Znalazł mieszkanie na drugim piętrze i wszedł do środka.
Wszędzie kręcili się ludzie z ekipy dochodzeniowej. Policyjny foto¬graf robił zdjęcia martwej kobiety, która leżała twarzą w dół, na dywa¬nie. Była naga i miała ogoloną głowę, a na czaszce, pod resztkami wło¬sów, widać było szramy. W jednej dłoni ściskała gruby czarny kosmyk, a wokół, oprócz odoru śmierci, unosił się dziwny słodki zapach. Miała gładką skórę koloru kawy.
Rozejrzał się i doszedł do wniosku, że mają do czynienia z nowym mordercą.
– To wszystko nie tak – mruknął o siebie. Żołądek miał skurczony, a szczękę zaciśniętą, kiedy patrzył na rozłożoną na dywanie ofiarę.
– Nie musisz mi mówić. – Montoya stanął obok fotografa i usłyszał słowa Bentza.
Bentz kucnął i kołysał się na piętacl1. Dotknął kosmyka włosów, któ¬ry kobieta ściskała w palcach. Był tłusty i pachniał mdło olejkiem pa¬czuli, jak w kamasutrze. O co w tym wszystkim chodzi?
– Kim ona jest? – Bujając się na piętach, Bentz spojrzał w górę na Montoyę•
– Cathy Adams,jak wynika z prawa jazdy. Znanajako Cassie Alexa albo księżniczka Alexandra.
– Dziwka?
– Trochę prostytutka, trochę studentka z Tulane, tancerka erotyczna z Playlandu.
Bentz znał ten lokal. Klub z nagimi tancerkami na Bourbon Street. Wyprostował się i rozejrzał po pokoju. Był czysty, uporządkowany, a meble, choć stare, były przyzwoite. Na ścianach wisiało kilka obraz¬ków, a nad fotelem zobaczył zdjęcie Mal1ina Luthera Kinga. Tuż nad jego głową wisiał portret Chrystusa.
– To jej mieszkanie?
– Tak. Właścicielka mówi, że mieszkała z chłopakiem, który był jednocześnie jej alfonsem, ale on – Marc Duvall – wyprowadził się trzy tygodnie temu po jednej z pijackich awantur. Jak zwykle, ona dzwoni na 911, ale zanim gliniarze przyjeżdżają, uspokaja się i mimo, że ją pobił jak diabli, nie składa skargi i twierdzi, że to pomyłka. Faceta aresztują, ale wychodzi za kaucją. W końcu posłała go do diabła, zniknął i nikt go od tamtej pory nie widział. Właścicielka miała dość awantur i kazała jej się wynosić. Powiedziałem, żeby szukali tego Marca, ale chyba wyje¬chał z miasta, a być może i z kraju.
Bentz nadal oglądał miejsce zbrodni.
– Tego nie zrobił nasz facet – powiedział. Pochylił się raz jeszcze, żeby lepiej obejrzeć denatkę. Sądząc po sinych śladach na szyi, została uduszona, ale znaki były inne niż u pozostałych.
– Wiem. To jest lepsza dzielnica, nie ma banknotu z zamazanymi oczami, ani włączonego radia i udusił ją innym narzędziem.
– Wszystkie pozostałe ofiary były białe – mruknął Bentz.
– Ta też była prostytutką i zginęła w swoim mieszkaniu, i leży w dziwnej pozycji – wskazał Montoy~… Miał rację. Nikt nie upadłby na podłogę twarzą w dół z ramionami rozłożonymi nad głową, nogami ra¬zem, obciągniętymi palcami i kosmykiem własnych włosów w dłoni.
Leży inaczej, pomyślał Bentz i spojrzał na,brązową skórę Cathy Adams. Ciekawe czy miała dzieci? Może męża? Albo rodziców, którzy jeszcze żyli? Zacisnął szczęki.
– Sprawdź, jaką ma rodzinę, przyjaciół, innych facetów. Dowiedz się, gdzie jeszcze pracowała. Pogadaj z innymi dziewczynami i z wła¬ścicielem klubu.
Montoya kiwnął głową i popatrzył w dół, na kobietę.
