– Mam nadzieję, że ci się u nas podoba.
– Och tak! – Uśmiechnęła się. – Choć nadal uważam, że powinieneś zwrócić część skarbów ich prawowitym właścicielom.
Kardal zbył tę uwagę machnięciem ręki, a potem oparł dłoń na ramieniu Sabriny. Bardzo jej się to spodobało i zaraz pomyślała o całowaniu. Tak, bardzo chciałaby się całować. Natomiast tamte śmiałe pieszczoty starała się wyprzeć z pamięci. Na myśl o nich z miejsca się denerwowała.
– Powinienem był ci powiedzieć, że w zamku jest prąd i bieżąca woda. Jeśli chcesz, możesz się przenieść do innego pokoju.
– Mówiłam już, że podoba mi się moja komnata. – Przechyliła głowę. – Poza tym jestem przecież twoją niewolnicą, a niewolnicy nie mają nic do gadania w takich sprawach jak wybór pokoju, w którym mają mieszkać.
Kardal przesunął dłonią wzdłuż jej ramienia, potem dotknął ciężkiej, złotej bransolety, która była dowodem, że Sabrina jest jego własnością.
– Jesteś moją niewolnicą? – zapytał miękko, a jego oczy rozbłysły.
Co oznaczał ten błysk? Mimo że często czytała w myślach Kardala, teraz jednak stanęła przed zagadką. Niepokojącą, onieśmielającą męską zagadką.
– Przecież noszę bransolety – mruknęła wymijająco.
– Nie wiem jednak, czy w pełni rozumiesz sens tego faktu. Czy służenie mi stało się celem twojego życia? Czy jesteś gotowa zrobić wszystko, aby zaspokoić moje pragnienia?
Chciała krzyknąć: „To jakieś brednie! Jestem królewską córką, księżniczką Bahanii, a nie niewolnicą”. Lub też: „Jestem Amerykanką, kobietą wolną, niezależną i wykształconą!”. Jednak w jego głosie kryło się coś, co wywołało w niej dziwne mrowienie, coś tajemniczego i niezwykle podniecającego.
Postanowiła więc kontynuować tę grę, której sensu co prawda nie rozumiała, lecz która była nadzwyczaj ekscytująca.
– Pytasz, czy jestem gotowa za ciebie zginąć?
– Nie aż tak, Sabrino. – Jego palce nieprzerwanie muskały bransoletę. – Chcę tylko wiedzieć, jak daleko jesteś gotowa się posunąć, by wypełnić swoje obowiązki. Oczywiście jeżeli naprawdę jesteś moją niewolnicą.
– Dobre pytanie. Jestem w niewoli, nie jestem niewolnicą, Kardalu. – Spojrzała mu głęboko w oczy. – Teraz rozumiesz? A gdyśmy już sobie to wyjaśnili, teraz ja mam do ciebie pytanie.
– Tak?
– Czy mogę stąd odejść, jeśli tylko zechcę?
Naprawdę pragnęła, by ją całował, tulił, pieścił. Wprost tonęła w jego ciemnych oczach.
– A chcesz?
Pragnęła tylko tyle, by wolno jej było stąd odejść, lecz odchodzić wcale nie chciała. Ta świadomość nią wstrząsnęła. Nie, nie chciała opuścić Kardala ani Miasta Złodziei!
Zapatrzyła się w ogród, a przed jej oczami przebiegały obrazy z jej życia. I nagle pojęła, że wszystko, co robiła i przeżyła, mocą jakiegoś tajemnego planu wiodło do tego miejsca. Zakręciło jej się w głowie. Jest w niewoli, musi stąd uciekać! Czyżby?
– Sabrina?
Z całej siły zacisnęła powieki.
– Nie wiem – szepnęła.
– Nie musisz o tym decydować w tej chwili. Możesz tu zostać tak długo, jak tylko zechcesz. A jeśli znudzi ci się nasze towarzystwo, to zawsze jeszcze pozostaje ci książę trolli.
– Musiałeś to powiedzieć? – syknęła wściekle.
– Twój książę może się okazać lepszy niż przypuszczasz.
