– To prawda, ale utrzymanie w tajemnicy położenia naszego miasta leży we wspólnym interesie.
Zatrzymali się przed wejściem do zamku. Rozglądając się wokoło, Sabrina rozpoznawała fragmenty, o których czytała w różnych zapiskach. Znajdowała się w samym sercu Miasta Złodziei. Z trudem ogarniała ogrom materiału do badań.
Kardal zeskoczył z konia i pomógł zsiąść Sabrinie, która znów poczuła się brudna i złachana, bo wokół nich zgromadziła się spora grupa ludzi. Na szczęście wszyscy patrzyli na Kardala, a nie na nią, i coś do siebie cicho mówili. Kilku mężczyzn lekko skłoniło się przed nim. Nie wiedziała, czy była to oznaka szacunku, czy też niezdrowego zainteresowania.
– Dlaczego tak na ciebie patrzą? – zapytała. – Zrobiłeś coś złego?
– Jesteś strasznie podejrzliwa. Po prostu mnie pozdrawiają i witają w domu.
– Nieprawda. To nie jest zwykłe powitanie. – Tłum rósł z każdą chwilą. – Tu chodzi o coś więcej.
– Zapewniam cię, że tak jest zawsze. – Poprowadził ją w stronę wejścia do zamku. Ludzie, kłaniając się, rozstępowali się przed nimi. Sabrina zatrzymała się.
– Kim jesteś? – Była pewna, że nie spodoba jej się to, co usłyszy.
– Przecież wiesz. Jestem Kardal. Idźmy już.
Powiodła wzrokiem po twarzach ludzi i dostrzegła na nich radość oraz szacunek.
– Więc o czym mi nie powiedziałeś?
Starał się zrobić niewinną minę, ale zupełnie mu się to nie udało.
– Słuchaj – syknęła zirytowana – możesz mnie nazywać zepsutym dzieciakiem, skoro tak lubisz, ale gdy powiesz o mnie „głupia", to się pomylisz. Kim jesteś?
Starszy mężczyzna wystąpił z tłumu i uśmiechnął się do niej.
– Nie wiesz, kim on jest? – zapytał drżącym głosem.
– To Kardal, Książę Złodziei. Pan tego miasta.
Oczywiście Sabrina o nim słyszała. Miasto zawsze miało swojego księcia, od kiedy je tylko zbudowano.
– Ty? – W jej głosie było niedowierzanie pomieszane z zaskoczeniem.
– Tak, jestem księciem i panem tego miasta. – Wskazał ręką na zamek i otaczającą go pustynię. – Dzika pustynia jest moim królestwem, a moje słowo jest tu prawem. – Zerwał pelerynę okrywającą związane nadgarstki Sabriny i pociągnął ją w górę schodów. Zatrzymał się przed wejściem do zamku, odwrócił w stronę tłumu i wskazał na nią.
– To jest Sabrina. Znalazłem ją na pustyni i jest moja. Kto ją tknie, ten nie doczeka następnego dnia.
Wszyscy wlepili oczy w Sabrinę. Nie czuła się z tym komfortowo.
– Wspaniale – mruknęła. – Kara śmierci dla tego, kto pomoże mi w ucieczce.
– Nic nie rozumiesz. W ten sposób cię chronię.
– Już ci uwierzę. – Spojrzała na niego z furią. – Co ty wyrabiasz?! Naprawdę traktujesz mnie, jakbym była twoją własnością.
– Przecież jesteś moją niewolnicą. Zapomniałaś?
– Nie dajesz mi na to szansy! Zaraz założysz mi na szyję obrożę, jak mój ojciec swoim kotom.
– Sprawuj się dobrze, a będzie ci równie wspaniale jak kotom króla Hassana.
– Łajdak – warknęła.
Kardal roześmiał się i poprowadził wściekłą i skołowaną Sabrinę do zamku.
– Czy jako Książę Złodziei wciąż napadasz i rabujesz innych?
– Nie kradnę, bo to jakiś czas temu wyszło z mody. Teraz inaczej zarabiamy na życie.