– Może nasz facet wymyślił coś nowego albo zmienił się i dlatego wszystko wygląda inaczej?
– Jest zupełnie inaczej, Reuben. – Bentz zmartwił się tym, co mu przyszło do głowy. – Założę się, że mamy nowego mordercę, który być może naśladuje pierwszego.
– Dwóch? – Montoya sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął paczkę marlboro. Wysupłał jednego, ale nie zapalił. – Nie. Nie ma ich tak wielu. Może stanowią dziesięć procent zabójców.
– Coś koło tego.
– Więc jak często się to zdarza?
– Rzadko, dzięki Bogu, ale zdarza się… – Bentz ruszył przez mieszkanie i zapach paczuli się ulotnił.
Sypialnia Cathy była tak samo porządna jak salon. Pościel na łóżku nawet nie została poruszona, a w łazience pełno było kobiecych rze¬czy – rajstopy wisiały na rurze od prysznica za czystą zasłoną, a na kra¬wędzi wanny stał szampon i odżywka. Przez chusteczkę otworzył szaf¬kę z lekami i znalazł tam tubki i słoiczki z kosmetykami, leki bez recepty, plastry i tampony. Jedyne, co wskazywało najej zawód, to pudło prezer¬watyw obok tabletek Alka-Seltzer. Nie było żadnych leków na receptę ani żadnego śladu narkotyków.
W niedużej szafce leżały świeże ręczniki, a środki czyszczące stały pod umywalką.
Bentz doszedł do wniosku, że widział wszystko, co trzeba, i ruszył do wyjścia. Za drzwiami zebrał się tłumek ciekawskich, powstrzymywa¬ny przez policjantów w cywilu.
– Oczyśćcie to miejsce – powiedział Bentz do kobiety dowodzącej ekipą dochodzeniową.
Rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie.
– Mówi pan tak, jakbyśmy nic nie robili jak należy i źle zbierali dowody. Bez przesady.
Bentz podniósł rękę.
– Przepraszam.
– Niech pan się tu nie kręci. Im szybciej skończymy, tym prędzej dostanie pan swój raport.
– Takjest. – Obaj z Montoyą wyszli z mieszkania i przecisnęli przez zgromadzony w holu tłum. – Przesłuchałeś wszystkich?
– Już nad tym pracuję. – Montoyi można było zarzucić wszyst¬ko, prócz lenistwa. – Jak na razie nikt nie zauważył niczego niezwy¬kłego.
– Chcę zobaczyć zeznania tak szybko, jak to możliwe. Zadzwoń do laboratorium. Niech się pospieszą. Upewnij się dwa razy, czy nie było włosów z peruki, czy porównali nasienie, ślady krwi i włosów, które mamy z innych spraw, nawet z tych zamkniętych – nie tylko o mOl'der¬stwo, ale gwałty i napady z ostatnich pięciu lat.
– Trudny rozkaz – stwierdził Montoya, kiedy wreszcie wydostal i się z tłumu..
Jeden policjant przesłuchiwał mieszkańców, drugi trzymał ich z dala od miejsca zbrodni.
– Wcale nie taki trudny. Mamy komputery i FBI. – Potarł kark i zerknął raz jeszcze w stronę mieszkania Cathy Adams. – Gdzie są federalni?
Montoya uśmiechnął się złośliwie.
– Powiedzmy, że do nich nie zadzwoniłem.
– Dadzą nam za to nieźle popalić.
– Jakjuż mówiłeś, to nasza działka. – Włożył papierosa między zęby i szukał po kieszeniach zapalniczki.
– Tak, ale będą chcieli wiedzieć.
– Osobiście złożę im rano raport.
– Lepiej zrób to – mruknął Bentz, kiedy schodzili po schodach. Tak samo jak Montoya, Bentz nie lubił mieć do czynienia z federalnymi, ale nie zamierzał łamać zasad. Poza tym zdarzali się dobrzy agenci, tacy, z którymi mógł pracować, na przykład Norm Stowell, w czasach, kiedy był zatrudniony w biurze.
– Jak to się stało, że to ciebie pierwszego wezwali? – zapytał Bentz.