– Wybrał go mój ojciec, więc nie mam żadnych złudzeń, – I dodała cicho: – Mogę jeszcze wrócić… uciec… do Kalifornii. – Zapadła cisza. Oboje wiedzieli, co to by znaczyło. Przeciwstawiając się królewskiej woli ojca, Sabrina zostałaby wyklęta z rodziny i z narodu bahańskiego. Wzdrygnęła się. Nie chciała myśleć ani o Kalifornii, ani o księciu trolli. Było coś znacznie ważniejszego, nad czym musiała się zastanowić. – Dlaczego mnie tu trzymasz?
Kardal uśmiechnął się.
– Mężczyźni z mojego rodu od wielu pokoleń zajmowali się gromadzeniem pięknych rzeczy. Być może właśnie ty okażesz się moim największym skarbem.
Nawet jeśli nie były prawdziwe, słowa te zabrzmiały cudownie. Czy rzeczywiście była dla niego skarbem? Nigdy dotąd dla nikogo nie była ważna, zawsze wszystkim przeszkadzała.
– Dlaczego nie chciałeś, bym wiedziała, że w mieście jest bieżąca woda i prąd? Dlaczego mnie okłamałeś?
– Uchodzisz za rozpuszczoną i upartą. Chciałem ci dać nauczkę.
– Myliłeś się co do mnie. – Wiedziała, że się z nią przekomarza, ale takie słowa ciągle sprawiały jej przykrość.
– Wiem.
– Jakim prawem uznałeś, że możesz mi dawać nauczki?
– Jestem Kardal, Książę Złodziei. Ja jestem prawem, więc jeśli chcę ci dać nauczkę, to ci ją daję.
– Daruj sobie takie przemowy. – Przewróciła oczami. – Moi bracia bez przerwy tak się przede mną puszą i mam już tego powyżej uszu.
– Taki już jestem. Nie zmienisz mojej natury.
– Nie zmienię. Ale mogę się domagać zadośćuczynienia. Uważam, że powinieneś mi jakoś wynagrodzić swoje kłamstwa.
– Nie nazwałbym tego kłamstwem. Raczej przeoczeniem albo zaniedbaniem. – Był wyraźnie rozbawiony. – Co byś chciała dostać jako zadośćuczynienie?
Znów udało się jej wniknąć w jego myśli. Wiedziała, czego się po niej spodziewa. Że zażąda jakiejś błyskotki ze skarbca. Jakiegoś bezcennego naszyjnika albo kolczyków. Zrobiło się jej przykro, poczuła się rozczarowana. Była pewna, że w końcu ją zrozumiał, lecz się myliła.
– Nie jestem Sabriną z gazet, stworzoną przez złe języki – powiedziała z naciskiem. – I dobrze o tym wiesz. A jednak tego nie rozumiesz.
– O czym mówisz?
– Zakładasz, że na przeprosiny wybiorę jakiś klejnot ze skarbca. Błyskotkę, mówiąc twoim językiem. Zapiszczę z radości, gdy ją otrzymam, i dołożę do tych, które już mam. Nic nie rozumiesz, Kardal. Po co mi złoto i diamenty, skoro nie kupię za nie tego, na czym mi naprawdę zależy.
– A na czym ci zależy?
Ponownie odwróciła się w stronę okna i popatrzyła na ogród. Jaki sens miało tłumaczenie? On i tak nie zrozumie, ona zaś, zdradzając swoje myśli, tylko się przed nim odsłoni. Kardal był przez całe życie kochany przez swoich bliskich. Choć bolało go zachowanie ojca, tak naprawdę nic nie wie o odrzuceniu. O braku miejsca dla siebie, o pustce i bezsensie istnienia. Łączyło ich poczucie rozdarcia pomiędzy dwoma różnymi światami, ale zawsze miał oparcie w matce. Sabrina nie miała nikogo, choć najbardziej na świecie pragnęła być kochana i akceptowana. Chciała stać się dla kogoś źródłem radości, być w czyichś oczach ważna, najważniejsza.
Kardal dotknął jej policzka.
