Kardal skrzyżował ręce na piersi.
– Oboje wiemy, że król Hassan nie dba o ciebie.
– Masz rację. – W jej oczach mignął ból. – Ale to nie ma nic do rzeczy.
Podszedł bliżej i mimo oporu Sabriny ujął ją za rękę.
– Otóż ma. Twój ojciec co najwyżej się zirytuje, ale nie sądzę, by kazał mnie ściąć. Więcej, jestem tego pewien.
– Nic nie rozumiesz. Nie ma żadnego znaczenia, co ojciec o mnie myśli. Pozbawiając mnie dziewictwa, zgwałcisz kobietę z jego domu. A taką hańbę może zmazać tylko krew.
Kardal wzruszył ramionami.
– Być może masz rację, ale żeby się przekonać, najpierw musimy to zrobić.
Usłyszała cichy trzask i poczuła coś ciężkiego na prawym nadgarstku, a zaraz potem na lewym.
Sabrina spojrzała na swe ręce i na moment pociemniało jej w oczach. Potem patrzyła oniemiała na złote bransolety zamknięte na jej przegubach. Tak niegdyś znakowano niewolnice. Niegdyś? Przecież to działo się dzisiaj. Sabra, księżniczka Bahanii, została niewolnicą poddanego swojego ojca!
Zniewaga była wprost niewyobrażalna.
– Ty… – zasyczała. – Jak śmiałeś mi to zrobić?!
Uśmiechnął się leniwie.
– Cenisz zabytkowe i wartościowe przedmioty, powinnaś więc czuć się zaszczycona.
Zaszczycona? Spojrzała na niewolnicze piętno. Bransolety miały około dwunastu centymetrów szerokości i już na pierwszy rzut oka można było rozpoznać kunsztowną ręczną robotę dawnych mistrzów. Pokryte były skomplikowanym spiralnym motywem figuralnym. Sabrina wiedziała, że wśród ornamentu ukryto malutki przycisk zwalniający mechanizm zamka, lecz znalezienie go może zająć nawet tygodnie.
– Jak śmiałeś mnie oznakować?!
– Jesteś moją własnością – Kardal wzruszył ramionami. – Czego się spodziewałaś? Honorowego miejsca w sali biesiadnej? Ono przynależy księżniczce, a nie niewolnicy.
Coś zaskowyczało w jej duszy. Sabrina czuła, że dłużej nie zniesie tej obrazy.
– Traktujesz mnie, jakbym była zwierzęciem. – W jej wzroku była żądza mordu.
– Och, nie jesteś nim, tylko kobietą w niewolniczych kajdanach.
– Żądam, żebyś je zdjął. – Wyciągnęła przed siebie ramiona.
Kardal podszedł do stolika, na którym stała misa z owocami. Wziął gruszkę, powąchał ją i ugryzł kawałek.
– Przepraszam, nie usłyszałem. Mówiłaś coś?
Sabrina wiedziała, że jest kompletnie bezsilna. Zarazem poczuła głęboki ból. To, co ją teraz spotkało, było zwieńczeniem całego jej smutnego życia.
Spojrzała na Kardala.
– Jesteś potworem. Nędznym tchórzem, który pyszni się swą siłą przed słabszymi. Nienawidzę cię. Łamiąc święte prawo pustyni, nie udzieliłeś mi pomocy, tylko pojmałeś w niewolę. Lecz wolę już śmierć, nić być twoją niewolnicą. – Spojrzała po sobie. – Nienawidzę tego, że jestem kobietą. Tacy jak ty, sadyści i łajdacy, powodują, że wiele kobiet na całym świecie każdego dnia powtarza to samo. – Na moment zacisnęła oczy. – Nie na takim świecie chciałabym żyć. Matka i ojciec w ogóle się mną nie interesują, bracia mają mnie za nic. Sama musiałam do wszystkiego dochodzić, sama wyznaczyłam sobie cele w życiu i je realizowałam. I nagle na mej drodze stanąłeś ty. Pełen pychy i okrucieństwa uważasz, że wolno ci zrobić ze mną wszystko, na co ci przyjdzie ochota. Nie pozwolę, byś traktował mnie z taką pogardą, jakbym była wielbłądem.