– Przypadek. – MQntoya znalazł zapalniczkę i przytknął ją do końca papierosa, kiedy dotarli na parter. – Byłem w komisariacie i pisałem dla ciebie raport o znajomych Annie Seger. – Zaciągnął się głęboko i po chwili wypuścił kłąb dymu. – Zostawiłem kopię na twoim biurku i właś¬nie miałem iść do domu, kiedy zadzwonili. Przyjąłem wezwanie i przy¬jechałem tutaj. Potem zadzwoniłem do ciebie.
To wyjaśniało sprawę.
– Jak będziesz miał chwilę, zerknij na raport. Annie Seger nie była zwyczajną królową balu maturalnego.
Spodziewałem się.
– I jest jeszcze kilka innych rzeczy. Były mąż Samanty Leeds.
– Doktor Leeds.
– Tak. Nadal tu mieszka i wykłada w Tułane. Ma trzecią żonę i jego małżeństwo chyba się rozpada.
– Miałem już przyjemność go poznać – mruknął Bentz. – Niezły typ.
– Tak sądziłem. Ale jest coś, czego nie wziąłem jeszcze pod uwagę. Chcę sprawdzić listę pacjentów doktorki. Nie będzie całej, bo dane są objęte tajemnicą lekarską, ale policja z Houston zebrała trochę informacji.
– Zerknę na to.
– Jasne. – Montoya zaciągnął się i wypuścił dym kącikiem ust. ¬Zobaczysz, kim był pierwszy policjant, który pojawił się na miejscu po śmierci Annie Seger.
– Ktoś znajomy?
Oczy Montoyi błysnęły jak zawsze, kiedy udało mu się odkryć coś ciekawego.
– Można tak powiedzieć. – Pchnął ramieniem drzwi.
Na zewnątrz z:robiło się zbiegowisko – ludzie, którzy nocami włó¬czyli się po ulicach, zainteresowani sąsiedzi i gapie, którzy zawsze chcieli być tam, gdzie się coś dzieje. Może wśród nich był morderca.
Wiadomo było, że seryjni mordercy lubią oglądać skutki swojego działania. Podniecało ich to, że mogą patrzeć, jak policja zbiera ślady, które specjalnie zostawili. Niektórzy mieli na tyle odwagi, żeby obser¬wować śledztwo i oferować "pomoc".
Pomyleńcy.
Furgonetka prasowa stała po drugiej stronie, za żółtą policyjną ta¬śmą, a wyzywająco ubrana reporterka rozmawiała z kamerzystą. Kiedy Bentz przechodził pod taśmą, podniosła wzrok. Natychmiast, nie prze¬rywając rozmowy, podskoczyła do niego, a facet z kamerą na ramieniu popędził za nią..
– Nadchodzą kłopoty – szepnął Montoya. – Ubrane w modne fata¬łaszki.
– Detektywie! – zawołała reporterka, nawet nie siląc się na uśmiech. ¬Jestem Barbara Linwood z WBOK. Co tu się stało? Kolejne morderstwo?
Nie odpowiedział.
– Słyszeliśmy, co mówią ludzie. Podobno ofiara była prostytutką, a ostatnio zamordowano kilka kobiet – wszystkie były prostytutkami. Zaczynam podejrzewać, że mamy w Nowym Orleanie seryjnego mor¬dercę. – Czekała z pytającym wyrazem twarzy. Chciała, żeby okazało się, że seryjny zabójca szaleje na ulicach miasta. Potrzebowała dobrej historii.
Bentz nadal milczał i wtedy odezwał się jego pager.
– Detektywie, niech pan coś powie. Zabito kolejną kobietę? Prosty¬tutkę? – Powiew wiatru rozwiał jej włosy, lecz ona nadal wyczekująco wpatrywała się w Bentza.
– Mamy martwą kobietę – powiedział. – Prowadzimy wstępne śledz¬two. W tej chwili nie mam nic do powiedzenia.
