– Dwudziesty drugi.
– Urodziny Annie.
– Być może. Kim była ta dziewczyna, która dzwoniła wczoraj?
– Przemyślałaś j uż swoje grzechy, za które powinnaś odpokutować?
– Odpokutować? Za co? – zapytała, a pot popłynął jej po plecach.
Wyjrzała przez okno, ciekawa, czy jest gdzieś na zewnątrz i czy to jego kroki słyszała na ganku. Może dzwonił z telefonu komórkowego. Pode¬szła do okna i opuściła żaluzje.
– Ty mi powiedz.
– Nie jestem odpowiedzialna za śmierć Annie.
– Nieprawidłowe rozumowanie, Sam.
– Kim jesteś? – Szumiało jej w głowie., – Spotkaliśmy się gdzieś? Czy ja cię znam?
– Musisz tylko wiedzieć, że to co stanie się dziś w nocy, stanie się z twojego powodu, z powodu twoich,grzechów. Musisz za nie zapłacić, Sam. Błagaj o przebaczenie.
– Co chcesz zrobić? – zapytała i nagle zrobiło jej się śmiertelnie zimno.
– Zobaczysz…
– Nie… Nie rób nic…
Usłyszała plaśnięcie i telefon zamilkł.
– O Boże, nie! – Sain padła na fotel i ukryła twarz w dłoniach. W jego głosie było coś niedobrego. Okrucieństwo. Coś miało się zdarzyć, coś potwornego i ona będzie temu winna.
Weź się w garść, Sam. Nie pozwól mu się pokonać. Musisz go po¬wstrzymać. Ty! Myśl, Sam, myśl. Zadzwoń na policję. Powiadom Ben¬tza, a potem zrób wszystko, co w twojej mocy.
Wykręciła numer policji w Nowym Orleanie i o mało nie oszalała, kiedy powiedziano jej, że Ricka Bentza nie ma, i że do niej oddzwoni.
– Proszę mu powiedzieć, że to bardzo pilne – upierała się, zanim odłożyła słuchawkę. Co jeszcze mogła zrobić? Jak powstrzymać to, co zaplanował John? Podskoczyła, kiedy telefon odezwał się raz jeszcze. Odebrała, gotowa na kolejne pogróżki.
– Halo? – powiedziała drżącym głosem.
– Mówi Bentz. Dostałem wiadomość, że pani dzwoniła w pilnej sprawIe.
– Miałam właśnie telefon od Johna – oznajmiła. – Tu w domu.
– Co powiedział?
– Żebym odpokutowała grzechy, i że jeśli tego nie zrobię, zapłacę za nie. Stara śpiewka, ale potem dodał, że jeśli nie, to coś złego stanie się dziś w nocy i to z mojej winy..
– Sukin… niech pani poczeka. Jeszcze raz i powoli. Nie nagrała pani przypadkiem tej rozmowy?
– Nie… Nie pomyślałam o tym. Wszystko stało się tak szybko.
– Niech mi pani opowie wszystkie szczegóły – rzekł, a ona zrobiła, jak prosił. Nie opuściła niczego. Powiedziała mu o kilku głuchych telefo¬nach, o zniknięciu czerwonej bielizny, i o tym, że miała wrażenie, że ktoś obserwuje dom. Bentz wysłuchał jej i dał kilka rad, które już znała. Po¬winna być ostrożna, zamknąć drzwi, kupić psa, włączyć alarm, może prze¬prowadzić się do kogoś bliskiego do czasu, aż to się skończy.
Odłożyła słuchawkę i poczuła się lepiej. Wiedziała jednak, że nie może tak siedzieć i czekać na to, aż John wprowadzi w życie swoje groźby. Nie ma mowy. Musiała się dowiedzieć, kim on jest, zanim będzie za póżno.
– Chcesz, żebym to założyła? – zapytała ze zdziwieniem d:z;iewczy¬na i popatrzyła na faceta, którego poderwała nad rzeką. W skazała na rudą perukę z długimi włosami i koronkowy czerwony komplet bieli¬zny, który trzymała w dłoni.
– Tak. – Był spokojny i dziwny, a ciemne okulary pogłębiały jesz¬cze to wrażenie.