Dopiero w tej chwili Kardal wykazał niejakie zainteresowanie jej słowami.
– Mylisz się. – Odgryzł kolejny kęs gruszki. – Bardzo szanuję wielbłądy. Ich praca, za którą otrzymują tak niewiele, przynosi ludziom mnóstwo pożytku. – Obrzucił ją spojrzeniem. – Nie da się tego powiedzieć o tobie.
Sabrina z furią cisnęła pomarańczą w Kardala.
– Wynoś się stąd! – wrzasnęła. – Oby zżarły cię hieny i szakale!
Wielce rozbawiony ruszył do drzwi.
– Również zachowujesz się gorzej niż wielbłąd. Wiedziałem, że źle z tobą, ale że aż tak bardzo? Doprawdy, szokujące.
Rzuciła gruszką, ale trafiła we framugę drzwi.
– Do zobaczenia w piekle, Kardalu!
Zatrzymał się.
– Prowadzę przykładne życie, Sabrino, więc kiedy już będziemy po drugiej stronie, obiecuję, że wstawię się za tobą na górze. Być może uda się wyciągnąć cię z piekielnej czeluści, choć niczego obiecać nie mogę.
Błyskawicznie zatrzasnął drzwi, o które w tej samej chwili rozbiła się ciśnięta z niezwykłą siłą misa.
Kardal w wesołym nastroju ruszył korytarzami zamku. Za zakrętem ujrzał łukowato sklepiony otwór drzwiowy, pozbawiony jednak drzwi, które niegdyś stanowiły granicę haremu. Przez wiele wieków mieszkały tam wyłącznie kobiety, którym wolno było wychodzić na zewnątrz tylko w określonych sytuacjach i pod nadzorem. Jednak dwadzieścia pięć lat temu Cala, matka Kardala, otworzyła te drzwi, a potem kazała je sprzedać. Nie była to jednak zwykła transakcja, jako że drzwi były wysokie na cztery i pół metra, szerokie na cztery, a wykonane zostały ze szczerego złota wysadzanego drogimi kamieniami. W rezultacie niegdysiejszy symbol zniewolenia kobiet zamieniony został na nowoczesną klinikę ginekologiczno-położniczą i pediatryczną, bez opłat obsługującą wszystkie kobiety oraz dzieci z Miasta Złodziei. Cala twierdziła, że nad kliniką czuwają dusze milionów zniewolonych kobiet, które żyły i umierały w haremach.
Kardal wszedł do pomieszczenia, które niegdyś było główną salą haremu, a obecnie służyło za biuro. Było już późno, więc cały personel poszedł do domu, jednak w gabinecie Cali paliło się jeszcze światło. Kardal udał się właśnie tam.
Księżna uśmiechnęła się na widok syna. Była wysoką, szczupłą kobietą o oczach łani, wciąż piękną dzięki szlachetności swych rysów. Mając czterdzieści dziewięć lat, wyglądała na siostrę Kardala, a nie na jego matkę. Długie czarne włosy zwykle upinała w kunsztowny kok, ale po pracy zaplatała je w luźno opadający na plecy warkocz. Proste uczesanie w połączeniu z dżinsami i odsłaniającym pępek kusym podkoszulkiem sprawiało, że często brano ją za kobietę o połowę młodszą, niż była w rzeczywistości.
– Powrót matki marnotrawnej. – Kardal pocałował Cale w policzek. – Na jak długo przyjechałaś tym razem?
– Usiądź. Myślę, że na dłużej, może na stałe. Czy moja obecność w zamku nie będzie cię krępować?
Kardal, z uwagi na natłok obowiązków, ostatnimi czasy żył jak mnich.
– Jakoś to przeżyję. Opowiedz mi o swoim ostatnim sukcesie.
– Świetne nowiny. W tym roku zaszczepimy sześć milionów dzieci. Zakładaliśmy, że uda nam się zebrać co najwyżej na cztery miliony, ale niespodziewanie dotacje wzrosły.