– Jak zwykle. – Była energiczną osobą, miała około metra sześćdziesięciu wzrostu, ostre rysy twarzy, silny makijaż i nie dawała łatwo za wygraną. Oprócz Bentza, zamierzała wciągnąć do rozmowy Montoyę. – Jeśli w naszej okolicy grasuje seryjny morderca i czai się na uli¬cach Nowego Orleanu, ludzie mają prawo wiedzieć. Chodzi o bezpie¬czeństwo. Czy może mi pan udzielić krótkiego wywiadu?
Bentz zerknął na kamerę na ramieniu operatora. Nie powiedział ani słowa, ale czerwona lampka paliła się jasno.
– Już powiedziałem.
– Kim była ofiara?
_ Jestem pewien, że departament policji wyda rano oświadczenie.
– Ale…
_ Istnieją pewne zasady, pani Linwood. Musimy najpierw powiadomić rodzinę. To wszystko, co mam do powiedzenia w tej chwili. – Od¬wrócił się do niej plecami, ale w duchu przyznawał jej rację• Po ulicach chodził potwór, może było ich kilku i ludzie powinni być ostrożni.
_ A pan?- zapytała Montoyę, ale na próżno. Reuben może i miał ochotę pogadać z ludźmi z telewizji i zdobyć trochę sławy dla siebie, ale nie chciał narażać się na kłopoty z MelindąJaskiel albo prokuraturą• Był zbyt rozsądny i ambitny, żeby tak sobie zaszkodzić.
Bentz minął kilka radiowozów z zapalonymi światłami i sprawdził, kto go wzywa. Potem zadzwonił na komisariat. Wiadomość była krótka. W WSL.J pojawiły się kolejne problemy. Doktor Sam znowu otrzymała ostrzeżenie – tym razem w postaci tortu urodzinowego dla Annie Seger, podrzuconego w kuchni w WSLJ. Ktoś rzeczywiście starał się zaszkodzić pani doktor.
_ Do diabła. – Bentz wyjechał ostro na drogę. Otworzył okna i wpuścił do środka ciepłe powietrze. Ruszył w stronę dzielnicy biurowej, pozostawiając w tyle stare domy. Kimkolwiek był ten John, miał chore poczucie humoru. W szystko razem przypominało senny koszmar. Czy to zbieg okoliczności, że ta prostytutka zginęła w urodziny Annie Se¬ger? Czy istniał związek pomiędzy zabójstwami i pogróżkami pod adresem Samanty Leeds?
Przejechał pomarańczowe światło przy ulicy Canal i zwolnił. To, że popełniono morderstwo tej samej nocy, kiedy, doktor Sam.ktoś zrobił głupi dowcip, nie oznaczało, że te sprawy były ze sobą powiązane. Tym razem nie znaleźli banknotu studolarowego z zamazanymi oczami. Od¬wołania do grzechu i odkupienia nie miały nic wspólnego z zabójstwa¬mi… radio też nie było włączone na Przy zgaszonych światłach… Poczuł się bardzo zmęczony…
A jednak nie potrafił przestać myśleć o tym, że coś łączyło te sprawy. Czegoś mu brakowało, tego był pewien. Czegoś oczywistego. Skręcił za róg i wtedy zrozumiał.
Nie chodziło o program Przy zgaszonych światłach, tylko o audycję przed nim. Kobiety zginęły wcześniej. Ciała zostały znaleziono później i był gotów założyć się o całą pensję, że zostały zamordowane podczas gdy trwały Nocne wyznania.
Dlaczego wcześniej na to nie wpadł?
Sprawca mordował kobiety w trakcie programu doktor Sam.
– Sukinsyn – mruknął i poczuł nagły przypływ adrenaliny, który zawsze pojawiał się, kiedy Bentz był bliski rozwiązania sprawy. To było to – związek. Do tego czerwona peruka, bo doktor Sam jest ruda. Chole¬ra, jak mógł tego nie zauważyć? Pojechał na komisariat, zaparkował i po¬pędził na górę. Zaczynał służbę dopiero po południu, ale wiedział, że i tak nie zdoła zasnąć. Pytania i nowe teorie przelatujące mu przez gło¬wę nie dadzą mu zmrużyć oka.
"W afekcie" отзывы
Отзывы читателей о книге "W afekcie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W afekcie" друзьям в соцсетях.