– Źle mnie osądzasz, mój piękny, pustynny ptaszku. To prawda, nie wiem, o czym marzysz i czego pragniesz, umiem jednak zgadnąć, co powinienem zrobić, by naprawić niewielkie przeoczenie dotyczące wyposażenia zamku.
– Wątpię.
– Trochę więcej wiary. – Postukał palcem w jej złote kajdany. – Twoim obowiązkiem jest sprawiać mi przyjemność. Moim zaś bronić cię i troszczyć się o ciebie.
Tak bardzo chciała, by jego słowa były prawdą.
– Nie masz pojęcia, jaka naprawdę jestem.
Pochylił się nad nią i szepnął:
– Mylisz się i jutro rano ci to udowodnię.
– Do diabła z nim! – pomyślała rozdrażniona Sabrina, przejeżdżając konno przez bramę miasta. Choć akurat w jednym miał rację. Wycieczka na pustynię ucieszyła ją tak bardzo, że nie miała ochoty kłócić się z Kardalem. Gdy ruszyli w stronę wschodzącego słońca, powiedziała:
– Mam wrażenie, jakbym spędziła za tymi murami całe tygodnie. Tu jest naprawdę cudownie.
Kardal spiął konia i ruszył galopem przez płaskie i twarde piaski pustyni. W powietrzu czuło się jeszcze ostatnie ślady nocnego chłodu, lecz była już wiosna, a to oznaczało palące, mordercze słońce, które zaraz zaatakuje. Sabrina nie chciała jednak o tym myśleć. Dzisiejszego ranka liczył się tylko pęd powietrza, który czuła na twarzy, i łopoczące za plecami poły peleryny.
O świcie Kardal pojawił się pod drzwiami jej komnaty, niosąc odzież, jaką nosili nomadowie. Wytłumaczył jej, że ubrana w galabiję, długi burnus i chustę zakrywającą głowę, nie będzie na siebie zwracała uwagi. Sabrina przyznała mu rację i bez protestów włożyła przyniesione ubranie.
Teraz zaś, galopując przez piaski w kierunku podnoszącego się znad horyzontu słońca, miała wrażenie, że stanowi jedność z cudem, jakim jest pustynia.
Po pewnym czasie przeszli w stępa. Sabrina rozejrzała się dookoła po otaczającej ich bezkresnej pustce.
– Wiesz, jak znaleźć powrotną drogę, prawda? – drażniła się z Kardalem.
– Poradzę sobie.
– Czy jako dziecko naprawdę miesiącami mieszkałeś na pustyni?
Skinął głową i podjechał bliżej Sabriny.
– Tak było aż do czasu, kiedy wysiano mnie do szkoły. Do miasta wpadałem tylko po to, by odwiedzić matkę i dziadka. Zresztą dziadek czasami jeździł ze mną na pustynię.
– Życie nomadów musi być bardzo ciężkie i niebezpieczne.
– Pustynia nie toleruje słabości ani głupoty. – Spojrzał na nią. – Szanuje jednak tych, którzy znają rządzące nią prawa, i ja się ich nauczyłem od dziadka i innych ludzi. Zanim skończyłem osiem lat, umiałem już odnaleźć drogę na pustyniach El Baharu i Bahanii. – Wskazał na północ. – Zobacz, tam są pola naftowe. Przyjrzyj się dobrze, to zobaczysz szyby.
– Tak, widzę.
– To jedno z wielu naszych pól naftowych. Ostrożnie korzystamy z bogactw pustyni. Nie pozwalamy na rabunkowe wydobycie, bo to może zachwiać ekosystemem, chcemy też, by z tych dóbr korzystały również następne pokolenia. Ale naszym największym zagrożeniem są terroryści, przeciwko którym stworzyliśmy cały system bezpieczeństwa. Po wojnie w zatoce mnóstwo szybów płonęło przez wiele miesięcy, zanim w końcu udało się je ugasić. Nie chcę, żeby coś takiego zdarzyło się na mojej ziemi.