Kiedy brakowało jej pieniędzy, robiła różne numery i czasami pro¬szono ją o różne chore rzeczy, ale to życzenie było niezwykle dziwne.
No ale co jej szkodzi? Chciała to zrobić i dostać gotówkę.
Podszedł do okna i upewnił się, że żaluzje sązasłonięte. Byli w ohyd¬nym, małym pokoju hotelowym i facet nie był szczęśliwy, że musi za niego zapłacić.
Był zdenerwowany, a żadrapanie na twarzy mat1wiło go. Patrzył w lu¬sterko wiszące na drzwiach i dotykał śladu palcami.
Dziewczyna siedziała na ławce w parku, obok nabrzeża, i patrzyła na łodzie sunące po leniwej rzece. Była głęboko zamyślona i nie słysza¬ła, jak do niej podszedł. Poj wił się nie wiadomo skąd. Park był prawie pusty i kiedy złożył jej propozycję, powiedziała, że nie ma go dokąd zabrać. Facet się wkurzył i myślała, że zrezygnuje, ale się uparł.
Zaproponował jej sto dolarów. Poszłaby z nim za pięćdziesiąt.
Przyprowadził ją do tego śmierdzącego pokoju tuż za granicą dziel¬nicy. Przez całą drogę miała wątpliwości, ale dobrze płacił. Co z tego, że chciał ubrać ją w czerwoną bieliznę i chciał, żeby zakryła krótkie rude włosy perukąz długimi kasztanowymi? Im szybciej zrobi to, o co prosił, tym prędzej będzie mogła kupić sobie działkę. Zgodziła się. Nic wiel¬kiego. Robiła gorsze rzeczy niż ubieranie się w cudze fatałaszki. Była ciekawa, czy komplet należał do jego żony, czy dziewczyny. Co to za popapraniec krył się za tymi ciemnymi okularami?
Patrzył na nią zza ciemnych szkieł, między palcami przesuwał pa¬ciorki różańca. To przyprawiło ją o gęsią skórę. Nie była szczególnie religijna, ale chodziła kiedyś do kościoła i nie podobało jej się to, bała się tego różańca. Świętokradztwo.
Nieważne. Potrzebowała narkotyków i dostanie je, jeśli wytrzyma następne pół godziny. Spojrzała na stolik przy łóżku i zobaczyła bank¬not studolarowy. Wyglądał dziwnie, bo ktoś zamalował na czarno oczy Bena Franklina.
John bawił się radiem, które stało na stoliku. Naciskał guziki, dopó¬ki nie znalazł rozgłośni, którą poznała. Przełknęła ślinę na dźwięk głosu doktor Sam.
– Nie moglibyśmy… posłuchać muzyki? – zaproponowała nieśmiało.
Czuła się tak, jakby Sam była w pokoju razem z nimi.
– Nie.
– Ale…
_ Ubieraj się – rozkazał. Zacisnął usta, a kciukiem i palcem wskazującym pocierał różaniec, jakby zależało od tego jego życie. Zamilkła, patrząc na ciemne okulary i szramę na twarzy.
Zdjęła sandały i stanęła boso na starym dywanie obok łóżka. Roze¬brała się. Za kilka minut to się skończy i będzie mogłGl sobie iść.
Z głośnika dobiegał głos doktor Sam:
_ Porozmawiajmy o tym, Nowy Orleanie. Opowiedzcie mi o listach miłosnych, które dostaliście.
Mężczyzna zamarł. Mruknął coś pod nosem, a potem odwrócił się i spojrzał na nią. Nie odezwał się ani słowem, kiedy zdjęła szorty i zało¬żyła koronkowe majtki. Poprawiła paski i doszła do wniosku, że facet jest nawet przystojny. Skupi się na tym, że jest niebrzydki i nie będzie słuchać doktor Sam. Może udawać. Zawsze tak robiła, kiedy zabierała się do pracy. Niech ją przeleci i się wynosi. Wepchnęła włosy pod peru¬kę i spojrzała na niego wyzywająco.
– No i jak?