Nie pytała dalej, bo oszołomiło ją piękno wnętrza zamku. Na idealnie gładkich kamiennych ścianach wisiały przepiękne gobeliny, a podłogi pokrywała cudowna posadzka z kafelków. Wszędzie widać było wspaniałe obrazy w ramach zdobionych drogimi kamieniami, świeczniki ze szczerego złota i antyczne meble.
Weszli do reprezentacyjnej sali, która wprost porażała swoim ogromem. Na suficie umieszczono świetliki, a witrażowe okna wabiły feerią barw i kunsztownymi motywami. Sabrina popatrzyła na świeczniki i lampy gazowe.
– Nie macie tu prądu? – zapytała, podczas gdy Kardal uwalniał jej ręce z więzów.
– Mamy tu niewielki generator, nie zaopatruje on jednak części mieszkalnej. W dużej mierze żyjemy jak przed wiekami.
Znów ruszyli dalej. Sabrina poczuła się jak w galerii, wisiało tu bowiem mnóstwo bezcennych obrazów, od starych mistrzów po impresjonistów. Wiele z nich rozpoznała, gdyż ich reprodukcje pojawiały się w książkach z uwagą, że obraz zaginął lub uległ zniszczeniu. Cóż, przecież była w Galerii Złodziei…
Szli niekończącym się labiryntem korytarzy, schodów i drzwi, wciąż skręcali, schodzili i wchodzili, aż Sabrina całkiem straciła orientację. Ludzie zatrzymywali się na ich widok i kłaniali z uśmiechem.
Powoli oswajała się z myślą, że Kardal naprawdę jest Księciem Złodziei. Mityczna postać okazała się jak najbardziej realna, a przewrotny los w perfidny sposób postawił go na jej drodze. Cóż, mogło być gorzej, pomyślała zgryźliwie. Przynajmniej nie jest księciem trolli…
Wreszcie zatrzymali się przed drewnianymi dwuskrzydłowymi drzwiami. Kardal je otworzył i weszli do wielkiej komnaty.
Stało tu ogromne łoże z czterema kolumnami, duży szezlong obity mięsistą, ozdobną tkaniną w kolorze burgunda, identyczną z tą, która okrywała łoże. Kamienną podłogę przykrywał wspaniały orientalny dywan. Na jednej ze ścian ułożono piękną mozaikę przedstawiającą paradującego przed samicami pawia z rozłożonym ogonem. Oprócz tego w komnacie znajdował się kominek oraz mnóstwo starych, oprawnych w skórę woluminów. Sabrina z nabożnym szacunkiem przesunęła palcem po ich grzbietach.
– Czy te książki są skatalogowane? – Sięgnęła po „Hamleta" i aż westchnęła, gdy ujrzała datę wydania: 1793 rok. Na niedużym stoliczku na wprost niej zauważyła Biblię z ręcznie malowanymi ilustracjami. Nigdy przedtem nie widziała takich białych kruków. – Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co tutaj masz? Te książki są wprost bezcenne.
Wzruszył ramionami.
– Ktoś przyjdzie, by ci usłużyć. Będziesz się mogła wykąpać. Przyniosą też odpowiednie dla ciebie ubranie.
– Odpowiednie dla mnie? – powtórzyła. Coś ciemnego błysnęło w oczach Kardala.
– Jesteś moją niewolnicą i musisz wypełniać pewne obowiązki. W związku z tym musisz być ubrana w sposób, który będzie mi sprawiał przyjemność.
– Co?! Chyba nie mówisz poważnie! – Mimowolnie spojrzała na wielkie łoże. Coś zaczęło ściskać ją za gardło. – Kardal, to jakaś gra, prawda? – Powoli się cofała, aż w końcu oparła się plecami o najdalszą ścianę. – Jestem Sabra, księżniczka Bahanii. Pamiętaj o tym i przemyśl to, co chcesz zrobić.
Podszedł do niej i ujął ją pod brodę.
– Dobrze wiem, kim jesteś, nie musisz więc odgrywać niewiniątka.
Te słowa ugodziły ją jak policzek. Próbowała się uwolnić z jego rąk.