Sabrina w ostatniej chwili ugryzła się w język. Przecież ta ziemia nie była jego własnością, należała bowiem do dwóch sąsiadujących ze sobą krajów, natomiast Kardal był władcą, i to jako poddany króla Hassana, jedynie Miasta Złodziei. Lecz w praktyce wyglądało to inaczej. Ani król Givon, ani jej ojciec nie byli w stanie kontrolować bezkresu pustyni, dlatego godzili się, by Kardal, wzorem swych książęcych przodków, sprawował na tych obszarach niepodzielne rządy, realizując jednak politykę uzgodnioną z Bahanią i El Baharem. To trójprzymierze funkcjonowało od niepamiętnych czasów z korzyścią dla wszystkich stron.
– Być może nadszedł czas, abyś zmienił swój tytuł. Przecież nie jesteś już Księciem Złodziei, tylko Księciem Nafty.
– Książę Nafty porwał księżniczkę Sabrę? Brzmi okropnie. A jak powiemy to samo o Księciu Złodziei…,
Wyglądał naprawdę groźnie i dziko. Sabrina wiedziała, że miał przy sobie pistolet i nóż, bowiem na pustyni pojawiają się różni ludzie.
– O czym myślisz? – zapytał Kardal.
– O swojej głupocie. Wyruszając samotnie na poszukiwanie Miasta Złodziei, postąpiłam, delikatnie mówiąc, lekkomyślnie.
– Gdybyś jednak tego nie zrobiła, nigdy bym cię nie znalazł i nie uczynił swoją niewolnicą.
– Komu radość, komu smutek – mruknęła zjadliwie. – Zdjęła chustę z głowy, by poczuć wiatr. – Gdzie zamierzasz umieścić bazę lotniczą?
Kardal milczał przez chwilę, dobitnie dając do zrozumienia, że wcale nie musi z nią o tym rozmawiać. Gdy nabrał pewności, że Sabrina pojęła aluzję, łaskawie rzekł:
– Główna baza powstanie w Bahanii, ale na całej pustyni zbudujemy mniejsze bazy i polowe lotniska, które w każdej chwili będzie można uruchomić. Twój brat, książę Dżefri, zarządza u was tym projektem.
– Być może. – Wzruszyła ramionami. – Nikt nie wtajemnicza mnie w takie sprawy. Przecież kobiety są zbyt głupie, by zrozumieć jakąkolwiek poważniejszą dyskusję.
– Najwyraźniej żaden z twoich braci nie spędził w twoim towarzystwie zbyt wiele czasu.
– Najwyraźniej. – Utkwiła wzrok w bezkresie pustyni. – Odwieczne pustkowie, odwieczna cisza, i nagle pojawią się odrzutowce…
– Znamię czasu.
– Oczywiście. Od tego się nie ucieknie. Czy w Mieście Złodziei będą stacjonować lotnicy?
– Raczej nie. Ulokuje się ich w bazach, okresowo przebywać też będą na polowych lotniskach. W każdej chwili musimy być gotowi na atak.
– Jest jakieś konkretne zagrożenie?
– Nic nam o tym nie wiadomo, ale działamy w myśl zasady: chcesz pokoju, szykuj wojnę.
– Czyli klasyczna metoda odstraszania… Jak rozumiem, to Rafe ma się zająć koordynacją całego przedsięwzięcia.
– Tak.
– Dlatego, że mu ufasz?
– Mam ku temu powody.
– Ponieważ mu ufasz, zyskał majątek i wpływy. Ale jakoś nie pasuje mi na szejka ubranego w galabiję. Już raczej…
Kardal chwycił Sabrinę za włosy i mocno przytrzymał.
– Uważaj – warknął. – Pilnuj się. – Zmusił ją, by pochyliła głowę w jego stronę. – Daję ci trochę swobody, bo taką mam fantazję, a nie dlatego, że jesteś wolna. Wciąż jesteś moją niewolnicą. Wszyscy mężczyźni w mieście, w tym Rafe, zostali o tym ostrzeżeni. – Prawie nie panował nad sobą. Złość wprost biła od niego.
"Uprowadzenie księżniczki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Uprowadzenie księżniczki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Uprowadzenie księżniczki" друзьям в соцсетях.