej niż Święto Dziękczynienia czy Boże Narodzenie. Postara się, żeby to były dla nich niezapomniane dni! Jej pierwsza Gwiazdka z Griffem. Z jakim zapałem będzie dekorować mieszkanie na święta! W ubiegłym roku zamieszczono na łamach „Soiree” obszerny wywiad z pewną kobietą, która zbiła majątek na ręcznie wykonanych ozdobach bożonarodzeniowych, z powodzeniem sprzedawanych na Piątej Alei. Ozdoby były przepiękne, ceny horrendalne. Gdzieś w budynku redakcji stały całe pudła tych cacek: sama Dory starannie je zapakowała i tam położyła. Producentka ofiarowała jej te ozdoby w podzięce za wspaniały artykuł. Dory czuła się głupio, ponieważ wszystkie dziewczęta z redakcji miały na nie chrapkę. Spakowała więc ozdoby i zupełnie o nich zapomniała. Teraz przewiezie te pudła do Wirginii.

Nalała sobie kawy i podeszła do okna. Miała nadzieję, że gdy już dotrze do Wirginii, skończą się jej kłopoty ze snem. Ostatnio sypiała zaledwie po trzy, cztery godziny na dobę i czuła się coraz bardziej podenerwowana. Chciała się już stąd wynieść, być z Griffem w ich nowym domu. W ich nowym domu! Jak to wspaniale brzmi. Szczęśliwy dom. Urocze, ciepłe, przytulne, bezpieczne schronienie – ich własne. Sama je urządzi dla Griffa, z wielką miłością. Na pewno mu się spodoba! I będą tacy szczęśliwi!

Ciężkie zasłony rozsunęły się z szelestem. Na wschodzie niebo pojaśniało. Na horyzoncie ukazała się pomarańczowo-złota smuga, przecinająca jak nożem dwie nierozerwalnie ze sobą złączone części: zadymione niebo i brudne miasto.

Telefon zadzwonił, gdy Dory nalewała sobie drugi kubek kawy. Chwyciła go jedną ręką, a drugą podniosła do ucha słuchawkę. Ucieszyła się bardzo, gdy poznała, kto dzwoni. Szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. Ostrożnie odstawiła kawę na stół pod ścianą.

– Pixie! To chyba telepatia? Właśnie myślałam o tobie! Jak leci?

– Wolisz prawdę czy efektowne łgarstwo?

– Prawdę. Co tam słychać w Dakocie, wśród śmietanki towarzyskiej?

– Nudy! Tyle że wczoraj spotkałam w windzie Yoo Hoo. Wiesz, tę co to wiecznie nosi ciemne okulary i wyszła za rockowego wokalistę. Wyobraź sobie, że na mój widok zdjęła swoje gogle!