– A nie przyszło ci do głowy, że wcale nie udaję?
– To, jak żyłaś w Kalifornii, jest doskonale udokumentowane. Wprawdzie napawa mnie to odrazą, ale zamierzam z tego skorzystać. Z ciebie i z twoich umiejętności.
Nienawidziła go. Gdy musnął czubkami palców jej policzek, poczuła dziwny dreszcz. To ze strachu, pomyślała.
Tak, bała się okropnie, choć zarazem nie do końca wierzyła, by mówił poważnie. Ale nawet, jeśli to był żart, jak śmiał coś takiego powiedzieć! Tak, to był jakiś upiorny, plugawy żart. Nie mógł przecież myśleć, że ona… że będzie się z nim…
– Nie możemy się kochać – powiedziała.
– Obiecuję, że nie będę samolubny. Zadbam, by tobie też było dobrze.
Nie tego chciała. Pragnęła, by jej uwierzono. Była bliska płaczu, ale się powstrzymała. Łzy nic tu nie pomogą. Choćby rzuciła się na podłogę i błagała, Kardal jej nie wysłucha. Po prostu wie swoje i już. Uznał, że jest rozpustną kobietą, która w Ameryce nauczyła się wszetecznego życia. Biega z przyjęcia na przyjęcie i zalicza facetów na pęczki.
Kardal nigdy nie uwierzy, że jest dziewicą. Gdyby mu to powiedziała, tylko by się roześmiał. A kiedy się przekona, jak bardzo się mylił, będzie po wszystkim.
Jak ona będzie dalej z tym żyła? Przecież on zamierzał ją zgwałcić! Odbierał jej wolę, traktował jak bezduszną zabawkę. Jak ona sobie później poradzi z tak poniżającym wspomnieniem?!
Tylko nie płakać, powiedziała sobie.
– Przyjemnie? To marna zaplata za to, co zamierzasz mi zrobić – rzuciła z goryczą.
– Nie oceniaj mnie zbyt szybko. Najpierw się przekonaj, jakim jestem kochankiem.
– Jedyne, czego chcę, to wrócić do pałacu – szepnęła. Kardal opuścił rękę.
– Być może wrócisz. Za jakiś czas. Kiedy już mi się znudzisz. A do tej pory – wskazał na komnatę – ciesz się pobytem w moim domu. Przecież spełniło się twoje marzenie. Jesteś w Mieście Złodziei.
Odwrócił się i wyszedł.
Jestem uwięziona, pomyślała tępo. Naprawdę uwięziona. Nie mam pojęcia, gdzie się znajduję, i nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Osunęła się po ścianie na kamienną podłogę. Kardal ma rację, pomyślała. Znalazła to, czego szukała.
Bójcie się marzeń, które się spełniają, mówi stare przysłowie…
ROZDZIAŁ 4
– Nie mogę w to uwierzyć. – Sabrina stała w sypialni i patrzyła na swe odbicie w ogromnym lustrze o złoconych ramach. – Zupełnie jak z tandetnego filmu o jakimś szejku…
– Książę nalegał na ten strój – odparła Adiva. Służąca miała za zadanie przygotować Sabrinę na powrót Kardala.
– Domyślam się… – Sabrina wiedziała, że nic na to nie poradzi, a nie chciała złościć się na dziewczynę, która starała się być dla niej miła.
Popatrzyła na Adivę. Miała nie więcej niż osiemnaście lat. Każdym swym gestem i spojrzeniem zdradzała, że jest nieśmiała i skromna i że stroni od obcych. Te cechy Kardal nade wszystko cenił u kobiet, dlatego Adivy nigdy by nie tknął. Traktowałby ją jak świętą.
Natomiast Sabrinę bez wahania pozbawi dziewictwa.