– Niespodziewanie? Powiedz, jak ty to robisz, że największy sknera po rozmowie z tobą wypisuje czek, i jeszcze się uśmiecha?
Cala prowadziła działalność charytatywną na rzecz kobiet i dzieci z całego świata. Zaczęła się tym zajmować, kiedy Kardal wyjechał za granicę pobierać nauki. Wkrótce jej fundacja stałą się jedną z największych i najskuteczniej działających na świecie.
– Jestem wdzięczna, choć nie znam powodów tej hojności. – W zamyśleniu spojrzała na syna. – Czy ta kobieta to naprawdę księżniczka Sabra?
– Używa imienia Sabrina.
Cala uniosła brwi.
– Wielokrotnie mnie zaskakiwałeś, ale tym razem przeszedłeś samego siebie. Porwałeś córkę naszego zaufanego sojusznika i nominalnego władcy. Jestem przekonana, że potrafisz to jakoś rozsądnie wytłumaczyć.
– Sabrina samotnie wyruszyła na poszukiwanie naszego miasta, jednak była bez szans. Gdybyśmy jej nie pomogli, zginęłaby.
– To oczywiste, że musiałeś jej pomóc, bo takie jest prawo pustyni. Nie podoba mi się jednak, że ją więzisz. Słyszałam, że przywiozłeś ją do miasta na swoim koniu i ze związanymi rękami. – Gdy Kardal w milczeniu wiercił się na krześle, rzuciła zgryźliwie: – Rozumiem, łatwe pytanie, trudna odpowiedź…
– Rzeczywiście, trudna.
– A wiesz może, dlaczego szukała miasta? Trudno mi uwierzyć, żeby ją interesowały nasze skarby.
– A właśnie, że ją interesują. Powiedziała mi, że ma dyplom z archeologii i jeszcze jeden, chyba z historii Bahanii.
– Nie zapamiętałeś, co studiowała? – Cala była wyraźnie zdegustowana. – Czyżbym czegoś nie dopatrzyła, gdy cię chowałam? Nie umiałeś skupić się na tym, co mówiła. Teraz rozumiem, jak nudna może być pierwsza rozmowa z własną narzeczoną. Słyszy się siebie, siebie i tylko siebie.
– Oj, mamo… – Kardal nie znosił, gdy Cala mówiła do niego w ten sposób. Potrafiła zadrwić z ukochanego synka, gdy taka była potrzeba.
– Ta kobieta reprezentuje to wszystko, czego ja nienawidzę. Jest uparta, samowolna i zepsuta. Typowy produkt Zachodu.
– O ile mi wiadomo, tam się wychowała, więc jest inna niż tutejsze kobiety. – Cala nie zamierzała współczuć synowi. – Poza tym godząc się na ten związek, znałeś jej reputację. To twoja decyzja, nikt cię do niej nie zmuszał. Kiedy król Hassan zwrócił się do ciebie w tej sprawie, mnie tu nawet nie było.
– Gdybym mu odmówił, doszłoby do ostrego zatargu.
– Wiesz dobrze, w czym rzecz, synu.
Tradycja nakazywała, by Książę Złodziei poślubił najstarszą córkę króla Bahanii, ale nie był to żaden święty obyczaj. W przeszłości zdarzało się, że z różnych przyczyn do małżeństwa nie dochodziło. Gdyby Kardal stanowczo odmówił, stałoby się tak i tym razem bez żadnych poważnych konsekwencji. Najwyżej król Hassan trochę by się powściekał, ale nikt nie myślałby o zerwaniu stosunków dyplomatycznych czy handlowych, nie mówiąc już o wojnie.
Problem leżał w czym innym. Kardal musiał się ożenić, by spłodzić potomstwo. Zdawać by się mogło, że powinien poczekać na kobietę, którą pokocha. Niestety, Książę Złodziei nie wierzył w miłość. Więc co za różnica, z kim się ożeni?
– Oboje z Sabriną macie więcej wspólnego, niż ci się wydaje – powiedziała Cala. – Mądrze zrobisz, próbując odkryć to, co was łączy. A jeśli ona jest naprawdę taka uparta i samowolna, to uważam, że musi być ku temu jakiś powód. Gdy dowiesz się i zrozumiesz, co nią kieruje, wiele zyskasz.