Patrzył na nią przez chwilę, badawczo, jak na robaka pod mikroskopem. Odrzuciła głowę do tyłu, a długie włosy peruki połaskotały ją po łopatkach.
_ Doskonale – powiedział w końcu z lekkim uśm iechem. – Wspaniale.
Podszedł do niej i dotknął jej ucha, bawiąc się kilkoma kolczykami.
Dobrze, wreszcie wziął się do rzeczy.
Pogładził jej szyję, a ona zmusiła się do udawanego jęku zadowole¬nia po to, by mieć to szybciej za sobą. Odchyliła głowę i zamknęła oczy, jakby ją to naprawdę podniecało i wtedy wokół szyi poczułą. coś dziw¬nego I ZImnego.
Co to, do cholery"? Odsunęła się od niego i zdała sobie sprawę, że zacisnął jej różaniec na gardle. Ostre paciorki wbijały jej się w skórę•
_ Poczekaj chwilę – powiedziała i wtedy zobaczyła, jak uśmiecha się lodowato. Wąskie usta odkryły białe, równe zęby. Chciała się wy¬rwać, ale pociągnął ją i zacisnął pętlę jeszcze mocniej. Paciorki wbiły się jej w szyję i przecięły skórę. Straciła oddech.
Chciała krzyknąć, ale nie mogła. Nie była w stanie wciągnąć powie¬trza. Zamachała rękami i chciała kopnąć go w kolana albo w krocze. Walczyła, ale stanął na jej bosych stopach i nic nie robił sobie z tego, że drobnymi pięściami waliła go po twardej piersi. Próbowała podrapać go po twarzy, ale wtedy pociągnął mocniej. Pot wystąpił mu na czoło, zaci¬snął zęby i wykrzywił usta.
Nie, o Boże, nie. Niech mi ktoś pomoże!
Płuca zaczęły ją palić i miała uczucie, że zaraz eksplodują.
Proszę, proszę! Pomocy! Niech ktoś usłyszy, co tu się dzieje i mi pomoże!
Chciała uderzyć pięścią w okulary, ale zdążył odchylić głowę.
W ciemnych szkłach dostrzegła własny strach i zniekształcone odbicie swojej twarzy. Wiedziała, że umiera, a dziecko w jej brzuchu, to, które¬go nie chciała, umrze razem z nią.
Mężczyzna stanął za nią i przez sekundę poczuła ulgę. Poruszyła nogami, złapała powietrze i jeszcze raz próbowała się wyrwać.
Odetchnęła ostatni raz, poczuła krew w ustach i rzuciła się do przo¬du, wierząc jeszcze, że zdoła mu uciec.
Wtedy on ponownie zacisnął pętlę.
Rozdział 21
– To by było na tyle – powiedziała Melanie, kiedy muzyka kończąca Nocne wyznania ucichła i rozpoczęła się reklamówka firmy kompu¬terowej.
Sam odsunęła krzesło od biurka i odetchnęła. Denerwowała się przez całą audycję i była spięta. Tajemniczy John mógł znowu zadzwonić, żeby ją nastraszyć. Po tym,jak dzwonił do niej do domu, wszystko było moż¬liwe. Na szczęście nic się nie stało.
Była pewna, że słuchał jej i czekał. Wiedział, że gra jej na nerwach i doprowadzają do granicy wytrzymałości. Po telefonie, który odebrała w domu, postanowiła rzucić mu przynętę. Dzisiejszy program poświęci¬ła porozumiewaniu się, a w szczególności listom miłosnym, zwykłym listom oraz listom z pogróżkami. Ani razu nie napomknęła o kal1ce, którą znalazła w samochodzie.
Słuchacze dzwonili jak najęci, ale John jak dotąd się nie odezwał.
Miał jeszcze czas.
Minęła północ, właściwie był już piątek – dzień po urodzinach An¬nie Seger.
Sam wyłączyła sprzęt, popatrzyła przez chwilę na wygaszone sygna¬lizatory linii telefonicznych i dołączyła do Tiny'ego i Melanie na korytarzu.
– Dzisiaj żadnych wariatów – zauważył Tiny.
– Jak na razie – zgodziła się Sam. Tiny poprawił okulary.