Z ledwie hamowaną wściekłością znów spojrzała na swe odbicie w lustrze. Miała na sobie przezroczyste, sięgające bioder spodnie, których szerokie nogawki były ściągnięte w kostkach. Poza maleńkim skrawkiem podszewki umieszczonym w najbardziej wstydliwym miejscu, tak naprawdę była naga od pasa w dół. Góra wyglądała niewiele lepiej. Ta sama zwiewna i przejrzysta tkanina udrapowana była wokół ramion, a coś na kształt staniczka z błyszczącej tkaniny okrywało jej piersi. Cały brzuch był odsłonięty. Długie, rude loki Sabriny zostały spięte wysoko na głowie w koński ogon i związane złotą wstążką. Adiva ukłoniła się.
– Zostawię cię teraz, byś mogła oczekiwać na naszego pana.
– Wolałabym, żebyś nie odchodziła – bez sensu odparła Sabrina.
Sytuacja była jasna. Służąca musiała zniknąć, bo zaraz zjawi się Książę Złodziei, by uwieść Sabrinę. Co z tego, że na myśl o tym wszystko się w niej przewracało? Kardal zrobi, co zechce, nie pytając jej o zdanie.
Nie, on jej nie uwiedzie. On ją zgwałci.
Sabrina mogła tylko przeklinać Kardala i swoją głupotę, która kazała jej samotnie wyruszyć na pustynię, przez co z niezależnej księżniczki i naukowca przemieniła się w niewolnicę, która zaraz stanie się erotyczną igraszką Księcia Złodziei. Dla Kardala była bowiem kobietą upadłą, a więc istotą pozbawioną wszelkich praw, z którą można zrobić wszystko.
Lecz czeka go niespodzianka. Kardal spodziewa się ladacznicy, a dostanie dziewicę. Uśmiechnęła się ponuro. W tym świecie prawo było bezwzględne. Za gwałt na dziewicy była tylko jedna kara: śmierć. Sabrina zostanie więc pomszczona. Jednak marna to satysfakcja. Stokroć bardziej wolałaby znaleźć sposób, by uniknąć tej strasznej, okrutnej i perwersyjnej sytuacji.
Podeszła do okna. Robiło się późno i ludzie opuszczali już targowisko, spiesząc do domów. Tak bardzo chciałaby zrobić to samo… Gdy odwróciła się, usłyszała nagle:
– Nie ruszaj się. Chcę ci się przyjrzeć.
Kardal stał tuż przy drzwiach. Wszedł cicho jak duch. Była wściekła, że tak się skradał. Oczywiście też się odświeżył, był ogolony, włosy miał jeszcze wilgotne. Przebrał się w czyste luźne spodnie i lnianą koszulę. Serce Sabriny waliło jak młot. Ogarniała ją panika, ale nie zamierzała uderzać w pokorne tony.
Pomyślała też, zupełnie bez sensu, że Kardal, choć łajdak, porywacz i gwałciciel niewinnych kobiet, jest nad wyraz przystojny. „Zło chadza w nadobnej postaci", mówiło stare porzekadło.
Nie patrzyła mu w oczy, by nie poznać jego myśli i nie zdradzić swoich, w ogóle umknęła wzrokiem, on zaś patrzył na nią wprost bezwstydnie, odrzucając wszelkie pozory kultury. Taksował ją, jakby była kobyłą na sprzedaż, obchodził ze wszystkich stron, oceniał każdy szczegół.
A ona była niemal naga, wydana na brutalną siłę tego mężczyzny. Wychowana w liberalnym świecie kobieta, mądra, wykształcona i mająca poczucie godności, nagle została zredukowana do roli seksualnego gadżetu. W każdym razie próbował uczynić to Kardal.
Zacisnęła dłonie w pięści. Bała się, to oczywiste, ale przede wszystkim była wściekła i głęboko, w całym swym jestestwie, urażona.
– Nie możesz się tak zachowywać. – Starała się mówić stanowczo, lecz niezbyt jej się to udało. – Jestem księżniczką, królewską córką. Jeśli zrobisz to, co zamierzasz, zapłacisz głową. Twoja zbrodnia będzie tym większa, że jako Książę Złodziei winien jesteś posłuszeństwo mojemu ojcu. Gwałt na jego córce będzie śmiertelną obrazą królewskiego majestatu.
"Uprowadzenie księżniczki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Uprowadzenie księżniczki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Uprowadzenie księżniczki" друзьям в соцсетях.