– Nie ma takiej potrzeby.
– Ależ synu, przecież tu chodzi o twoje przyszłe szczęście. Miałam nadzieję, że choć trochę się postarasz.
Wzruszył ramionami.
– Taka kobieta jak Sabrina z całą pewnością nie uczyni mnie szczęśliwym. – Chyba że w łóżku, dodał w myślach, przypominając sobie, jak wyglądała w stroju, do którego włożenia ją zmusił.
– Postępujesz głupio, synu – stwierdziła ostro Cala. – Po co toczysz wojnę z przyszłą żoną? Czy nie rozumiesz, że kobieta zadowolona z życia będzie lepszą matką dla twoich dzieci?
– Gdyby tylko nie była aż tak uparta – burknął. – Dlaczego król Hassan pozwolił, żeby wychowywała się za granicą?
– Hassan ożenił się z matką Sabriny niedługo po tym, jak się poznali. Połączyła ich namiętność, która jednak szybko wygasła. Gdyby nie Sabrina, rozwiedliby się po kilku miesiącach, lecz i tak do tego doszło. Matka chciała ją zabrać do Kalifornii, a ojciec się zgodził.
– Przecież to wbrew prawu!
W zwykłych rodzinach po rozwodzie prawo do opieki reguluje sąd, jednak w rodzinie królewskiej dzieci, na mocy specjalnego przepisu, muszą pozostać z rodzicem, który ma monarszy tytuł. Sabrina była jedynym znanym Kardalowi wyjątkiem od tej reguły.
– Może postąpił zbyt pochopnie? – powiedziała miękko Cala. – Mężczyźni często zachowują się w ten sposób. Słyszałam o jednym takim, który nawet nie zadał sobie trudu, by poznać swą przyszłą żonę, uznał bowiem, i to zaledwie po kilku godzinach, które razem spędzili, że nigdy nie będą ze sobą szczęśliwi.
– Nieprawdopodobne – wycedził ironicznie Kardal. – No dobrze. Dopięłaś swego. Spędzę z nią trochę czasu, postaram się ją lepiej poznać, i dopiero wtedy podejmę decyzję. Choć jestem przekonany, że i tak nie zmienię zdania.
– Oczywiście, że nie zmienisz. W każdym razie do czasu, dopóki będziesz do niej uprzedzony… Oj, mój mały, co ja mam z tobą zrobić?
– Podziwiaj mnie.
Wzniosła oczy do nieba.
– Wszystko przez to, że dawałam ci za dużo swobody, kiedy byłeś mały.
Nie całkiem żartowała. Cala była cudowną, czułą i mądrą matką, zawsze stała przy nim, kiedy jej potrzebował, zarazem jednak wiedziała, kiedy się wycofać, by Kardal sam zdobywał życiowe doświadczenia.
Zawsze ją podziwiał. Mądra, energiczna, dobra, a przy tym jakże piękna. Jednak mimo tak wielkich zalet całe życie spędziła samotnie.
– Czy to przeze mnie? – zapytał.
Cala szybko pojęła, o co Kardal pytał. Delikatnie dotknęła jego policzka.
– Jesteś moim synem i kocham cię całym sercem. To, że nie wyszłam za mąż, nie ma nic wspólnego z tobą.
W takim razie to musi być jego wina. Wstała i popatrzyła na niego z góry.
– Uważaj…
Kardal dobrze znał ten ton głosu. Zerwał się z krzesła i wzburzony popatrzył na matkę.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chcesz się z tym pogodzić.
– Ponieważ są rzeczy, których nie możesz zrozumieć.
Nie pierwszy raz dochodziło między nimi do kłótni w tej sprawie i zawsze kończyła się niczym. Kardal pocałował matkę w policzek, obiecał, że zje z nią kolację pod koniec tygodnia i wyszedł.
"Uprowadzenie księżniczki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Uprowadzenie księżniczki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Uprowadzenie księżniczki" друзьям в соцсетях.