– Chyba jesteś zawiedziona. Bardzo się ekscytujesz, kiedy on dzwoni.
– Ekscytuję? – powtórzyła Sam i coś się w niej zagotowało. – Nie… ale nie znajdziemy go, jeśli się nie ujawni. – Nie dodała, że chciała go wyciągnąć z ukrycia, dopaść i załatwić tak, żeby już nigdy nikogo nie straszył. Uparła się, żeby dowiedzieć się, co go podnieca, a prócz tego chciała, by zniknął, nie dzwonił więcej i nie wtrącał się w jej życie.
– Naprawdę myślisz, że zadzwoni jeszcze raz po programie? – za¬pytała Melanie, pogrzebała w torebce i wyjęła małe pudełko tic taców. ¬Może to dla niego za duże ryzyko? Na pewno już się domyślił, że po¬szłaś na policję. Nie wie, że ani oni, ani my nie śledzimy numerów. ¬Wysypała tuzin miętowych cukierków na dłoń i wrzuciła do ust.
– Może facet wie, jakim skąpym dupkiem jest George Hannah¬poskarżył się Tiny i pomachał ręką. – Nie powiedziałem tego, dobra? Nie chcę o tym usłyszeć na kolejnym zebraniu.
– Wszyscy myślimy tak samo – oznajmiła Melanie i ziewnęła. Wyciągnęła rękę z prawie pustym pudełeczkiem. – Ktoś chce? – Dzięki – odmówił Tiny.
– Nie, to nie.
Sam pokręciła głową.
– Ja też dziękuję. Melanie znowu ziewnęła.
– Boże, ledwo żyję. Czy ktoś chce trochę dietetycznej coli? – Ru¬szyła w stronę kuchni.
– Mam jeszcze swoją. – Tiny wrócił do studia, żeby ustawić taśmy z następną audycją
Sam ruszyła za asystentką, ale jednym uchem nasłuchiwała, czy nie zadzwoni telefon.
– Nie chcę kofeiny – powiedziała do Melanie. Była pierwsza w nocy i zmiana Sam się skończyła. Nie mogła sobie wyobrazić pracy w weekendy. – Pożyczysz mi dolara do automatu? – zapytała Melanie, kiedy skrę¬ciły i szły korytarzem wzdłuż ścian pełnych zdjęć lokalnych sław, które udzielały wywiadów w WSLJ.
– Za to, że opiekowałaś się Charonem i domem pod moją nieobecność, chyba mogę zaryzykować.
– Fajnie.
Sam znalazła portfel i podała Melanie banknot. Przez głośniki są¬czył się fragment utworu instrumentalnego, który był początkiem pro¬gramu Przy zgaszonych światłach. Telefon nie zadzwonił.
– Czy Eleanor wspominała ci coś o nadawaniu Nocnych wyznań siedem razy w tygodniu zamiast pięciu? – zapytała Sam, idąc za Mela¬nIe.
– Chodzą takie słuchy, a Gator się martwi… – urwała. – Co to, do cholery… Może nie powinnaś tu wchodzić. – Melanie stanęła jak wryta w drzwiach i patrzyła w lewą stronę, na balkon. Banknot dolarowy, któ¬ry dała jej Sam, upadł na podłogę.
– Dlaczego? – Sam wyciągnęła szyję, żeby spojrzeć Melanie przez ramię•
Zamarła, kiedy zobaczyła tort – z białą polewą i około dwoma tuzi¬nami świeczek.
– Jezu.
– To znowu coś w związku z tąAnnie – powiedziała Melanie, z trudem przełykając ślinę.
Sam odepchnęła ją i podeszła do stołu. W głowie jej szumiało, a serce biło jak oszalałe.
– Kto to zrobił? – zapytała. – Kto się tu dostał i to podrzucił?
– Ja… ja… nie mam pojęcia.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ANNIE – głosił czerwony napis na środku. Paliły się świeczki i czerwony wosk kapał po obu stronach tortu jak kropelki krwi, a z małych płomyków unosił się dym.
"W afekcie" отзывы
Отзывы читателей о книге "W afekcie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W afekcie" друзьям в соцсетях.